niedziela, 28 czerwca 2015

BwO - Sugar Uncle - Rozdział I

• seria: (Ex-)Blondynka w opałach,
• epizod: Sugar Uncle,
• autor: Enji,
gatunek: komediodramat (tak naprawdę "komedia"),
rodzaj: fanfiction,
• ostrzeżenia: aluzje seksualne, przekleństwa, wyjście z wprawy autorki...
 • notka odautorska: 
Czas rozpocząć sezon wakacyjny! Większość z Was pewnie zaczyna lato z serialami, spaniem do dwunastej w południe i... czytaniem fanficów (do dwunastej w nocy, a jakże). Dla tych, którzy leniuchują, jak i dla tych, którzy załapali się na jakąś pracę sezonową, mamy mięsisty kawałek na lipiec (jako że obie z nas lipiec spędzą pocąc się na praktykach studenckich...). Gospodarujcie rozsądnie nowym rozdziałem. Może akapit na dzień? Ewentualnie pozostanie wymyślanie alternatywnych scenariuszy. (⌯⌅⌄⌅)

Z powodu tego, że kompletnie straciłam w wiarę w to, iż połapię się na nowo o co chodziło w Hipnotyzerze, postanowiłam porzucić go na czas nieokreślony i przeskoczyć do kolejnej części w settingu Blondynki w Opałach (tym razem: Ex-Blondynki w Opałach). 

Mam nadzieję, że jest trochę śmiesznie, trochę puchato i trochę głupkowato. Pisałam pod kierownictwem Allis, także nie może być tragicznie.

Wybaczcie mi nieco drewniany styl, ale wyszłam z wprawy i muszę na nowo wrócić do starych nawyków (jak do tej pory pisałam same eseje naukowe i polemiki...). Na osłodę dodaję bezpośrednie linki do e-reituki!

CZEKAMY NA WASZE KOMENTARZE!  :3



DOWNLOAD E-REITUKI:





Pedałowałem, nie forsując swoich nóg i nuciłem pod nosem tekst piosenki Lorde. Ostatnio pedałowałem częściej niż dotychczas zwykłem to robić (mówię o rowerze, rzecz jasna, chociaż w domu też zdarzało mi się trochę popedałować...).

Był październik. Typowy, japoński, bezchmurny październik, którego następstwem były korki na drogach rowerowych (takie są realia w kraju, w którym na jednego obywatela przypada aż 0,56 tegoż jednośladowca). Najgorsze były matki z dziećmi, które nie do końca jeszcze ogarniały swoje trzykołowce - chociaż tak naprawdę bardziej niż pokraczna jazda dziatwy dotykał mnie fakt, że mamusie poruszały się na identycznych damkach jak moja. Wydawało mi się, że obniżona rama jest zwiększeniem komfortu jazdy dla panów, aby się przypadkiem nie uderzyli w jajecznicę podczas awaryjnego hamowania stopami...

Mamy były jednak bardzo dumne ze swoich retro rowerów i jeszcze dumniejsze z innowacyjnych rowerków swoich dzieci, które - ku udręce tradycyjnych rowerzystów na przyzwoitych rowerach miejskich (lub tak jak ja na stylowych beach cruiserach) – posiadały niezwykle wymyślne funkcje „umilania jazdy”. Niemal wytuningowane rowerki dziecięce były wyposażone w grzechoczące koraliki na szprychach, świecące diody, klaksony wydające kreskówkowe odgłosy czy flagi łopoczące przy bagażnikach. Dając się wyminąć kolejnym początkującym rowerzystom na swoich pierwszych w życiu jednośladach i to w kształcie kucyków pony, uświadamiałem sobie jak bardzo nie nadaję się na ojca. Co najwyżej na tatusia, w końcu byłem – można by rzec – sugar daddy'm własnego pieska. Ojcostwo jednak brzmiało zbyt podniośle, nie pasowało do moich nike, beanie, tregginsów, ricków owensów - tak jak macierzyństwo nie do końca szło w parze z miniówkami, kabaretkami czy pleaserami [1] na czternaście centymetrów wzwyż. Ktoś może powiedzieć – co mają torebki Valentino do rodzicielstwa? Gdyby założyć, że taka torebusia typu bowler jest metaforą mojego pedalstwa, to chyba całkiem sporo. 

Oho, powiedziałem… 


#けつもどき。
#PEDALSTWO.


Czując się wewnętrznie usprawiedliwionym, przejechałem ostatnią prostą na osiedlu Eifuku [2] w dzielnicy Suginami. Chodniki między (głównie parterowymi i szeregowymi) domkami a trochę szerszą jednokierunkową były niezwykle wąskie, dlatego byłem wdzięczny, że uwolniłem się w końcu od przekleństwa trójkołowych rowerków i konwojujących ich, czujnych jak oddziały secret service, matek. Dom z numerem 24. Furtka była otwarta, wystarczyło pociągnąć za klamkę. Ile razy ja mu powtarzałem, żeby w końcu zrobił coś z tym intercomem, bo kiedyś wróci z Lawsona i odkryje, że ktoś wyniósł mu pół domu, a przynajmniej połowę garażu, który przecież jest niczym jego sanktuarium... 

