sobota, 6 grudnia 2014

Hobby janai! (ホビーじゃない!)[1/2]


* tytuł: Hobby janai! (ホビーじゃない!),
* autor: Enji,
* gatunek: fluff/lemon/komedia,
* rodzaj: twoshots (część 1 z 2), fanfiction,
* ostrzeżenia: śmiertelna dawka geekowości, seksy, cross-dressing,
* notka odautorska:

*zasłania się tarczą Kapitana Ameryki, aby nie oberwać od rozwścieczonego tłumu czytelników* Ko-konbanwa! Nawet nie chcę zerkać do kalendarza, jak długo nas tutaj nie było... Mam nadzieję, że tęskniliście i tęsknota skutecznie wypiera z Was chęć rzucenia w nas czymś ostrym...  

Zwłoka trochę egoistyczna. Poupierałyśmy się, że dodamy coś własnego. Fanfiction, bo dawno żadnego dłuższego nie było. Stąd brak sesji. Dzisiaj moja kolej na opowiadanie, a w następnej turze pewnie ukaże się jakiś twór od Allis! Nie zapominamy również o zbliżających się świętach (•̀ᴗ•́)و ̑̑

W końcu są mikołajki a oto nasz prezent! Mam nadzieję, że tekst, pomimo że naszpikowany specjalistycznym słownictwem, nie będzie Wam obcy i nie stanie Wam ością w gardle (masa przypisów czeka na Was u dołu strony, gdyby ktoś nie podołał samodzielnie. Jakiekolwiek pytania kierujcie do nas w komentarzach!). 

Jak spędzacie Wasze mikołajki, Wasz weekend? Jak Wam mija grudzień? Wyczekujecie pewnie świąt :3

Nie przynudzam dłużej. Kłaniam się i zdejmuję czapkę Santa Clausa~

Pssst. Doskonale sobie zdaję sprawę, że event pokazany w tekście w Japonii ma zupełnie inny charakter. Zaadaptowałam go odrobię na potrzeby autorskie na modłę naszych krajowych eventów. 

Wrzuciłyśmy także 8. Dziennik Nimfomana, jednakże blogger dzisiaj nam się straszliwie buntuje, dlatego korzystajcie z tego linka: http://reituki-story-factory.blogspot.com/2014/12/dziennik-nimfomanajp-8-blokada.html

~*~


 - Un... a więc jesteś...

Chłopak jeszcze raz spojrzał uważnie na pół-dziecię, pół-shōtarō klęczące przed nim rozkrocznie - z taką manierą, jakby cierpiało na koślawość kolan. Chciał upewnić się, czy aby nie przeliczył się z oceną jego osoby, ale szybko odwrócił wzrok.

 - Nee, sempai! Powiedz to w końcu - zachichotała istotka, okręcając zbłąkany pukiel włosów wokół swojego palca, jakby chciała się pochwalić przed starszym kolegą ich nowym kolorem. Akira westchnął.

 - Jesteś... - spojrzał na chłopaka skonsternowany - ... otaku? – podrapał się po karku z zakłopotaniem, czując jak wysączony pot wnika w jego nowy podkoszulek z pumy. Nie wiedział czy z upału, czy niezręczności tak się pocił.

- No wiesz?! - istotka zadąsała się. - To było podłe. Nie jestem żadnym otaku!

Tak jak Akira się spodziewał. Źle ocenił sytuację. Źle dobrał słowa. Pomylił się. A raczej nie pomylił, tylko zdemaskował swoje prawdziwe zdanie o nim. Cały kamuflaż uprzejmości upadł i wydało się, że uważa go za lekkiego komiksowego świra. Nie powinien być aż tak dosadny.

- Gome Takka-kun, nie wiedziałem, jak inaczej nazwać twoje... hobby – próbował podtrzymać walące się fundamenty swojego savoir vivru, ale niezbyt skutecznie, bo chłopak już się od niego odsunął i poobrażał. Usiadł zadąsany na swoim łóżku zaścielonym pościelą z sublimowanym nadrukiem jakiegoś szkolnego ecchi i zasłonił się pluszową foką... Nic dodać, nic ująć.

Akira starał się uzbroić w cierpliwość, bo jeszcze z jego winy nieszkodliwy otaku przejdzie na tryb hikikomori i z problemu pod tytułem – świat nie rozumie Takanoriego, powstanie – Takanori nie rozumie świata.

 - Anime i manga nie są moimi hobby – sprostował go, nerwowo się uśmiechając i zerkając w stronę okna. Słońce już zachodziło, a zmierzch zabarwiał okoliczne białe pawilony mieszkalne na brzoskwiniowo. Zerkając przez żaluzje, można było odnieść wrażenie, że jest się w Andaluzji. Niestety, kiedy odgięło się kark chociażby o kilka stopni w bok, widziało się świat, który nie miał nic wspólnego z klimatem śródziemnomorskim czy nawet w ogóle Europą. Wpadało się z impetem w narośl pluszu, osiadającą na ścianach jak tęczowy mech; gąszcz wigów zwisających z półek jak liany, tłum celuloidowych figurek i nendoroidów1, barykady z dakimakury... Dwa różne wymiary. No i co najważniejsze, w Sewilli nikt nie chadzał z zielonymi włosami... 

 - Jestem tylko członkiem drużyny piłkarskiej. Nie interesuję się książkami. Mam proste słownictwo. Jeśli nie hobby, to nie wiem co. 

 - Piłkarzem z różowymi włosami – Takanori uśmiechnął się pobłażliwie, wytykając tę drobną złośliwość. Wyglądało na to, że nie zamierzał wytłumaczyć Akirze różnicy pomiędzy hobby a animangą. Może to nie było jego hobby, a całe życie? - namyślał się sempai.

 - Dawno i nieprawda – nadąsał się, odgarniając grzywkę z oka, jakby był to tylko pretekst do upewnienia się, czy aby na pewno jest już blondynem. Nie był. Był żółtowłosy, ale to wciąż lepiej niż niefrasobliwy amarant, który sobie kiedyś walnął na wakacjach. 

Takanori miał rację. Kiedyś był różowowłosy i na jego nieszczęście Matsumoto musiał wówczas na niego wpaść. Nie, nie żałował tego, że się spotkali. Raczej tego, że został wzięty z marszu za „swojego”, podczas gdy jedyne anime, jakie oglądał to Doraemon oraz Dragon Ball. I jeden hentai, którego tytułu nie zapamiętał, ale zraził go dożywotnio do animowanego porno (w tej kwestii zdecydowanie był tradycjonalistą). Nie można było jednak winić za to chłopaka. Każdy, kto percypował w normalny sposób, brał go wówczas za otaku ewentualnie pedała w zaawansowanym stadium gejostwa. Wiecie, takiego promującego Gay Pride własną osobą jak żywa kampania społeczna... 

 - Naprawdę nie wiedziałeś...? - zapytał zawiedzionym głosikiem, znowu męcząc ten nieszczęsny kosmyk włosów, który już całkiem się poskręcał. - Ale nie szkodzi... Przecież też możemy znaleźć wspólny język, sempai – próbował zapełnić swoim monologiem ciszę, sięgając po dzbanek ze schłodzoną mugicha2. Akira przyjrzał mu się raz jeszcze, profilaktycznie, aby móc go jakoś podsumować. Faktycznie. Jak mógł to przeoczyć? Jaki zwyczajny chłopak wdziewa na siebie sportowe getry z wydzierganym motywem Charmanderem przy takim bezlitosnym skwarze? Odkaszlnął, bo badanie długości jego zakolanówek równocześnie zawierało w sobie badanie długości (a raczej krótkości) szortów, a to wydało mu się już niesmaczne. 

