IV
CUM-PING
Obudziło
mnie mocne szturchanie i jakieś krzyki, które przez otulinę snu wlewały się do
mojego ucha, burząc błogostan. Otworzyłem oczy leniwie, opanowując w zarodku
wzrastającą żądzę mordu na ludzkości za zbudzenie mnie wbrew mojemu biorytmowi.
Okazało się, że to Reita z niewyjaśnionych powodów wierzga się pode mną, jakby
łaskotały go włosy na nogach, których nie miałem.
– Czego?
– warknąłem głosem nieco bardziej aksamitnym od Uruhy umierającego na kaca.
– Podnieś
się i spójrz w dół, a zobaczysz co – odpowiedział enigmatycznie, odwracając
wzrok ode mnie, kiedy się uniosłem. Powędrowałem spojrzeniem niżej tak, jak
kazał i… Poczułem jak czerwienieję nie tylko na twarzy, ale na całym ciele.
Zasłoniłem swoje krocze panicznie, jednak nie za mocno, żeby nie zabolało,
jakby to coś faktycznie miało dać. Za późno. Widział to, a nawet poczuł.
– Akira!
To nie tak!
– Wyjdź! Po prostu wyjdź do łazienki i się nie
tłumacz – zasłonił oczy ręką i wskazał
mi wiadome pomieszczenie gestem dłoni. Nie wiem czy dusił śmiech, czy
przerażenie.
*
Siedziałem na jego łóżku nieco skrępowany
całą sytuacją, jaka zaszła, ale wyraźnie nie miał mi tego za złe. Widziałem to
w jego oczach, które znajdowały się na poziomie mojej klatki piersiowej, kiedy
przy mnie klęczał. Wyciągnął swoją dłoń i chwycił w nią mojego sterczącego
penisa, aby wsunąć go sobie bez protestów w wargi. Syknąłem cicho, ale
uciszyłem się, aby móc słyszeć jaki odgłos wydają jego usta, kiedy go ssie.
Ciche mlaśnięcie, stłumiony jęk i znów muśnięcie wargami, nasuwających się
dalej. Brał go głębiej w siebie, pieszcząc okrężnymi ruchami języka. Naokoło,
mozolnie kołując po wrażliwej główce. Przygryzł go delikatnie u nasady, kiedy
wszedł w jego gardło. Zaczął poruszać głową w przód i w tył, aby trzeć gorącymi
ustami cały mój…
Oto
jaka scena zrodziła się w mojej głowie, kiedy stałem pod prysznicem i ściskałem
swojego penisa, potrząsając rytmicznie ręką. Niemal wrząca woda skrapiała całe
moje ciało, które w tej chwili było bardziej nagrzane niż obmywający mnie
prysznic. Dotykałem się tak, jak w moich fantazjach – kiedy Akira przyspieszał i ja zaczynałem
robić to sobie mocniej, kiedy lizał żołądź i ja ją muskałem kciukiem,
wyobrażając sobie, że to jego język.
Jęknąłem
słabo, walnąwszy wolną ręką w drzwi kabiny, kiedy uderzyłem go tak mocno, że
poczułem lepkie nasienie między palcami, które zaczęło z niego wypływać.
Starałem się nie robić tego głośno – nie ze względu na Akirę, ale Moje Dziecko.
Co z tego, że często sobie dogadzał, na uboczu posuwając poduszki i inne
przedmioty proporcjonalne do jego wzrostu? Nie chcę, żeby było, że naśladuje
właściciela według doktryny: „jaki właściciel, takie zwierzę”. A propos, mam
nadzieję, że nie robił niczego dziwnego z moimi butami…
Westchnąłem bezsilnie
i obmyłem moją męskość dokładnie z ejakulatu.
Sam
w zasadzie nie wiem, dlaczego fantazjowałem o Akirze, który robił mi loda. To
było… chore, a mimo to podobało mi się na tyle, że pozwoliłem sobie do tego
rozładować napięcie pod skórą. Zakręciłem kurek z ciepłą wodą i wyszedłem z
kabiny, narzucając na siebie szlafrok z frotte. Wróciłem do pokoju Reity, nie
potrafiąc mu swobodnie spojrzeć w oczy. Nie wiem czy dlatego, że wyobrażałem
sobie chwilę temu, jak mi obciąga w ustach, czy dlatego, że został zbudzony
przez moją poranną erekcję.
– I
jak? Przyjemnie było? – uśmiechnął się złośliwie.
– Co?
Nie podsłuchiwałeś? – fuknąłem gniewnie, próbując werbalnie uratować resztki
godności.
– Podsłuchiwałem,
dlatego pytam czy to z przyjemności tak stękałeś.
Wiedziałem,
że sobie żartował.
– Co
tak skromnie?