Postawiłem rower pod daszkiem i zadzwoniłem do drzwi, oblizując w międzyczasie swoje usta językiem, chcąc je cokolwiek nawilżyć, bo były zniechęcająco spierzchnięte. Byłem pewien, że zaraz pójdziemy w ślinę, więc wypadało być przygotowanym na każdą ewentualność. Tym bardziej, że Akira całował czasami jak odkurzacz, kiedy czuł się „w nastroju”. Na dodatek byłem ciekawy, co powie na moją nową fryzurę, w końcu przyjechałem mu się specjalnie pokazać…

Cofnąłem się i zmarszczyłem brwi, usłyszawszy podniesione głosy tuż za progiem. Mieszanina rozemocjonowanych odgłosów, ludzi mówiących jednocześnie jeden przez drugiego, wskazywała na to, że przedpokój był właśnie areną dla jakiejś rodzinnej awantury. 

- Powiedziałam nie! Zrozum, że ja też jestem w podbramkowej sytuacji! - ktoś pociągnął mocno za klamkę i uchylił drzwi, a ja aż podskoczyłem, bojąc się konfrontacji z obcym awanturnikiem.

- Przecież ja nie mam do tego warunków! Nie kpij sobie! Hej! Słyszysz?! 

Drzwi jeszcze na moment się zamknęły, by po chwili rozewrzeć na oścież ze złowieszczym skrzypnięciem zaniedbanych zawiasów. Z przedsionka wymaszerowała zamaszyście kobieta. Była pod czterdziestkę, chociaż ani jej twarz, ani koloryzowane włosy nie zdradzały jej wieku – była to zasługa jej poważnego ubioru typowego dla kobiety powoli zbliżającej się do niebezpiecznej granicy przekwitania. Zatrzymała się na moment i rzuciła mi przelotne spojrzenie, marszcząc swoje wyregulowane brwi. Nic jednak nie powiedziała, robiąc minę osoby, która odnosi mgliste wrażenie, że widzi kogoś znajomego, ale nie potrafi dopasować imienia do twarzy i vice versa. W ostateczności dała sobie spokój, rzucając bezpretensjonalnym „dōmo” w moją stronę, siląc się na taki ton głosu, jakby czuła się trochę winna za awanturę w przedpokoju. Teraz to ja poczułem się tak, jakbym ją skądś znał. [3] 

Odpowiedziałem jej i zapiąłem rower, skoro Gospodarz-san przekornie nigdy nie zapinał furtki. Za to zapinał co noc coś innego... Znaczy, kogoś innego...

Bardzo ostrożnie zdjąłem swoje air maxy i wszedłem do salonu, zastając dantejską scenę, która zmroziła mnie po koniuszki mojego ombre. Dwoje małych ludzi niewiadomego pochodzenia dokazywało tak, jakby co najmniej znajdowały się w dmuchanym zamku. Dziecko Jeden rysowało na podłodze, zaś Dziecko Dwa jeździło na rowerku wokół stołu, na co Dziecko Jeden popiskiwało „nie jeć mi po kaltce!”. A w środku tego pandemonium Akira, skulony na sofie i mamroczący do siebie jak jakąś inkantację „Nie wierzę, moja mama ma chłopaka...”, myślami będący oddalonym lata świetlne od własnego salonu.

- Te... dzieci – zacząłem niepewnie. - jeżdżą ci po salonie... - wycelowałem kciukiem w jakiś punkt za swoimi plecami. - Rowerem...

Byłem zbyt zdruzgotany, aby pytać o cokolwiek. Nawet nie wiedziałem, o co powinienem był zapytać w pierwszej kolejności. Na szczęście Akira pośpieszył mi z pomocą.

- Ja... wytłumaczę...

Przenieśliśmy się do kuchni. Zaproponował herbaty bezkofeinowej, a ja odmówiłem, zapalając opieszale papierosa. Zrobił więc kubek wielkości miski dla siebie i zaczął opowiadać swoją wersję zdarzeń, żywo ją koloryzując. Słuchałem go w milczeniu, spalając papierosa i kręcąc mimowolnie głową z niedowierzaniem.

- Dobrze rozumiem? Czyli... twoja siostra Junko jedzie wraz z mężem w delegację do Sapporo, zaś twoja mama pojechała ze swoim... err, nowym chłopakiem na wycieczkę do Tajlandii i w efekcie jesteś jedyną duszą na tej planecie, która może zająć się tymi bestyjkami? - potrząsnąłem paczką marlboro, próbując wytrząsnąć z niej ostatniego szluga. Mimochodem pomyślałem o ojcu Akiry, ale szybko zrozumiałem jak głupia i niepoważna była to myśl. - Powaga? Będziesz niańką?