 - Uprawiasz sport? - Akira zainteresował się jego prawie piłkarskim strojem.
 - Nie, wręcz przeciwnie – zaśmiał się, skruszając odrobinę lodu do szklanek z sylikonowych foremek w buźki Rilakkumy. - A co? Podobają ci się moje leg warmery3? Czy wolisz rūzusokkusu4?

- Ettoo... wiesz...

- Rozumiem. Oba, ale na dziewczynach – sam sobie odpowiedział, upijając trochę herbaty jęczmiennej. Akirze nie przyszła do głowy taka odpowiedź, zwyczajnie zastanawiał się, jaka jest różnica pomiędzy jednym a drugim. - A propos mojego „zamiłowania” do sportu. Muszę zaliczyć semestr z wuefu, bo inaczej będę powtarzał rok. Mógłbyś mnie poduczyć? - zamrugał filuternie w stronę swojego sempai, licząc, że zna złoty środek na nauczenie się wszystkich sprawności fizycznych w jeden weekend. Te zielone włosy faktycznie nie tyle dodawały mu naiwnego wyglądu, co tylko uwydatniały jego wrodzoną naiwność. To nie były tylko pozory, on naprawdę był naiwniakiem. Lekkodusznym pierwszoklasistą. 

 - Mogę spróbować – wybąkał niezdecydowany Akira. - Jak będzie wyglądać zaliczenie? 
 - Dziesięć rzutów wolnych na ocenę lub dziesięć wolnych na bramce – podyktował formułę testu ze swoją otakeńską beztroską, patrząc na twarz lodowej Rilakkumy, która topiła się w szklance z mugicha. 
- To gdzieś ty był cały rok, że nie potrafisz trafić stopą w piłkę? – chłopak ściągnął do siebie podejrzliwie brwi.

- Wiesz… Sam się zastanawiałem, próbując naciągnąć rodziców na usprawiedliwienie mi tych wszystkich nieobecności. Za wiarygodniejszą połowę moich wagarów wzięli odpowiedzialność, ale reszta... No cóż. Gdyby wuefista nie miał shotaconu i nie uważał, że mam fajną dupę, wpisałby mi nieklasyfikowanie – westchnął, pocierając paluszkiem swój nos, jakby miał alergię na szkolnych hentaiów. Informację o oscylującej na granicy legalności dewiacji nauczyciela wuefu wyrzucił z siebie z niespotykaną lekkością. Zupełnie jakby świat animowanej fikcji zaczął mu się mieszać z rzeczywistością.

- Un, no dobrze... Wydaje mi się, że mógłbym spróbować ci pomóc. To koniec roku, więc sezon turniejów dobiegł końca. Ćwiczymy dla formy, więc nic się nie stanie, jak opuszczę jeden z treningów...

 - Yappa! Dziękuję sempai! - Takanori zaklaskał w dłonie, a jego koralikowe bransoletki zaszczękały w przegubach. - Z takim trenerem na pewno nie będę jeszcze raz kocony w przyszłym roku – zachichotał, zupełnie zapominając o swoich fochach o nazwanie go otaku. Uśmiechnął się rozkosznie i poklepał po swojej głowie, jakby chciał ulizać swoją sterczącą czuprynę. - Czułbym się dziwnie, gdyby dzieliła nas różnica dwóch klas przez moją własną głupotę. 

 - A to ma dla Ciebie jakieś znaczenie? - zdziwił się Akira. 

- Nie no... Nie jest to jakoś bardzo ważne. Po prostu, nie przepadam za zbytnimi różnicami – zaśmiał się nerwowo, nakręcając na swój nadpobudliwy paluszek samotnego, zielonego loka. - W przyszłym tygodniu zmieniam kolorek na turkusowy. Co o tym myślisz? - uspokoił odrobinę swoje wargi, które dostawały dziwnych tików nerwowych w postaci nadpobudliwych uśmiechów. Teraz dla odmiany to Akira był zmieszany zmianą tematu. Znowu przypomniał mu się różowy ścierak do naczyń na jego głowie. 

- Nie przeszkadza mi to... Zastanawiam się tylko, co na ten temat sądzą twoi rodzice i sensei... W szkole jest zakaz farbowania... 

- Powiedział to żółtowłosy piłkarz z fryzurą jak Tsubasa! - nadął swoje policzki, robiąc minę jak do zdjęcia w purikurze5. Akira zmierzwił swoje włosy, próbując ukryć zakłopotanie z tego powodu. - Spoko, sam wiem, jak to jest. Nie musisz się tak spinać. „Są równi i równiejsi”. Dyrektor przystał na mój ekstrawagancki wygląd tylko ze względu na to, że jestem olimpijczykiem. Przynoszę szkole wiele osiągnięć z konkursów historii. Z tobą pewnie jest tak samo, tym bardziej, że nasza drużyna futbolowa jest naprawdę mocna. Dyrcio nie chce potracić talentów, z których ma kasę, tylko z powodu zakazu noszenia się, jak nam się podoba. Zalatuje autorytaryzmem, nie? 

Chłopak spojrzał na tego otaku, który okazał się być historycznym prymusem, co było niemałym osiągnięciem, jak na osobę, która ma poważne zadatki na zostanie w przyszłości NEET-em6. Może wcale nie był taki przygłupi za jakiego go na początku wziął? 

- Zalatuje – przytaknął, wypijając swoją mugicha.

*

Już prawie zaczął zapominać o dziwnej rozmowie, którą przeprowadził z nim w pojedynkę Takanori, niestrudzony jego bardzo marną podróbą zainteresowania. Do teraz nie miał pojęcia, z jakiego powodu raczył się z nim spotkać – nie to, żeby się nad tym w ogóle zastanawiał, ale jako jedyne stosowne uzasadnienie postawił potrzebę zdania wuefu. 

Jego świat był dwuosiowy. Kręcił się czasem wokół piłki nożnej, czasem wokół rzeczy mniej chlubnych i eleganckich niż starogrecka kalokagatia7, ale raczej nie zdarzało mu się rozdrabniać ze swoim życiem towarzyskim. Tym bardziej, że Matsumoto-kun wydawał się być tylko momentem (nawet nie epizodem) w jego życiu. Mimo wszystko wymienili się swoimi numerami, aby stworzyć pozory wzajemnego zainteresowania (miał tylko cichą nadzieję, że Takanori nie okaże się być prześladowcą ani żadnym „yandere8” - mówiąc w ich żargonie). Wymienili się numerami, które i tak miały opaść na dno zapomnienia. 

Wziął kolejny wieczorny prysznic. Asekuracyjny prysznic, który miał go doczyścić, gdyby tym po treningu przeoczył trochę słonego potu. Krople wilgoci pozostawione na jego muskularnym ciele przyjemnie go orzeźwiały. Zapowiadała się parna noc, skoro tak szybko podsechł bez asysty ręcznika. 