– Fakt,
mogłem wejść i sobie popatrzeć. Może bym ci coś doradził.
– Miałem
zamknięte drzwi.
– Tak,
ale tylko z jednej strony – odparł przebiegle, aż nabrałem podejrzeń. Może
dlatego szybko zmienił temat. – Ruki? Wziąłeś kąpielówki?
– Tak,
a co? Planujesz coś ostrzejszego? – żachnął się.
– Nie,
ale zaraz pójdziemy popływać. Acha i dziś śpimy pod namiotem.
Nie
wiedziałem, która informacja była bardziej niedorzeczna i przed którą
powinienem się bardziej bronić. Przed syfiastą wodą w jakimś brodzie czy przed
kolejnym seksualnym zbliżeniem z Akirą? Rei najwyraźniej przewidział, że żadna
z propozycji nie przypadnie mi do gustu, toteż oznajmił mi je ciurkiem.
– Jak
to „pod namiotem”? Nie podoba ci się pokój? A może nie chcesz, aby twoja mama
słyszała jak się do mnie dobierasz?
– Nie,
moja mama nie lubi jak chleję w domu. Seks jej specjalnie nie przeszkadza…
Chociaż nie wiem jak ten gejowski, tego nie próbowałem – uśmiechnął się
szelmowsko.
– Ettoo…
– Wyjdź,
bo chcę się przebrać – wygonił mnie z pokoju zanim dążyłem mu odpyskować.
Pokonany, poszedłem do siebie przyszykować się do walki przeciwko promieniom
UV, pragnącym usmażyć moją skórę anemika. Do walki z promieniami i Reitą.
*
W
końcu dostałem namacalny przykład na to, że Akira sam nie wie, czego chce.
Kazał mi się ubrać jak nad kąpielisko, gdy tymczasem wiódł mnie przez jakieś
chaszcze i inne chwasty, jakbyśmy gnali na poligon. Gdybym chociaż założył
zamknięte buty… Ale ja pomykałem w zouri
(po
polsku to są „japonki”) z
gołymi stopami, które zostały odrapane przez łodygi ściętych kłosów. Jeślibym
wiedział, że to pole będzie takie długie, zapytałbym Reitę dużo wcześniej czy
nie zna jakiejś dłuższej drogi, za to mniej niebezpiecznej dla moich nóg. Jego
te trawy łechtały po kostkach, mnie – po łydkach. Pieprzone metr sześćdziesiąt
dwa.
– Przez
ciebie wyglądam jak mały partyzant – chciałem wzbudzić w nim poczucie winy.
– Mały
partyzant? Z tym „małym” to się zgodzę, ale „partyzant”? Nie widziałem nigdy
takiego w szortach.
„Nie widziałem nigdy takiego w szortach”,
ne-ne-ne-ne. Zarozumialec. I co się, kurna, cieszysz?
– Widzę,
że masz doświadczenie w partyzantce. Ach no tak, to przecież tak nazywają się
fachowo twoje zaloty do mnie. Atak i odwrót. Atak i odwrót – narzekałem za jego
plecami, jakbym faktycznie był zgrzybiałym staruszkiem, który może pochwalić się
uczestnictwem w wojnie za czasów młodości.
– Jak
dojdziemy nad wodę, to osobiście cię do niej wrzucę, żebyś ochłonął.
Wyczułem w tych
słowach realną groźbę, więc zamilknąłem. Nie w porę się zorientowałem, że
właśnie tylko na taki efekt czekał, ale postanowiłem sobie nadmiernie się nie
odzywać, tak na wszelki wypadek. Mimo wszystko nie chciałem zostać wrzucony do
tego bajora. Jeszcze dostanę jakiejś wysypki i… brr… Akira to jeszcze kit. On
się tutaj wychował, więc pewnie jest odporny na syfilis. Poza tym, w sytuacji
krytycznej, jego mamusia będzie nacierać kremikiem. Ja nie miałem zamiaru
rozbierać się przed obcą kobietą, tym bardziej przed Reitą. Jeszcze mniej
miałem ochotę oglądać swoje piękne ciało w lustrze całe pokryte jakimiś
krostami. A fu.
Tak
bardzo skupiłem się na składaniu wyimaginowanych zażaleń w mojej głowie, że nie
zauważyłem, jak dotarliśmy na miejsce. Przed nami rozciągało się całkiem ładne
oczko wodne z podestem dla wędkarzy, do którego przycumowane były cudze kajaki.
Jeziorko było otoczone z trzech stron lasem – stąd już wiedziałem, dlaczego
innej drogi do niego nie było. Brzegi miało na tyle piaszczyste, że można było
powiedzieć, że posiadało plażę – w miarę czystą, bynajmniej z odległości
kilkunastu metrów. Pomimo atrakcyjności miejsca, nigdzie nie było wizytatorów
ani turystów. W zasadzie czemu się było dziwić? Mieszkańców tej wsi można było
policzyć na palcach u rąk i nóg.
