środa, 6 lutego 2013

Jeden dzień z życia Reituki [OS]

☆ tytuł: Jeden dzień z życia Reituki,
☆ typ: oneshot, (to się pisze razem czy rozdzielnie?)
beta: Enji, 
☆ gatunek: komedia romantyczna, perypetie,
☆ ostrzeżenia: przekleństwa, seks i niedociągnięcia w betowaniu,
☆ notka autorska: 

Pewnie każdy z Was już tęskni za (czeka na/cieszy się) feriami. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę mieć tak zalatany czas wolny. Jeszcze to oczekiwanie na wiosnę. Chyba mam dość zimy, nie dopisuje mi humor oraz chęci. 

Opóźnienia są spowodowane moimi komplikacjami w zespole oraz tym czymś na M (nie, nie Miłością. Matu... no). Enji się angażuje artystycznie. Nawiązując do ficka, nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się z nim zgadzam, znając realia jakie panują w zespole. Lider despota, zmęczenie, senność, brak kawy i jeszcze większy brak kawy... Nie przeciągam. Chcę tylko dodać, że to coś zupełnie innego. Coś, czego jeszcze na tym blogu nie było. Przeczytajcie, a zdradzę Wam, co to za nowość

Na razie nie wstawiam nowej rozpiski. Stary harmonogram anuluję, a nowych terminów nie podaję, aby nie wzbudzać nadziei (sugeruję subskrypcję naszego bloga. Zajmie to kilka sekund, a możecie zyskać dostęp do aktualności). Muszę się zebrać do kupy.

Z głębi serca: gomenasai~!


~*~




Jak wygląda poranek dla każdego śpiocha? Niewątpliwie jest ciężki i doprowadza do skrajnych emocji jak płacz czy nawet prokrastynacja. 

Bez względu na to, w jaki sposób budzisz takiego osobnika, wszelkie próby obudzenia go wbrew biorytmowi grożą utraceniem ręki lub innej części ciała. A już na pewno słuchu czy też innych zmysłów, choćby wrodzonej dobrotliwości.

Bo w końcu ileż można się zwlekać z łóżka? To pytanie zadawał sobie za każdym razem nasz manager słynnego na całą Japonię zespołu the GazettE. Zwykle nie zbudzał nas co ranek i nie przywoził do miejsca pracy w jednym samochodzie. Ale w sytuacji, kiedy nagrywamy singiel albo - co trudniejsze - album jego obowiązki wzrastały o tą jedną czynność w zakresie jego listy zadań, za które mu zresztą płacą. Ciekawe jaka prema przysługiwała mu z tego tytułu i jak to wyglądało na umowie o pracę? Opieka nad synchronizacją pracy artystów?

 - Ruki-san proszę, wstań. Musimy jechać do studia - z grzecznością i pozostałymi resztkami cierpliwość pukał w moje drzwi, chcąc nie chcąc wyprosić mnie z własnego mieszkania.  Co dziwne nawet Koron się nie obudził. Jaki ojciec, taki syn…

 - Jedźmy bez z niego. Dojdzie jak się zwlecze - w tym samym bloku, dosłownie parę dźwiękoszczelnych drzwi dalej, mieszkał Reita. Basista ów wspaniałego (bo mojego) zespołu, którego główna perełka - czyli ja - zawsze miała problemy z wybraniem się na czas. Punktualność to cnota. Każdy ją kiedyś traci… Ja ją straciłem jako licealista. I nie mam tu na myśli dziewictwa, a zdolność wstawania punkt ósma.

 - Ech… - Koga-san westchnął zmęczony piętnastominutowym staniem pod mieszkaniem i „waleniem” pięścią w drzwi.

Basista zszedł z managerem do samochodu, a ja spałem nadal w najlepsze.
Nikt nie może jednak mnie za to aż tak pochopnie obwiniać. W końcu nie każdy zna ból bezsenności. Neurotyczności i innych nabytych dolegliwości, które utrudniały sen, czy też powodowały jego nadmiar. Ze spaniem jest jak z czekoladą. Jak ktoś tego nie lubi, to coś jest z nim nie tak [swoją drogą, Enji nie lubi czekolady (przyp. bety). Potwory…

 - Dziesiąta… - w końcu jednak obudziłem się. Zapłakałem zmęczony na głos, odczytując godzinę wyświetloną na ekranie iPhon’a. Dla mnie nawet dwunasta w południe była bestialsko wczesna porą! A przecież czasu nie znosiłem marnować, jednak w zetknięciu się z łóżkiem moja wola zawsze przegrywała. Ahhh ta ciepła podusia~
W kaszmirowej poszewce! 

Wysunąłem się spod pościeli i dosłownie ześlizgnąłem na podłogę. Leżałem na niej parę dobrych minut i stwierdziłem bez większych wyrzutów sumienia, że skoro i tak jestem spóźniony to nie będę się spieszył. Swoją drogą, ścieżkę wokalu nagrywa się zawsze jako ostatnią.

Pozbawiony skrupułów, jak i również nastroju, wtoczyłem się do saloniku przed studiem nagraniowym, gdzie każdy przywitał mnie swoim spojrzeniem wyrażającym mniejszą lub większą niechęć.

 - Nie spieszyłeś się, co? - basista zakpił mi w twarz, kiedy właśnie odkładałem swoją torbę na fotel.  
 - Nie podejrzewam, że Koga-san zostawiłby mnie bez pobudki, więc zgaduję, że to był twój pomysł - odgryzłem się wylewnie, bez obrażania Akiry.

 - O co się złościsz? Pozwoliłem ci się wyspać. Myślałem, że będziesz mi wdzięczny - wstał z fotela po swoją gitarę basową (model z ESP) i zabrał kostkę ze stolika. No tak, AKIRA. Nie chciało mu się po prostu mnie budzić i jeszcze uskarża się o brak wdzięczności z mojej strony. Tylko on potrafi mieć pretensje o niedocenianie jego nic nie robienia.

 - Ruki, porozmawiacie sobie potem. Reita musi teraz zagrać swoją partię. Idź rozśpiewać głos –  do rozmowy wtrącił się lider. Zawsze twierdził, że choć i jestem sercem zespołu i nikt mnie nie zastąpi, to marnuję zbyt dużo czasu  wokół swojej osoby i nie pozwoli, abyśmy stracili go jeszcze więcej. Tym bardziej, że jest to tracenie czasu na leczenie swojego złego humoru przekomarzaniami z basistą. Z resztą, to niesprawiedliwe, w końcu to On zawsze zaczyna!

 - Nie piłem kawy - obwieściłem wszystkim ten, jak mi się zdawało, znaczący fakt, tłumacząc swój podły nastrój kofeinowym delirium. Kawa kawą, ale byłem zwyczajnie zły, że Pan Macho (tudzież Macho-san) kazał mnie zostawić, zamiast próbować obudzić. De facto każdy ma teraz jedynie do mnie pretensje. Przecież nie mam aż tak twardego snu, bo jeśli trzeba to wstanę. Budziki są po prostu podłe. Zwłaszcza te aplikacje w telefonach - albo dzwonią za cicho albo w jakiś magiczny sposób się wyłączają, zamiast zgodnie z wolą użytkownika aktywować opcję „drzemka”. Czy to aż takie skomplikowane? A niby teraz AI komputerów przewyższa ludzką inteligencję. Nie ma to jak wykonać algorytm z fizyki kwantowej, a nie potrafić zadzwonić po pięciu minutach ponownie.

 - To idź sobie zaparz w ekspresie. Jeśli tylko ma ci to poprawić humor - Kai oddelegował mnie do firmowego bufetu, gdzie miałem kupić sobie dopalacz kofeinowy, który rzekomo był głównym powodem moich złośliwości. Posłuchałem go. Kupiłem. Wypiłem. I…  

… nadal marudziłem. Każdy zachęcał mnie do pracy i starał się, abym poczuł się bardziej komfortowo. W efekcie całe dzisiejsze spotkanie zakończyło się na przepychance.

 - Ty myślisz, że to takie proste? Napisać tekst. Zaprojektować koszulki. Że można to zrobić ot tak? - wymieniałem na placach prawej dłoni wszystkie swoje obowiązki. To, co robię dla zespołu. Byłem mocno zdołowany. Wszystko mnie drażniło i byłem u skraju wytrzymałości…

 - Nic takiego nie powiedziałem! Zresztą, nikt ci tego nie każe robić. Sam chcesz! - kłóciłem się z Akirą. Po raz kolejny.

 - Bo ty się wolisz zwyczajnie opierdalać. Wybrałeś sobie nawet taki instrument, który wymaga najmniejszego wkładu własnego.
 - Przeginasz… - Reita syknął na mnie rozgniewany.
 - Tylko grałbyś na PS3 bądź wii, albo u mnie sobie…
 - Kurwa! Teraz to już ci przywalę! - rozjuszony basista chyba nie myślał zbyt trzeźwo… a przecież nie mógł być pijany. Wczoraj – czyli blisko dwadzieścia cztery godziny temu - wypiliśmy tylko po jednym piwie, w dodatku imbirowym ale. Tym przecież nie da się upić!

Jego chemiczny stan umysłu nie miał znaczenia, bo i tak rzucił się na mnie. Szuja jedna! Szarpnął mnie za koszulkę i przewrócił na podłogę. Upadłem, nabijając sobie kilka siniaków. Nie zamierzałem jednak oddać sprzeczki walkowerem. Ja też mam swój temperament, pomimo że nie posiadałem grupy krwi A. W zastępstwie za przebojowość miałem swoją przerośniętą dumę.

Wstałem i używając jedynie dłoni uderzyłem nią w twarz Reity. Było to na tyle upokarzające dla niego, że machinalnie mi oddał, z tym że fizycznie jego większa ręka zadała stricte więcej bólu…

 - Ty… ty mnie uderzyłeś! – szepnąłem zaszokowany, masując swój policzek. Nigdy wcześniej tego nie zrobił…
 - Chłopaki. Uspokójcie się. Przecież jesteście w końcu…
 - Morda, Kai! – ukróciłem interwencję lidera.
 - Hej! Tylko mi bez takich - bronił się. Jego próby załagodzenia konfliktu dały wynik pozytywny. Ulotniliśmy się z pomieszczenia wspólnie.

 - No, ekstra… Właśnie tak sobie to wyobrażałem. Naprawdę! Jak chcecie to możecie iść. Nic nie zdziałamy, dopóki Reita nie nagra swojej części! – krzyczał za nami w swój pieniacki sposób, jak amatorski treser próbujący nakłonić do posłuszeństwa yorka z rodowodem i amstaffa. W ramach „odstresowania” zajął się najmniej lubianą przezeń papierkową robotą, którą wykonywał jako lider. Jak władczo nie brzmiał ten tytuł, to odrobinę go w to wrobiłem... Nie zostałem liderem tylko dlatego, że nie chciałem się zajmować załatwianiem wszelkich spraw u zwierzchników i innych osób, którym trzeba czasem „polizać dupę”. No i jeszcze jedna, ważna kwestia… Ja i papiery? Phi! No way! Nie potrafiłem nawet samodzielnie PIT-ów wypełnić!

 - To takie niesprawiedliwie - szepnął do siebie Kai i złapał po obu stronach opasły plik dokumentów i postukał nimi o pulpit biurka, żeby ułożyły się równo.


[godzinę później]


Mimo jadowitej niechęci do Reity na chwilę obecną, pozwoliłem mu zająć miejsce pasażera i zabrać się ze mną do apartamentowca. Czasami nie potrafiłem znieść faktu, że mieszkamy tak blisko siebie. Akira jest ciężkim przypadkiem sąsiada. Jeśli mieliście kiedyś za ścianą kogoś, kto ukochał sobie puszczanie death metalu o pierwszej w nocy i pożyczanie byle pierdoły – cukier, sól, papierosy, whatever – to wiecie, co mam na myśli, systematyzując go jako „ciężki przypadek”.

 - Mógłbyś uważać na moje auto i nie trzaskać drzwiczkami? Niedawno go przelakierowałem - upomniałem basistę, aby okazał trochę szacunku mojemu środkowi transportu, bo w przeciwieństwie do niego, nie wymieniałem samochodu co rok. Z resztą, on śmie się nam nie wydzierać, jak mu się tapicerka „pomnie” pod moim siedziskiem.  

 - Słucham? Przecież wcale nimi nie trzasnąłem.
 - Powinieneś przeprosić, a masz czelność jeszcze się rzucać, że zwróciłem ci uwagę? Chociaż mi podziękuj za podwózkę… Benzyna poszła w górę. Nie pamiętasz katastrofy w Zatoce Meksykańskiej? A ponoć jesteś tak „do przodu” z polityką.

 - No chyba ci się coś popierdoliło. To ty się rzucasz o wszystko. Nawet o te pięćset yen za litr. Poza tym, ty masz diesel’a, więc nie wypominaj mi benzyny. Jak pipa - mruknął do siebie i ruszył na przód. Czy to było przezwisko, czy już obraza?
 - Durny kutas - przyspieszyłem kroku, wyprzedzając blondyna. Wyzwałem go nawet na niego nie patrząc.

Do windy stety-niestety dotarliśmy jednocześnie. Posypały się kolejne wyzwiska. W miarę jak liczba wskazująca piętro rosła w górę, obelgi były coraz bardziej ostre…
 - Sukinsyn.
 - Suka.
 - Szmaciarz.
 - Szmata.
 - Dziwkarz.
 - Dziwka.
 - Impotent… - Zamilkł, nie potrafiąc wymyślić słowa w żeńskim rodzaju na „impotenta”. Impotencja?

Naszą „wymianę zdań” zakończył dzwonek windy, który oznaczał dotarcie na odpowiedni poziom. Drzwi się rozsunęły i każdy z nas rozszedł się w swoją stronę. Równie głośno zamknęliśmy swoje mieszkania. Swego rodzaju pojedynek „czyje trzasną głośniej”.

Wziąłem kąpiel, chcąc zmyć z siebie nadmiar potu przez intensywną irytację w ostatnim czasie. A Reita – znając jego rytuał poprawy humoru - najpierw wypił duszkiem dwie puszki piwa i dopiero po tym wybrał się pod prysznic. Śmierdziel.

Już odświeżeni zaleczyliśmy kolejny, absurdalny pojedynek. Czyja muzyka będzie grała głośniej. Inaczej mówiąc kto ma mocarniejsze głośniki z systemem hi-fi, wah-wah oraz subwooferem.

Upajałem się industrialną muzyką, popijając wino, będąc jedynie w swoim ukochanym szlafroku z satyny. Czekoladowy materiał ogrzewał moje wilgotne ciało.

Akira z kolei ubrał się zwyczajnie, jakby planował jakiś wypad na miasto (pewnie dwa piwa to mało, muszą dojść do tego drinki). Wyjść z domu wyszedł, ale zamiast do windy skręcił w stronę mojego mieszkania.

Zapukał grzecznie i czekał. Nie byłem w nastroju do wizyt. Nie otworzyłem gościowi. Zamiast tego chwyciłem za pilot i przełączył na kolejny kanał w telewizorze, szukając czegoś ciekawego. Ciekawszego niż teleturnieje.

 - Nie chcesz otworzyć po dobroci to wejdę sam. - Reita nie był cierpliwym człowiekiem.
 - Och! Nagle sobie przypomniałeś, że masz klucze do mojego mieszkania? - w salonie zmaterializowała się postać Suzukiego, uśmiechając kwaśno. - Bo rano jak trzeba było mnie obudzić to oczywiście je zapodziałeś.

Akira podszedł do sofy, na której siedziałem i wsparł się dłonią o jej oparcie. Trochę się… poczułem zdominowany, kiedy tak patrzył na mnie z góry. Pochylił się nad moim drobnym ciałem i ucałował w policzek.

 - Bardzo cię wtedy bolało? - zapytał troskliwie. Rozchylił powieki i spojrzał na mnie.
 - Trochę…
 - Przepraszam. Pójdziemy do sypialni? - Reita ponownie zbliżył swoje usta do mnie. Tym razem szeptał uwodzicielsko.

 - Nie mam nic przeciwko.- odpowiedziałem wymijająco, żeby nie być „takim łatwym”. Mimo wszystko moja łatwość wyszła na jaw, kiedy „łatwo” podniósł mnie i na rękach zaniósł do sypialni.

Położył mnie na zaścielonym łóżku i od razu wspiął się na nie w gotowości. Zaczął pośpiesznie całować moją szyję. Sapnąłem cicho w odzewie. To było takie przyjemne, kiedy mnie pieścił swoimi ustami. Zsunął satynowy materiał z mojego ramienia. Oh Geez! Czemu wparował mi do mieszkania akurat wtedy, kiedy miałem na sobie tylko ten krótki szlafrok?

 - Całuj mnie w usta, idioto - upomniałem Reitę, łapiąc go za głowę.
 - Znowu mnie wyzywasz? Nieładnie. - Akira całował się z mną namiętnie. Wsuwaliśmy sobie wzajemnie języki w usta i zagryzaliśmy delikatnie wargi. Był rozochocony. Nie mniej niż ja, bo ten kretyn rozebrał mnie w tym czasie do naga i już nie miałem możliwości odwrotu.
 - Rozbierz się - podciągnąłem mu koszulkę i zdjąłem z jego ramion. Znów się na mnie rzucił. Całował mnie tak łakomie. Po naszych kłótniach zawsze był agresywniejszy w łóżku.

Starałem się podnieść, żeby trochę przystopował. Udało się. Nie wierzę. Oparłem głowę o jego klatkę i rozpinałem mu spodnie. Pasek, guziki i rozporek. On w tym czasie muskał mój policzek swoimi wargami. Skubał moją szyję i zostawiał na niej czerwone ślady.

 - Kocham cię, mimo wszystko - szepnął nad moim uchem. Wstał i zdjął swoje jeansy. Zaprezentował mi się niczym model. Wiedział, że kocham jego ciało. Mięśnie. Nie był napakowany. Właściwie miał słabo zarysowaną muskulaturę, ale z pewnością wyraziściej ode mnie.

 - Wiem - odpowiedziałem mu cicho. Nie takiego odzewu się spodziewał. Ujął moją szczękę w swoją dłoń i skierował wzrok na siebie.

 - Co powiedziałeś? - dopytał i zacisnął palce na wgłębieniach w moich policzkach. Zabolało.
 - Kocham cię - mruknąłem ku jego radości.

Przyklęknął przed mną i scałował moją twarz, krtań, obojczyki…

Wyjął z szufladki żel, żeby mnie rozciągnąć… Tam. Rytuał za każdym razem wyglądał tak samo. Jego palce rozluźniające moje intymne sfery pod prąciem i usta ssące sutki. Na przemian kołował nimi za pomocą języka albo obejmował szczelnie wargami. Tak stymulowany rozluźniałem się bardzo szybko. I chyba stękałem.

 - Takanori? - zawołał, kiedy przerwał nasz pocałunek. Leżał na mnie, a ja – rzecz oczywista - pod nim. Obaj nadzy. Rozgrzani. - Wchodzę - poinformował mnie tak rozkosznie. Odetchnąłem parę razy i przymknąłem powieki.
 - Wiem, czuję - mruknąłem. Podniósł się ze mnie i złapał pod kolanami. Zaczyna się - pomyślałem.

Wsunął swojego penisa w mój otwór. Wślizgnął się bez większych problemów. Akira ponownie przykrył mnie swoim ciałem i całował czule w usta. Zawsze umykał mi moment, kiedy to zaczynał się poruszać. Budziłem się dopiero w połowie, gdy uderzał w moją prostatę.

 - A-Akira…- szepnąłem gardłowo. Obejmowałem jego ramiona swoimi dłońmi i drapałem go po plecach. Wbijałem paznokcie w sprężystą skórę. Później mu posmaruję blizny maścią. Póki co… - Mocniej! - moje zdławione jęki dudniły mi w głowie. Akira sapał głośno, a ja roztapiałem się pod jego gorącym ciałem.


[półgodziny później]


Nasze wargi pracowały nadal. Zaspakajaliśmy się doustnie. Leżeliśmy już pod kołdrą i pieściliśmy się po stosunku w romantycznym duchu. Ja głaskałem go po włosach i szyi, a Reita masował moje plecy i biodra.

 - Kai jest wściekły - mruknął, przytulając mnie do siebie.
 - Jak zawsze - burknąłem w odpowiedzi. Liderek zawsze był wściekły. Wiecznie się darł, że to źle, to za późno… I chronicznie chorował na „reituki”. To była jego plaga.
 - Jutro pojedziemy razem. Obudzę cię - obiecał i ucałował moje ramię. W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się znikomo. Wiedziałem, że tak będzie, bo zaśniemy wspólnie. Obok siebie, niczym kochankowie.

Tak wygląda nasz przeciętny dzień. Rutyna. Może rękoczyny nie są naszym chlebem powszednim, ale po nich lepiej nam się uprawia seks. Bez żadnych wspomagaczy. Palenie skutecznie zabija popęd oraz stopniowo potencję. Przynajmniej u mnie. Niby nie palę już limitu trzech paczek dziennie, ale chyba nigdy nie pozbędę się tego smolistego nałogu. Akira intensywnie i równie „skutecznie” rzuca. Wiem, że nie uda mu się z mojej winy. Musielibyśmy rzucić razem, a ja przecież tego nie zrobię. Pali dwa razy dziennie. Na pobudkę i przed snem. Myślę, że nieźle jak na jego zapotrzebowanie.

W każdym razie, tak wygląda jeden dzień z życia reituki. Od dziesięciu lat, kiedy to spotkaliśmy się, obaj mając różowe włosy jako nastolatkowe.

Jedynie Kai z wiekiem staje się taki jakiś brutalniejszy. I ta jego fryzura metala. Chyba miała na celu sprawianie, że wygląda groźniej. Mnie osobiście przeraża jedynie jego… mop.

Tyle.

Ruki desu!~


A teraz ta słodka, słodka tajemnica:
Autorką jest Allis-chan.

To jej pierwszy taki fick publiczny, więc bądźcie dla niej życzliwi. Tak Wam radzi Enji-sempai.



3 komentarze:

  1. Ślicznie~

    Nagle wyparowały mi wszystkie zdolności do myślenia. Pewne 2.. khym.. osoby przeszkadzały mi cały czas, gdy czytałam i nie mogłam się skupić. Napiszę komentarz jak mi coś wpadnie.

    I tradycyjnie: Czekam na dalej. Mimo, że bardziej podobają mi się sesje, na to również będę czekać z tą swoją rozpaczliwą chęcią przeczytania dobrego reituki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, ojej, to było prześliczne. ♥ Szczególnie końcówka. Jestem pod wielkim wrażeniem. *p* I w tym momencie z ręką na sercu mogę oficjalnie powiedzieć, że piszecie najwspanialsze ficki i sesja Reituki świata. I za to Wam dziękuję. *-*

    OdpowiedzUsuń