Zerknął na swoją rozpiskę z rozkładem godzin oraz ilością serii poszczególnych ćwiczeń. Członkostwo  szkolnego klubu piłkarskiego łączyło się z regularnymi domowymi treningami, toteż był zmuszony na szybko machnąć dwadzieścia pompek a następnie kilkanaście przysiadów (a potem znów powtórzyć obie serie). Podirytował się, czując, że nawet po tak lekkim wysiłku w jego dekolcie zaczyna perlić się pot. Powietrze naprawdę było gorące i ciężkie, lato zapowiadało się nieznośne – wyglądało na to, że spędzi połowę wakacji z głową pod prysznicem. Na dobitkę jego telefon zaczął dzwonić (chociaż szczęśliwie tylko sygnałem ustawionym na wiadomość tekstową). Otarł ręczniczkiem swoje czoło i otworzył klapkę od swojej komórki. 

Od: Matsumoto-kun

もしもし❣ Co porabiasz Aki-sempai? ♡(˃͈ દ ˂͈ ༶ )
Właśnie robię przymiarkę cosplayu na sobotni event.
Chciałbyś popatrzeć? (ノ)´∀`(ヾ)

- Tsk, będzie zawracał mi głowę takimi pierdołami? - żachnął się i odrzucił telefon na materac, mocniej spinając swoje mięśnie podczas ćwiczeń ze zdenerwowania. Cieszył się, że nie robił żadnego stretchingu czy crossfitu. Okropnie denerwująca melodyjka znów zagrała. Była to polifoniczna wersja openingu „Kapitana Tsubasy”. - O Buddo, przecież mu nic nie odpisywałem! Co ten szczeniak sobie wyobraża?! - warknął, ponownie otwierając swojego sharpa9. Dostał na skrzynkę trzy MMS-y, które powoli rozwijały się na jego wyświetlaczu. Kiedy wszystkie zdjęcia załadowały się w całości, zasłonił swoje usta w niemym szoku.

Od: Matsumoto-kun

Podoba Ci się mój kostium? Sam go uszyłem, uff! (٭°̧̧̧ω°̧̧̧٭)
OK, wiem sempai, że nie oglądasz anime.
To Izuna z No Game No Life10~ 
Fajniusie?


To normalne, żeby chłopak w jego wieku przebierał się za dziewczynkę z uszkami liska?! - ścisnął mocniej swój telefon i przybliżył nos do wyświetlacza. Takanori podesłał mu trzy zdjęcia w trzech różnych pozach. Miał na sobie kuse miko11 w wersji mini z płaszczem o maksymalnie długich, dzwoniastych rękawach, które zwisały niemal do podłogi – za to puszysty fioletowy ogon na drucie sterczał dumnie w powietrzu. Typowa moe. Typowy otaku. A mimo to był poruszony i zupełnie oniemiały z zaszokowania, nie spodziewając się, że pokraczny i codzienny Takanori może przeistoczyć się w dumną lisicę. 

Jego ciało było gorące po szybkiej rozgrzewce, a oddech krótki przechodzący momentami w sapnięcia. Opadł twardymi pośladkami na podłogę, mierzwiąc swoje włosy. Czuł się wewnątrz niespokojnie, a  ciśnienie tętnicze przytkało mu uszy. Znów zakrył swoje usta dłonią i delikatnie przygryzł palce wargami. Patrzył na chłopięce, blade i niezwykle chudziutkie kolana Takanoriego. W makijażu nie przypominał ani trochę chłopaka, ewentualnie rozkosznego shotaro. Fioletowa peruka opadała mu nieporadnie na perkaty nosek, rozłożyste rękawy plątały pod stópkami w nieskazitelnych tabi. A wieńcząca całość mina podglądanej licealistki zatrzęsła jego bielizną...

Jest taki... słodki – oddychał ciężko, przewijając kolejne przysłane fotografie. Na jednej z nich miał odsłonięte ramię, które przy tej ekspozycji było mlecznobiałe. - Nie... Niemożliwe – rozemocjonowany Akira odrzucił telefon na łóżko z taką siłą, że jeszcze chwilę po uderzeniu podskakiwał na sprężynowym materacu. Zwinął się w kucki na podłodze i ukrył twarz we własnych ramionach. - Muszę się uspokoić. To wszystko przez upał i te treningi – wziął głęboki oddech, decydując, że zejdzie do kuchni zjeść mrożonego arbuza, aby ostudzić swoje libido. Kiedy zatopił zęby w słodkim, różowym miąższu, mimowolnie pomyślał o Takanorim w wersji lisiej kapłanki. A może to był lisi demon? 

Wtedy, w jego domu, również jedli mrożonego arbuza tylko w postaci lodów na patyku. Otarł swój podbródek z lepkiego soku. Wyobraźnia podsuwała mu młodego chłopaczka w kusym kimono, próbującego jeść przyzwoicie kawałek arbuza, ochlapując się niczym nieporadne dziecko i mruczącego: oi, jestem taki niezdarny sempai... 

Dotknął swojego krocza, czując, że coś przesuwa się pod materiałem bokserek. Nie, nie coś. Doskonale wiedział, co posiada zdolność samodzielnego poruszania się w tym miejscu. Westchnął podirytowany i wyrzucił zieloną skórkę arbuza. Przyłożył chłodną dłoń do swojego czoła i oparł się o blat kuchenny, próbując zmusić swoje nieznośne, młode ciało do posłuszeństwa. Nie miał dziewczyny, bo tylko przeszkadzałaby mu w treningach. Poza tym, wbrew temu co pokazują sportowe anime i dramy, kobieciarzem nie był, a członkostwo w drużynie futbolowej wcale nie upoważniało go do darmowych karnetów na małe co-nie-co u czirliderek czy chociażby promocyjnego buziaka. Nie miał też jak podglądać damskiej drużyny siatkarskiej, bo treningi miały rozpisane na inne dni. Przez większość swojego życia w społeczności uczniowskiej był nieśmiały, zapracowany i przede wszystkim spocony... Był to raczej anty-afrodyzjak. 

Rzucił się na swoje łóżko, nie potrafiąc znaleźć dla siebie odpowiedniejszego miejsca w tym stanie. Obsunął w dół swoje bokserki, uwalniając spod nierozciągliwego materiału stelaż „namiotu”. Sapnął, łapiąc swoją twardość w dłoń. Nie ma większej głupoty niż masturbowanie się nago, ale było zbyt gorąco, aby się ubierać, a trzeci prysznic był już przesadą... 

 - Nienawidzę cię, ty krypto-transwestyto – jęknął, pocierając swoje podniecenie koniuszkami palców, a następnie, masując je u nasady. Dlaczego się tak nakręcił? Wziął głęboki oddech i ugiął paliczki u swoich stóp, zatykając swoje usta puchową poduszką. - Otaku? Pieprzony zboczeniec kurwa... Ach! - stęknął, czując jak cały żar zaczyna się z niego wylewać, kiedy spazmatycznie zadrżał. - Te jego uszka, ogonek, nóżki, usteczka, tyłeczek... Po co mi to wysłał? Chciał zachęcić mnie, abym go zerżnął? - wyobrażał sobie w głowie, jak z zawstydzoną minką zadziera swój fioletowy, puszysty ogonek odsłaniając różową szparkę... 