– I
jak? – zapytał mnie, uśmiechając się łobuzersko.
– Jak
mniemam jest to dzika plaża i sanepid nie badał stanu flory bakteryjnej tej
wody – zakpiłem, nasuwając mocniej na nos okulary przeciwsłoneczne. Cały był
tłusty od filtru 20 dla dzieci i niemowląt, bo przecież musiałem dbać o to, aby
się nie opalić.
– Pić
tego przecież nie będziesz – zdziwił się i ruszył w kierunku jeziora.
Westchnąłem, podążając za swoim osobistym ratownikiem. Kim ten człowiek przez
cały pobyt na wsi nie był? Pilotem, masażystą, teraz ratownikiem…
Zdjąłem
ręcznik przewieszony przez ramię i rozłożyłem go na gorącym piasku. Nie było
śladu po wczorajszej burzy, co mnie zaskoczyło. Położyłem się na swoim
legowisku, czując w kościach, że będę się niebosko nudził. Uchyliłem powieki,
słysząc jak Rei mości się z swoim ręcznikiem obok mnie.
Stał nade mną i
właśnie rozpinał powoli swoją koszulę. Przełknąłem nerwowo ślinę, jakimś cudem
nie potrafiąc – nie chcąc? – ponownie zamknąć oczu. Zdjął ją, pokazując mi
wyraźnie w pełnym słońcu swój śniady tors i każdy cień na nim, będący
wypukłością. Odwrócił się tyłem. Teraz widziałem te szczupłe, szerokie plecy i
umięśnione ramiona. Miałem okulary, więc mogłem śmiało go obserwować (chociaż
bardziej pasowałoby określenie „podziwiać”). Był cholernie seksownie opalony…
Zaraz. Od kiedy podoba mi się opalenizna? I to na męskim ciele? Reita pochylił się, żeby zdjąć klapki, wypinając ku
mnie swój płaski, jędrny tyłek. Nawet cieszyłem się, że zrobiłem sobie dobrze
rano – nie będę miał przykrego wypadku przy pracy, jakby coś.
– Idziesz
Mała Syrenko? – zapytał jeszcze raz dla pewności.
– Nie.
Będę udawał Słoneczny Patrol.
– No
do Pameli Anderson brakuje Ci z przodu kilku kilogramów.
Z
tymi słowami zostawił mnie samego na ręczniku, nie tyle opalającego się, co
leżącego na słońcu. Rozejrzałem się po plaży, ale nigdzie nie było miejsca
osnutego cieniem, więc zanosiło się na to, że będę zmuszony umierać wypalany
promieniami UV.
Usiadłem, aby
przyjrzeć się jak Akira wchodzi do wody i zanurza swoje ciało po pas.
Swojego ptaszka – pomyślałem, ale szybko zdzieliłem się ręką
po głowie, aby wyrzucić te obrzydliwe, homoseksualne zapędy.
Następnie
Reita zanurzył się cały, znikając mi z oczu. Przestałem go śledzić, kiedy
znalazł się daleko od brzegu, w miejscu niedostępnym dla mojej marnej
krótkowzroczności. Postanowiłem zająć się sobą, dopóki ten będzie trenował
swoje sflaczałe mięśnie. Nie… wcale nie były sflaczałe. Jak on to robił? Ruszał
się tylko wtedy, kiedy było to konieczne, a jego ciało nadal trzymało jako taką
formę. Zauważyłem, że Rei zabrał ze sobą swoje PSP, na które rzuciłem się w
zupełnie nie podobnym do siebie stylu. Na karcie miał kilka jakiś gier, ale ja
wybrałem FIFA 11, bo tej zasady w miarę znałem. Przegrawszy dwa razy składem AC
Milanu z FC Barceloną, zdenerwowałem się i włączyłem sobie GTA Vice City, aby
się odstresować zabijając babki na łyżworolkach.
Po
jakimś czasie powrócił na ląd mój tryton.
– O,
widzę, że sobie znalazłeś idealne zajęcie nad wodę – zakpił i sięgnął do
plażowej lodóweczki, wyjmując z niej schłodzoną wodę źródlaną. Uniosłem na
niego spojrzenie znad przenośnej konsoli. Akira pił tak łapczywie, że napój
spływał z kącików jego ust po szyi na nagrzany i zmoczony tors. W
niekontrolowany sposób ująłem język w wargi, patrząc na ten widok, rodem z
jakiejś reklamówki napojów izotonicznych.
– Co?
Chcesz też? – podrzucił mi chłodną butelkę, widząc jak na niego patrzę. Nie
chciało mi się pić. Najchętniej zlizałbym krople wody z jego klatki piersiowej.
