niedziela, 10 marca 2013

1. Haiku na wachlarzu



☆ tytuł: HAIKU NA WACHLARZU,☆ autor: Enji,
☆ typ: angst (nie do końca, chociaż w tekście będzie zauważalna gradacja smutku. Im dalej, tym smutniej),
beta: Aguś, 
☆ gatunek:
romans historyczny, powieść obyczajowa,
☆ ostrzeżenia: przekleństwa, seks, prostytucja, dwa światy, zakazana miłość,
☆ notka autorska: 

Fick, który darzę wielkim sentymentem. Nigdy nie spodziewałam się, że osiągnie taką poczytność i sukces. Napisany pod natchnieniem "Wyznania gejszy" oraz "Czystej Ziemi". Mam nadzieję, że jak na romans historyczny napisany przystępnym językiem. Warte do przejrzenia ze względu na źródło wiedzy historycznej.
wielkie, wielkie UWAGA: Niech nikt, to nie lubi angstów bądź nie ma odporności na nie, tego ficka nie rusza! Niesamowicie (ponoć wciąga) i rozczarowuje fabułą. 



Wszystkim tym, którym pozostawiłam wachlarz w sercu
oraz tym, którzy jeszcze go nie znaleźli~


I

Ueno, Tokio, Japonia; Współczesność,


                Tokio. Ogromna konurbacja stali i asfaltu. Stolica Domu Wschodzącego Słońca. Gigantyczny, niezależny organizm.
                Powierzchnia niewiele poniżej 2200 km2. Rodzinny dom około 13 200 000 Japończyków. Sześćdziesiąt dwa dystrykty.
                Jednak niewielu mieszkańców metropolii wie, że gdzieś tam na południowym krańcu jednej z kilkudziesięciu dzielnic – Ueno – znajduje się osobliwy zakątek, gdzie czas rządzi się własnymi prawami; zatrzymał się jak stopklatka w niemym filmie, izolując od pędu współczesności. Pewnie jeszcze mniej mieszkańców ten fakt w ogóle obchodzi.
                Muzeum Shitamachi – jest wszystkim tym, co pozostało w żyjących w dobie komputerów i elektryczności tokijczykach z hołdu dla małych rzeczy. Małych rzeczy takich jak pospolite i brzydkie eksponaty w muzeum poświęconym pamięci ludziom z „Dolnego Miasta”. Ubogich mieszczan, rzemieślników, handlarzy, rybaków bez genealogii. A to, co pozostało z tego hołdu, jest zwykłym składzikiem garstki wspomnień i kolekcją rzeczy nieciekawych i banalnych, obnażających swą prozaiczność.
Eddokoczyli dosłownie „Dzień Edo” – tak nazywa się czasoprzestrzeń w jakiej osadzona została wystawa. Jednak kogo dziś interesuje odrębna historia tych wszystkich skazanych na zapomnienie narzędzi? Brzydki grzebień bezimiennej właścicielki znaleziony w powojennym błocie, którym wyczesywała martwe włosy oraz naskórek. Jaworowa skrzynia na ubrania, chociaż sfotografowana z niedbałością i zaklęta milczeniem – kiedyś skrywała w sobie skradzione łupy małomiasteczkowego rzezimieszka.
Może to wszystko faktycznie nie ma dla Ciebie znaczenia, gnający w stronę metra licealisto z tomem ulubionej mangi pod pachą, ale powiedz mi, ile z Twoich przedmiotów osobistych może pochwalić się taką historią, jak…
                Drugie piętro Shitamachi Fuzoku Shiryokan. Ekspozycja w kącie trzeciego korytarza. Tak, mówię o tym przeciętnych rozmiarów tradycyjnym wachlarzu. Pewnie sądzisz, że zabieram Twój czas, bo niewiele interesuje Cię przedmiot niegdyś chłodzący nos starszej damulki, przysiadającej na ganku we wrześniowe popołudnia i pijącej orzeźwiającą jęczmienną mugicha.
                Przeczytaj wykaligrafowane na ryżowym papierze znaki pomiędzy drewnianymi żeberkami; znaki delikatne i subtelne jak oczka na motylich skrzydłach. Przeczytaj - być może zrozumiesz.