Warknął ciężko, czując jak jego jądra przedziera i ściska przyjemność. Wydał kolejny pusty dźwięk i ścisnął lepką męskość, aby nie zabrudzić pościeli. Oddychał niespokojnie, czując jak jego rozpaloną skórę opływa zewsząd zimny pot. Musiał przyznać, że o tyle o ile seks uznawany jest za rozgrzewający, post factum czuł się na moment orzeźwiony. 

Poszedł wykonać toaletę przed położeniem się do łóżka, a kiedy wrócił, spostrzegł, że dioda w jego telefonie mruga na niebiesko. Włożył na siebie cienką podkoszulkę i odczytał SMS-a. 

Od: Matsumoto-kun

Un, ano... Pewnie jesteś zajęty sempai. (_ _ )
Gome, napiszę jutro rano. Oyasumi!

Ściągnął do siebie brwi. Skoro ma to być impreza cosplayerów, zapewne będzie tam więcej takich „dewiantów”, przebranych w kostiumy uszyte na modłę sex-shopu... Dewiantów oraz dewiantek. 

Uśmiechnął się do swoich myśli. Nieraz podczas szkolnych festiwalów miał okazję widzieć cosplayerki poprzebierane za czarodziejki z księżyca, komandoski czy też lolity. Dlaczego by nie udać się do wylęgarni seksownych nastolatek z nekomimi przytwierdzonymi do głowy drucianą opaską? 

Otworzył telefon raz jeszcze, aby odpisać chłopakowi na rząd spazmatycznych wiadomości.

Do: Matsumoto-kun

Świetny cosplay! Na pewno bardzo się przy nim napracowałeś.
Podasz mi adres, gdzie będzie ten event?

*

Ogarnęło go lekkie zażenowanie, kiedy dowiedział się, że cała impreza będzie miała miejsce w pobliskim Młodzieżowym Domu Kultury. Co prawda, nie miał żadnych własnych wyobrażeń ani oczekiwań względem imprezy, ale gmach starej szkoły działał raczej mało podniecająco. Paradoksalnie, pornosy kręcone w szkolnych realiach są najbardziej rozchwytywanymi - chyba przez studentów oraz starych salarymanów, którzy zapomnieli jaka niepodniecająca atmosfera panuje w każdej z tych placówek. I nieważnym było, czy szkoła ta była aktywnie działającą czy już emerytowaną, ponure widmo unosiło się nad nią, przypominając wszystkie nieprzyjemności – począwszy od koedukacyjnych wuefów, kończąc na obowiązkowych zapisach do szkolnych klubów (raz wylądował w klubie gastronomicznym, bo zachorował na czas zapisów, ale summa summarum opłaciło mu się to, bo nie dość, że niczego nie robił, to jeszcze tamtejsze członkinie co tydzień częstowały go nowym wyrobem).

Stanął w kolejce długiej jak na zwykłą imprezę niemal o osiedlowym charakterze. Czuł się przytłaczająco normalnie wśród tych wszystkich przebierańców poobwieszanych styropianową zbroją, tekturowymi skrzydłami, drucianymi ogonami i długimi wigami. Co prawda miał na sobie szkolny strój piłkarski, ale zestawiając go z cosplayerami postaci Haikyuu! wypadał raczej blado i nieciekawie. 

- Akira-sempai! - usłyszał za sobą nawoływanie swojego kouhai. Jego głos brzmiał jakoś inaczej, lecz kiedy się odwrócił, aby spojrzeć na chłopaka, bardzo prędko spostrzegł, że gdyby nie on, nie poznałby Takanoriego w ogóle. Stał przed nim mały, fioletowy pół-lisek, który najpewniej tylko z fizjonomii przypomina liska, a tak naprawdę był kapłanką z równoległego wymiaru, bożkiem chtonicznym kitsune, lolitą po transplantacji zwierzęcych narządów z anime o apokalipsie zombie...

Pokręcił energicznie głową. Chyba nawet rasowi otaku nie wpadliby na takie surrealistyczne pomysły.

- Ohayou, Takanori-kun – przywitał go i zmierzył zainteresowanym spojrzeniem od stóp do głów. Dzisiaj miał znacznie mocniejszy i bardziej precyzyjny makijaż, niemalże kabaretowy, jak aktorki Takarazuka. 

- Iie, iie! - pokręcił przecząco głową i stłumił chichot rękawem kimona. - Dzisiaj nazywaj mnie Izunatan. To jak? Wziąłeś swój aparat, ty nieowłosiona małpo, desu?12

Zanim Akira zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Takanori znów zaśmiał się z obcą mu manierą świeżo upieczonej absolwentki przedszkola.

- Gome, gome! Naśladuję Izunę z anime. Nie przejmuj się tym, sempai! A co do aparatu, to zapomniałem Ci wspomnieć, że będziesz moim cameco – uśmiechnął się, pokazując swoje odrobinę krzywe dolnie  zęby. - To impreza zamknięta, nawet jeżeli każdy może wykupić wejściówkę. Cosplayerzy płacą tysiąc jenów, fotografowie tysiąc dwieście pięćdziesiąt, a goście dwa tysiące. Także trzymaj to, tylko błagam cię, nie zniszcz go, bo mój ojciec mnie zabije – zrobił minę modlącego się pielgrzyma, wręczając mu pokrowiec, który był tylko domkiem dla jednego z nowszych modelów cyfrowego fujifilm. Akira niewiele rozumiał z tego całego instruktażu chodzącego punktu informacji do spraw otaku, ale nie trzeba być mangowcem, aby wiedzieć, że o pożyczony sprzęt należy dbać.

- Cameco? - podpytał.

- Hai, tylko nie mów tego głośno przy pozostałych. To raczej pejoratywne określenie. Wiesz... To taki fotograf, który podnieca się robieniem zboczonych zdjęć – wyjaśnił zdawkowo, zapominając napomknąć, dlaczego sam go tak nazwał. Czyżby przejrzał prawdziwe intencje Akiry? Chłopak spiął się w sobie i spuścił wzrok. - W każdym razie dobrze, że zająłeś kolejkę. Autobus mi się spóźnił.

Kolejka, pomimo rozwlekania się aż pod zakład fryzjerski dla psów, przepływała sprawnie bez korkowania chodników. Przy stole do akredytacji Takanori zapłacił za dwie wejściówki – jedną dla cosplayera, a drugą dla fotografa. W zamian otrzymali od staffu plakietki uczestników konwentu oraz broszury z mapką ośrodka oraz harmonogramem atrakcji. Chłopak zachichotał i wyciągnął ze swojej torebki różowy flamaster, którym zaznaczył pętelkami godziny paneli, na których miał zamiar się pojawić. Akira spojrzał z niemałym zaskoczeniem na swoją kopię, którą Takanori również udekorował swoim różowym pisakiem. 
- Teleport to the Anime World, Anime Discoteque... Tylko na to się wybieramy? - zapytał zaskoczony, nie spodziewając się tak skąpego repertuaru.

- I kto o to pyta – chłopak zachichotał, wytykając mu zbędne zatroskanie. - Nie chcę cię zmuszać do zbytniego integrowania się. Jesteś tu od pstrykania zdjęć.

Akira pokiwał głową. 

- Z resztą sumując wszystkie panele, plus czas na prezentowanie się tu i ówdzie, plus lunch, plus karaoke... Myślę, że będziemy tu do wieczora – wykalkulował, prostując palce w powietrzu, jakby co najmniej dokonał tych obliczeń na ręcznym liczydle. - To od czego zaczniemy? - uśmiechnął się teatralnie, próbując naśladować uśmiech postaci z anime, lecz niestety ludzka mimika okazała się zbyt niewydolna i wyprodukował jedynie przerażający, pusty grymas.