Kończyłem drugiego papierosa, gdy Akira nadal sączył herbatę ze swojego misko-kubka z logo marki produkującej zupki w proszku. Zmarszczyłem brwi. Mówiłem mu, żeby nie kupował już tego ekstraktu z tablicy Mendelejewa…

Męczył tę herbatę i męczył, wmuszając w siebie łyk za łykiem. Wyglądało na to, że wcale nie miał na nią ochoty, a jedynie przyrządził ją jako środek na poprawę koncentracji i umilający kontemplację. Swoją drogą, jak na takiego macho pił całkiem „babską” herbatkę. Bodajże poziomkową z wanilią. Tylko fikuśnej porcelany mu brakowało do dopełnienia wizerunku wiktoriańskiej pensjonarki.

- Chyba psem stróżującym – odparł po chwili refleksji. - Na to wygląda.

- No to nie chcę nic mówić, ale już zostawiłeś dzieciaki same na dziesięć minut. Minus sto do odpowiedzialności i minus dwadzieścia do ekwipunku, bo już pewnie masz po DVD.

- Pomóż mi. Ja tego nie ogarnę... - zajęczał, wyciskając ekspresówkę do kubka. Wysączona woda miała bursztynowy kolor. 

- Spoko. Daj mi minutkę – uśmiechnąłem się pocieszająco, gasząc niedopałek w popielniczce. Wyszedłem z kuchni, a po momencie zmartwiony Akira poszedł mnie szukać, uznawszy, że „minutka” trwa zbyt długo. Złapał mnie przed domem na odpinaniu roweru.

- Hej! Co ty robisz? – krzyknął. - Miałeś mi pomóc!

- Ha, pogięło cię! Nic takiego nie powiedziałem. Zadzwoń do mnie za tydzień, nianiu. 

Akira podszedł i załapał za kierownicę mojego beach cruisera, wykręcając ją w tył, abym nie mógł wyjechać. 

- Nigdzie nie jedziesz. Będziesz siedział ze mną i ubierał lalki. Znasz się na tym.

- Wolne żarty! Kiedy potrzebowałem zostawić Korona na weekend, to powiedziałeś, że przygarniesz go pod warunkiem, że Koron zmieni rasę.

- Nie możesz mnie tak zostawić! Nie bądź mściwy!

Szarpaliśmy się z moją damką chwilę, dopóki na podwórko nie wybiegły Dziecko Jeden i Dziecko Dwa, przyglądając się chwilę naszym zmaganiom. 

- Wujku... bo jesteśmy głodni... - odezwała się ta część komitetu, która najpewniej już potrafiła mówić. Akira obrócił się w moją stronę, uśmiechając złośliwie.

- Słyszysz? Bierz rowerek i zapierdalaj do maca.

- Sam zapierdalaj. Te dzieciaki po tygodniu u ciebie będą potrzebowały opieki psychologicznej i sanitarnej, jestem tego pewien. 

- Takka... - spojrzał na mnie błagającym spojrzeniem mężczyzny na skraju załamania nerwowego. Spanikowałem. Zostałem wystawiony na próbę, na którą nie byłem gotów. Czy mogłem jednak zostawić Akirę samego sobie tylko dlatego, że bałem się podjąć wyzwania? Westchnąłem i puściłem z wolna rower, klnąc pod nosem. 

- Vice-wujek Takanori zrobi wam jeść, bo Akira-oji [4] spali kuchnię robiąc coś innego niż zupka w proszku – obwieściłem demonstracyjnie, wracając do kuchni z zamiarem przetrząśnięcia szafek. Chciałem tylko się upewnić, czy aby na pewno świecą pustkami.

Szafka numer jeden, odżywki białkowe. Oczywiście, nowa faza Akiry - uparł się, że zrobi masę. Szafka numer dwa, płatki śniadaniowe – zapasy jak na wojnę; chyba każdy możliwy smak dostępny na rynku (w tym ta dziwna limitowana edycja płatków w kształcie hamburgerów, które raczej jadło się z lodami niż mlekiem). Szafka numer trzy, oczywiście ryż w worku w towarzystwie zwietrzałej mąki ryżowej oraz octu ryżowego.

- No i co się tak rozporządzasz? Mówiłem, żeby iść do maca, bo nie mam nic do jedzenia...

- Junko nie dała ci żadnej listy? Na pewno musiała zostawić instrukcję obsługi dziecka z książeczką gwarancyjną - zapytałem, zanurzając się do połowy w pozornie pustej szafce. Sprawdziłem, czy nie zalęgło się tam gniazdo pająków, które uznało, że to cudowne, zapomniane przez boga miejsce jest znacznie lepsze do wylęgu niż wymuskany garaż z cuchnącymi luksusem oraz woskiem samochodowym furami.

- Coś tam zostawiła... - Akira pomacał się ręką po kieszeni w spodniach. 

- No, to czytaj na głos.

Usłyszałem trzeszczenie rozwijanego papieru i ciche chrząknięcie. 

