☆ typ: oneshot, (to się pisze razem czy rozdzielnie?)
☆ beta: Enji,
☆ gatunek: komedia romantyczna, perypetie,
☆ ostrzeżenia: przekleństwa, seks i niedociągnięcia w betowaniu,
☆ gatunek: komedia romantyczna, perypetie,
☆ ostrzeżenia: przekleństwa, seks i niedociągnięcia w betowaniu,
☆ notka autorska:
Pewnie każdy z Was już tęskni za (czeka na/cieszy się) feriami. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę mieć tak zalatany czas wolny. Jeszcze to oczekiwanie na wiosnę. Chyba mam dość zimy, nie dopisuje mi humor oraz chęci.
Opóźnienia są spowodowane moimi komplikacjami w zespole oraz tym czymś na M (nie, nie Miłością. Matu... no). Enji się angażuje artystycznie. Nawiązując do ficka, nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się z nim zgadzam, znając realia jakie panują w zespole. Lider despota, zmęczenie, senność, brak kawy i jeszcze większy brak kawy... Nie przeciągam. Chcę tylko dodać, że to coś zupełnie innego. Coś, czego jeszcze na tym blogu nie było. Przeczytajcie, a zdradzę Wam, co to za nowość.
Na razie nie wstawiam nowej rozpiski. Stary harmonogram anuluję, a nowych terminów nie podaję, aby nie wzbudzać nadziei (sugeruję subskrypcję naszego bloga. Zajmie to kilka sekund, a możecie zyskać dostęp do aktualności). Muszę się zebrać do kupy.
Z głębi serca: gomenasai~!
Opóźnienia są spowodowane moimi komplikacjami w zespole oraz tym czymś na M (nie, nie Miłością. Matu... no). Enji się angażuje artystycznie. Nawiązując do ficka, nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się z nim zgadzam, znając realia jakie panują w zespole. Lider despota, zmęczenie, senność, brak kawy i jeszcze większy brak kawy... Nie przeciągam. Chcę tylko dodać, że to coś zupełnie innego. Coś, czego jeszcze na tym blogu nie było. Przeczytajcie, a zdradzę Wam, co to za nowość.
Na razie nie wstawiam nowej rozpiski. Stary harmonogram anuluję, a nowych terminów nie podaję, aby nie wzbudzać nadziei (sugeruję subskrypcję naszego bloga. Zajmie to kilka sekund, a możecie zyskać dostęp do aktualności). Muszę się zebrać do kupy.
Z głębi serca: gomenasai~!
~*~
Jak wygląda poranek dla każdego śpiocha? Niewątpliwie jest ciężki i
doprowadza do skrajnych emocji jak płacz czy nawet prokrastynacja.
Bez względu na to, w jaki sposób budzisz takiego osobnika, wszelkie
próby obudzenia go wbrew biorytmowi grożą utraceniem ręki lub innej części
ciała. A już na pewno słuchu czy też innych zmysłów, choćby wrodzonej
dobrotliwości.
Bo w końcu ileż można się zwlekać z łóżka? To pytanie zadawał sobie
za każdym razem nasz manager słynnego na całą Japonię zespołu the GazettE.
Zwykle nie zbudzał nas co ranek i nie przywoził do miejsca pracy w jednym
samochodzie. Ale w sytuacji, kiedy nagrywamy singiel albo - co trudniejsze - album
jego obowiązki wzrastały o tą jedną czynność w zakresie jego listy zadań, za
które mu zresztą płacą. Ciekawe jaka prema przysługiwała mu z tego tytułu i jak
to wyglądało na umowie o pracę? Opieka nad synchronizacją pracy artystów?
- Ruki-san proszę, wstań.
Musimy jechać do studia - z grzecznością i pozostałymi resztkami cierpliwość
pukał w moje drzwi, chcąc nie chcąc wyprosić mnie z własnego mieszkania. Co dziwne nawet Koron się nie obudził. Jaki
ojciec, taki syn…
- Jedźmy bez z niego.
