Dla jednych Walentynki, dla innych Międzynarodowy Dzień Dawania Książek, dla jeszcze jednych Dzień Singla. Dla nas, Yaoitynki~ To już drugi rok, w którym obchodzimy nasze specyficzne święto i tym razem chcemy się podzielić naszą celebracją również z Wami!
(。ˇ ⊖ˇ)♡
Zapraszamy po raz kolejny do klimatycznego uniwersum nowożytnej Japonii "Haiku na wachlarzu", a tych, którym nie w smak angsty i historycyzm, częstujemy siódmym już rozdziałem naszej sesji "Zaliczenie". W tej odsłonie, wyjątkowo miłośnie.
Lawirując w zawiłościach studenckich obowiązków, postaramy się powrócić w marcu z kolejnym wpisem. Przepraszamy za zaniedbania, ale kto nie studiował, ten nie wie ;;.
Yaoi is love, yaoi is life.
P.S. Inspirowane trochę Murakamim.
~*~
– Dlaczego jesteś
taki kobiecy?
Takanori
wykonał swój rytualny, gorączkowy gest poszukiwania wachlarza za szarfą obi,
którego rzecz jasna, w tej chwili przy sobie nie miał. Brak ten zreflektował
energicznym potrząśnięciem rękawa, jakby zapomniał, że te od uniformu szkolnego
nie są tak dzwoniaste jak od kimona. Prawdopodobnie tak jak w teatrze
nō ten gest miał oznaczać, że poczuł
się zmieszany. Matsumoto był tak metaforyczną osobą, że nierzadko trzeba było
odczytywać jego nastrój z mowy ciała. Każdy gest dłoni, ramienia, pojedyncze
bądź kilkukrotne mrugnięcie, rozczepienie palców i złożenie ich ponownie niczym
wachlarz... Może to porównanie, które nasunęło się Suzukiemu było dziwaczne,
ale panicz zachowywał się jak bohater liryczny w jakiejś balladzie – bardzo
niedosłownie. Robił coś innego niż mówił, najpewniej mówił coś innego niż
myślał, a przede wszystkim myślał coś innego niż czuł... Ale czy ludzie zawsze
mówią to, co myślą i myślą to, co mówią?
-
Pytasz o moją aparycję? - Takanori wykonał obcy Akirze ruch, przeszukując swoje
kieszenie, co już tak eleganckie nie było. Krótkotrwale wrażenie prysło.
Szczęśliwie jego ton wciąż był dostojny, opatrzony wytwornym słownictwem jak smukła
kaligrafia mistrza na drzeworycie langowym.
Chłopak
powoli pokręcił głową. Nie wiedział, o co pytał. Całokształt jego osoby był
zniewieściały. Począwszy od delikatnych, spiłowanych paznokci, kończąc na
jasnych włosach zawstydzających swoim połyskiem jedwab.
- Wybacz,
szukałem lusterka – przeprosił swojego rozmówcę za niepotrzebną pauzę i rozwarł
puste dłonie, bo nie znalazł tego, czego szukał. - Kobiecy... - powtórzył do
siebie. - Nie wiem, co masz na myśli...
To,
że mojemu członkowi nie robi różnicy, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Buzuje
w ten sam sposób - Akira uniósł się w myślach, czując, że
panicz celowo gra na zwłokę. Zwodzi go. Powątpiewał jednak, aby chodziło mu o
adorowanie go słodkimi słówkami, miał przy tym zbyt niewinny wyraz twarzy.
Westchnął, próbując odpędzić swoje myśli od jego ust. To jakiś obłęd. Wciąż
czuł między wargami dziwne mrowienie i lepkie uczucie waniliowego kosmetyku,
który nawilżał ich powierzchnię. Ukradkiem zlizał go, stwierdzając z zawodem,
że jest bezsmakowy i tłusty jak łój. Zdecydowanie lepiej smakował na ustach
Takanoriego, które podbijały ją swoją niewytłumaczalną słodyczą.
-
Właściwie to... Wszystko. Sposób w jaki się poruszasz, to jak wysławiasz,
wyglądasz, ubierasz... Nawet pachniesz jak kobieta – zrobił zmieszaną minę,
karcąc się w duchu za taką bezceremonialność. W końcu skomplementowanie cudzego
zapachu było stanowczo zbyt zuchwałe, wręcz napastliwe. Takanori zachichotał i
podwinął rękaw mundurka, aby powąchać swój wąski, blady nadgarstek. Jego
nozdrza ledwo drgnęły, jakby nawet w tej czynności musiał być powściągliwy i
oszczędny.
-
Niczego nie czuję. Lecz moja okāsama
używa francuskich perfum, to dopiero jest upajająca woń. Te wszystkie akordy
zapachowe... Może masz na myśli to, że nasze ubrania są prane w mydlinach z
dodatkiem olejków. Podobnie jest z naszymi kąpielami i balsamami – wyjaśnił,
zapominając odwinąć z powrotem czarny mankiet swojego uniformu. Akira nie
potrafił odciągnąć swojego oczarowanego spojrzenia od delikatnego przegubu ręki
panicza. Widać było, że dłonie te nie znały znoju pracy fizycznej – grzechoczącego
żwiru pod kolanami, wrzynającej rękojeści łopaty, suchego piachu w butach. Nie
mógł jednak odmówić mu duchowego zaangażowania i determinacji w zdobywaniu
swojego imponującego wykształcenia.