- Po pierwsze: Zero telewizji po dwudziestej. Po drugie: Ogranicz palenie przy nich, braciszku. Po trzecie: Żadnych fast foodów...

- No właśnie – wynurzyłem się z szafki, otrzepując ręce. Trochę ostentacyjnie, bo jak się okazało, wcale nie były zabałaganione. No tak. Nie zaglądał tam, to nie zrobił bałaganu – logiczne. 

- Od jednego burgera nie umrą. 

- Pierdolenie – zakasałem rękawy swojej koszuli, nie chcąc się pobrudzić. Nastawiłem rice cooker, bo nic bardziej pożywnego niż ryż do tej pory nie znalazłem.

Akira już niczego nie komentował. Ponagliłem go, aby zajął się dziećmi, a ja rozgrzałem olej na patelni. Uruchomił swoją tajną i jedyną broń (masowego rażenia) – telewizor. Musiałem przyznać, że to uzbrojenie było całkiem nie byle jakie. Najlepsza telewizja satelitarna, ponad 1000 kanałów w pakiecie (chociaż znając preferencje Akiry, w tym koło 300 z ero-ofertą tylko dla dorosłych czyli między innymi takie smaczki jak Asian Girls plus wszelkie mutacje narodowe). Małe Suzukisiątka (właściwie nie miałem pojęcia, jakie nazwisko przyjęła jego siostra wychodząc za mąż, ale Suzukisiątka brzmiało chwytliwie) ucichły jak zaklęte. Przypomniała mi się Pani Suzuki, mama Akiry, która przysiadywała przed telewizorem z taką samą nobliwością w oczekiwaniu na gotujący się bulion dashi. Chyba wszyscy w tej rodzinie byli obciążeni jakimś fatalnym genem teleholików.

Wymieszałem na gładko masę ze znalezionych jajek na tamagoyaki i usmażyłem zrolowane omlety, po czym na tę samą patelnię wrzuciłem kiełbaski ponacinane w kształt artretycznych ośmiorniczek, jak to robiły roześmiane i dumne ze swoich wyrobów gospodynie domowe w spotach reklamowych. 

Ryż dochodził do siebie w robocie kuchennym, więc po chwili wyjąłem go i naprędce przyprawiłem octową zaprawą, okraszając posiekanym w paski nori. 

- No, no. Powinieneś przywieźć ze sobą swój falbaniasty fartuszek następnym razem, a włosy obwiązać chustą.

Obróciłem się przez ramię, obdarzając Akirę pogardliwym spojrzeniem. 

- Znudziły ci się sentymentalne powroty do dzieciństwa? Lepiej pomóż mi z nakryciem do stołu – prychnąłem, wyjmując miseczki i spodki z szafki powyżej mojego ramienia.

- Zrobiłeś parówkowe ośmiorniczki? – zapytał ubawiony, zapuszczając żurawia przez ramię. - Rozkosznie, Takka-chan.

- Ośmiorniczki, kalmary, meduzy... Jak zwał tak zwał – westchnąłem, kończąc porcjować ryż i nastawiając kolejno czajnik z wodą na zieloną herbatę. Akira stanął tuż za mną i objął mnie w pasie, przytulając do siebie.

- Bardzo ładna fryzura – zaczął swoim mrukliwym tonem, kołysząc naszymi biodrami. - Teraz jesteś moją małą, apetyczną brunetką?

- W końcu zwróciłeś uwagę. Naprawdę ci się podoba?

- Wyglądasz dojrzalej. Seksownie. Chociaż będę tęsknił za moją niefrasobliwą blondynką...

- Wystarczy jedna niefrasobliwa blondynka w tym związku – połaskotałem go palcem po podbródku, skłaniając do tego, aby mnie puścił. Dzieciaki pewnie były dopiero na etapie pytania rodziców o to, czym są narwale i maskonury w trakcie przeglądania atlasu zoologicznego. Jak więc wyjaśnić im, dlaczego ich wujek obmacuje jakiegoś podejrzanego typa, który podaje się za ich drugiego wujka, nie używając złowróżbnego i fatalnego terminu „gej”? Dzieci były znacznie gorsze niż papugi. Zwróć się do nich używając nieznanego im słowa, a możesz być pewien, że będą biegać dookoła powtarzając je jak mantrę. Ku zmorze rodziców, którzy nie mogą sobie siarczyście przekląć ulżywszy swojemu rozsierdzeniu, Mali Ludzie podłapują z lubością te nie do końca cenzuralne słówka. „Dupa, sisior, gówno, cycki, orgazm”.

Zanieśliśmy tace z lunchem do salonu, gdzie Suzukisiątka już znalazły sobie inną rozrywkę niż oglądanie telewizji, mianowicie szperanie w kolekcji płyt wujka Akiry. Dziecko Jeden, które było wyższe, stało na palcach i odczytywało niezdarnie tytuły z tajemniczych pudełek, a Dziecko Dwa tylko kręciło głową. Akira drgnął nerwowo, a ja już wiedziałem, co się święci. Odczytałem to z jego pobladłej twarzy, z której w jednej milisekundzie zszedł cały kolor.  