Dojdzie jak się zwlecze - w tym samym bloku, dosłownie parę dźwiękoszczelnych
drzwi dalej, mieszkał Reita. Basista ów wspaniałego (bo mojego) zespołu,
którego główna perełka - czyli ja - zawsze miała problemy z wybraniem się na
czas. Punktualność to cnota. Każdy ją kiedyś traci… Ja ją straciłem jako
licealista. I nie mam tu na myśli dziewictwa, a zdolność wstawania punkt ósma.
- Ech… - Koga-san westchnął
zmęczony piętnastominutowym staniem pod mieszkaniem i „waleniem” pięścią w
drzwi.
Basista zszedł z managerem do samochodu, a ja spałem nadal w
najlepsze.
Nikt nie może jednak mnie za to aż tak pochopnie obwiniać. W końcu
nie każdy zna ból bezsenności. Neurotyczności i innych nabytych dolegliwości,
które utrudniały sen, czy też powodowały jego nadmiar. Ze spaniem jest jak z
czekoladą. Jak ktoś tego nie lubi, to coś jest z nim nie tak [swoją drogą, Enji
nie lubi czekolady (przyp. bety). Potwory…
- Dziesiąta… - w końcu
jednak obudziłem się. Zapłakałem zmęczony na głos, odczytując godzinę wyświetloną
na ekranie iPhon’a. Dla mnie nawet dwunasta w południe była bestialsko wczesna
porą! A przecież czasu nie znosiłem marnować, jednak w zetknięciu się z łóżkiem
moja wola zawsze przegrywała. Ahhh ta ciepła podusia~
W kaszmirowej poszewce!
Wysunąłem się spod pościeli i dosłownie ześlizgnąłem na podłogę. Leżałem
na niej parę dobrych minut i stwierdziłem bez większych wyrzutów sumienia, że
skoro i tak jestem spóźniony to nie będę się spieszył. Swoją drogą, ścieżkę
wokalu nagrywa się zawsze jako
ostatnią.
Pozbawiony skrupułów, jak i również nastroju, wtoczyłem się do
saloniku przed studiem nagraniowym, gdzie każdy przywitał mnie swoim spojrzeniem
wyrażającym mniejszą lub większą niechęć.
- Nie spieszyłeś się, co? -
basista zakpił mi w twarz, kiedy właśnie odkładałem swoją torbę na fotel.
- Nie podejrzewam, że
Koga-san zostawiłby mnie bez pobudki, więc zgaduję, że to był twój pomysł -
odgryzłem się wylewnie, bez obrażania Akiry.
- O co się złościsz?
Pozwoliłem ci się wyspać. Myślałem, że będziesz mi wdzięczny - wstał z fotela
po swoją gitarę basową (model z ESP) i zabrał kostkę ze stolika. No tak, AKIRA.
Nie chciało mu się po prostu mnie budzić i jeszcze uskarża się o brak
wdzięczności z mojej strony. Tylko on potrafi mieć pretensje o niedocenianie
jego nic nie robienia.
- Ruki, porozmawiacie sobie
potem. Reita musi teraz zagrać swoją partię. Idź rozśpiewać głos – do rozmowy wtrącił się lider. Zawsze
twierdził, że choć i jestem sercem zespołu i nikt mnie nie zastąpi, to marnuję
zbyt dużo czasu wokół swojej osoby i nie
pozwoli, abyśmy stracili go jeszcze więcej. Tym bardziej, że jest to tracenie
czasu na leczenie swojego złego humoru przekomarzaniami z basistą. Z resztą, to
niesprawiedliwe, w końcu to On zawsze
zaczyna!
- Nie piłem kawy - obwieściłem
wszystkim ten, jak mi się zdawało, znaczący fakt, tłumacząc swój podły nastrój
kofeinowym delirium. Kawa kawą, ale byłem zwyczajnie zły, że Pan Macho (tudzież
Macho-san) kazał mnie zostawić, zamiast próbować obudzić. De facto każdy ma
teraz jedynie do mnie pretensje. Przecież nie mam aż tak twardego snu, bo jeśli
trzeba to wstanę. Budziki są po prostu podłe. Zwłaszcza te aplikacje w telefonach
- albo dzwonią za cicho albo w jakiś magiczny sposób się wyłączają, zamiast
zgodnie z wolą użytkownika aktywować opcję „drzemka”. Czy to aż takie skomplikowane?