-
W każdym razie... Powracając do twojego pytania – panicz ściągnął swoje brwi
mocniej, chcąc nadać swojej cherubinowej twarzy poważniejszego wyrazu. Chłopak
niechętnie odciągnął swój zafascynowany wzrok od wierzchu dłoni, którą najchętniej ucałowałby jak
brytyjski dżentelmen. - Może odnosisz takie, skądinąd pozorne, wrażenie,
ponieważ jestem uczniem szkoły teatralnej. Nie jest to jednak nic imponującego,
ta tradycja panuje w mojej familii od wczesnych pokoleń jej istnienia. Moja
rodzina, klan Matsumoto, jest uznanym rodem wiodącym prym w teatrze kabuki.
Zgodnie z panującym konwenansem, synowie mają obowiązek stać się
pierwszoligowymi aktorami. Dlatego też... - Takanori wetknął swoją grzywkę za
ucho i uśmiechnął się pobłażliwie. - Dlatego też jestem szkolony, aby zostać onnagata
– odparł z dziwną kombinacją dumnego głosu ubranego w płaszczyk skromności.
Zachowanie tej równowagi pomiędzy nobliwością a pokorą musiało być wynikiem lat
dyscypliny; była to nienaśladowcza umiejętność panicza. Nikt inny tego nie
potrafił; każdy brzmiałby przy tym nadęcie.
- Onnagata
– powtórzył za nim, przez chwilę ważąc sens powiedzianego mimochodem słowa. W
jego wyobraźni powoli jak na papierze washi kaligrafowały się znaki. Dwa
ideogramy. Onna – kobieta. Gata – figura. Jeden termin, a
dogłębnie wyjaśniał wszystkie sprzeczności. Całą tajemnicę. Jego postawę,
maniery, garderobę, intonację, a nawet pielęgnację ciała. Takanori miał stać
się aktorem odgrywającym role kobiece. Wyłącznie role kobiece.
- Za kilka
miesięcy odbędzie się mój debiut. Z niecierpliwością czekam, kiedy w końcu dostanę
scenopis. Odrobinę się stresuję dniem rozdziału ról, tym bardziej, że reżyserem
sztuki będzie Yamazaki-shi. Rodzice są niezwykle zdeterminowani, abym odegrał
którąś z postaci pierwszoplanowych. Najlepiej protagonistkę. Każda inna będzie
dla nich oznaczała porażkę...
- A jakie to ma
znacznie dla ciebie? - Akira podłapał fałszywą nutę w głosie Takanoriego.
Chłopak pokręcił głową.
- Nie ma
najmniejszego znaczenia – wygiął swoje wargi w swobodnym uśmiechu, który
rozjaśnił jego twarzyczkę. Był to jednak uśmiech płynący nie z zewnątrz –
powierzchowny jak dotychczas - lecz z wnętrza. - Chcę grać na deskach
prawdziwego teatru. Na wielkiej scenie, przed oczami jeszcze większej
publiczności. To dla mnie najważniejsze. Kiedy tylko stanę w światłach reflektorów,
będzie to oznaczało spełnienie moich marzeń – jego oczy stały się odrobinę
senne i zamglone, zupełnie jakby śnił na jawie o czymś niezwykle przyjemnym. -
Dla niektórych trzymanie się scenariusza oznacza podporządkowanie i schemat,
ale dla mnie bycie aktorem to przede wszystkim wolność. Możesz stać się na tę
nieziemską chwilę kim tylko zapragniesz, zostawiając za kulisami całe życie
doczesne. To coś jak reinkarnacja. Kontrolowana reinkarnacja dokonująca się za
życia. Przybierasz coraz to nowsze wcielenia, nie tracąc wspomnień z
poprzednich... A każda kolejna wzbogaca twoje życie o nowe kreacje.
Akira
przyglądał mu się oniemiały. Opowiadał o swoim zawodzie z taką pasją i
namiętnością, zupełnie jakby ważniejsze było dla niego życie sceniczne niż
prywatne. Niż jego życie w ogóle. Jakby miał przy najbliższej sposobności
poprosić kogoś innego o odegranie tej pośledniej roli, jaką był Matsumoto
Takanori.
Będziesz
wspaniałym aktorem – pomyślał, zamykając oczy. - Skoro
potrafisz oszukać moje ciało.
-
Będziesz wspaniałym aktorem – powtórzył na głos, nie otwierając oczu. - Mogę
cię pocałować jeszcze raz?
Takanori
spojrzał na Akirę spłoszony, schodząc ze świata swoich pomyślunków twardo na
grunt sytuacji, w jakiej obecnie się znajdował. Zaduma wybiła go z taktu.
Dlaczego Akira chciał go całować? Przeoczył coś?
-
Czy to nie jest czasem moja kolej na rzucanie wyzwania? - ściągnął do siebie
brwi, ukrywając rozbawienie za podirytowaniem.
-
Skoro tak, to rzuć mi wyzwanie. Jeśli się odważysz – zaśmiał się Akira, dotykając
mimowolnym ruchem tego białego nadgarstka, który nadal wyzierał zza rękawa
czarnego mundurka w stylu pruskim. Takanori nie zabrał ręki. Nie zrobił swojej
zgorszonej miny, ani miny pełnej niezrozumienia i dystansu. Nie zrobił niczego,
co oznaczałoby sprzeciw ani nie poczuł, że ma przed nosem bańkę nietykalności
panicza, którą roztaczał zawsze, kiedy chciał kogoś . Jego delikatne,
przezroczyste włoski zjeżyły się pod palcami Akiry, jakby na samą myśl o
odpowiedzi tchniętą przez usta; odpowiedzi która zebrała mu się na końcu języka
niczym rosa na źdźble trawy i opadła soczyście.
-
Pocałuj mnie.