noc zasypia w oczach
kwiat starzeje się w dłoni
ja czekam na twój cień

                dla Suzukiego Akiry

                Pewnie dobrze znany jest Ci stary zwyczaj wywodzący się z epoki Heian, polegający na zostawianiu wachlarzy z miłosnym haiku w sypialni lubej. Znak ten zwiastował, że kochanek odwiedzi ją tej nocy.
                Wiem, że nie interesuje Cię adresat tego trójwiersza. Myślisz – wyznania miłosne ludzka rzecz, istnieją od zarania dziejów. Suzuki Akira – drugie co do popularności nazwisko w Japonii. Miano zapewne przyjęte przez prostą, rybacką rodzinę po reformie Meiji w 1870 roku, nakazującej każdemu Japończykowi przyjąć nazwisko. Suzuki czyli „okoń”. Suzuki od 1909 roku pracownicy rozrastającego się koncernu motoryzacyjnego. Wszystko to prawda, lecz pozwól mi dopowiedzieć jeszcze jeden istotny fakt. 
Widzisz rączkę wachlarza i odciśnięte na nim kamon[1]? To herb dumnej i tradycjonalnej rodziny. Cztery czerwone kwiaty ułożone w rąb – Yotsu Hanabishi. Ród sławnych i znamienitych aktorów kabuki mający swój wkład w jego powstanie – klan Matsumoto[2].
                Zastanawiasz się, co robił przedmiot należący do najwyższej japońskiej kasty w rękach zwykłego syna robotników? To prezent mój drogi. Prezent od ostatniego dziedzica familii – Matsumoto Takanori’ego. Mały niepozorny podarunek, ale jeśli dobrze się wdrążyć – zdradzający piękną i intymną historię o zakazanej miłości. O uczuciu nie tylko dwóch mężczyzn, ale i dwóch światów.
                Teraz już możesz iść na swój pociąg. Usiąść w przedziale i zaczytać w swój komiks o mechach i kosmitach. Zostawić za sobą opowiastki drobnych rzeczy i zatopić się w pozornie własnym świecie - czy to gier komputerowych, czy komiksów - który tylko przywłaszczyłeś sobie jako "własny".
                Ja jednak dalej będę opowiadać historię nieszczęśliwej miłości, aby jej ogień nigdy nie zgasnął. Aby jej bohaterowie mogli ją dopełnić w następnym życiu. 
                Tak jak prosiłeś, drogi dziadku.