- Wujku, a co to za gra... Se-sekushuaru... doriimu [5]? - Dziecko Jeden trąciło swoim tłustym paluszkiem obrzydliwie truskawkowe pudełko z różowym, fallicznym fontem na grzbiecie.

- Można wiedzieć Momo-chan, co robisz z płytami wujka? - Akira skrzyżował ręce na piersi, chociaż jego czoło zdążyło już się spocić tym śmiesznym potem wszystkich zboczeńców. 

- Chcemy zagrać na plejstejszyn i szukamy gier – zadeklamowała ze śmiertelną powagą Momo, splatając ręce za plecami. 

- Nie ruszajcie tego! Tam jest przemoc... I w ogóle! Krew się leje i mówią brzydkie słowa. To nie jest gra dla dzieci. Dam wam pograć jak wszystko zjecie.

Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć Akirę w roli wujka i musiałem przyznać, że chyba był lepszym kochankiem niż wujem. Ukrywałem swoje ukradkowe, szydercze uśmiechy za serwetką, aby nie zorientował się, że jest dla mnie przednią rozrywką.

- Sexual Dream? - zagadnąłem zaczepnie, wkładając do ust zmizerniałą ośmiorniczkę. Uniosłem swoje brwi. - A cóż to?

-  Nie wiem, Kai mi pożyczył – żachnął się, przysuwając swoje usta do czarki z zieloną herbatą.

- Historię przeglądarki też Kai ci pożyczył...? Cholera wie, może wymieniacie się linkami.

Taka hasłowa rozmowa z Akirą była żenująca. Czułem się obserwowany i podsłuchiwany przez te małe, chłonne kreatury, mimo że jedynym obiektem świdrowanym przez nie wzrokiem była biało-czarna kasetka będąca niczym innym jak PlayStation 4. 

Posprzątaliśmy po posiłku. Akira-oji uruchomił magiczną skrzynkę, powtarzając przy tym dziesięć razy, żeby nie ruszali jego płyt i zawołali go, jeśli będą chcieli zmienić grę, po czym w końcu i tak wrócił do salonu z wielkim pudłem i na klęczkach zaczął wybierać ze swojej kolekcji co bardziej sprośne i niecenzuralne tytuły. Przyglądałem mu się chwilę, jak poci się nad posortowaniem swojego ero-zbioru, nie skąpiąc mu paru uszczypliwości, lecz po „Śliskim Rajdzie 2” i „Bang Bang Band” spasowałem. Niech sam zajmuje się tą siermięgą, bawiąc w kontrolę rodzicielską. Będę musiał podziękować Junko, bo dzięki niej Akira trochę popracuje nad feng shui swojego gniazdka, czy raczej porn shui. Mam tylko nadzieję, że nie zabierze tych płyt do swojej sypialni... 

 - Idę zapalić – uprzedziłem go i wyszedłem przed dom. Wyjąłem paczkę papierosów i wytrząsnąłem jednego. Odpaliłem go leniwie i zaciągnąłem się. - Co za syf... - to były jedyne słowa, które wybrzmiały z moich ust, potem wybijał z nich już tylko smętny, siwy dym. Spalałem jednego papierosa za drugim, dopóki nie spostrzegłem, że ganek wygląda jak zadymiony parkiet w podrzędnym klubie z muzyką dyskotekową. A tak w ogóle, to kto dzisiaj jeszcze tańczy do muzyki dyskotekowej w dobie Tomorrowlandu? Pokręciłem do siebie głową i wrzuciłem zgaszone pety do pudełka.

Dobra.


バック亮叔父に 。
WRACAJĄC DO WUJKA AKIRY. 


Pierwsze, co rzuciło się w oczy to kolosalny karton wypełniony po brzegi zakurzonymi opakowaniami na płyty DVD. Stał tam pod gołą ścianą niemal jak wielki kontener na dziale z tanią pornografią, przy którym zawsze warowali nie do końca eleganccy panowie w smutnych prochowcach, których głowy były oprószone dostojną siwizną pokolenia nie znającego dyskrecji pornhuba. Suzukisiątka na podłodze z kontrolerami od PlayStation, odrobinę już znużone dość monotonną, za to psychotycznie kolorową platformówką. 

Dosiadłem się do Akiry i pogłaskałem go ukradkiem po włosach. Z tej nerwówki zdawały się tracić swój kanarkowy czar. Wypłowiała czupryna ożywiła się na znajomy dotyk i poruszyła swoim nosem. 

- Ale jedziesz tytoniem. Aż chce mi się jarać... - wymruczał, odrobinę się zapominając i nurkując swoimi rozdętymi nozdrzami w zagłębieniu mojej szyi.

- To idź. Spróbuję poudawać, że mi zależy na tym, aby nie wyskoczyły oknem.