Ten
pocałunek, którym się połączyli był inny od poprzedniego. Z jednej strony
przypominał zmagania z nieujeżdżonym rumakiem, z drugiej zabawę z motylem. Jedna
natura wyrywała się do przodu, dzikiego cwału; druga była jak skrzydła motyla,
które osiadały to tu, to tam, muskając delikatnie zmysły przez skórę.
Takanori
wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zwiesił jedynie głowę. Uśmiechnął
się półgębkiem do siebie, jak chłopiec, który właśnie wrócił z karuzeli i nadal
przeżywał w sobie niezapomnianą przejażdżkę. Jak gdyby wciąż kręciło mu się w
głowie, we włosach czuł wiatr, a na skórze mrowienie. Od tej chwili to uczucie
nie opuszczało Takanoriego na dłużej. Towarzyszyło mu coraz częściej, aż na
stałe zagościło w jego klatce piersiowej. Jego życie stało się przejażdżką
na karuzeli.
Akira
wzniósł podbródek chłopaka swoim kciukiem. Różowe usta same rozwarły się z
mlaśnięciem, szepcząc bezwiedne „tak...”.
Shitamachi, Tokio, Japonia; 28. Dzień, 9. miesiąca, 10. roku
ery Shōwa[1]
-
Zauważyłeś? - Takanori siedział zaczytany w Asahi Shimbun. Nie odrywał
swojego zaintrygowanego wzroku od kolumn zwartego, wertykalnie wydrukowanego
tekstu. Trochę niechlujnego i chaotycznego – jak szeregi niezdyscyplinowanych
żołnierzy zwołanych bez zapowiedzi na apel - ale wciąż czytelnego. Poranna
prasa w zestawieniu z bawełnianą, kąpielową yukatą w karpie koi dodawały
paniczowi śniadaniowego, niefrasobliwego wyglądu osoby bardzo codziennej. Tak
codziennej, że powszedniej, a może wręcz namacalnej – prostego mieszczańskiego
chłopaka po swojej porannej wizycie w łaźni, który jest w trakcie jedzenia zupy miso. Takanori nie był już tak wytworny,
raczej bardziej łobuzerski, a nawet minimalnie rozpasany przez symboliczny
strój, który wydawał się być bardziej obowiązkiem niż - jak dotychczas – ozdobą. Nawet jego stopy
były wyzywająco bose, bez włożonych eleganckich skarpet. To zadziwiające, że u
arystokratów nawet tak prozaiczna część garderoby jak skarpetki była szykowna.
-
Niby co? - Akira zapuścił żurawia przez ramię Takanoriego, łypiąc kątem oka do
artykułu, na którym była otwarta gazeta. - Znowu ultranacjonaliści?
-
Nie, nie. Nie miałem na myśli gazety – zamknął pospiesznie dziennik, składając
go z pedanterią na pół, jakby była to serweta, którą właśnie odkładał po
skończonym posiłku. Posiłku intelektualnym. - Liście – podpowiedział, trącając
sugestywnie zwisającą gałąź miłorzębu.
-
Liście... - powtórzył za nim. Usiłował wychwycić na czym polegała ich
dzisiejsza wyjątkowość, ale niestety musiał się rozczarować swoją
spostrzegawczością. - Co z nimi nie tak?
-
Hm, nic. O to chodzi, że wszystko jest na swoim miejscu. Zbliża się
październik. Też to czujesz? - zerwał dwuklapowy liść i ułożył na dłoniach
niczym martwą ćmę, która jest tak krucha, że może się rozsypać w palcach, jeśli
nie będzie się odpowiednio ostrożnym. - Spotykamy się tutaj już prawie drugi
miesiąc. Liście wyschły, nie pachną tak samo i szeleszczą jak stara gazeta. Niebawem
będą się odrywać i spadać, żółciutkie
jak latolistki.
Akira
pogrążył się w zadumie, zastanawiając, czy wie, czym są owe latolistki. Nie
rozumiał, co Takanori próbuje mu tym razem przekazać. Znowu się rozpoetycznił i
nie wiedział, czy powinien mu przerywać intymną chwilę, sam na sam ze swoimi
myślami.
-
Mamy jesień – odparł ostrożnie Akira.
-
Niedługo dzień debiutu – uśmiechnął się. - Za tydzień rozdzielą role. Nawet ja
zaczynam się już denerwować.
-
Ach, więc to tak. Debiuty zawsze są na jesień? To próbujesz mi powiedzieć?
Chłopak
zaśmiał się i powrócił do gazety, kręcąc głową.
-
Kiedy się poznaliśmy, nie byłeś taki roztargniony. Onieśmiela cię towarzystwo dżentelmena?
- uśmiechnął się sugestywnie i puścił perskie oczko w stronę Akiry. Odkaszlnął
i przerzucił demonstracyjnie stronicę dziennika, tuszując tym swoją
nonszalancję. - Chodziło o to, że... znamy się już dwa miesiące. To kawałek
czasu.
Dwa
miesiące. Gdyby pomyśleć tak zupełnie swobodnie, wydaje się niewiele.
Noworodek, który żyje dwa miesiące, nadal jest noworodkiem. Bezzębnym,
bezwłosym, bezbronnym oseskiem. Nic nie znaczącą efemerą. Gdyby jednak
pomyśleć, że w tym czasie potężny gwiezdny moloch, jakim jest księżyc, zdążył
przejść przez wszystkie swoje fazy dwukrotnie - to wzbudza podziw.
Akira
zastanawiał się, do czego więc porównać ich relację - noworodka czy księżyca?