- Nie czuję się tutaj zbyt swobodnie... - przyznał Akira, czując jak jego mięśnie kurczą się pod skórą, starając  uniknąć dotykania wszystkich przechodniów, którzy tłumnie gromadząc się w hallu muskali go strojami. Nie potrafił się oswoić z widokiem przebierańców, był to swego rodzaju szok wizualny porównywalny do szoku termicznego, który również paraliżował.

Takanori zaśmiał się i złapał za rękę chłopaka.

- Chodź, Cameko-kun – zachichotał i poprowadził go wzdłuż korytarza, na którym panował nienaturalny dla ludzi ruch obustronny. Mijali slalomem kolumny przebierańców, a Akira mógł jedynie kątem oka popatrzeć na wojowniczki w bikini, pielęgniarki w kusych kitlach oraz księżniczki w zmodernizowanych yukatach i europejskich diademach w serca. Zatrzymali się przed salą opatrzoną tablicą „マイン(MAIN)”. Dookoła nich znajdowały się małe stanowiska cosplayerów obwarowane przez walizeczki na kółeczkach, karimaty, zalane lub czekające na zalanie gorące kubki, a gdzieniegdzie także greenboxy. Mimo wszystko każde miejsce pracy miało jedną cechę wspólną – było nienagannie schludne. Żaden cosplayer nie pozwolił sobie na takie niechlujstwo jak rozwinięty kabel od prostownicy, źle postawione puszki lakieru do włosów bądź nawet taki detal jak pozostawienie zestawu spinek do włosów na widoku. Wszystko to było zrozumiałe, ponieważ event chociaż mały i o lokalnym zasięgu, ściągał ciekawskich fotografów amatorów bądź przy odrobinie szczęścia pół-amatorów. Była to dobra okazja, aby zawiązać dobrą, jednorazową współpracę. 

Takanori wybrał sobie starannie miejsce na własne stoisko, które z niewyjaśnionych powodów stało puste, chociaż wszystkie pola dookoła zostały zajęte. Jakby już wcześniej ugadał się z ludźmi - chociaż było to niemożliwe - że właśnie na tym metrze kwadratowym położy własną piankową matę. Między cosplaerką samuraja w wersji futurystycznej i niezwykle płaskiej dziewczyny w stroju siatkarki. Im dłużej Akira obserwował tych wszystkich ludzi, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ten cały bajzel rządzi się swoimi własnymi prawami. Regulaminem porządkowym. Przepisami BHP dla otaku.

- Zaczynamy od zdjęć? - zapytał, widząc jak chłopak zaczyna rozpakowywać ze swojej torby sportowej przybory, które normalnie nigdy nie znalazłyby się w męskiej torbie, między innymi pokaźnych rozmiarów srebrną kosmetyczkę od Tommy'ego Hilfigera.

- Coś ty. Od przywitania się, ty palancie desu – zaśmiał się, siadając po turecku i monitorując lusterkiem kompaktowym stan swojej peruki, która dyskretnie była wymodelowana tu i ówdzie jakimś specyfikiem do włosów. Poprawił żółtą opaskę na czubku głowy i uśmiechnął się.

- Zaczynam przestawać rozróżniać, kiedy żartujesz, a kiedy mówisz serio – powiedział, pomagając chłopakowi dźwignąć się z podłogi, bo jego drewniane sandały zouri mu to utrudniały. W pierwszej chwili skrzywił się na myśl, że będzie przedstawiany rozpiszczanej hordzie nieznanych mu otaku, ale koniec końców uznał, że Takanori może się kumplować z jakimiś ponętnymi dziewczynami w nekomimi, więc warto trochę się uspołecznić.

- Ruki-kuuun! Jednak zrobiłeś ten kosu13! - na Takanoriego wpadła z impetem istota, której płeć można było stwierdzić jedynie na podstawie głosu. Istota, która najprawdopodobniej była dziewczyną, wyglądała jak halloweenowy domokrążca. Obuta była w niezwykle ciężkie lateksowe glany na podwójnej platformie, czarną, ażurową, gotycką suknię z bufami, a na głowie poza misternego cięcia mościło się coś na kształt czarnej woalki. Poza tymi głównymi elementami kostiumu, znajdowało się na niej masę innych gadgetów i akcesoriów, których nie potrafił nawet nazwać (nie inaczej niż: domowy zestaw  do  BDSM dla newbie14). Po chwili do entuzjastki łańcuchów oraz ćwieków dołączyła reszta Rodzinki Adamsów, spychając Akirę na margines ich grupki.

- Eeeh? Naprawdę zrobiłeś Izunę? Myślałam, że dołączysz do naszego visualowego projektu! - zrobiła zatroskną minę mniejsza kopia Entuzjastki Sadomaso i ustawiła się w półkręgu pobrzmiewających żelastwem Adamsów, którym obwarowano biedną Lisicę. Akira oczami wyobraźni widział, jak druciany ogonek Takanoriego zaczyna się kulić i merdać ze zdenerwowania. Pomylił się. Tak naprawdę Ruki wyglądał na rozpromienionego i jeśli jego ogonek miał zacząć merdać, to jedynie jak u podekscytowanej chihuahuy.  

- Niezły Toshiya, sama uszyłaś sukienkę? - rozpoczęła się pogawędka cosplayerów dwóch różnych światów, które połączyła niefrasobliwa rozmowa o kosmetykach oraz szmateksach w Harajuku. W chwili, kiedy go przedstawiono androgenom w lateksach, skinął głową, nie kwapiąc się do powiedzenia czegokolwiek, w końcu jedynym kosmetykiem jakiego używał, była pianka do golenia. Kiedy towarzystwo się rozpierzchło, przejmując konsole karaoke, aby wrzeszczeć do mikrofonów najnowszy singiel Eksów i przy okazji straszyć ludzi starszych od siebie, Akira mógł odetchnąć z ulgą. Obcowanie z innymi (i to dosłownie innymi) ludźmi przychodziło mu z większym trudem niżby się tego spodziewał. 

Wyrzucił z głowy dylematy dotyczące zbuntowanej młodzieży w strojach z odzysku, stworzonych z wtórnej obróbki odzieży. Próbował się rozluźnić.

Obskakiwali znajomych Rukiego, zagabywali ich paroma zdaniami, czasem pstrykali pamiątkowe zdjęcie w tak dziwnym zestawieniu jak Lisica i Zombie czy Lisica i Mroczny Kamerdyner, ale przy nikim nie zatrzymywali się na dłużej. Czasem oglądali cudze portfolia i potrfeliki z wizytówkami. Ruki także miał swój osobisty klaser ze zdjęciami, ale nie było tego zbyt wiele i większość była dość amatorska, a z pewnością nie tak spektakularna jak Dziewczyna-Lisek, której jeszcze nie zdążył obfotografować. Akira czuł dziwne napięcie w żołądku, bo zaczął sobie zdawać sprawę, że wbrew pozorom chłopak musiał pokładać w nim spore nadzieje. 

W połowie tego obchodu po znajomych (właściwie jak Takanori rozpoznał „znajome twarze” pod tymi fałdami kostiumów?!), zupełnie zapomniał, jaki był właściwy cel jego przyjścia na tę maskaradę. 