- Jesteś straszny. Nie możesz być matką moich dzieci – zaśmiał się, trącając palcami moje udo. Odpędziłem jego rękę, a urażony Akira wstał po papierosy i na migi przekazał mi, abym rzucił okiem na siostrzeńców. Zamieniliśmy się rolami. Szkoda, że w łóżku nie był do tego taki skory… 

Przez kwadrans byłem zmuszany do przejścia kilku poziomów, które dla maluchów okazały się zbyt dużym wyzwaniem, a następnie – kiedy już naturalnie pokonałem wszystkie levele – do wyłączenia za nich konsoli, bo „my nie potrafimy”. Wspaniale. Cały czas zachodziłem w głowę, ile lat może mieć gówniarzeria, że nie uczęszczała jeszcze do przedszkola. Byłem kompletnie pozbawiony zmysłu szacowania wieku małych ssaków dwunożnych, chociaż obstawiałem na trzy i cztery lata. 

Wyjrzałem z nudów przez okno, chcąc sprawdzić na jakim etapie uprawiania swojego nałogu jest obecnie mój chłopak. Akira stał przy furcie, podając przez nią ogień swojemu sąsiadowi, wesoło z nim gawędząc, zapewne o spadających cenach benzyny. Albo właśnie targował się, za ile możliwe byłoby sprzedanie dwójki, dobrze wykarmionych dzieci, uwzględniając specjalną zniżkę w sezonie grillowym. „Dorzucę do tego kontener z pornosami. Jak nówki, raz śmigane” - dubbingowałem go w myślach, ściągając do siebie brwi z niezadowoleniem. Westchnąłem głośno i zanurzyłem się mocniej w trzeszczącym oparciu skórzanej sofy, chociaż koniec końców zdecydowałem się zaparzyć herbatę, aby nie tkwić w tym bezczynie o suchym i spierzchniętym od papierosów gardle. 

Z kubkiem parującej, mocno prażonej hōjicha wróciłem do salonu. Szybka ocena sytuacji: Bestyjki na podłodze, rozkładały cały swój inwentarz zabawek i narzędzi tortur dorosłych; Akira nadal sterczał za oknem, odmachując sąsiadowi już trzeci raz podczas ich rozmowy – za każdym razem podłysiały ogrodnik-amator, hodujący tulipany, gerbery, goździki i krzewy kamelii, zagadywał go ponownie jakąś małostką ze swojego rozkwieconego życia. Pewnie opowiadał mu o rewelacyjnych, ekologicznych odżywkach do jego roślinek, w zamian Akira dzielił się danymi poufnymi dotyczącymi najlepszych olei napędowych na rynku... 

Drzwi frontowe otworzyły się i stanął w nich Akira, zmieniający właśnie kapcie ogrodowe na domowe [6]. Podrzucił dziarsko paczkę papierosów i schował ją do tylnej kieszeni swoich spodni dresowych. Jego beztroskę przerwały piskliwe głosy, które zatrzymały go u progu. 

- Wujku, pobawisz się z nami? - odezwało się Suzukisiątko, które zacząłem już podejrzewać o bycie niemową. Wycofałem się nieco bardziej do kuchni, aby móc bezkarnie obserwować całe zamieszanie z bezpiecznej odległości. Akira zastygł jak struchlały kot. 

- Eee... Tak, a w co, Tatsuhiro-kun?

Malec namyślił się chwilę i spojrzał na swoją starszą siostrę pytająco. W końcu odważył się podzielić ze swoim wujem wizjonerskim pomysłem. 

- W jaskiniowców. Tylko nie będziemy jaskiniowcami. Ty będziesz dinozaruem, a ja małym dinozaruem i będziesz mnie gonił... A ja później będę udawał, że nie żyję, ale ty nie będziesz wiedział, ale tak naprawdę będę pterodaktylem i potem odlecę, i będę chciał cię zjeść.

Akira spojrzał na niego oniemiały, nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał. 

- Co?

Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. 

 - No dawaj, pokaż jakim jesteś dinozaurem. Zrób tyranozaura.

- Po chuj tu w ogóle przyszedłeś? Kraść mi Wi-Fi? - zapieklił się Akira, po czym zorientował się, że nie powinien faszerować uszu dzieci łaciną kuchenną. - Tatsu, wujek jest za stary, aby bawić się w dinozaury...

- W jaskiniowców – poprawił go poważnym głosem chłopczyk.

- Jaskiniowców... 

- Ale tata bawi się z nami w jaskiniowców – wtrąciła się Momo, marszcząc swoje ciemne, grube brwi. - I nosi nas na rękach, i na barana...

Akira wykrzywił usta w bok. Znałem go. Wiedział, o czym myślał. Nie lubił być porównywanym do innych facetów, zwłaszcza męża swojej siostry, za którym średnio przepadał. 

- Skoro wujek nie może być dinozaruem to niech będzie wielkim pytonem.

- Pytonem! - parsknąłem. - Chyba raczej grzechotnikiem!