Mimo to skorzystałem z okazji i uzupełniłem wypocone ubytki w zapasach wody.
– Masz,
wytrzyj mi głowę – poprosił, podając mi mniejszy ręczniczek jaki ze sobą
zabrał. Chwyciłem go i na kolanach podszedłem do siedzącego Reity. Wolno
zacząłem pocierać frotte jego włosy, które pod wpływem wody całkiem się
wyprostowały. Były przydługie, ale takie nawet mu pasowały.
Teraz
mogłem z bliska oglądać jego plecy, umięśnioną szyję i barki. Ba. Mogłem nawet
ich dotykać, co prawda przez ręcznik, ale jednak. Miał kilka drobniutkich
znamion piękna na łopatkach. Nie lubiłem ich, ale jego śniademu ciału dodawały
urody. Zapatrzony w Akirę, rozpędziłem się i zacząłem wycierać nie tylko kark i
głowę, ale znacznie poniżej linii ramion. Przez ręcznik dotykałem torsu,
palcami muskając jego sutki. Poczułem, że twardnieją. A może były już wcześniej
stojące od zmiany temperatur?
– Ruki.
Wystarczy, miałeś mi wytrzeć tylko głowę, bo jeszcze idę się pomoczyć.
Odłożyłem
ręcznik, składając w kostkę z pedantyczną dokładnością.
– No,
to teraz idziemy popływać.
– Co?!
Nie
zdążyłem zaprotestować, gdyż Reita chwycił mnie pod nogami i uniósł na rękach.
– Puść
mnie! Słyszysz, idioto?! Puść mnie! Puść! – zacząłem się wierzgać oszalały, aż
zouri pospadały mi z stóp. Akira zdjął mi okulary przeciwsłoneczne z nosa, czym
krótkotrwale oślepił moje nieprzyzwyczajone oczy.
– Chcesz
się puścić? – zaśmiał się, idąc ze mną w stronę bajora.
– Bardzo
śmieszne! Zostaw mnie! Ja nie chcę! Nie! NIE! – krzyczałem, widząc że powoli
się zanurzamy. Wyciągnąłem głowę jak flaming, aby uniknąć zmoczenia. Stopą
musnąłem tafli wody, aż przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz. Chwyciłem się
panicznie szyi Rei’a, oplatając ją ramionami, jak siostrzyczka drocząca się z
bratem na basenie.
– Widzisz?
Woda nie jest taka zła. Nawet ciepła – wyszeptał mi do ucha, kiedy weszliśmy do
wody na tyle, że zanurzył mój tyłek.
– Dlaczego
mi to robisz? Tak bardzo mnie nienawidzisz? – mamrotałem bezsensu, obserwując
ze strachem niczym hydrofob wzrastający poziom wody.
– Nie
chcę się sam kąpać jak gej.
– A,
czyli z facetem na rękach jesteś mniej gejowski? – odgryzłem się, a Reita chcąc
mnie ukarać, opuścił mnie niżej tak, że jezioro pochłonęło mnie do pasa.
Pisnąłem jak mała dziewczynka.
Odchodziliśmy
coraz dalej od brzegu. Widziałem nasze ręczniki rozłożone bezpańsko na piasku.
Powoli zbliżaliśmy się do środka kąpieliska.
– Odstaw
mnie!
– Dobrze.
Puścił
mnie tak, jak sobie zażyczyłem. Pożałowałem mojej decyzji, gdyż zimna woda
pochłonęła mnie po żebra, ale i tak dumnie milczałem. Złapałem tylko ramię
Reity, aby mieć pewność, że mnie nie zostawi w centrum oczka.
Wszystko
było dobrze, dopóki nie doszliśmy do momentu, kiedy nie dotykałem palcami dna.
– Rei…
– zawołałem go, przygryzając wargi upokorzony.
– Co?
Wpakowałem mu się ponownie w ramiona.
Chwycił mnie mocno, unosząc do góry. W wodzie byłem pewnie znacznie lżejszy.
Obejmowałem go udami na poziomie bioder, a on trzymał mnie za pośladki,
wypychając ku powierzchni. Znów czułem jego męskość na swojej tak, jak tamtej
nocy razem. Kąpielówki miał napęczniałe od wody.
Kiedy
staliśmy tak objęci, było mi bardzo przyjemnie. Dookoła chłodna toń, a po środku
on. On i jego rozgrzewające ciało. Prawie nagie. I równie ciepły oddech na
szyi.
– Za
głęboko? – zażartował.
– Odstaw
mnie.
– Nie
chciałbyś tego.
– Odstaw
mnie na brzeg!