A niby teraz AI komputerów przewyższa ludzką inteligencję. Nie ma to jak
wykonać algorytm z fizyki kwantowej, a nie potrafić zadzwonić po pięciu
minutach ponownie.
- To idź sobie zaparz w
ekspresie. Jeśli tylko ma ci to poprawić humor - Kai oddelegował mnie do
firmowego bufetu, gdzie miałem kupić sobie dopalacz kofeinowy, który rzekomo
był głównym powodem moich złośliwości. Posłuchałem go. Kupiłem. Wypiłem. I…
… nadal marudziłem. Każdy zachęcał mnie do pracy i starał się, abym
poczuł się bardziej komfortowo. W efekcie całe dzisiejsze spotkanie zakończyło
się na przepychance.
- Ty myślisz, że to takie
proste? Napisać tekst. Zaprojektować koszulki. Że można to zrobić ot tak? - wymieniałem
na placach prawej dłoni wszystkie swoje obowiązki. To, co robię dla zespołu.
Byłem mocno zdołowany. Wszystko mnie drażniło i byłem u skraju wytrzymałości…
- Nic takiego nie
powiedziałem! Zresztą, nikt ci tego nie każe robić. Sam chcesz! - kłóciłem się
z Akirą. Po raz kolejny.
- Bo ty się wolisz
zwyczajnie opierdalać. Wybrałeś sobie
nawet taki instrument, który wymaga najmniejszego wkładu własnego.
- Przeginasz… - Reita syknął
na mnie rozgniewany.
- Tylko grałbyś na PS3 bądź
wii, albo u mnie sobie…
- Kurwa! Teraz to już ci przywalę! - rozjuszony basista chyba nie
myślał zbyt trzeźwo… a przecież nie mógł być pijany. Wczoraj – czyli blisko dwadzieścia cztery godziny temu - wypiliśmy
tylko po jednym piwie, w dodatku imbirowym ale. Tym przecież nie da się upić!
Jego chemiczny stan umysłu nie miał znaczenia, bo i tak rzucił się
na mnie. Szuja jedna! Szarpnął mnie za koszulkę i przewrócił na podłogę. Upadłem,
nabijając sobie kilka siniaków. Nie zamierzałem jednak oddać sprzeczki
walkowerem. Ja też mam swój temperament, pomimo że nie posiadałem grupy krwi A.
W zastępstwie za przebojowość miałem swoją przerośniętą dumę.
Wstałem i używając jedynie dłoni uderzyłem nią w twarz Reity. Było
to na tyle upokarzające dla niego, że machinalnie mi oddał, z tym że fizycznie
jego większa ręka zadała stricte więcej bólu…
- Ty… ty mnie uderzyłeś! –
szepnąłem zaszokowany, masując swój policzek. Nigdy wcześniej tego nie zrobił…
- Chłopaki. Uspokójcie się.
Przecież jesteście w końcu…
- Morda, Kai! – ukróciłem
interwencję lidera.
- Hej! Tylko mi bez takich -
bronił się. Jego próby załagodzenia konfliktu dały wynik pozytywny. Ulotniliśmy
się z pomieszczenia wspólnie.
- No, ekstra… Właśnie tak
sobie to wyobrażałem. Naprawdę! Jak chcecie to możecie iść. Nic nie zdziałamy,
dopóki Reita nie nagra swojej części! – krzyczał za nami w swój pieniacki
sposób, jak amatorski treser próbujący nakłonić do posłuszeństwa yorka z
rodowodem i amstaffa. W ramach „odstresowania” zajął się najmniej lubianą
przezeń papierkową robotą, którą wykonywał jako lider. Jak władczo nie brzmiał
ten tytuł, to odrobinę go w to wrobiłem... Nie zostałem liderem tylko dlatego,
że nie chciałem się zajmować załatwianiem wszelkich spraw u zwierzchników i
innych osób, którym trzeba czasem „polizać dupę”. No i jeszcze jedna, ważna
kwestia… Ja i papiery? Phi! No way! Nie potrafiłem nawet samodzielnie PIT-ów
wypełnić!