Ueno, Tokio, Japonia; 30. Dzień, 7. miesiąca, 10. roku ery Shōwa [3],


O tej porze dnia wzgórze Ueno z umiejscowionym na nim parkiem było najbardziej zaludnionym miejscem w dzielnicy, dlatego też to tutaj został wysłany młody Akira przez swojego zwierzchnika, Uchida-samę. Trzymał w swoim ręku kosz z naręczem świeżej prasy. Była to opłacalna praca, gdyż nie męczyła i za jej sprawą miał dostęp do czegoś więcej niż teksty przerabiane niegdyś w szkole. Tak, potrafił czytać tylko dlatego, że uczęszczał do przyklasztornej szkoły prowadzonej przez młodych mnichów buddyjskich. Przez całą edukację czytał jednak jedynie religijne sutry i przypowieści o joginach. Tutaj – w pracy – miał możliwość obejrzenia kawałka świata przez drobne, prasowe okienko. Musiał jednak przeglądać gazety bardzo dyskretnie, aby nie pozostawić śladów użytkowania. Gdyby tylko klienci donieśli jego zwierzchnikowi o wadliwości towaru, z pewnością Akira ściągnąłby na siebie jego gniew.
Słońce było mocne, ale tylko poza granicami parku. W alei było chłodno od cienia jakie dawały niskie drzewa wiśniowe. Bardzo dobrze. Rodziny i pary przechadzały się teraz na przełaj rewiru, oddając się rekreacji oraz pogawędkom. Niektóre rodziny były mniej liczne, inne bardziej, ale to nie zmieniało faktu, że ludzi było wielu. Mógł więc przebierać w klienteli i adresować swój towar do konkretnych, potencjalnych interesantów.
                Nasunął mocniej na swoje czoło kaszkiet, aby słońce go nie raziło i ruszył przed siebie spacerowym chodem. Zachodnie nakrycie głowy nie pasowało zupełnie do letniej yukaty, ale dla ludzi jego pokroju była to rzecz niemal luksusowa. Bardzo je lubił. Był to prezent od jednego cudzoziemca, zapewne Amerykanina. Dokonał utargu – a przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż nie znał angielskiego – wymieniając się za zwój z buddyjską modlitwą o przychylność Susanoo. Tak czy owak funkcjonalna – osłaniała go przed promieniami w dniówki, a czasem i przed deszczem.
                Przy jednej z riksz zatrzymała się akurat jakaś rodzina. Na jego gust bardzo bogata – wszyscy członkowie popołudniowego spaceru mieli niezwykle połyskliwe kimona. Akira nie znał się na drogich tkaninach, ale ta wyglądała faktycznie jak jedwab ręcznie haftowany modnymi letnimi wzorami. Postanowił zaryzykować podejściem. Tacy ludzie nie tylko mieli dużo pieniędzy, ale interesowali się chorobliwie polityką, a tej nie brakowało w gazetach, zwłaszcza w tych liberalnych, potępiających poczynania władzy.
 Shitsurei-shimasu[4] – zagadnął uprzejmie, kłaniając się delikatnie w stronę rodziny. – Chcą państwo kupić dzisiejsze wydanie Asahi Shimbun?
                Chociaż uśmiechał się najładniej jak potrafił to i tak odniósł wrażenie, że znów nasłucha się czegoś brzydkiego na swój temat. Praktycznie nikt nie spojrzał w jego stronę, zupełnie jakby był tylko oparem ciepłego powietrza. Na lekkie zainteresowanie z ukosa posiliła się jedynie niska kobieta w średnim wieku. Nosiła na sobie najbardziej strojne kimono w ryby koi, nurzające się w błękitnych falach wodospadu. Zapewne była główną panią domu. Kobieta uśmiechnęła się, ale z pewną jadowitością ludzi z wyższych sfer.
 – Och! Popatrz Takanori-kun jaki śliczny chłopczyk! Bardzo podobny do ciebie – zaskrzeczała ochrypłym od tytoniu i sake głosem. Może ubrana była po królewsku, ale mówiła tonem właścicielki małego baru z mętną nihonshu.
                Chłopak, który prawdopodobnie był owym Takanorim i równie prawdopodobnie synem damy, wyjrzał zza jej przeciwsłonecznego parasola niechętnie, jakby został zmuszony do patrzenia na kolejną lokatą świnkę morską. Akira musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie widział Japończyka o takiej urodzie… Pięknej, ale i zatrważającej.
                Takanori zmierzył go przelotnym spojrzeniem i pewnie nie dlatego, że nie zainteresowała go osoba gazeciarza, ale dlatego że dłuższych spojrzeń nie został nauczony rzucać i też pewnie mu ich zabraniono. Szybko uciekł wzrokiem za parasol matki, bez słowa zbędnego komentarza, jakby nie tylko nie nauczono go patrzenia, ale i mówienia.
 – Wiedziałam, że podzielasz moje zdanie – kontynuowała kobieta, jakby porozumiewała się z synem w myślach. – Śliczny jest, śliczny. Szkoda tylko, że pachnie jak wczorajsze sashimi  – dodała kąśliwie.
 – Chcę taką czapkę – to był jedyny komentarz owego Takanori’ego. Akira zauważył, że głos również miał jakiś inny niż reszta Japończyków. Nie chodziło o akcent, ale ton. Tembr był jakby czystszy, dźwięczniejszy, zupełnie jak chóralny. Wypowiadał te słowa jak deklamację - odrobinę uroczyście.
                Chłopak potrząsnął dłonią, otwierając rozłożysty wachlarz, aby osłaniając nim, i tak bladą twarz przed kąpielą słoneczną. Akira musiał powstrzymać śmiech, bo uczynił ten gest strasznie kobieco. Swoją drogą i ten gest, i wachlarz pasowały do jego błękitnego kimona wyszytego w szkarłatne żurawie, kluczące przez srebrną sadzawkę. Metaliczna nić połyskiwała tak intensywnie, że Akira miał ochotę nacisnąć kaszkiet głębiej na oczy. Jednak krój stroju bogacza był dziwnie niestandardowy. Oscylował na granicy kobiecego fasonu, a męskiego. Wyglądał bardziej jaki niezwykle wystawna yukata. Może był muzykiem? To by pasowało do jego głosu…
 – Taką czapkę? – skrzywiła się matka. – Widać wyraźnie, że to rosyjska, komunistyczna moda. Rosjanie nie są dobrze postrzegani w Japonii po ostatniej wojnie, dobrze o tym wiesz. Popieramy kapitalistów, prawda Takanori?
                Z jakichś nieuzasadnionych przyczyn kobieta wmieszała politykę w modę. Akira odrobinę orientował się w padających terminach z dzienników, które pokątnie czytał. Mimo to powód był mu obcy.
 – Chodźmy już Takanori. Musimy dojechać do kissatenu[5] na drugą – ponagliła go matka, wsiadając do dużej rikszy.
                Chłopak kiwnął głową. Porwał jeden egzemplarz dziennika i położył srebrną monetę w jej miejsce, kłaniając się bez słowa. Ta kwota starczyłaby na syty obiad ze smażonej ryby przez kilka dni dla rosłego mężczyzny. Akira nie zdążył mu podziękować, gdyż zniknął w powozie i odjechał w swój hermetyczny świat herbaciarni i gejsz, gdzie będzie rozmawiał o polityce zagranicznej bądź tylko o niej słuchał z tą swoją dziwną „przysięgą milczenia”. Pokręcił do siebie głową z niedowierzaniem i odszedł w drugą stronę.
                Przed oczami jeszcze jakiś czas miał obraz wyzierającego, lodowatego spojrzenia znad wachlarza bogacza. Takanori… cóż za niezwykły Japończyk! Po kim on miał te oczy? Były błękitne jak… jak… jego kosztowne kimono. Może dlatego tak szybko je zauważył? W dodatku były pomalowane jak u artysty. I nie mógł oczywiście zapomnieć o jasnych, blond włosach… Musiał jednak być Japończykiem, gdyż cała jego twarz miała wyraźnie wyspiańskie rysy.
                Westchnął do siebie zrezygnowany. Takanori… Takanori… może był taki niezwykły, ale mimo wszystko nie chciałby więcej na niego wpaść. Tym bardziej sam na sam. Nie wiedział dlaczego. Było coś złowróżbnego w jego spojrzeniu. Nęcącego, ale melancholijnego - jak więdnące płatki niebieskiej hortensji.
                Może dlatego, że przypominał mu upiora o jakich opowiadała mu w dzieciństwie mama?