Ich
znajomość stawała się przyjaźnią. Takanori wychodził przy nim coraz częściej ze
swojej roli szlachcica, zaś Akira reżyserował tę jego nową rolę, którą uczył się
odgrywać pod jego okiem. Arystokrata nie dziwił się jego zwyczajom, zaczął
akceptować obyczaje zwykłych ludzi, czasem odkładał maniery na bok, aby móc
skosztować słodyczy bycia bezpruderyjnym, nieco hulaszczym, ale bez zbędnego
chuligaństwa. Niektóre ceremoniały go przerażały, innych był chętny spróbować.
Nauczył się spluwać, strzelać z procy, puszczać kaczki na akwenach, jeść owoce
samemu zerwane wprost z drzewa – Akira nigdy nie mówił mu głośno, że to, co
robią, jest zwykłą kradzieżą, bo chłopak zaraz zaklinałby się, że zapłaci za
wszystkie jabłka ich dwukrotną wartość, bo to pohańbienie dla jego rodu.
Styczność z mieszczaństwem go uelastyczniała, nie odkształcając jednak jego
nienagannej postawy. Stawał się bardziej swobodny, ale sprawnie powracał do sztywnych
reguł savoir vivru - jak bambus targany psotnymi porywami wiatru, giętki, ale
nie zginający się zanadto, a już na pewno nie wyginający całkowicie. Nigdy nie
zdarzało mu się zapominać, kim jest. Może odrobinę tylko skąd pochodzi, ale
było to większą przeszkodą dla ludzi, którzy wchodzili z nim w kontakt niż dla
niego samego. Bowiem to nie on widział swoją bezbarwną, bladą twarz,
europejskie, okrągłe oczy i włosy jasne jak kwiaty śliwy, które razem (a nawet
pojedynczo) onieśmielały każdego, kto zbliżył się do niego na odległość
bezpiecznego ukłonu. Takanori był nauczony żyć z tym brzemieniem
nietutejszości, lecz czasem żałował, że nie zostanie aktorem teatru nō, mogąc schować swoją kaukaską twarz
za kobiecą maską wyheblowaną w cyprysie.
Akira
był inny. Dla niego jego uroda wydawała się być nie klątwą, lecz urokiem. Co
więcej nałożonym na niego, a nie Takanoriego.
„Jesteś
piękny” – mówił mu, przerywając tymi słowami raz ciszę, raz znamienitą
pogawędkę. Powtarzał to często, nie bacząc, czy chłopak wierzy w to zapewnienie
czy też nie. A potem następowało coś, na co nigdy nie był przygotowany, a
ubóstwiał do tego stopnia, że cały ten brak przygotowania go nie zniechęcał,
jakby to było w przypadku wszystkich innych czynności. Całowali się.
W najróżniejszych momentach, pozach i plenerach. Zazwyczaj odbywało się to
bez ceremonii - wstępów i morałów. Po prostu się działo. Jak samoistne
rozwinięcie w powieści, pozbawione wprowadzenia i podsumowania. Bez żenady.
Całowali się.
Całowali
się tak, jak w tej chwili. Akira ze zniecierpliwieniem, lecz bez nonszalancji odnajdywał
po omacku jego wargi swoimi. Dlatego kąsał je niejednokrotnie krzywo, pod
kątem, zawadiacko. Takanori otworzył usta jak pąk pozwalający motylowi wyssać
swój nektar. Pomimo namiętności, jaka nabrzmiewała na twarzy Akiry, nie
forsował językiem jego ust, siląc się na łagodność. Takanori lubił patrzeć na
niego, kiedy go całował. Oczywiście, starał się nie wpaść, żeby Suzuki go nie
nakrył na podglądaniu. Nie było to żadnym nietaktem, ale wydawało mu się nieco
perwersyjne - podziwiać stężałą, spoconą
twarzą drugiego chłopaka, który zapada się stopniowo w ramiona… nie, gorące
dłonie pożądania. Kiedy Akirze przestawały wystarczać jego usta i delikatny język, ocierający się w
powietrzu o jego, przenosił się ze swoimi pieszczotami niżej, zaczynając
całować Takanoriego tak obsesyjnie, że czasem bolała go skóra po twardych,
mięsistych wargach. Wtedy zamykał swoje oczy, aby tym razem to Akira mógł na
niego patrzeć, kiedy stroił zmysłowe miny w jego stronę. Suzuki dotykał jego
szyi, karku, grdyki, która była dość mała, lecz nie na tyle, aby pominąć ją
niezauważenie. Czasem Akira zaczynał go gryźć, ale od kiedy Takanori
spostrzegł, że mimo płynącej z tego nowej przyjemności, pozostawały po tym
dziwne, sine znamiona, wolał nie ryzykować podejrzeniami ojca, który wpadłby we
wściekłość, wiedząc, z kim się zadaje.
Akira
pocałował go w kąciku pomiędzy smukłą szyją a chudym ramieniem i już panicz szykował
się, że na tym urwie się ich moment, lecz zwinne palce chłopaka masujące jego
żuchwę przeniosły się na poły yukaty. Takanori spojrzał na niego
pretensjonalnie i odgiął swoją głowę w tył. Suzuki oparł go o pień drzewa, a
chłopak wpółleżąc wspierał się na samych łokciach. Poluzowano jego szatę, która
zsunęła się z ramion tak gładko i nisko, że odsłoniła chłopięce, kremowe sutki.
Widok ten zdumiał Akirę. Nigdy nie zdarzało się Takanoriemu nie wkładać na
siebie bielizny, pomyślał. Ale kiedy jego zaskoczenie opadło, zrozumiał, że nie
miał na sobie kimona, a więc też półprzejrzystej koszuli hadajuban ani halki nagajuban,
które wchodziły w jego skład.