W
zamian usłyszałem perlisty śmiech. Zaczął przybliżać twarz do moich warg, jakby
chciał mnie pocałować. Przerażony, nie mając dokąd uciec, odsunąłem głowę od
niego, pochylając się w tył. On jednak nie zaniechał próby. W końcu odgiąłem
się tak, że zamoczyłem całe włosy. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że o to mu
właśnie chodziło. Poinformował mnie jego rechot. W jednej sekundzie poczułem
jak burzy się cała moja misterna fryzura, jaką układałem 1800 razy dłużej
(czyli półgodziny).
Szybko
zrobiłem wyliczankę w głowie, aby zdecydować czy powiedzieć Akirze, że go
nienawidzę, czy po prostu bez słowa wyjaśnienia utopić.
– Chodź,
wracamy. Zgłodniałem – uprzedził mnie jak zwykle i zaczął wlec w stronę plaży.
– Zniszczę
cię jeszcze… – obiecałem mu, cedząc przez zęby.
Kiedy
nasze nogi stanęły na lądzie, czułem się tak, jakbym dopiero uczył się chodzić.
Miałem miękkie kolana i prawie żadnego czucia w stopach. Ta woda była
przeraźliwie zimna, czy on tego nie czuł? Teraz na bank się przeziębię i nowy
krążek będzie hołdem zmarłego – a raczej zabitego przez promotorkę – wokalisty.
Już widzę jak któryś z gazeciaków pisze piosenkę pożegnalną… Dobrze, że byłbym
wtedy martwy. Byleby tego nie robił Rei!
Wytarliśmy
się pobieżnie, zabraliśmy ręczniki i resztę ekwipunku, i w tempie pośrednim
między marszem a truchtem, ulotniliśmy się z plaży. Teraz to ja szedłem
przodem, aby uciec przed słońcem, bo wraz z kąpielą spłynął ze mnie cały filtr.
*
Kiedy
pochłonęliśmy swoje porcje śniadanio-objado-kolacji w wersji poszerzonej, Akira
na jakiś czas zniknął mi z oczu. Miałem czas odespać złą noc i odpocząć od jego
towarzystwa. Potem poszliśmy z Rei’em szukać dobrego miejsca na rozbicie
kieszonkowego obozu. Na tyle kameralnego i wyludnionego, aby mieszkańcy nie
słyszeli rozbijających się dwóch pijanych facetów. Jak dla mnie mógł rozbić
namiot przed swoim domem, na jedno wychodziło, ale jak zwykle żadna moja gadka
nie była w stanie przekonać tego uparciucha, więc skończyło się na tym, że
szedłem za nim taszcząc śpiwory.
Kilkukrotnie
stawaliśmy w różnych miejscach – jak dla mnie losowych, ale chyba nie dla
Akiry, gdyż wykonywał różne, skomplikowane obliczenia typu: „Nie. Tutaj się
dzieci bawią”. Przerażał mnie, ale jeszcze bardziej bałem się zapytać, co
planuje na noc.
W końcu umościliśmy się na placyku
niedaleko jeziora. Niedaleko, ale też nie blisko, aby komary mające lęgowiska
nad wodą nie zlatywały się do naszego namiotu. Miałem tylko jeden spray
insekcydu, gdyż nie spodziewałem się, że mnie wywiozą na jakieś zakomarzone
pustkowia. Łudziłem się, że w stanie upojenia moskity przestaną mi się naprzykrzać.
Reita
zdjął z swojego ramienia namiot w pokrowcu i zaczął go rozpakowywać. Poprosił,
abym pomógł mu go rozbić, na co odburknąłem mu wiele tłumaczące: „Nigdy tego
nie robiłem. Nie umiem, nie robię”.
– Dziewczynie
przy pierwszym razie też tak powiedziałeś? – usłyszałem w odwecie. W rezultacie
– aby nie psioczył na mnie – przytrzymałem mu szkielet, kiedy rozkładał
pokrywę.
Na
reszcie się ulokowaliśmy. Namiot nie był duży, pomimo to miałem wrażenie, że
zmieściłbym się w nim na leżąco w szerz, nie podkurczając nóg. Hm, no czyli jak
już inaczej mówiłem „nie był duży”. Wyścielony został matami i śpiworami na
zasadzie „wciepać i spać jak leży”. To znaczy, ja wbrew zaleceń Akiry i tak
zasłałem swoją część. Rei, jak sam powiedział – jakby z dumą? – zaleje się tak,
że będzie mu zwiewało, gdzie polegnie. Jak nigdy dziś ta obietnica schlania się w trupa mu nie
podeszła. Miałem dziwne przeczucie, więc może dlatego po cichu sobie obiecałem,
że się nie spiję… za bardzo.
