wtorek, 8 stycznia 2013

2.Reckless Point


 Hi! ( ´ ▽ ` )ノAllisven wita. Tak. Tak. Łaskawie zrobiłam coś na blogu. Na poczatku gomenne za opóźnienie. Ale szkoła robi swoje. Tak jak było obiecane z lekkim przesunięciem w terminie - Cherry Xmas i Reckless Point.
Tak swoją drogą to dodwanie postów jest ch**jowo trudne! Prawie się poryczałam, bo mi nie chciało wyjść o(╥﹏╥)o. W każdym razie miłego czytania. I zachęcam do komentowania :D  

Edit Enji: Allis-chan~! Nie przeklinaj publicznie, bo to gorszy moją duszę humanisty. Tak by the way poprawiłam odrobinę teksty. Musiałam wtrącić swoje trzysta jen (^^, ;). 

2.

Suzuki tylko wzruszył ramionami na dąsanie Harukiego po ich zakończonej rozmowie telefonicznej, która nie należała do specjalnie urzędowych czy formalnych. Dla niego taki sposób prowadzania dialogu był w zupełności normalny. Na porządku dziennym. Nie zwracał się w typowo japoński sposób, z wpojoną już w przedszkolu kurtuazją (która często szła w parze z fałszem). Po to właśnie uciekł ze swojego rodzimego kraju. Chciał – można by powiedzieć – wyjść poza granice. No i wyjechał – poza granice Japonii.

Podróż samolotem z JFK International Airport w Nowym Jorku była długa (bo dwunastogodzinna) i męcząca (bo klasą ekonomiczną). Tuż przed planowaną godziną przylotu zaczął doskonale rozpoznawać zarysy ogromnego lotniska Haneda w stolicy. Mdliło go na myśl, że będzie w Tokio akurat w godzinie szczytu, w dodatku zmuszony do dodatkowej podróży prawdopodobnie metrem. Normalnie zarezerwowałby sobie apartament w hotelu, ale nie tym razem. Jego kochana Junko kazała mu mieszkać pod jednym dachem z bliźniakami - Hikaru i Kaoru [tak, Allis-chan posiłkowała się Ouranem. Pozdrowienia dla fanek~!].

 - Akira-kun! Braciszku w końcu jesteś - od progu przywitała go siostra wraz z mężem swoim entuzjastycznym głosem. Surowy z wyglądu pan Hajimoto (i tylko z wyglądu, bo doskonale wiedział, kto w tej rodzinie miał jaja zamaskowane w jajnikach) chciał pomóc wnieść walizki do środka gościowi, ale Suzuki nie miał nastroju na ich niby zabawną pomoc. Zważywszy, że nawet nie raczyli po niego podjechać samochodem.

 - Poradzę sobie sam - oznajmił oschle, głosem adekwatnym dla kogoś, kogo wynajęło się „po kosztach” do babysittingu. Zgromił grających na konsoli w salonie dwóch swoich przyszłych podopiecznych.

Pół dnia zeszło mu na rozpakowaniu się. Nie miał sporo bagażu, równocześnie nie miał też sporo do roboty, więc się ociągał. Junko wraz z Ryo wyjechali z samego rana, czyli akurat wtedy, kiedy musiał udać się na spotkanie z Tym Projektantem - którego nazwiska nawet nie spamiętał. Nie wiedział, co było łatwiejsze do przełożenia: opóźnienie zaplanowanego samolotu czy spotkania z pedantycznym pedałkiem.

 - Siedzicie w domu na dupie. Wrócę za góra pięć godzin. W szkole wysiadujecie więcej, więc tyle to dla was pestka – bąknął pod nosem szorstko.
 - Ale…
 - Cicho! Jak wrócę to was wypuszczę. Na razie mam za dużo zmartwień na głowie. Chcę wiedzieć, że chociaż wy jesteście bezpieczni.
 - No dobra… - mruknęli chóralnie. Siedzieli przy stole w jadalni i zajmowali się płatkami śniadaniowymi na sucho - bez mleka.

Zamknął młodzież na klucz i ruszył w miasto na swoim motocyklu – Harley-Davidson XR1200X - który przybył do Tokyo razem z nim (stąd jego oszczędność na bilecie, koszty transportu transatlantyckiego są horrendalne). Ubrany w dżinsy zaprojektowane wedle DIY (do it yoursef) - z czarnego dżinsu, poszerzane w biodrach, aż do kolan - dające wrażenie pomiętych i ubrudzonych tynkiem; oraz prostą białą koszulę, schowaną pod skórzaną kurtką.
Krawat sobie podarował. To, że ci wszyscy projektanci chodzą stricte jak pracownicy biura, to nie znaczy, że on również będzie.

Wkroczył do wielkiego, przeszklonego budynku niczym bohater komiksów (i w ten sposób na niego spojrzano – zupełnie jakby miał na ramionach uczepioną pelerynę). Każdy patrzył na niego jak na obcego, który wpadł zapytać o drogę bądź zrobić awanturę z tutejszymi „cipeczkami w rurkach”. Nikt – a już na pewno nie bodyguard - nie podejrzewał, że również jest projektantem.

 - Ha…Haruki? Tak? Suisen Haruki? - powtórzył śmielej, widząc zawieszoną na szyi niskiego mężczyzny plakietkę z imieniem i nazwiskiem do identyfikacji z nieznanymi kanji. Nawet rodowici Japończycy mieli problem z odczytem imion ze znaków. Akira dostał również swoją plakietkę ID przy wejściu. Szatyn pokiwał niepewnie głową, co nie było ani potwierdzeniem, ani zaprzeczeniem.

 - Suzuki Akira lub Reita. Miło mi - przywitał się ciepło i uśmiechnął, reflektując się tym samym za nieuprzejmą rozmowę przez telefon. Zwrócił rękę ku Rukiemu, aby mogli wymienić się uściskiem na powitanie. Niższy od niego o dobre dziesięć centymetrów mężczyzna złapał słabo za jego dłoń i szybko ją puścił z markową, japońską nieśmiałością.

 - Przejdźmy od razu do rzeczy. W czym mogę ci pomóc, skarbie? - zajął miejsce przy stoliku i rozpoczął naturalną rozmowę. Bez żadnych chamskich naleciałości i podtekstów.

*

Rukiemu i jego sublokatorowi udało się jakoś zredukować stres głupimi wyciskaczami łez oraz toną słodyczy, których de facto nie powinien jeść. Nie potrafił jednak oprzeć się bakaliom i glazurowanym owocom. Poza tym były zdrowe. Keisuke żartował, że jeśli rzuciłby palenie, to jego sperma zrobiłaby się słodka od fruktozy. Starał się nie doszukiwać w tym żadnych aluzji…

Zbudził się wczesnym rankiem z obrzydliwą wizją tego, że niedługo dostanie odezw w sprawie spotkania. I nie pomylił się – miało się odbyć raptem za dwa dni. Głowił się niemiłosiernie, w jakiż to sposób może delikatnie dać znać Suzukiemu, że już nie chce jego zakichanej pomocy. Nikt go jeszcze nigdy tak nie uraził! Ani telefonicznie, ani vis-a-vis, ani chociażby listownie. A miał paradoksalnie do czynienia z wieloma krytykami. Był pewien, że Akira nie jest tutejszy, za pewne wygodnicki emigrant. Nie znał nawet ram japońskiej etykiety, której uczą się dzieci na pierwszym szczeblu znajomości: rodzice-dzieci. Ignorant i plebs. Tyle od niego recenzji o panu Suzukim. 

Siedział w swoim studio na dziesiątym piętrze i oczekiwał na przybycie Tego Gaijina. Zapewne się spóźni – tłumaczył w myślach, dlatego pozwolił sobie skoczyć jeszcze po jedną małą kawkę do automatu. Kiedy wrócił, zastał przy swoim stanowisku wysokiego, tlenionego blondyna, ubranego w niecharakterystyczny dla tego miejsca sposób. I był Azjatą!

 - Um… - otaksował go uważnym wzrokiem od stóp do głów. Był niesamowicie seksowny! Aż cała jego złość i upokorzenie po dniu wczorajszym poszły w całkowitą niepamięć. Miał ochotę szeptać w jego włosy, żeby pozwolił mu ssać swojego… swojego… Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że zagalopował się. – Witam w mojej „fabryce” jak to mówił Andy Warhol o swojej pracowni – ukłonił się delikatnie, ale spotkał się jedynie z jego wyciągniętą dłonią. Niezwykle nieśmiało złapał za nią, ale nie można było nazwać tego uściskiem. Chwycił jego rękę jak dziecko, które łapie tatusia, aby przejść przez ulicę. Jednocześnie patrzył w jego oczy. Hebanowe, lśniące, ciepłe. – Mnie również miło – skłamał, nie Akirze, ale samemu sobie i poprowadził go w głąb studio, aby zaproponować kawy. Przenieśli się na skórzaną sofę w stylu retro.

 - Wiesz… na pewno orientujesz się w sferze high fashion, a przynajmniej miałeś okazję zasłyszeć tego i owego na zachodzie. Chodzi o to, że do mody wysokiej zaczynają wchodzić undergroundowe wstawki, a ja… nie bardzo zostałem wykształcony na tego typu ekstrawagancję. I zapewne sam pan rozumie, panie Suzuki, że… potrzebuję inspiracji albo wspólnika do nowej kolekcji. Mój bliski przyjaciel, Kouyou Takashima, dał mi namiary na pana i zapewnił, że znacie się dość blisko… - spojrzał na mężczyznę znacząco. Był przystojny, nie wydawało mu się. Siedział po męsku, z władczością. Aż Rukiemu zacisnęła się krtań, ale mówił do niego swoim normalnym, zachrypniętym głosem. Nie tym zza słuchawki telefonu, który okazał się być niewypałem.

Akira omiótł spojrzeniem jego gabinecik. Królowały przestrzeń i minimalizm w umeblowaniu. Również przyglądał się Rukiemu. Drobny i słodki. Typowy bishounen. Ubrany tak, jak opisywał swoje predyspozycje modowe (oraz między wierszami: preferencje seksualne). Schludnie w pastelowych paletach.

 - Hm… - przeglądał zbiór segregatorów leżących na stoliku. Wewnątrz znajdowały się projekty ubrań w wersji pre-, jak i gotowe dzieła wiszące - bo modelki były tak chude, że kreacje na nich wisiały - na dziewczynach.

 - Kouyou mnie polecił? Hah! Myślałem, że już o mnie zapomniał. Pozdrów go ode mnie i… mów mi Reita. To takie sztywne zwracać się do mnie per pan. Nie jestem wcale taki stary. Mam trzydzieści dwa lata. Kurcze, aż tak staro wyglądam?  – zapytał spokojnie, pokazując na siebie gestem dłoni. - Nie mam zmarszczek, nie siwieję, nie mam nawet zakoli - oburzył się teatralnie. Mężczyzna siedzący obok tylko zaśmiał się cicho pod nosem, ale szybko odgonił swój nieprofesjonalizm.

- Okej… Reita-kun? – odchrząknął, jakby sprawdzał, czy podoba mu się ten tytuł w jego ustach. – Ależ nie, nie wyglądasz staro… - zaprzeczył nieco nerwowym głosem, spuszczając wzrok na podłogę. Słowa Akiry, aż wymuszały na nim gwałtem, aby na niego patrzył, podziwiał go, jego sylwetkę, twarz… i żeby się zawstydzał. Suzuki machnął tylko ręką i sięgnął gestem niemal tak bezwzględnym, jak sięganie po skalpel, po inny z magazynów mody Chokeberry.

 - Totalnie nie w moim stylu… - mruknął do siebie znudzonym głosem, przekładając kolejne strony katalogów. Podniósł swój wzrok znad kolorowych pisemek na zniecierpliwionego Takanoriego.

Haruki splótł nerwowo palce u ręki na swoich kolanach, kiedy mężczyzna zaczął przeglądać jego projekty, kręcąc nosem. Nie lubił, kiedy ktoś bezpośrednio, prosto w twarz, mówił mu, że jego projekty są nudne…
 - Są klasyczne… butikowe. Raczej nie pasują do twojej osoby – próbował wytłumaczyć się samemu sobie, przekonać się, że wcale nie jest przeciętniakiem.

 - No dobrze. Na inspirację się nie zgodzę. Za mało mi płacą, żebym był tylko motywem w cudzym projekcie. Jestem skłonny nawiązać współpracę – odpowiedział, stanowczo przypieczętowując swoje słowa lekkim klapsem w udo bruneta. - Możemy podpisać kontrakt - to, że Suzuki nie znał nazwiska Suisena Harukiego, nie znaczyło, że nie był on sławny. Widział w tym zysk dla siebie. Szansę na wybicie się z niszy modowej w górę. A i poznanie nowych marek czy projektantów się przyda. Warto zgłębiać nowe rzeczy. Reita głównie po to podróżował – aby uniknąć zastoju. Doświadczać nowości współczesnego świata nierzadko na własnej skórze.

- Ach! – szatyn westchnął zaskoczony, kiedy Akira tak… perwersyjnie go potraktował, a raczej jego udo. Zaczerwienił się i uciekł wzrokiem od mężczyzny. Przez jego głowę przepłynęły tysiące myśli, w tym kilkanaście dotyczące tego, że „może jednak na mnie leci?! Może jednak jest gejem?”. Uśmiechnął się delikatnie do siebie. – Z przyjemnością – przytaknął, spoglądając na Reitę z jednym ze swoich słodszych i szczerszych uśmiechów. – Poproszę managera żeby sporządził kontrakt. A teraz chodź, pokażę ci kilka najważniejszych miejsc w Domu Mody.

Ruki zaproponował oprowadzenie go po budynku. Skoro zgodził się z nim pracować, warto, żeby zapoznał się z lokacją budynku. Reita względnie zwracał uwagę na rozmieszczenia sal na planie prostokątnej bryły, bo z doświadczenia wiedział, że i tak będzie siedział w jednym pokoju ze swoim wspólnikiem. Za pewno do świtu, ćpając niemal dokanałowo czyste ziarenka kawy rozpuszczalnej. Jeśli będzie potrzebował po coś wyjść, to tylko za potrzebą odcedzenia się czy zapalenia. Od reszty są pomocnicy oraz asystenci. Mimo wszystko, starał się wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu.

Takanori nie miał ochoty zamęczać go, więc zaprezentował nowemu pracownikowi drogę do kilku strategicznych miejsc: męskiej toalety, windy, managera, automatu z dobrą kawą, recepcji, magazynu z tkaninami, hangaru z gotowymi kreacjami oraz…
 
 - A tutaj można zapalić. Jeśli oczywiście jesteś palący – spojrzał na niego wnikliwie. Wyraźnie czuł od niego swąd papierosów. Mentole? Prawdopodobnie. Wyciągnął z kieszeni marynarki opakowanie i wyjął jednego virginia slim. Niepewnie go poczęstował, bo wiedział, że są to papierosy palone jedynie przez kobiety i zatwardziałych gejów. Włożył ustnik w koralowe wargi, wciągnął powietrze i zapalił. – No. W okolicach dwunastej jest tu sporo ludzi. Na pewno będziesz miał okazję kogoś spotkać. Kto wie? Może Kou się tu niebawem pojawi. Zazwyczaj jest diabelnie zaharowany jako manager modelek. Ha! Sam jedną mógłby zostać – spojrzał na niego znacząco. Kiedy wypalili papierosy, zgasili niedopałki i wyrzucili do specjalnego śmietnika z wiekiem na pozostawione filtry, wrócili do budynku, aby omówić bardziej formalne szczegóły współpracy, jakie będą ich obejmować.

Niedługo potem się pożegnali, ale wcale nie oznaczało to, że pozbył się Akiry. Wciąż siedział w jego głowie. Cholera, chyba go … zauroczył. Do domu wrócił późnym wieczorem, ale wciąż przed oczami miał ten pamiętny moment, kiedy klepnął go w udo. I to z jaką władczością! „Na pewno lubi na ostro” – rozmyślał, siedząc na sofie. Dziś był w domu samemu, bo Keisuke poleciał do Mediolanu na najnowszy pokaz mody swojego projektanta. Cieszył się, że ma chwilę wytchnienia. Mógł sobie bezwstydnie marzyć o Suzukim… o Reicie.

*

 - Młodzieży! Wróciłem! - oznajmił dziarsko ochrypłym głosem od wypalonego tytoniu. Zgasił go w zlewie i wyrzucił do kosza. Junko miała nos jak pies policyjny. Nie zdążyłaby wejść do swojego domu, a już poznałaby smród niedozwolonych w jej gospodarstwie nikotynowych używek. Po tym, jak mu wyrzuciła cały zapas całkiem drogich (i ostatnio podrożałych w wyniku podniesienia akcyzy) marlboro, postanowił się grzecznie stosować do zasad „nie demoralizowania dzieci”.

- Kupiłem pizzę. Częstujcie się, a wujek idzie na trochę odpocząć do siebie - polecił chłopcom udanie się do kuchni i prawidłowe skonsumowanie „obiadu” po bożemu, z należytym szacunkiem dla wujowskiej troski o ich żołądki.

 - Jak mama się dowie, że znowu kupiłeś nam fast foody na obiad zamiast zrobić coś domowego, będzie na ciebie wściekła - zza ściany wypłynął jeszcze nie do końca męski głos Hikaru oraz jego brązowawa czupryna, po której go odróżniał od brata.

 - Jak się mama dowie…ne-ne-ne~ - przedrzeźniał siostrzeńca pod nosem.- A jak ja jej doniosę, że zamiast się uczyć, gracie na konsoli do późna, to wam odetnie kieszonkowe na dobre pół roku.
Po raz kolejny siła jego perswazji i zwykły szantaż doprowadził do korzystnego dla Akiry konsensusu. Innymi słowy, dzieciaki zamknęły buzie włoskim ciastem, dochodząc do wniosku, że pizza to prawie jak okonomiyaki [japoński odpowiednik pizzy] tyle, że z peperoni.

Po zjedzonej we względnym spokoju lunchu, pozwolił obojgu wyjść z domu (mając na uwadze własny komfort). Warunkiem był jedynie telefon w kieszeni. Oczywiście włączony, naładowany i załadowany. Był weekend, więc nie widział żadnych przeciwwskazań, aby ich trzymać pod kluczem jak klawisz.

Od poniedziałku prognozował dla siebie optymalnie więcej luzu. Bracia musieli chodzić do szkoły, co prawie satysfakcjonowałoby go, gdyby nie fakt że bliźniacy byli nauczeni jadać na przerwę obiadową domowej roboty bentō mamusi. Tym sposobem został zmuszony do bycia kucharzem i nie tylko. Był niczym Multi-tasker - niania, gospodyni domowa, projektant, księgowy (…). Wraz z początkiem nowego tygodnia rozpoczęła się jego praca z Wielkim Suisenem Harukim. To nazwisko nie pasowało mu do jego osoby. Było zbyt stylowe, wydumane, kuriozalne. W końcu Suisen pisało się – jak nagle sobie przypomniał – znakami „kwiat narcyza”.

 - Dzień dobry - ukłonił się pracowniom Domu Chokeberry. Był wątpliwego nastroju. Miał przy sobie dwie ciężkie teczki z własnymi projektami, które planował przejrzeć z Rukim, aby powymieniali się pomysłami i zaczęli w końcu pracować.

*

Haruki ze zniecierpliwieniem przyjechał do Domu Mody i oczekiwał przybycia przystojnego Suzukiego. Sączył spokojnie kawę i bezczynnie spoglądał w dół budynku wyczekując jego… Samochodu? Taksówki? W końcu smukła postać na motorze, ubrana w ten charakterystyczny sposób zajechała do parkingu podziemnego. Przełknął nerwowo ślinę, podziwiając tą drobną akrobację. Podróżował na harleyu, ależ to… seksowne…

Przygotował wcześniej kawę dla Akiry, zanim ten zdążył już pojawić się w jego warsztacie na dziesiątej kondygnacji. Nie brał mężczyzny za tak zamiłowanego kawosza, jakim był on sam aczkolwiek wiedział, że styropianowy, ciepły kubeczek z logiem nescafé o poranku to dobry starter.

 - Haru-kun…Bądź moim aniołkiem i powiedź, że masz kawę dla wujka Reity  - oklapnął na skórzaną sofę i wyłożył zawartość swoich segregatorów na niskim stoliku kawowym. Ruki uśmiechnął się czarownie, ciesząc z własnych zdolności przewidywania.

 - Ha, jednak trafiłeś – zauważył i uśmiechnął się rozkosznie, kiedy nazwał go „swoim aniołkiem”. Bez słowa podał mu zaparzone wcześniej espresso.

 - Kawusia dla tatusia… - uszczęśliwiony odebrał napój z rąk Rukiego. Na początku  upił kilka małych łyczków, aby przyzwyczaić język do gorąca. Odstawił tekturową pokrywę trzymająco ciepło kawy od ust. W tym bladym świetle pochmurnego dnia Reita odrobinę przypomniał anioła. Szatyn przyglądał mu się z niebotycznym wyrazem twarzy, kiedy ten popijał gorący napój. Jego grdyka drgała w kuszący sposób, kiedy przełykał

. – Dojeżdżasz na motorze? To ciekawe. Nie boisz się jeździć? Ja bym miał lęki przed wsią ściem na motor… przynajmniej samemu – przyznał ze wstydem Haruki.

 - Jak można się tego bać? – Akira potrząsał głową, podśmiechując cicho. – Chodź – zachęcił go gestem dłoni, a sam wstał z sofy i złapał za ramię mężczyzny. Podprowadził ich dwójkę do dużych, szklanych okien z widokiem na panoramę niższych budynków.

 - No… normalnie…  boję się jeździć po ulicy samemu – Ruki mamrotał coś niewyraźnie, odrobinę z przerażeniem cofając przed osobą Akiry, który na niego nacierał. Nie przywykł do tego, aby jakikolwiek Japończyk aż tak naruszał jego przestrzeń osobistą.

 – Spójrz – dyktował cicho proste polecenia i objął go w pasie. Zbliżył do siebie szatyna, żeby dobrze go słyszał, kiedy będzie opowiadał mu swoją życiową misję. Ruki zaś zadrżał, kiedy Suzuki objął go w pasie i przyciągnął do siebie. Wstrzymał oddech.
- Widzisz tych wszystkich, małych kierowców tam w dole? Tych stojących w korku? Jak czekają, aż w końcu zapali się zielone światło i będą mogli ruszyć, mając nadzieję, że uda im się przejechać i nie złapie ich czerwone przed następnym skrzyżowaniem. Tłuką się w tych swoich ciasnych samochodzikach w tym sznurze dwuśladowców. A teraz zamknij oczy i wyobraź sobie mnie. Na motorze. Jak robię slalomy między nimi i wyprzedzam każdego, uśmiechając się złośliwie za ciemną szybką kasku. Dojeżdżam do samego początku i…śmieję się w tych frajerów, którzy stoją za mną, bo moje maleństwo wyciąga nieziemskie prędkości przy starcie i mogą mi possać! Haha! – wyartykułował to demonicznym śmiech i poklepał Rukiego po plecach.
Ruki czuł, że wszystkie płyny, razem z poranną kawą zaczynają w nim wrzeć. Mlasnął zaschłymi ustami i spojrzał z dołu na twarz mężczyzny. Nie słuchał go. Prąd przepływający przez jego ciało nie dał mu złapać spokojnego oddechu. Jeszcze żaden mężczyzna nigdy tak na niego nie działał… że budziły się w nim takie zwierzęce instynkty. 

On jest gejem! Jest gejem na bank! Ruki, musisz go mieć! – popiskiwał w swoich myślach, podziwiając jego pół-profil. Chciał już być pewny, wiedzieć, że Akira jest tej samej orientacji, ale nie mógł tak po prostu zapytać. Skoro obejmuje go od tyłu i szepcze swoim erotycznym głosem do jego ucha, musi być chyba świadomy tego, jak bardzo na niego działa. Jak podnieca go w okolicach podbrzusza. Patrzył na ich odbicia w bezbarwnym szkle ogromnych okien i wyobrażał sobie, że właśnie się kochają… Na stojąco. Ciekawe jak wygląda nago… – namyślał się i sięgnął powoli ręką w górę, w stronę jego twarzy. Chciał sprawdzić jaki jest gładki na policzku.

Ja ci mogę possać… ja ci possę… - rozmyślał nad znaczeniem słów „i mogą mi possać”.
 – Um, ja ci mogę pos… - zaczął, ale nie dokończył, bo Akira po prostu się odsunął i zmienił temat na segregatory, jakie przytaszczył.

- A teraz wracamy do pracy – przerwał brutalnie (i zarazem nieświadomie) erotyczne fantazje Harukiego. Wspólnik niechętnie mu przytaknął, chcąc w ciągu dalszym być tak blisko tego mężczyzny.

Usiedli przy stoliku, a Akira złapał za dłoń Takanoriego.

 - Zanim je zobaczysz, uprzedzam cię, że są bardzo undergroundowe. Wolałbym, żebyś nie doznał zawału serca, bo masaż serca ci jeszcze zrobię, ale na resuscytację nie licz. Za krótko się znamy – ostrzegł go i puścił mu perskie oczko, dopiero wówczas pozwolił przejrzeć przyniesione projekty.

Ruki niepewnie dosiadł się do projektanta i zaczął przeglądać portfolio oraz fotoksiążki. Z każdą kolejną stronniczką miał coraz mniej tęgą minę. Był skłonny zrozumieć podkoszulki z ciemnej siateczki na mężczyznach w dzielnicy Soho, ale na kobietach i to bez biustonosza… W tych kolekcjach było jak na dłoni widać całą osobowość Suzukiego. Nie dość, że dziki, arogancki, bezpardonowy, to jeszcze erotoman… Erotoman, który podziwia kobiece wdzięki. Odkrycie to zasmuciło Rukiego, bo skutecznie oddaliło jego fantazje o orientacji wspólnika.

Spokojnie Ruki, wielu projektantów było biseksami – mówił do siebie w myślach, patrząc na kuriozalne kreacje inspirowane oldskulowym, japońskim rokiem, zachodnim punkiem i indiańską, północnoamerykańską modą. Zamknął opasły segregator i spojrzał znacząco z lekkim szokiem na Akirę.

 - So? - zagaił do szatyna, kiedy skończył przeglądać ostatni już egzemplarz jego prac. Mężczyzna pokiwał tylko głową na znak, że jest okay, ale Akira widział szok na jego twarzy. Kreacje z logo Reckless Point – bo tak nazywała się marka Reity-kuna - zawsze były łamiące tabu, postpunkowe, półamatorskie, zahaczały często o intymność.

 - Wiem, że ci się nie podobają i masz wrażenie, że przeglądasz magazyn dla panów na stacji kolejowej. Ale jak połączymy moją dzikość z twoją klasycznością to może nam wyjść coś naprawdę interesującego…

 - Widać, że przybywasz z USA – zaśmiał się nerwowo i odpalił program graficzny dla projektantów mody, z wczytanymi teksturami tkanin i dzianin. – No dobrze… Zaczniemy może od czegoś prostego. Klasyczny strój z dodatkami w stylu grunge. Chusty, skórzane paski, ćwieki stożkowe i wielkobrytyjskie motywy w formie nadruków – mruczał do siebie, łapiąc za piórko od tableta i nanosząc pierwszy szkic liniami pomocniczymi na manekinie

2 komentarze:

  1. WOHOHOOOO. Ja już myślałam, że się lubić nie będą.. A TU CO. MHAHAHA, czy ten zuy Akira w ogóle wie, że nie ładnie przerywać takich fantazji? ;___; Dobra, to ja sobie poczekam na następny rozdział. ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak wgl, to niedawno właśnie TO opowiadanie było tym... hym.. '' najgorszym '' ? Nie, nie, sory, nie tak. Najmniej mnie interesowało... A teraz... teraz to chyba najbardziej na to czekam *_* Chociaż gdyby się nad tym zastanowić.. czekam na wszystko, ugh i weź się tu zdecyduj

      Usuń