„Chyba cycki” - pomyślał, kręcąc głową. Był naiwny. Cycków jak nie było, tak nie ma. W tym całym „braku cycków” dało się jednak wyczuwać pewną nienaturalność... 

- Takka... Znaczy się, Izunatan – zaczepił go w momencie, kiedy na chwilę przystanął, chcąc odsapnąć od uśmiechania się do (tak na wszelki wypadek) wszystkiego wokoło. Rozluźnił mięśnie żuchwowe i nadął policzki.

- Co, Koneko15-kun?

- Koneko? - zmarszczył brwi.

- Przejęzyczenie. Nieważne... - zaśmiał się, przyglądając pozującemu Shinigami. 

- Czy na każdym cosplayowym evencie jest tak mało... dziewczyn? - poczuł, że czerwienieje zadając to pytanie. Wbrew swoim spekulacjom, Takanori potraktował jego pytanie bardzo poważnie, wręcz naturalnie.

- Mało? Rozejrzyj się. Większość to cosplayerki. Są po prostu dobre i... poprzebierane za chłopaków.

Akira podążył spojrzeniem za Rukim, przeskakując z osoby na osobę. Poczuł ogarniającą go konsternację. 

- To impreza pod hasłem „gender bender”, nie mówiłem ci? Chociaż gender bending, to nie to słowo. Raczej cross-dressing. Dziewczyny przebierają się za męskie postacie, a chłopcy za damskie. Ale transgender też jest mile widziane – wyjawił mu tajemnicę braku cycków. - Oczywiście nie jest to obowiązkowe, ale urozmaica zaba... Hej! chyba nie pomyślałeś, że lubię się przebierać za dziewczyny, co? - spojrzał na niego, nadymając swoje policzki z takim rozmachem i oburzeniem, jakby były poduszkami powietrznymi. - Nie jestem taki zboczony, sempai! Nie podniecają mnie przebieranki...

- Takka-kun...

- Ani nie jestem jakiś spedalony...

- Takka...

- Nie jara mnie yaoi. Nie jestem fukei16! 

- Takanori-kun! - próbował się przebić przez jego perorowanie. Położył mu rękę na głowie i uśmiechnął się z wyższością, kiedy chłopak zerknął na niego zaskoczony. Może klapki dodawały mu kilku centymetrów, ale nadal był filigranowy. - Tylko winny się tłumaczy. To jak? Idziemy robić zdjęcia? - uśmiechnął się w relaksujący sposób. Informację o byciu bezsensownie podnieconym zboczeńcem przyjął z pokorą i nawet się nie zezłościł. Była to nauczka na przyszłość, aby być bardziej sceptycznym wobec zaproszeń na imprezy z przebierankami, które tylko pozornie oznaczały goliznę. Musiał jednak ze wstydem przyznać, że niektórzy chłopcy mieli tutaj bardzo wiarygodne biusty, ale zbyt wstydził się, aby podpytać, jakimi zabiegami zostały uzyskane, ani tym bardziej zapytać o dotknięcie. Jeszcze by mu zapiszczały w dłoni niczym gumowe gryzaczki dla psów, a wówczas nie ręczył za swoją kamienną twarz…  

- Nie ma na razie potrzeby – pokręcił głową, poprawiając perukę. - Jest jeszcze wcześnie, nie wszyscy fotografowie dostali wejściówki. Zdjęcia nie uciekną, poza tym... - uniósł swoje oczy na Akirę. Dopiero teraz chłopak zauważył w nich bursztynowe szkła kontaktowe, które nadawały jego spojrzeniu płomienistego, namiętnego wyrazu chytrej bestyjki niczym z mitologii. Były większe niż normalnie, bardziej żywiołowe, przenikliwe. Wyglądały jak oczy prawdziwego lisa - dzikie i nieposkromione, a przede wszystkim łobuzerskie. Takanori uśmiechnął się, a Akira tylko czekał, aż jego ząbki samoistnie wyostrzą się w kły. – Poza tym… chciałbym spędzić ten czas z tobą, sempai. 

Kąciki ust Akiry drgnęły. To, kiedy mówił do niego „sempai” w połączeniu ze sprośnym strojem, sprawiało, że czuł skurcze w kroku, a fala gorąca uderzała w twarz, jakby otworzył zbyt szybko piekarnik. 

- W takim razie, nie zajmuj się już swoimi znajomymi… - wymamrotał, odwracając wzrok. Ruki chyba pokiwał głową, bo milczał dłuższy moment zanim się odezwał.

- Sempai… Chodź ze mną do toalety – wyszeptał dyskretnie w jego stronę, nie zamierzenie wprawiając Akirę w osłupienie. 

- C-co? Niby po co? – obrócił się w jego stronę, spocony jak na dziale z damską bielizną. Ruki przechylił głowę na bok i wlepił w niego swoje niewiarygodnie duże, opalizujące oczy niczym szklane kuleczki z automatu na dworcu. 

- A jak myślisz, po co ludzie chodzą do toalet? – wymienili znaczące spojrzenie. Takanori parsknął rozgorączkowanym śmiechem i ukrył swoje zakłopotanie za sztuczną grzywką, kiedy nierozważnie odczytał myśli Akiry. – P-po prostu muszę skorzystać, nie patrz tak na mnie! 

- Po prostu faceci nie chodzą razem do łazienki! – próbował się bronić przed przyczepieniem sobie etykietki zboczeńca. 

- „Tylko winny się tłumaczy” – spapugował go i zasłonił swoje usta dzwoniastym rękawem. 

Koniec końców, Akira poszedł za Takanorim, zwabiony przekonującym argumentem, że jeśli zostanie sam, na pewno przyczepią się do niego jakieś otakusy z ich liceum i zaczną wypytywać o najnowszy arc Fairy Taila. 

Łazienkę pozostawiono w jej szkolnej estetyce. Nawet pisuary stały po tej samej stronie, co w ich budzie. Kierownicy pewnie doszli do wniosku, że skoro jest to Młodzieżowy Dom Kultury, tytułowa młódź będzie czuć się najlepiej w znanym im już ekosystemie zepsutych spłuczek, braku papieru toaletowego i pustych dozowników mydła. Chociaż każdy i tak wiedział, że po prostu szkoda było im inwestowania pieniędzy w budę do schadzek smarkaczy z samorządowych funduszy, skoro można było je władować w kolejne parkingi. 

Spodziewał się, że w tym kostiumie Takanori zdecyduje się na skorzystanie z kabiny, ale chłopak podreptał w stronę pisuaru i bezwstydnie podwinął dolną część miko niczym dziewczyna spódniczkę, odsłaniając swoje białe slipy. Białe majtki. Shiroi pantsu. Akira nigdy nie podejrzewał się o fetysz białej dolnej części bielizny, ale kiedy bezwiednie spojrzał na załatwiającego się kolegę, stwierdził, że po tym konwencie będzie musiał zrobić poważny rachunek sumienia. Slipki Takanoriego były ciaśniej opięte niż na przeciętnych męskich pośladkach, zapewne dlatego, że pupa chłopaka była nieco bardziej... niestandardowa. 

Doręczna – pomyślał szybko Akira i pokręcił głową. Doręczna? Doręczne mogą być piersi, a nie cudze (na dodatek męskie!) półdupki. Jak bardzo wewnętrznie nie protestował, pupa Rukiego nadal pozostawała w jego (i pewnie wszystkich innych) oczach okrągła, zgrabna i drobna. 