Akira
zaczął całować jego chudą pierś z pasją, wyczuwając pod zadbaną, cienką skórą
stelaż żeber, a wędrując po nich dotarł w końcu do stwardniałej brodawki, którą
ukąsił swoimi ustami. Zaczął ją ssać, aż delikatnie obrzmiała w jego wargach. Chłopięce
sutki były zupełnie inne niż kobiece – ogarnęło go momentalne wrażenie.
Bardziej płaskie i twardsze.
Takanori
po raz pierwszy usłyszał u siebie dźwięk, którego jeszcze nigdy wcześniej nie
wydały jego usta. Dźwięk, który wypłynął tak donośnie i bezwolnie, że go
zawstydził, zdając się rozdzierać na strzępy. Dźwięk, który zabrzmiał tak,
jakby pękł w środku, rozłupał się na pół. Słaby, zbolały jęk.
Suzuki
uniósł się czujnie, słysząc ten odgłos, ale nie wyglądał, aby był nim
zdziwiony. Obrócił blondyna swoim silnym ramieniem, aby znalazł się w pozycji
tyłem do niego. Takanori czuł, że
zawisnął nad nim, chociaż nie mógł tego zobaczyć – czego żałował, bo
ujrzenie jego miny w tym momencie pewnie doprowadziłoby go do istnej euforii.
Klęczał nagimi, rozedrganymi kolanami na trawie, tuż przed Akirą, wspierając
się jedną ręką, aby nie upaść na ziemię, a chłopak zaczął go całować od tyłu –
jego kark, grzbiet, delikatne barki, kręgosłup. Całe jego plecy pokrywał
twardymi ukąszeniami i kontrastowo miękkimi muśnięciami, których później już
nawet nie czuł po zapalczywości jego ugryzień. Akira zachowywał się tak, jakby
się wybudzał z gorączki i wpadał w nią na nowo, z jeszcze większym impetem. Niemal
go przygniatał do podłoża swoim ciężarem i pasją, aż Takanori poczuł, że trawa
pod jego kolanami zaczyna puszczać zielone soki i plamić nimi jego łydki. Nie
odczuwał jednak upokorzenia, a nawet w sposób dotychczas mu nieznany zapragnął,
aby go upodlił mocniej, wręcz skalał… O jakie jednak skalanie mu chodziło?
Całe
jego ciało płonęło jak w chorobie, nie myślał trzeźwo. Odkrywał w sobie
pragnienia, które wydawały mu się niezdrowe, a nawet szaleńcze, aż w pewnym
momencie osiągnął taki punkt sfrustrowania, że spomiędzy połów jego rozwiązanej
yukaty wysunął się śliski, wzwiedziony członek. Nie miał pod spodem bielizny,
która by go wstrzymała i ucisnęła. Takanori pisnął i zasłonił swoje usta
wierzchem dłoni, czując jak szkli mu się wzrok. Niespokojny oddech Akiry
świstał mu nad uchem, lecz zanim blondyn zdążył wyszeptać ciche „dość!”,
chłopak natychmiast się do niego odsunął, blednąc na twarzy jak kameleon, który
z rumianego oblicza przechodzi w całkiem pobladłe.
Takanori
obejrzał się przez ramię, zaciągając panicznie spód yukaty, aby zasłonić
wstydliwą sztywność i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że Akira siedzi skulony
na trawie, patrząc niewidzącym wzrokiem na arystokratę.
-
Aki…
-
Nie, Takanori… poczekaj… muszę gdzieś na moment iść... za chwilę wrócę –
powiedział niejednoznacznie, próbując zapanować nad zadyszką. Pospiesznie wstał
z pozycji siedzącej. Nie zdradził niczego więcej, po prostu odmaszerował w
nieokreślonym kierunku, znikając mu z widzenia. Jak lunatyk, który zdał sobie
sprawę, że już nie śpi i po omacku stara się wrócić do domu.
Takanoriego
dopadły wyrzuty sumienia. Czarne i gęste jak ropa wysączona z kutra, zwracana
na brzeg tłustym mułem. Był mężczyzną tak samo jak Akira. Nie mógł mu więc
ofiarować tego, czego wydawał się od niego chcieć. Przynajmniej tak wyglądał za
każdym razem, kiedy jego twarz tężała w tym twardym wyrazie, jakby trzymał
forsownie na krótkiej smyczy wyrywającego się dobermana. Gdyby był kobietą,
mógłby mu dać to, czego również sam wewnątrz pragnął do nieprzytomności. Chciał
się z nim kochać, do diaska. I choć na samą myśl marszczył swój nos ze wstydu
przed tą obleśną myślą, toczącą bardziej ciało niż umysł, tak właśnie było. To
mówił jego twardy penis między nogami. Lecz jak bardzo by tego nie pragnął, nie
mogli tego zrobić. Nie mieli takiej możliwości – Takanori nie mógł przed nim
otworzyć gościnnie swojego ciepłego wnętrza, jakby to zrobiła rozochocona
dziewczyna. Na krótką chwilę zapałał nieracjonalną niechęcią, wręcz wstrętem do
stojącego członka, który być może pokaźny nie był, ale bardzo pobudzony. Na
tyle, aby zasygnalizować mu swoją obecność i gotowość.
Całe
życie był tresowany... Nie, wręcz hodowany na kobietę. To odchowanie sięgało
tak głęboko, w tak nieprzeniknione warstwy jego osobowości, iż nagle okazało się,
że oprócz chodu czy manier, ma także kobiece pragnienia. Pożądał jak kobieta.