- To takie niesprawiedliwie -
szepnął do siebie Kai i złapał po obu stronach opasły plik dokumentów i
postukał nimi o pulpit biurka, żeby ułożyły się równo.
[godzinę później]
Mimo jadowitej niechęci do Reity na chwilę obecną, pozwoliłem mu
zająć miejsce pasażera i zabrać się ze mną do apartamentowca. Czasami nie potrafiłem
znieść faktu, że mieszkamy tak blisko siebie. Akira jest ciężkim przypadkiem
sąsiada. Jeśli mieliście kiedyś za ścianą kogoś, kto ukochał sobie puszczanie
death metalu o pierwszej w nocy i pożyczanie byle pierdoły – cukier, sól,
papierosy, whatever – to wiecie, co mam na myśli, systematyzując go jako
„ciężki przypadek”.
- Mógłbyś uważać na moje
auto i nie trzaskać drzwiczkami? Niedawno go przelakierowałem - upomniałem
basistę, aby okazał trochę szacunku mojemu środkowi transportu, bo w
przeciwieństwie do niego, nie wymieniałem samochodu co rok. Z resztą, on śmie
się nam nie wydzierać, jak mu się tapicerka „pomnie” pod moim siedziskiem.
- Słucham? Przecież wcale
nimi nie trzasnąłem.
- Powinieneś przeprosić, a masz
czelność jeszcze się rzucać, że zwróciłem ci uwagę? Chociaż mi podziękuj za
podwózkę… Benzyna poszła w górę. Nie pamiętasz katastrofy w Zatoce
Meksykańskiej? A ponoć jesteś tak „do przodu” z polityką.
- No chyba ci się coś
popierdoliło. To ty się rzucasz o wszystko. Nawet o te pięćset yen za litr.
Poza tym, ty masz diesel’a, więc nie wypominaj mi benzyny. Jak pipa - mruknął
do siebie i ruszył na przód. Czy to było przezwisko, czy już obraza?
- Durny kutas - przyspieszyłem
kroku, wyprzedzając blondyna. Wyzwałem go nawet na niego nie patrząc.
Do windy stety-niestety dotarliśmy jednocześnie. Posypały się
kolejne wyzwiska. W miarę jak liczba wskazująca piętro rosła w górę, obelgi
były coraz bardziej ostre…
- Sukinsyn.
- Suka.
- Szmaciarz.
- Szmata.
- Dziwkarz.
- Dziwka.
- Impotent… - Zamilkł, nie
potrafiąc wymyślić słowa w żeńskim rodzaju na „impotenta”. Impotencja?
Naszą „wymianę zdań” zakończył dzwonek windy, który oznaczał
dotarcie na odpowiedni poziom. Drzwi się rozsunęły i każdy z nas rozszedł się w
swoją stronę. Równie głośno zamknęliśmy swoje mieszkania. Swego rodzaju
pojedynek „czyje trzasną głośniej”.
Wziąłem kąpiel, chcąc zmyć z siebie nadmiar potu przez intensywną
irytację w ostatnim czasie. A Reita – znając jego rytuał poprawy humoru - najpierw
wypił duszkiem dwie puszki piwa i dopiero po tym wybrał się pod prysznic. Śmierdziel.
Już odświeżeni zaleczyliśmy kolejny, absurdalny pojedynek. Czyja
muzyka będzie grała głośniej. Inaczej mówiąc kto ma mocarniejsze głośniki z
systemem hi-fi, wah-wah oraz subwooferem.
Upajałem się industrialną muzyką, popijając wino, będąc jedynie w
swoim ukochanym szlafroku z satyny. Czekoladowy materiał ogrzewał moje wilgotne
ciało.
Akira z kolei ubrał się zwyczajnie, jakby planował jakiś wypad na
miasto (pewnie dwa piwa to mało, muszą dojść do tego drinki). Wyjść z domu
wyszedł, ale zamiast do windy skręcił w stronę mojego mieszkania.
Zapukał grzecznie i czekał. Nie byłem w nastroju do wizyt. Nie
otworzyłem gościowi. Zamiast tego chwyciłem za pilot i przełączył na kolejny
kanał w telewizorze, szukając czegoś ciekawego. Ciekawszego niż teleturnieje.