Akira zmrużył oczy, bo został ochlapany wodą przez Takanoriego, który starał się osuszyć dłonie w obliczu braku suszarki, które zostały zdjęte stąd najpewniej jeszcze za czasów szkolnych. 

- Nie słuchałeś mnie – powiedział z wyrzutem, szukając czegoś na ścianie, a czego tam nie było. - Pozdejmowali lustra, no trudno.

- Dochodzi dwunasta. Zaczyna się ten panel... Teleport do anime – zmienił temat, chcąc pomyśleć o czymś innym niż seks w męskiej toalecie – jednak z dziewczyną i to w cosplayu Ewy (czy bardziej po japońsku: Nyu z Elfen Lieda), bo ta cała sytuacja z kolegą przebranym za liska była dla niego zbyt odrealniona.

- Un! - pokiwał głową, poprawiając żółtą opaskę. - A później zajmiemy się sobą... - uśmiechnął się w sposób akcentujący jego lisie oczy i powiódł Akirę do jednej z niewielu czynnych sal w tym budynku. Była to klasa zaadoptowana na potrzeby eventu. Nie było krzeseł, były za to wszędzie maty, co już było zwiastunem czegoś nietypowego...

Usiedli bardziej z przodu forum klasy, a Akira przeczytał w ulotce krótki opis atrakcji, która – jak się okazało – polegała na odegraniu przez ochotników krótkiej, wylosowanej scenki, którą mogli osadzić w dowolnym, znanym im anime. 

- Masz zamiar się zgłosić, kouhai?

- Oya, nazwałeś mnie swoim kouhaiem? - Takanori wydawał się być bardziej zafrapowany tym niuansem niż samym pytaniem, jednak z małą zwłoką odpowiedział na nie. - Jeszcze nie wiem. Jeśli weźmie udział ktoś znajomy, być może tak. Chociaż bardziej niż dla zabawy chciałem się zgłosić po to, aby ściągnąć do siebie fotografów – szepnął mu na ucho, wskazując skinieniem głowy na wyjście z sali. Było obstawione przez kilku mężczyzn, którzy niewątpliwie się wyróżniali nie tylko wiekiem, ale właściwie całokształtem (nic dziwnego, że tak obawiano się tych całych cameco, faceci bezwzględnie wyglądali na entuzjastów loliconu). Byli jak wyjęci z zupełnie innego świata. Świata dorosłych. Nie wiedzieć czemu, poczuł wewnątrz siebie lekką złość i niepokój, kiedy wyobraził sobie małego Takanoriego otoczonego całą watahą napalonych na niego cameco, którzy oślepiają go błyskiem zbyt mocnych fleszy.

Prowadzący ten panel rozpoczął swoją przemowę, opisując na czym będzie polegała atrakcja, a następnie przeszedł od razu do wyłowienia spośród publiczności chętnych. Zgłosiło się całkiem sporo osób, przeważnie chłopcy, ale niektóre dziewczyny również przełamały swoją tremę. Może pewności siebie dodało im to, że były przebrane za dumne i heroiczne męskie postacie, które nie eksponowały swoich wdzięków innym, jakie mogły paść ofiarą dwuznacznych komentarzy. Z prowizorycznej sceny dwie osoby przebrane za coś z pogranicza lolity, a zwykłej wiktoriańskiej damy zaczęły żywo gestykulować w ich stronę. Takanori zrobił lekko zaskoczoną minkę, chociaż był na to przygotowany od początku panelu i również wkroczył na forum sali prezentując się jako jeden z lepszych cosplayów. 

- Brawa dla ochotników! Proszę, przedstawcie się i dobierzcie w pary.

Chłopak złapał za rozkloszowany rękaw sukni lolity, która w realu chyba nazywała się Masashi i miała problemy z trądzikiem oraz gestykulacją, ale co najważniejsze, starała się wywiązać ze swojej roli, nawet jeżeli pończochy uwierały ją w ptaka. Mimo to zachowywała kamienną twarz prawdziwej, brytyjskiej damy. 

- Dobrze! Oto zasady. Każdy z zespołów wylosuje jeden z wariantów dostępnych w puli. Na każdym z losów będzie opisana krótko scenka do zaimprowizowania, którą ochotnicy będą mogli, a nawet musieli osadzić w dowolnym anime. Na naradę mają półtorej minuty. Przedstawiona inscenizacja nie może trwać krócej niż dwie minuty i nie dłużej niż trzy i pół – przedstawiono wszystkim zebranym zasady i rozpoczęło się losowanie. Akira był odrobinę spięty z podekscytowania, zupełnie jakby sam lada chwila miał wyjść na scenę  i odegrać swoją rolę. Nie wiedział dlaczego, ale bardzo chciał zobaczyć aktorzącego Takanoriego, być może dlatego, że nawet na co dzień był dość teatralny, a dokładając do tego chęć popisania się... Można było spodziewać się czegoś dramatycznego.

Takanori i Masashi byli parą numer cztery. Przed nim wystąpił duet prezentujący drobny niewypał o życiu codziennym shinobi (ich zadaniem była prezentacja zajmowania się obowiązkami domowymi i dość niefortunnie wybrali Naruto). Kolejne dwa były całkiem dobre – kłótnia z kamerdynerem o „noobienie” w MMORPG przez panicza („Nafeedowałeś Mastera, bocchan!”, „Oi, bo Cię zreportuję Noobastianie!”17); oraz robienie ofuro przez członków klubu pływackiego Iwatobi z Free!. 

- Otsukaresama! - krzyknął prowadzący, a publika zaklaskała, kiedy para numer trzy opuszczała scenę. Chłopcy zajęli już swoje miejsca, uśmiechając tajemniczo. - A teraz wystąpi para numer cztery! Proszę, przeczytajcie zadanie do wykonania oraz powiedzcie, jakie anime wybieracie!

- Yosh! - krzyknął Masashi. Miał wyjątkowo głęboki głos, zapewne od nałogowego palenia. - Zadanie brzmi: „Wypadek podczas pracy w biurze”! Hmph!

- A nasze anime to... - Takanori wymienił znaczące i odrobinę ubawione spojrzenie z kolegą. - „Pierwsza na świecie miłość”!

Damska część tłumu dosłownie zagotowała się, piszcząc jak dochodzący czajnik, który właśnie doprowadził wodę do wrzenia. Para niemal buchnęła z ich uszu jak z kominów parowozu. Akira poczuł, że właśnie głuchnie na stałe na lewe ucho, bo miał nieszczęście usiąść obok sprytnie zakamuflowanej w policyjnym mundurze gimnazjalistki. Kto by pomyślał, że będzie potrzebował aparatu słuchowego po zwykłym evencie cosplayowym, a nie koncercie death metalowym, na którym wzmacniacze pracują z siłą turbin samolotowych. 

Takianori i usiadł przy małym, składanym stoliku, udając, że coś pisze... Nie, rysuje. Wykonywał zbyt mało monotonne i regularne ruchy, zbyt pociągłe, aby mogło to być notowanie. Po chwili westchnął głośno i odgarnął z czoła grzywkę.