[1] (jap.) herb rodowy.
[2] W zasadzie tylko rodzina Matsumoto, ale przymknijmy na to oko. Nie wiem czy nie są oni jakimś odłamem klanu Yanagisawa, gdyż noszą ten sam herb. Być może to tylko kamon aktorów kabuki o nazwisku Matsumoto. Nie znam się do tego stopnia na japońskiej historii. Nie traktujcie tej opowieści jako całkowite źródło informacji, w większości to autorska fikcja. Wiadomo, że to i tak nie dotyczy rodziny Ruki’ego.
[3] Wg. kalendarza japońskiego: 3 sierpnia, roku 1936.
[4] (jap.) wyraz mający wiele zastosowań, w tym przypadku użyte jako „przepraszam, że przeszkadzam”.
[5] Kissaten (jap.) herbaciarnia, niegdyś miejsce gdzie kwiknęła rozrywka.

7 komentarzy:

  1. WOHO!!! HAIKU !! HAIKU!! NORMALNIE WAS KOCHAM!! KOCHAM WAS JESZCZE BARDZIEJ JEŚLI TAK SIĘ DA! KOCHAM WAS <33 WOHOOO !

    Takie śliczne...tak..bardzo..śliczne....;____;
    PIĘKNE!

    Kocham was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przed przeczytaniem zapoznaj się z treścią notatki autorskiej dołączonej do opowiadania bądź skonsultuj się z lekarzem lub autorem tekstu, gdyż każdy fick niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu."

      Hm, chyba dołączę to do mojego "słowa od autora". Tak na wszelki wypadek... To wcale nie jest śmieszne, ten fick jest naprawdę (n a p r a w d ę) smutny.

      Ale i tak się cieszę, że Ci się podoba. Początkowo go pisałam jedynie dla siebie i nie zamierzałam go nigdzie publikować, po czym kiedy go wrzuciłam na rb zyskał wielu czytelników. Naprawdę mnie to cieszy, ponieważ ten fick jest nieco głębszy i bardziej wartościowy niż reszta. Obawiałam się, że ludzie mogą go nie zrozumieć. Także thank you <3

      I uważaj na kontynuację, bo jest naprawdę... przykra ;c. /Enji

      Usuń
    2. Spokojnie. Właśnie takie ff uwielbiam :)
      Jestem tak bardzo szczęśliwa, że to tu będzie <3

      Usuń
  2. Mam u Was dość dużo zaległości. Ale to przez moje postanowienie. W Wielkanoc nadrobię ^^
    Nominowałam Was do The Versatile Blogger http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/nominacja-do-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zaległości jak były tak są >.< Ale jak już mówiłam w Wielkanoc nadrobię xD
      Nominuję Was do Libster Blog Award http://gdy-nadejdzie-on.blogspot.com/2013/03/kolejny-post-i-niestety-znowu-nie.html

      Usuń
  3. Informuję, że zostałyście przeze mnie nominowane do Versatile Blogger Award. http://reitukibyyume.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne, boskie i wspaniałe... już nie mogę się doczekać następnych części <3

    OdpowiedzUsuń