- A ty żmiją. Przestaniesz w końcu? - sarknął rozsierdzony wujaszek. Pomasował swoje skronie delikatnie i wypuścił ze świstem powietrze przez usta. - Pobawmy się zabawkami. Jutro jak zrobimy zakupy będziemy mieć więcej czasu...

Dzieci jęknęły z zawodem i powróciły do swoich celuloidowych figurek. Szczęśliwie, żadnych grających, plastikowych skurwielin na baterie... 

- Masz jakieś swoje zabawki wujku? - zapytała Momo, kiedy już Akira dosiadł się do nich, nie będąc w stanie dłużej grać na zwłokę. Ujrzałem demoniczny błysk w jego oku, po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie.

- Nie, ja nie mam. Ale wujek Takanori ma bardzo dużo zabawek. Używa ich, kiedy nikt nie chce się z nim bawić – zachichotał, biorąc do ręki pierwszą figurkę.

- Ty perwersie – poruszyłem niemo wargami, na szczęście Bestyjki nie były zainteresowane „moimi zabawkami”, za to ożywiły się na widok miniaturowego androida w rękach ich wuja.

- Nie! To jest Megaman od Tatsu! Ty możesz być apatozaurem.

*

Według rozpiski Junko-san, punkt czwarta siostrzeńcy powinni udać się na drzemkę. Szczęśliwie również zegary biologiczne szczeniaków były zaprogramowane na ową godzinę, więc pomogłem wujaszkowi od siedmiu boleści położyć je do snu w jego pokoju. Kiedy zamknęliśmy drzwi od sypialni, Akira spojrzał na mnie znacząco z rozognionym wzrokiem. Rozchylił swoje mięsiste, gorące wargi i zrobił kilka zdecydowanych kroków w przód, dotykając zalotnie palcami moich bioder. Wspiąłem się na czubki palców i ukąsiłem jego dolną wargę, wsuwając rękę pod jego podkoszulek, aby dotknąć wypukłych mięśni na brzuchu. 

 - Chodź – wychrypiał mi na ucho. Usadził mnie nerwowo na sofie, a ja położyłem się, rozwierając swoje nogi ochoczo do misjonarki. Natychmiast jednak zmieniłem zdanie i odwróciłem się, unosząc swoje biodra, aby wypiąć swoje pośladki w jego stronę. Od razu poczułem na nich dłoń Akiry, która zaczęła mnie ugniatać, szczypać i pocierać od spodu palcami czułe krocze, dopóki nie zanurkowała w głąb legginsów. Stęknąłem i uchyliłem powieki.

 - Ciszej, Taka – upomniał mnie i gorączkowo zsunął swoje spodnie z ud. Nachylił się i zaczął mnie całować. Moje usta, policzki, podbródek, znowu napuchnięte usta.

 - Wolniej, wariacie – zachichotałem, wypychając na moment jego język, by za chwilę przyjąć w siebie i bawić się nim. Dawno nie był na mnie tak napalony. Czyżby to była zasługa nowej fryzury? Akira był spragniony gorącej brunetki? 

Coraz mocniej dobierał mi się do tyłka, a ja popędzałem go rozgorączkowanym szeptem.
 - Ciszej – powtórzył ostrzej.

 - Jak mam być cicho, kiedy dotykasz mojego tyłka w ten sposób… 

Kiedy osunął ze mnie bieliznę, ogarnęła mnie gorączka podniecenia. Chciałem, żeby mnie związał, zakneblował, a potem dosiadł tak, jak jeszcze nigdy. 

- Akira… - jęknąłem, ale głos zamarł mi w krtani, kiedy dobiegł nas dzwonek telefonu. Mężczyzna obrócił się i zaklął w głos soczystą „kurwą”, że aż przeszedł mnie dreszcz. Spłonąłem różowym rumieńcem zażenowania, kiedy spostrzegłem, że byłem bliski złapania Akiry za przegub ręki i szepnięcia do niego „Zostaw to. Zajmij się mną.” jak w jakimś poślednim filmie erotycznym. Podciągnąłem spodnie i poprawiłem włosy, siadając przyzwoicie ze złączonymi kolanami, unikając wzroku mojego chłopaka.

Akira bardziej niż zawstydzony był zirytowany, więc w duchu współczułem już niczego nieświadomemu rozmówcy, widząc te ściągnięte brwi, zaciśnięte wargi i rozdęte nozdrza... Sięgnął po komórkę.

- Jezu, czego? - fuknął, siadając na podłokietniku.

- Nie Jezu tylko Junko. Dzieciaki śpią? - głos w telefonie był niezwykle asertywny. Kobieta mówiła pewnie, kompletnie nie zwracając uwagi na zaszytą groźbę morderstwa w głosie swojego brata. Akira wzniósł wzrok ku metaforycznemu niebu i niemo sączył ze swoich ust przekleństwa.

- Junko. Tak, kuźwa, śpią. Są czyste, najedzone, całe i zdrowe. To wszystko? - odchylił gumkę od swoich dresów i zajrzał do środka, znajdując wewnątrz wydatne wybrzuszenie. Westchnął głośno i zmierzwił swoje włosy, po czym sięgnął na stolik po paczkę papierosów. Poczęstował mnie jednym. Wziąłem, chociaż nie lubiłem palić innych niż mentole. 