– Trzymaj,
to dla ciebie – na wpół podał mi, na wpół wepchnął w dłoń moją dolę, to jest:
całopak ulubionych papierosów i butelkę whiskey. Przez chwilę spoglądałem na
Reitę jak na boga – z uwielbieniem w oczach dzieci wobec Świętego Mikołaja.
Trzymając
w rękach prezenty miałem wrażenie, że trzymam całą cywilizację w garści, a
Akira jest moim powiernikiem między zadupiem, a wszystkim tym poza zadupiem.
– Byłeś „tam”? Kiedy?! Ach! Powiedz, jak TAM
jest? Czy światła sygnalizacji są tak kolorowe jak zapamiętałem?
– Jak
będziesz grzeczny i przestaniesz wykazywać chęci ucieczki, to cię tam zabiorę.
Zabrzmiało
jak obietnica zrobienia mi mentalnego loda. Wprawiony w dobry nastrój wizją
zobaczenia ponownie większej ilości budynków w jednym miejscu niż tyle, ile
potrafię na raz zliczyć, zacząłem pić.
Nie
mogłem narzekać na melanżowanie z Akirą, bo pomyślał o wszystkim, czyli jak
odpowiedzialny samiec przyniósł szkło. Dla siebie kieliszek do wódki, dla mnie
szklaneczkę do ognistej. Pogoda była dobra na zimne piwo – było ciepło. A może
było już za ciepło na piwo? To było nieważne, ja miałem swojego Ballantine’s i
marlboro, więc piłem i paliłem na przemian. Czasem dwa razy zajarałem, bo Rei
wpadł na pomysł zamienienia się papierosami. Czasem dwa razy pociągnąłem, bo
zamiana polegała na alkoholu. Nie lubiłem wódki, bo nie umiałem jej pić, więc
udawałem, że to robię. Poza tym nie chciałem się uchlać. Nie sam na sam przy
Reicie.
Rozłożyliśmy
się z kartami grając w pokera, a potem w grę, której zasady znał tylko Akira –
tak oszukiwał, że miałem wrażenie, że zmieniliśmy zabawę. Nie przeszkadzało mi
to, bo whiskey dobrze dziś wchodziła.
– Ruki,
musisz skończyć tą piosenkę – rzucił dziwnie nie na temat, dziwnie mniej
pijackim głosem. Albo to ja byłem już tak wcięty, że przy mnie jego głos zdawał
się być trzeźwy.
– Wiem.
No i? – chciałem wiedzie do czego pije. Poza alkoholem.
– No i
to, że ty nie umiesz pisać o czymś, czego nie znasz.
Wkurzył
mnie tym tekstem. Zakręciłem whiskey, stwierdzając przy okazji, że wypiłem jej
znacznie więcej niż chciałem. A raczej zamierzałem, bo jak widać, chciałem jej
tyle upić, a nawet więcej. Słowa Akiry zdenerwowały mnie chyba dlatego, że były
szczere. Bo szczerze, nikt nie potrafi mówić o tym, czego nie zna.
– Trudno
– mruknąłem lakonicznie i wzruszyłem ramionami, trochę buntując się przeciwko
zasadzie, że w stanie upojenia mówi się więcej. Ja ogólnie byłem gadułą, a
gdyby podwoić tą pulę, groziłoby rozerwaniem strun głosowych. Z resztą po
alkoholu mówi się więcej, ale pierdół. Ja mówiłem tylko rzeczy ważne.
– Pieścić
cię nie będę. Nie jestem najebany, ale jak chcesz to możesz sprawiać pozory, że
to robimy.
Nie
zrozumiałem, a pijany nie byłem.
– Jaśniej?
– Usiądź
na mnie – polecił krótko, bez słów wyjaśnienia całej zabawy. Albo też tortury.
– Co?
– Nie
bój się, siadaj.
Nie
wiem czy to mój umysł tak wolno kontaktował w porównaniu do ciała, ale wbrew
swoim chęciom siedziałem na podbrzuszu leżącego w pijackiej beztrosce Akiry.
– Co
dalej?
– Udawaj,
że się kochamy.
Świetnie.
I na dodatek spiłem się tak, że miałem omamy słuchowe.
– Co,
co?
– Ocieraj
się o mnie.
Ja
na dal nie rozumiałem.
– Na
co czekasz? Kołysz się po prostu.
Zrobiłem
tak, jak poprosił, aby w razie pomyłki dostać opieprz, że to robię. Reita
jednak leżał spokojnie, przymykając powieki, kiedy zacząłem o niego trzeć
udami.
– Mocniej
– wyszeptał. – Spraw sobie przyjemność.
– Spiłeś
się – stwierdziłem gorzko.
– Może,
ale ty masz na to ochotę. Wiem to. Inaczej by ci nie stawał co rano.
– Nie
stoi mi.