- Nie chcesz otworzyć po
dobroci to wejdę sam. - Reita nie był cierpliwym człowiekiem.
- Och! Nagle sobie przypomniałeś,
że masz klucze do mojego mieszkania? -
w salonie zmaterializowała się postać Suzukiego, uśmiechając kwaśno. - Bo rano
jak trzeba było mnie obudzić to oczywiście je zapodziałeś.
Akira podszedł do sofy, na której siedziałem i wsparł się dłonią o jej
oparcie. Trochę się… poczułem zdominowany, kiedy tak patrzył na mnie z góry.
Pochylił się nad moim drobnym ciałem i ucałował w policzek.
- Bardzo cię wtedy bolało? -
zapytał troskliwie. Rozchylił powieki i spojrzał na mnie.
- Trochę…
- Przepraszam. Pójdziemy do
sypialni? - Reita ponownie zbliżył swoje usta do mnie. Tym razem szeptał
uwodzicielsko.
- Nie mam nic przeciwko.-
odpowiedziałem wymijająco, żeby nie być „takim łatwym”. Mimo wszystko moja
łatwość wyszła na jaw, kiedy „łatwo” podniósł mnie i na rękach zaniósł do
sypialni.
Położył mnie na zaścielonym łóżku i od razu wspiął się na nie w
gotowości. Zaczął pośpiesznie całować moją szyję. Sapnąłem cicho w odzewie. To
było takie przyjemne, kiedy mnie pieścił swoimi ustami. Zsunął satynowy materiał
z mojego ramienia. Oh Geez! Czemu
wparował mi do mieszkania akurat wtedy, kiedy miałem na sobie tylko ten krótki
szlafrok?
- Całuj mnie w usta, idioto -
upomniałem Reitę, łapiąc go za głowę.
- Znowu mnie wyzywasz?
Nieładnie. - Akira całował się z mną namiętnie. Wsuwaliśmy sobie wzajemnie
języki w usta i zagryzaliśmy delikatnie wargi. Był rozochocony. Nie mniej niż
ja, bo ten kretyn rozebrał mnie w tym czasie do naga i już nie miałem
możliwości odwrotu.
- Rozbierz się -
podciągnąłem mu koszulkę i zdjąłem z jego ramion. Znów się na mnie rzucił.
Całował mnie tak łakomie. Po naszych kłótniach zawsze był agresywniejszy w
łóżku.
Starałem się podnieść, żeby trochę przystopował. Udało się. Nie
wierzę. Oparłem głowę o jego klatkę i rozpinałem mu spodnie. Pasek, guziki i
rozporek. On w tym czasie muskał mój policzek swoimi wargami. Skubał moją szyję
i zostawiał na niej czerwone ślady.
- Kocham cię, mimo wszystko -
szepnął nad moim uchem. Wstał i zdjął swoje jeansy. Zaprezentował mi się niczym
model. Wiedział, że kocham jego ciało. Mięśnie. Nie był napakowany. Właściwie
miał słabo zarysowaną muskulaturę, ale z pewnością wyraziściej ode mnie.
- Wiem - odpowiedziałem mu
cicho. Nie takiego odzewu się spodziewał. Ujął moją szczękę w swoją dłoń i
skierował wzrok na siebie.
- Co powiedziałeś? - dopytał
i zacisnął palce na wgłębieniach w moich policzkach. Zabolało.
- Kocham cię - mruknąłem ku
jego radości.
Przyklęknął przed mną i scałował moją twarz, krtań, obojczyki…
Wyjął z szufladki żel, żeby mnie rozciągnąć… Tam. Rytuał za każdym razem wyglądał tak samo. Jego palce
rozluźniające moje intymne sfery pod prąciem i usta ssące sutki. Na przemian
kołował nimi za pomocą języka albo obejmował szczelnie wargami. Tak stymulowany
rozluźniałem się bardzo szybko. I chyba stękałem.
- Takanori? - zawołał, kiedy
przerwał nasz pocałunek. Leżał na mnie, a ja – rzecz oczywista - pod nim. Obaj
nadzy. Rozgrzani. - Wchodzę - poinformował mnie tak rozkosznie. Odetchnąłem
parę razy i przymknąłem powieki.