Swoim wnętrzem. Czuł, że jego środek – gdzie mieściła się ogniskowa żądzy –
pragnie mężczyzny. Było to zachowanie zgoła inne od tego, jakim kieruje się
mężczyzna, który zdaje się czuć pożądanie z zewnątrz. Na powierzchni.
Akira
wrócił zdyszały. Jego twarz była przyrumieniona jak śliwka ume, nie był
więc to intensywny rumieniec, lecz rozrzedzony, bardziej ciepły, pomarańczowy
niż różowy. Nie wyglądał przez nie rozczulająco, wręcz dodawały mu swoją
naturalnością męskiej jurności. Takanori uniósł na niego wzrok, przyglądając mu
się z poczuciem winy, zaszytym gdzieś na samym dnie jego jasnych oczu. Jak cień
sumika o szklistym ciele, który pomimo przejrzystości rzuca mętny cień na denku
akwenu. Akira podchwycił to spojrzenie, a chłopak szybko odwrócił twarz, aby
nie mógł go zbyt łatwo odczytać. Jeszcze nigdy jego mina nie była tak
jednoznaczna.
- Ja... -
zaczął, czując że w ciągu dalszym przygląda mu się, co stawało się nieznośne w
tym momencie. - Heh... Wiem, to moja wina... Nie czuj się zażenowany. Robię ci
coś takiego, a nawet nie potrafię stanąć na wysokości zadania – zaśmiał się z
goryczą, patrząc na dwie biedronki kopulujące na źdźble trawy. Zdawało się, że
korzystają z ostatniego dogodnego momentu do rozrodu tuż przed monsunową porą.
Jeszcze póki słońce było wysoko, promienie ciepłe, a powietrze relatywnie
suche.
- Nie mam
pojęcia, o czym ty mówisz... - Akira próbował odepchnąć od siebie wszelkie
podejrzenia, nawet jeżeli w oczach Takanoriego jego czyny były niezwykle
transparentne.
Takanori
zapieklił się. Doskonale wiedział, co poszedł zrobić, nawet jeśli nie bardzo
wiedział gdzie – nie było to jednak w tej chwili istotne. Nie miał mu tego za
złe. Przynajmniej nie to. Cały żal, jaki odczuwał był wymierzony w niego
samego.
- Nie udawaj
niewiniątka! - poderwał się, a yukata zasłoniła jego męskość jak przepierzenie
oddzielające intymną sferę domu od sfery gościnnej. Mimo to zarys jej kształtu
rysował się pod konopnym materiałem. - Sam widzisz... sam widzisz, co się ze
mną dzieje. Co się z nami dzieje.
- To nic
takiego, zapomnij o tym. Przecież to nie twoja wina.
- Tutaj nie
chodzi o winę. Po prostu... Szkoda. Szkoda, że naprawdę nie jestem kobietą –
powiedział lodowatym tonem jak na kogoś, kto płonie wewnątrz. - Nie możemy się
razem kochać.
Akira
podszedł do Takanoriego i ujął w dłonie jego twarz.
- Nie możemy,
bo... nie chcesz?
-
Nie chcę? - zaśmiał się odrobinę posępnie. Wysunął swoją nogę spod połów yukaty,
a biel jego uda odcięła się na ich granacie. - Pragnę tego.
-
Rozumiem – Akira uśmiechnął się pod przymusem. - Jeden z waszych szlacheckich
zakazów.
Próbował
to sobie wyjaśnić jakimś prawdopodobnym, lecz nieznanym rodowym etosem,
mówiącym o czystości synów aż do ślubu, który w przypadku mężczyzn brzmiał
absurdalnie i niepragmatycznie. Nie potrafił skroić innego wytłumaczenia na
miarę tej sytuacji, chociaż Takanori słysząc jego domysły, zmarszczył swoje
brwi tak, jak jeszcze nigdy dotąd.
- Szlachecki
zakaz? - grymas zdominował jego wyraz twarzy. - O czym ty mówisz? Każdy zakaz
jest niczym porównując do tego, że po prostu jesteśmy chłopakami. Obaj. Czego
nie rozumiesz? Nie możemy, bo... Nie mamy takiej możliwości. Nie mamy jak oddać
się... Odbyć miłosnego aktu. Przecież ja nie mam... - urwał bezdźwięcznie,
przyłapując się w trakcie perorowania na tym, że nazwa żeńskich narządów nie
przejdzie mu przez gardło. Krępowała go. Uśmiechnął się mdło, próbując
zreflektować to wybrakowanie. - W każdym razie, jestem zbudowany tak samo, jak
zbudowany jest Akira-kun.
- Takanori, ty
nic nie... - zamilknął, kręcąc głową. Nie mógł uwierzyć w tę skrajną, wręcz
nieracjonalną niewinność chłopaka, jednakże znał go już na tyle długo, aby
wiedzieć, że panicz nie jest tym typem osoby, która by się w tej chwili z niego
naigrawała. - Ty nic nie rozumiesz – powiedział spokojniej, z pewną
aksamitnością w głosie. Przymknął powieki i zażył głębokiego oddechu. -
Takanori. Dwaj mężczyźni również są w stanie uprawiać ze sobą miłość.
Nie
miał w sobie na tyle odwagi, aby spojrzeć na panicza.
- Jak to? Niby
w jaki sposób? - dopytywał się ze zwątpieniem w głosie, jakby szykował się do
podważenia zaczepek zwykłego ulicznego kuglarza.
- Widzisz,
każdy człowiek ma w swoim ciele pewien... otwór – Akira próbował wydobyć ze
swoich słów jak największą finezję. Zupełnie jakby dokonywał nieinwazyjnej
operacji na wyjątkowo wrażliwym i delikatnym narządzie, którego naruszenie może
spowodować pęknięcie niczym mydlanego pęcherzyka.