- Może powinnam je zaszczepić na polio i tyfus zanim wysłałam je do ciebie...

- Śmieszne – żachnął się, odpalając oba papierosy. Zaciągnąłem niżej koszulę, chcąc ukryć również i swoją zawstydzającą wypukłość. - Junko, wiesz, mam gościa i trochę mi przeszkadzasz...

- Kogo tam znowu spraszasz? Jak mniemam, nie żadną panieneczkę?

- To tylko Takanori... Spotkaliście się w drzwiach.

- Ach, on? Mam tylko nadzieję, że nie polał się żaden alkohol, bo ci nogi z tyłka powyrywam...

- Tak, tak, tak... A sama pewnie pijesz chłodne Sapporo [7] w Sapporo – zaciągnął się i strzepał gorący popiół do popielniczki. Zakręcił papierosem koło swojej skroni, a dym aż zawirował w powietrzu. 

- Cha, cha. Przywieźć ci coś stąd?

- Nie trzeba. Kończę – wywrócił oczami z politowaniem, wsadzając do ust papierosa i poprawiając swojego penisa.

- Zadzwonię jutro. Na razie – pożegnała się z teatralnym zmęczeniem w głosie.

- Na razie – rozłączył się i odłożył telefon na bok. Już nie rwał się do bycia dzikim kochankiem z wenezuelskich telenoweli. Zajmował się swoim napoczętym papierosem, a potem wyjął następnego. Zapaliliśmy po jeszcze jednym, a moje libido już zupełnie opadło. Zamiast niego, ogarnął mnie wstyd, kiedy uświadomiłem sobie, że  byliśmy blisko zrobienia „tego” na pieska bez jakiegokolwiek zachowania dyskrecji... Poczułem wypieki na twarzy, zdając sobie sprawę, że przecież nie byliśmy sami w domu.

- Mało brakowało, co? - przełożył swoje ramię nad oparciem.

- Racja – odparłem lakonicznie. - Trochę... Trochę przesadziliśmy.

Akira nic nie odpowiedział tylko zaśmiał się gardłowo, gasząc niedopałek w mlecznym szkle obrzydliwie tandetnej popielniczki. Położył dłoń na moim udzie i nachylił się, aby mnie pocałować. Posadził mnie na swoich kolanach, a moje uda instynktownie go objęły w wąskiej, męskiej talii. 

- Zostało nam jeszcze paręnaście minut – wyszeptał, oblizując swoją dolną wargę. - Może pójdziemy do łazienki? Szybki prysznic albo coś?

Pokręciłem głową i ucałowałem go w kącik ust. 

- Chodźmy do music roomu. Tylko nie zapomnij wziąć kluczy – wstałem, leniwie przeciągając się, aż wszystkie moje ścięgna zatrzeszczały. - I gumek.

*

Zapiąłem rzepy od adidasów i przerzuciłem torebkę przez ramię. Godzina dziesiąta wieczorem, a wraz z uśpionymi dzieciakami usnęło całe osiedle. Łącznie z tłustymi cykadami.

- Wpadnij jutro – poprosił Akira, wkładając mi coś małego i błyszczącego w dłoń. Klucze. Uniosłem wzrok na niego pytająco. - Jakbym spał to otwórz sobie drzwi – wytłumaczył, masując swój kark. - Nie jedź na rowerze po ciemku. Odwiózłbym cię, ale sam rozumiesz... Dam ci na taksówkę, co?

Wywróciłem oczami. Pocałowałem go w kącik ust na pożegnanie i zapewniłem, że przecież dam sobie radę. 

 - Dobranoc, Sugar Uncle - szepnąłem na odchodne.
______________________________________________
1  Pleaser to amerykańska marka obuwnicza słynąca z pantofli dla striptizerek. 
2  Eifuku to „osiedle” (-cho) w dzielnicy Suginami; osiedle na którym prawdopodobnie mieści się siedziba PSC. Ponadto, prawdopodobnie cała piątka mieszka w obrębie Suginami (Reita i Uruha wspominali, że mieszkają kilkanaście minut od biura), a teorię umacnia fakt, że kilkukrotnie zdjęcia do Garish Roomów były robione w tejże dzielnicy. Stąd te lokacje w fanficu.
3  Dōmo jest bardzo kolokwialną formą „cześć” używaną do osób, które bardzo dobrze znamy i lubimy lub ironicznie do osób, których nie darzymy sympatią.
4   (jap.) wujek.
5   セクシュアルドリーム (jap.) sexual dream.
6  Japończycy zazwyczaj mają trzy pary kapci: jedną przeznaczoną po domu, drugą przeznaczoną do łazienki, a trzecią – opcjonalnie – przeznaczoną do poruszania się przed domem, lecz nie poza granicami działki. 
7  Znana marka japońskiego piwa.