- Takanooo-saaaan! Nie dam rady edytować tego skryptu dzisiaj. A drukarnia nie chce przesunąć po raz kolejny terminu – złapał się za głowę i wydał zbolały odgłos kogoś chorującego na jedną z cięższych do zdiagnozowania przypadłości. Na pracoholizm.

- Sam jesteś sobie winny, Onodera. Nie jęcz mi tutaj i zabieraj się do roboty. Może pracujesz w dziale z boys love, ale zaręczam, że wytrzymują tutaj tylko najtwardsi mężczyźni – prawdziwy Masashi nie tylko miał problem z cerą, ale również wzrokiem. Na potrzeby występu nałożył na nos swoje okulary, zdradzając wszystkim swoją wadę oczu, ale jednocześnie dodając sobie odpowiednio chłodnego wyrazu twarzy. 

Ruki alias Onodera parsknął zadąsany, przewracając kolejne strony „skryptu” z spontanicznymi bazgrołami. Akira, który siedział w drugim rzędzie, mógł dać się obrzezać, że widział tam narysowanego kutasa. 

- „Najtwardsi mężczyźni”. Tsk, co wy wiecie o boys love… - wybąkał półgębkiem, pochylając się nad plikiem papierów. Takano okrążył stolik dookoła i przysiadł na jego pulpicie, łapiąc za podbródek Onoderę, zmuszając go tym samym do spojrzenia na siebie. 

- Powiedział specjalista od shounen-ai – uśmiechnął się ironicznie, zadzierając mocniej głowę Takanoriego. Jego twarz była zrelaksowana, ale oczy zdradzały cały ubaw, jaki miał ze swojego kumpla. – Niedowiarek. Nie ufasz mojemu doświadczeniu?

- Um… Nie, ja… 

- Nie? – Takano pogłaskał kciukiem linię żuchwy swojego podopiecznego i nachylił się nad nim. 

- Takano… Ta-Takano-saa… unh… - Takanori zamilknął pod wpływem niespodziewanego pocałunku, który zamknął… Nie, zajął jego usta. 



[C.D.N. ٩(๑ơలơ)۶♡]



___________________________________
1. Plastikowe chibi figurki firmy Nendoroid Series, charakteryzujące się 10 centymetrami wysokości i wymienialnością niektórych części ciała i wyrazów twarzy.
2. Herbata jęczmienna. Japończycy „parzą” ją na zimno i piją latem. Idealna na upały. 
5. Pukrikura to japoński automat/budka do robienia (zazwyczaj kawaii) zdjęć. 
6. (en. Not in Education, Employment, or Training) termin używany z Wielkiej Brytanii, ale również krajach wschodnioazjatyckich. Oznacza młodą osobę nie kształcącą się, nie pracującą ani nie przygotowującą się do zawodu (zazwyczaj termin ten łączy się z faktem, że ktoś ma zadatki na zostanie hikikomori).
7. Starogreckia wiara w harmonię duszy i ciała. Pielęgnowanie ciała, jako odzwierciedlenie piękna wewnętrznego.
8. Nie wytłumaczę lepiej niż jest to tutaj: http://anime-wiki.pl/wiki/Yandere
9. W Japonii marka ta produkuje także bardzo popularne telefony komórkowe. 
11. Kimono sinotistycznych kapłanek. 
12. Ci, którzy oglądali No Game No Life połapią się wlot. Dla tych, którzy nie oglądali anime (PO LE CAM!) - Izuna dopiero uczyła się języka japońskiego i jako, że była z innego wymiaru, wydawało jej się, że jeśli doda do czegoś bezczelnego słówko „desu”, całe zdanie stanie się uprzejme i kulturalne. Podstawową zasadą cospalyera jest zachowywanie się jak postać, za którą się przebrało, stąd ten niuans. 
13. Skrót od kosupure, czyli cosplay. 
14. (ang.) początkujący. 
15. (jap.) kociak.
16. (jap. Zepsuty chłopak) męski odpowiednik fujoshi, także nazywany fudanashi.
17. Gome, poniosło mnie odrobinę z moimi geekowymi ciągotkami ;n; (przyp. auto.)

4 komentarze:

  1. Szkolno-konwentowy klimacik bardzo mi przypadł do gustu. Ten cosplay Taki i to senpaiowanie <3 Oh senpai Ty zawsze masz genialne pomysły, które świetnie obrazujesz. Wiesz kiedy przerwać aby człowiek niewyobrażalnie bardzo chciał przeczytać ciąg dalszy tak jak ja w tej chwili. Jestem ciekawa jak zareaguje Akira po tym wszystkim XD Bardzo mi się poprawił mój niezdecydowany humor po przeczytaniu tego. Oczywiście jak zawsze bardzo mi się spodobało i banan mi z twarzy nie schodzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę dużo słownictwa związanego z anime, ale chciałam przelać w tego ficka moją re-fascynację światem animangi.
      Dziękuję i cieszę się, że mogłam poprawić humor takim drobiazgiem, chociaż jak na mój gust, Dziennik Nimfomana jest lepszy na tego typu chandry ;n;/ Enji

      Usuń
  2. Fuj.
    Fujfujfujfujfuj.
    Nienawidzę takich charakterków, jak tutaj Ruki. Ciągle SEMPAI, SEMPAI~~~~~! O.b.r.z.y.d.l.i.w.e
    ''Uszka, gryzaczki, liski, nosek, paluszek, kolorek, istotka'' prześladowały mnie przez większość czasu. Kolejne ble z mojej strony.

    Ale oprócz tego, bardzo podoba mi się pomysł i sama zrobiłam się zazdrosna na końcówce. Mały, głupi... ale się wkurzyłam, jak mi przerwałaś w takim momencie :D Mogłaś chociaż jakąś namiastkę reakcji Reity wrzucić, to nie, tak chamsko mną rzuciłaś o beton z ''HA, NIE MA DALEJ ]:>''
    Miło, że w końcu coś wrzuciłyście. Taki promyk słońca w tym okropnym dniu, nienawidzę chorować. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać aż tak długo na kolejne rozdziały... wszystkiego.
    Pozdrawiam i weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Neeee, kouhai nie mów tak~ Q.Q
      Just kidding. To już wiesz, jak się czasem czuję, kiedy bombarduje się mnie sempaiowaniem... Z tym, że mnie to nie przeszkadza x"D
      Veto! Wcale nie było tego tak dużo... Chyba... W każdym razie stylizacja, sztuka, wolny kraj! Po prostu chciałam spróbować czegoś nowego, wyjść poza ramy (no i zaczęłam pisać tego ficka jeszcze na wakacjach, kiedy byłam w swojej szczytowej formie otakeństwa). Gdyby się uprzeć, każde moje opowiadanie jest nieco inne stylistycznie (poza tym, pssst, sama nienawidzę Rukiego w roli przesłodzonego uke - z drugiej strony, jego kawaiiszcza strona tutaj jest tylko awersem, jeszcze pewnie pokaże swoją ciemną stronę).

      No cóż, dokładnie to sobie pomyślałam: "Potrzymam ich w niepewności, urwę w kulminacyjnym momencie. Niech żyje trolling ( ՞ਊ ՞)☝". Przejrzałaś mnie...

      Niedługo święta, więc na pewno Was czymś uraczymy, a następnie Nowy Rok... Tylko modlę się o to, aby starczyło czasu oraz chęci, aby dotrzymać terminów :3

      Arigatou! /Enji

      Usuń