- Jaki otwór? -
zapytał z małą obawą, czując, jak ogarnia go niepokój. W jego ciele znajdował
się otwór, o którym nigdy wcześniej nie słyszał. Była to wstrząsająca wiadomość
dla panicza. - Gdzie?
Akira
nie odpowiedział wprost. W pełnej uroczystości ciszy nachylił się nad
chłopakiem, a jego twarz była tak nieprzenikniona, że zdawała się pochłaniać
nawet światło słoneczne. Była to powaga zdjęta z twarzy mnicha przed
odprawieniem rytuału. Powściągliwie rozsunął zaciśnięte uda chłopaka i omijając
palcami nadal odrobinę wzdętą męskość, wślizgnął się w bliżej nieokreślony
punkt na jego ciele, dopóki Takanori nie poczuł tego wewnątrz; jak jeden z
palców (najpewniej mały) wdziera się między jego pośladki, twardym paznokciem
podrażniając tę tajemniczą jamkę, o której mu mówił.
- Ah-Akira... -
sapnął ciężko, łapiąc za przegub jego dłoni i odpychając go od siebie lekko,
ale zdecydowanie. Patrzył na niego z paniką i przerażeniem, nie potrafiąc
zrozumieć, dlaczego ten chłopak dotyka go akurat tam. Łzy zebrały się w jego
zaróżowionych spojówkach. - Przestań, proszę.
Ta
część ciała wydawała mu się nieprzystosowana do gwałcenia jej w ten sposób.
Nienaruszalna. Niestosowna. Kobiece ciało było zbudowane zupełnie inaczej; było
rozplanowane z rozmysłem, tak aby przyjąć w siebie mężczyznę z czystą
przyjemnością. Gdy tymczasem nieudany zabieg Akiry skończył się tylko tępym
bólem wewnątrz ciała Takanoriego i pozostawieniem długotrwałego, dziwnego
wrażenia.
- N-nie... -
szepnął i ukrył swoją twarz w piersi chłopaka. Jego serce rozbijało się w
klatce piersiowej z takim samym niepokojem jak sztormowe fale o korpus łódki. -
Przepraszam, ale ja... Ja tak nie mogę. To mnie przeraża, nawet jeśli tak
bardzo cię pragnę.
Sama
próba wyobrażenia sobie tego stosunku sprawiała mu ból. Było czymś niepojętym
dla niego, jak coś tak obszernego mogłoby w niego wniknąć przez tamto miejsce,
nie sprawiając przy tym ani odrobiny cierpienia.
- Takanori...
- Potrzebuję
czasu – powiedział nieco odważniej, przełykając ślinę z taką trudnością, że
musiał po tym odchrząknąć.
Akira
już nie prowadził dłużej tej rozmowy, która była dla panicza dużym obciążeniem.
Przytulił go i subtelnie pocałował. Nie wracali więcej do tematu. W tym samym momencie pierwszy liść miłorzębu oderwał się z gałęzi i poszybował w górę, okręcając jak bączek wokół tarczy słońca. Rzeczywiście, wyglądał jak frunący, jesienny motyl. Latolistek.
Kolejny cudowny rozdział. Uwielbiam ten wyjątkowy klimat tego opowiadania. Te opisy i porównania są niesamowite. Przy tym moje opowiadania wydają się prostackie.
OdpowiedzUsuńKońcówka jest urocza i według mnie dobrze, że to się na razie tak potoczyło.
Przy takim rozwoju akcji tym bardziej nie mogę się doczekać dalszego ciągu (͡° ͜ʖ ͡°)
Wiele mnie to kosztuje czasu i poszukiwań po książkach, utworach muzycznych, artykułach (itd.), w celu znalezienia inspiracji, więc cieszę się, że moje trudy zostały docenione, bo nie jest to rzecz wcale najprostsza. Nie należę do tych osób, które potrafią po prostu beztrosko usiąść i zatopić się w tekście, jeszcze tego samego dnia publikując świeży rozdział (chociaż szczerze, podaję w wątpliwość to, czy da się w ten sposób napisać coś dobrego i z rozmysłem. Pewne rzeczy muszą w człowieku dojrzeć, zanim je spisze).
UsuńMam nadzieję, że motywuję do pracy, a nie zniechęcam ;n;
Końcówka urocza czy też nie, warto pamiętać, że to angst, więc zapewne wszystko się diametralnie zmieni - prędzej czy później.
Dzięki za opinię i sama również nie mogę się doczekać kontynuacji. ^^ /Enji
Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że jednak coś tutaj niedługo opublikujecie, więc to było dla mnie miłym zaskoczeniem! Rozdział świetny, jednak musiałam przypomnieć sobie resztę serii, żeby znów wczuć się w akcję. Przy okazji zauważyłam, że w porównaniu z wcześniejszymi częściami ta jest napisana jeszcze lepiej! Ten niecały rok od ostaniego rozdziału jednak wpłynął pozytywnie na Waszą jakość, więc jako czytelnik jestem zadowolona. Mam nadzieję, że na następną część będziemy czekać nieco krócej, ale nie naciskam i uzbrajam się w cierpliwość. Ten rozdział bardzo mi się podobał i już chciałabym poznać ciąg dalszy. Niesamowity klimat tej serii powala mnie na kolana z każdym kolejnym rozdziałem. Wyraźnie zarysowana różnica między bohaterami wpada w mój gust i budzi apetyt na jeszcze więcej. Muszę Was też pochwalić, bo nie wychwyciłam tu ani jednego błędu, a warsztat pisarski... Co tu dużo mówić, aż chce się zatopić w tym opowiadaniu, a koniec rozdziału to jak oblanie zimną wodą, czytając, sama nie zdaję sobie sprawy, kiedy docieram już do ostatniej linijki. Najchętniej przeniosłabym się wtedy do kolejnego paragrafu, jednak to nie książka... ;; Życzę motywacji i pomysłów do pisania! Jeśli mogłabym coś zaproponować... Teraz mam ochotę na Blodynkę, bo to zakończenie pozostawiło we mnie niedosyt, chęć na więcej. Mam więc nadzieję, że już niedługo będę mogła poznać ciąg dalszy obu tych opowiadań. Trzymajcie się i do kolejnej notki.