– Jeszcze
nie. Mocniej.
Chwycił
mnie za przeguby nadgarstków i sam dołączył swoje falujące ciało. Pocieraliśmy
się wzajemnie odrobinę nieporadnie.
– Mocniej,
cholera, mocniej…
– Jesteś
pijany!
– Ty
też, bo się powtarzasz.
– Kurwa
nie jestem! Po prostu nie chcę.
– To
dlaczego ci twardnieje?
Nie
twardniał mi, zdawało mu się. To jemu twardniał. Ja nawet nie dotykałem go
swoim przyrodzeniem.
– Dotknij
mnie kroczem. Szybciej urośnie.
Zacisnąłem
zęby i zacząłem ocierać się swoim penisem o gruby materiał na kroczu Akiry.
Jeans moich spodni drażnił męskość w podniecający sposób. Nawet nie zauważyłem,
kiedy zaczęła podobać mi się ta stymulacja i rozpocząłem silniej jeździć po
ciele Reity. Coraz wyżej, wodząc o wystający w górę punkt i również pobudzając.
Drobna złośliwość. Chyba robiłem na złość sam sobie, bo przy okazji budziłem i
swoje narzędzie.
Pocierałem męskością
jego klatkę piersiową, jaką czułem nieznacznie pod koszulą. Sutki mu stanęły.
Nie potrafiłem wyczuć czy od skoku temperatury z ciepła na żar, czy z
podniecenia. Na ich poziomie wyczuwałem energiczne bicie serca, łomoczącego pod
żebrami. Jego puls na moich udach był cholernie podniecający.
Akira
ugiął nogę, abym mógł objąć jego udo i pobudzać się o nie. Ścisnąłem je i wedle
jego życzenia, napierałem na nie penisem. Aby wzmocnić moje – nasze? –
doznania, wprawiał nogę w wahadłowy ruch, wpijając ją w moje krocze. Krew
zasysała się w nadciśnieniu i chyba fermentowała od alkoholu. Z każdą kolejną
chwilą czułem się coraz mocniej pijany. A może upojony?
Reita zaczął rozpinać rozporek, aby
móc lepiej go czuć na swoim wrażliwym członku. Przestałem na chwilę, aby
poprawić w spodniach swój sprzęt, który coraz bardziej się w nich nie mieścił.
Słyszałem jak jego oddech sapie, dopominając się pieszczot. Coraz mocniejszych
pieszczot. Takich, aby go zaspokoić.
– Też
otwórz spodnie. Tak będzie przyjemniej, zobaczysz.
Posłuchałem,
bo już było za późno, aby przestać i obu nas zostawić sterczących od erekcji.
Rozsunąłem zamek i poprawiłem bokserki, aby rosnący penis znalazł się po środku.
Znów zacząłem robić to, co przed chwilą, ale mocniej. Dużo mocniej, kiedy
zauważyłem jakie to przyjemne. Chyba nawet postękiwałem, kiedy czułem, że się
ugiął. Przez miejsce w bieliźnie Akiry przebijało ciepło jego przyrodzenia.
Było większe od mojego. Przyrodzenie, nie ciepło. Pewnie dlatego, że był
bardziej podniecony. Chwyciłem jego rękę i zacząłem się o nią szybko ocierać.
Nie uginał palców, nie chwytał go. Po prostu trzymał wyciągnięte ramię, ale
czułem jak puls wali w jego dłoni z ekscytacji.
– Nie
wytrzymam – szepnął rozgorączkowany i już nie tylko podniecony, ale
doprowadzony do szaleństwa. Oraz bólu.
Szybkim ruchem zsunął
mi całkiem spodnie do kolan, odsłaniając napiętą bieliznę z domagającą się
pieszczot zawartością. Pchnął mnie na śpiwór tak, że byłem wypięty do niego
pośladkami. Przez chwilę poczułem obawę, że zechce mnie zerżnąć, ale on po
prostu również zdjął spodnie i stojącym przez bokserki penisem zaczął masować
mój tyłek. Robił to okrężnymi ruchami, a kiedy czubek bielizny wpadł w rowek
między pośladkami, pojękiwał z satysfakcją. Przyciskał moje kolana do ziemi,
ale podpierałem się na łokciach, aby kroczem nie uderzać w twardą ziemię.
Przejeżdżał wzdłuż mojego kręgosłupa, a ja się wyginałem. Potem znów sunął w
dół. Teraz ocierał się o moje uda, które były mokre od potu. Ścisnąłem go nimi
i znowu uraczył mnie jękiem.
Zanim
zdążyłem zareagować na jego krocze kołujące po obrzeżach mojego otworu, równie
szybkim ruchem przerzucił mnie znów na wznak. Już nie tarł członkiem o mój, ale
panicznie go przyciskał, co mnie zabolało. Zaczął podwijać mi bokserki, chcąc
najwidoczniej poczuć go nago, ale powstrzymałem Akirę gestem dłoni.