- Wiem, czuję - mruknąłem.
Podniósł się ze mnie i złapał pod kolanami. Zaczyna
się - pomyślałem.
Wsunął swojego penisa w mój otwór. Wślizgnął się bez większych
problemów. Akira ponownie przykrył mnie swoim ciałem i całował czule w usta.
Zawsze umykał mi moment, kiedy to zaczynał się poruszać. Budziłem się dopiero w
połowie, gdy uderzał w moją prostatę.
- A-Akira…- szepnąłem
gardłowo. Obejmowałem jego ramiona swoimi dłońmi i drapałem go po plecach.
Wbijałem paznokcie w sprężystą skórę. Później mu posmaruję blizny maścią. Póki
co… - Mocniej! - moje zdławione jęki dudniły mi w głowie. Akira sapał głośno, a
ja roztapiałem się pod jego gorącym ciałem.
[półgodziny później]
Nasze wargi pracowały nadal. Zaspakajaliśmy się doustnie. Leżeliśmy
już pod kołdrą i pieściliśmy się po stosunku w romantycznym duchu. Ja głaskałem
go po włosach i szyi, a Reita masował moje plecy i biodra.
- Kai jest wściekły -
mruknął, przytulając mnie do siebie.
- Jak zawsze - burknąłem w
odpowiedzi. Liderek zawsze był wściekły. Wiecznie się darł, że to źle, to za
późno… I chronicznie chorował na „reituki”. To była jego plaga.
- Jutro pojedziemy razem.
Obudzę cię - obiecał i ucałował moje ramię. W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem
się znikomo. Wiedziałem, że tak będzie, bo zaśniemy wspólnie. Obok siebie,
niczym kochankowie.
Tak wygląda nasz przeciętny dzień. Rutyna. Może rękoczyny nie są naszym
chlebem powszednim, ale po nich lepiej nam się uprawia seks. Bez żadnych wspomagaczy.
Palenie skutecznie zabija popęd oraz stopniowo potencję. Przynajmniej u mnie.
Niby nie palę już limitu trzech paczek dziennie, ale chyba nigdy nie pozbędę
się tego smolistego nałogu. Akira intensywnie i równie „skutecznie” rzuca.
Wiem, że nie uda mu się z mojej winy. Musielibyśmy rzucić razem, a ja przecież tego
nie zrobię. Pali dwa razy dziennie. Na pobudkę i przed snem. Myślę, że nieźle
jak na jego zapotrzebowanie.
W każdym razie, tak wygląda jeden dzień z życia reituki. Od
dziesięciu lat, kiedy to spotkaliśmy się, obaj mając różowe włosy jako
nastolatkowe.
Jedynie Kai z wiekiem staje się taki jakiś brutalniejszy. I ta jego
fryzura metala. Chyba miała na celu sprawianie, że wygląda groźniej. Mnie
osobiście przeraża jedynie jego… mop.
Tyle.
Ruki desu!~
A teraz ta słodka, słodka tajemnica:
Autorką jest Allis-chan.
To jej pierwszy taki fick publiczny, więc bądźcie dla niej życzliwi. Tak Wam radzi Enji-sempai.
To jej pierwszy taki fick publiczny, więc bądźcie dla niej życzliwi. Tak Wam radzi Enji-sempai.
Ślicznie~
OdpowiedzUsuńNagle wyparowały mi wszystkie zdolności do myślenia. Pewne 2.. khym.. osoby przeszkadzały mi cały czas, gdy czytałam i nie mogłam się skupić. Napiszę komentarz jak mi coś wpadnie.
I tradycyjnie: Czekam na dalej. Mimo, że bardziej podobają mi się sesje, na to również będę czekać z tą swoją rozpaczliwą chęcią przeczytania dobrego reituki.
Ojej, ojej, to było prześliczne. ♥ Szczególnie końcówka. Jestem pod wielkim wrażeniem. *p* I w tym momencie z ręką na sercu mogę oficjalnie powiedzieć, że piszecie najwspanialsze ficki i sesja Reituki świata. I za to Wam dziękuję. *-*
OdpowiedzUsuń*sesje, gomen. ,_,
Usuń