OdpowiedzUsuńMy też trochę nie spodziewałyśmy się, że nam się uda, ale... Jednak się na nas nie zawiodłam, chociaż nie było łatwo. A zapowiada się, że będzie jeszcze trudniej, bo mój uniwersytet ma w planach wywołanie u mnie zgonu z powodu karōshi...
UsuńTak bardzo się cieszę, że ktoś mi powiedział, że progres w pisaniu jest zauważalny. Bardzo mnie to zmotywowało, bowiem pokazało mi to, że nie piszę na marne i nie utknęłam w martwym punkcie.
Prawdę mówiąc, nie wiem, co odpisać na ten niezwykle pozytywny i motywujący komentarz. Pozostaje mi tylko gorąco podziękować i obiecać, że przy następnym rozdziale włożę jeszcze więcej pracy, aby był jeszcze lepszy. Co do czasu, w którym pojawi się kolejny wpis - niestety, nie mam pojęcia, ponieważ jak to uniwersytety, lubią uprzykrzać ludziom życie, a od tego semestru zaczęłam warsztatówkę, więc pewnie będę mieć dużo na głowie ;; Dla pocieszenia dodam, że mam właśnie w planach tym razem dodać kontynuację Blondynki. Czy dokończę Hipnotyzera, czy zacznę III serię - tego nie wiem. Z upływem czasu, trochę zapomniałam, co miało być dalej w Hipnotyzerze, gomenasai... Czas pokaże, póki co, muszę wykurować grypę, zanim zabiorę się do dzieła. ;x
Może to i lepiej, że to nie książka, i nie ma kolejnych paragrafów - lubimy zaostrzać apetyt!
Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że następnym razem będę mogła znów przeczytać Twój komentarz. Mogę tylko powiedzieć, że wniosłaś sporo motywacji, a to pierwszy krok do napisania czegoś nowego. Do następnego komentarza więc! ;> /Enji
Ogarnęłam wczoraj ten blog. Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego, ale strasznie podoba mi się to, jak piszesz.
OdpowiedzUsuńMam jedno pytanie :
Będziesz jeszcze pisać 'Bordeline?
Okaeri! Bardzo nam miło i zapraszamy do dalszej przygody z naszym blogiem. Mamy nadzieję, że inne opowiadania również Ci przypadną do gustu i zostaniesz z nami na dłużej. ( ⋂‿⋂’)
UsuńJedna uwaga! Ten blog prowadzimy w duecie - ja i moja przyjaciółka Allisven. Część fanfiction są mojego autorstwa, część jej, ale są też takie, które publikujemy pisząc wspólnie (np. sesje, m.in. właśnie Borderline). Obie jesteśmy twórczyniami tego bloga w równym stopniu. ^^
Odpowiadając na Twoje pytanie: Tak, Borderline jest już w przygotowaniu. Być może pojawi się w ten weekend, a może na początku przyszłego tygodnia. Look forward to it :3 /Enji
Witam,
OdpowiedzUsuńdawno tutaj niestety nie zaglądałam (ale to tylko wina braku czasu) ale teraz powracam, zastanawiam się jeszcze czy zacząć czytać od początku, czy znaleźć moment kiedy ostatnio byłam i od tamtego momentu czytać... ale mogę powiedzieć, że wracam i już raczej nie będzie takich sytuacji...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witamy ponownie, rozgość się i czuj się jak u siebie w domu!
UsuńDzięki wielkie, a my życzymy Ci więcej czasu wolnego ^^ /Enji
(Puka w szybkę) - Halo, jest tu ktoś? Dużo czasu autorów tu nie było >.<
OdpowiedzUsuńTęsknimy, pamiętamy, wciąż czekamy - fani.
(chomiki za szybką zaczynają się przebudzać)
UsuńŻyjemy! Cicho, ale spokojnie... Intensywny semestr, intensywna sesja, a w lipcu praktyki. W żadnym wypadku nie zapomniałyśmy i nie porzuciłyśmy bloga, co to to nie! Od tego piątku mam trochę czasu przed lipcowymi praktykami, więc postaram się go spożytkować jak najproduktywniej.
Na świadectwo, że wcale się tak nie obijałam wrzucam Wam screena:
https://lh4.googleusercontent.com/-MHZU1XEyXFg/VYFYjCmIWxI/AAAAAAAAA8M/iD-VNOY3Btw/w480-h640-no/DSC_1014.jpg
I zabawa story-linem Haiku i Blondynka (przepraszam za syf~):
https://lh6.googleusercontent.com/-niby5WzswJ4/VYFYi3f8LxI/AAAAAAAAA8I/57hlBKjTF2M/w609-h454-no/DSC_1017.jpg
Cierpliwości, mam nadzieję, że wytrwacie i nam nie pouciekacie do tego czasu. Dziękujemy za sprawowanie pieczy ;n; /Enji&Allisven