– Nie…
Nie chcę… – szepnąłem, a dłonie Reity odsunęły się posłusznie.
– Sorry
Ruki, ale muszę… – wyszeptał mi do ucha i sięgnął ręką za bieliznę, wyjmując
swoją twardość.
Zaczął
się energicznymi ruchami masturbować. Teraz dopiero usłyszałem jak brzmi jego
głos doznając prawdziwej rozkoszy.
Nie
wytrzymałem i również złapałem za swój penis, obciągając go ruchami zgranymi z
Akirą. Nigdy nie zaspakajaliśmy się przy sobie, a teraz patrzyliśmy na siebie
jak to robimy i jednocześnie się tym podniecaliśmy. Bynajmniej ja, widząc jak
ściska swój członek w tak brutalny, że niemal bolesny sposób. Chciał szybko
dojść.
– Rei…
– jęknąłem pomiędzy ciężkim wydechem i jeszcze cięższym wdechem. Nie chciałem
na to patrzeć, bo ten widok mnie przeszywał do kości. Rzuciłem się na niego,
wpijając w jego cuchnące i lepkie od wódki usta. Całowaliśmy się tak namiętnie
i bezwiednie, jakbyśmy to robili od dawna. On zagłębiał się językiem, a ja go
przyjmowałem, pomrukując. Czułem jego penisa przy swoim. Nasze ciała wpółleżące
na sobie poruszały się w rytm uderzeń naszych dłoni. Akira odkleił się od moich
pijanych warg.
– Nie,
Ruki. Zostaw mnie. Nie dotykaj – rzucił niemal błagalnie, odsuwając brutalnym
pchnięciem.
– Dla-dlaczego? – zdziwiłem się jego reakcją.
Znów
mnie chwycił jedną ręką, wpełzając nią pod koszulkę i przyciągając mnie do
siebie.
– Dlatego
– syknął, uderzając po raz ostatni w swój penis. Z jego członka wytrysnęła na
moją koszulę sperma.
Upadł na mnie, przyciskając do ziemi
jak lalkę. W tej samej chwili i ze mnie wypłynęły soki na podbrzusze Akiry.
Nasze oddechy tańczyły w powietrzu. Równie pijane, płytkie, szybkie, cuchnące…
Sięgnąłem ręką po chusteczki i zacząłem się wycierać, kiedy Reita zsunął ze
mnie swoje ciało, opadając na nie zasłaną matę obok. Odwrócił się do mnie
tyłem, kiedy wyciągnąłem do niego paczkę, aby się pobieżnie wyczyścił. Nakrył
się rozpiętym śpiworem, najwyraźniej chcąc iść spać. Milczeliśmy.
Ja
czułem, że nie usnę. Po alkoholu zawsze byłem żywotny. W dodatku po orgazmie
hormony krążyły we mnie. Nie czułem się tylko pijany, ale zaćpany. Na haju.
Poszedłem
w teren z latarką wyrzucić gdzieś daleko te chusteczki, aby nie widzieć śladów
dzisiejszej zbrodni jutro rano. Przy okazji poszedłem załatwić potrzebę, bo
alkohol był bardzo moczopędny. Po raz pierwszy w życiu lałem w krzakach.
Czyżbym stał się pełnoprawnym mężczyzną?
Kiedy
wróciłem do namiotu, Akira już spał pijackim snem. Zostawił odkręconą wódkę –
musiał jeszcze pić, jak wyszedłem. Zamknąłem ją, aby nie wywietrzała i
odstawiłem przed wejście.
Położyłem
się, ale nie przykryłem śpiworem. Byłem gorący od alkoholu i spełnienia. To był
najgorszy i zarazem najlepszy camping w życiu.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiło do tego wrócić. Ruki zachowuje się, jak prawdziwa kobieta XD. Ich rozmowy są śmieszne, podoba mi się to ich dogryzanie, a zwłaszcza ironia zawarta w obrażaniu. Rozwalił mnie ten fragment na odpowiedź ,, Nigdy tego nie robiłem. Nie umiem, nie robię". To było po prostu genialne :D
OdpowiedzUsuńNa to czekałam najbardziej, choć nie wiem dlaczemu... Jak zaczynałam ją czytać, to umilała mi lekcje historii i mam nadziję, że w tym roku też umili xD
OdpowiedzUsuńTe ich gadanie miejscami przyprawia mnie o spadanie z krzesła ^^" albo plucie wodą na klawiaturę xD A teraz znowu będzie trzeba długo czekać na następny rozdział...
Świetne, super, zaje, fantastyczne... czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńGENIALNE!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń