piątek, 11 stycznia 2013

Cherry Xmas - Rozdział V - Czekoladka: Santa Claus





I oto stało się~! Ostatni rozdział (i epilog) do Cherry Xmas. Żegnamy tą świąteczną atmosferę. Allis-chan zaczyna już ferie, zazdroszczę jej. Wzdycham i czekam na wenę oraz więcej swobody (niestety, przerwę mam dopiero 28. stycznia). Przygotowania do matur mnie wykańczają. Mam okropnego stresa m(_._)m. Dawno nie napisałam nowego reituki. A wy jakie najbardziej lubicie? One shooty? Czy takie z rozdziałami? Rozmyślam o małej sondzie, aby wiedzieć, za co się zabierać. 

Liczę, że niedawno wydane DECADE doda mi nowych reituki-wrażeń.






                Idąc na modny w tych czasach kompromis – chociaż w wydaniu Akiry był to raczej konsensus – pozwoliłem sobie pomóc. A ogólniej po prostu ustaliliśmy, że pójdziemy wspólnie po nasze stroje wieczorowe.
                Zakupy z Reitą przy boku były całkiem przyjemne. Pomimo, że kiedy prosiłem go o konstruktywną krytykę jakiegoś kompletu, on mruczał mi do ucha albo „chętnie bym cię z tego rozebrał”, albo „z tego jeszcze chętniej bym cię rozebrał, bo jest ohydne”. Było to całkiem znośne lecz tylko do czwartego sklepu. Nie wiem, dlaczego tak bardzo się podjarał, kiedy zniecierpliwiony już jego szczeniactwem podczas jego przymiarki, burknąłem mu „Specjalnie zakładasz takie ciasne spodnie?”. Miałem przecież na myśli to, że niby próbuje w ten sposób ukryć swoje metaboliczne niedoskonałości, ale zapewne Akira zinterpretował to po swojemu czyli – „Kochanie, ależ masz wielkie jaja”.
                Innym ewenementem wspólnego shoppingu było migdalenie się po kabinach. Konkretnie to tylko w jednej, najbardziej „odosobnionej” i pojemnej (był to bodaj jeden z najdroższych butików w galerii, pewnie dlatego wewnątrz salonu był taki przesiew). Polegało to na tym, że Akira sprytnie wyjrzał zza uchylanych drzwiczek pod pretekstem, żebym sprawdził, czy dobrze wygląda z tyłu. Nawet nie zdążyłem samodzielnie do niego podejść, a już wciągnął mnie do przebieralni, będąc rękami jednocześnie w każdym niemal punkcie. Było go wszędzie pełno, a miejscami nawet za dużo, bo chyba pojękiwałem cicho w jego niekupioną jeszcze marynarkę.
                Zapis rozmowy, jaką zapewne było słychać poza kabiną:

R: Rei… co ty robisz?
Re: Porównuję jakość materiału z tym na tobie…
R: …ale czemu akurat z tym na moim kroczu?
Re: Tam jest najgrubszy…
R: To jakaś a-aluzja? Ah! Zwolnij…
Re: Pasek ci się mieści w szlufkach?
R: Idioto… ty mierzysz marynarkę
Re: Nie chcę jej. Ściągnij ją.
R: Przestań, tutaj są kamery.
Re: To niech sobie popatrzą.
R: Stanął mi!

                Kłócilibyśmy się jeszcze jakiś czas, gdyby do naszych drzwi nie zapukała zlękniona zasłyszanym dialogiem sprzedawczyni. Akira grzecznie mnie puścił, uśmiechając się niewinnie i tłumacząc, że tylko pomagałem mu zapiąć się. Ja zamiast go ratować, uśmiechnąłem się bezczelnie i odparłem: „Niech pani mi uwierzy, gorzej jak mam iść pomóc mu kupić bieliznę”. Ekspresowo musieliśmy się stamtąd ewakuować.
                W podobny sposób przebiegło dokańczanie porządków w moim domu. Dość topornie mi to szło, gdyż starałem się jak najrzadziej zginać się w kocich grzbietach, aby nie wypinać się w stronę Akiry. Groziło to zmacaniem moich pośladków, niemal do stanu siniaków. Były też plusy takiego stanu rzeczy. Wiedziałem, że Reita dotrzymuje abstynencji i z dnia na dzień robi się coraz bardziej nabuzowany. Wiedziałem również to, że jutrzejszej nocy bardzo intensywnie wybuchnie… Chciałem już tego.
                Zwłaszcza, że jego dłonie zaciskały się tak prosząco, tak bezradnie na moich najróżniejszych częściach ciała. A usta szeptały grzecznie do uszka najróżniejsze prośby…    Z takim obrazem w myślach, musieliśmy się pożegnać. Ascetycznie – wymieniając jedynie cnotliwe całuski. Jakikolwiek głębszy pocałunek doprowadziłby do tego, że Reita zerwałby z siebie swój płaszcz i rzucił się na mnie, sprawiając, że tarzalibyśmy się między butami. Może i podłoga była świeżo wypolerowana, ale nasze obuwie już raczej nie…

*

                Wszystko było na swoich miejscach – wypolerowane, ułożone, gotowe do użycia, zupełnie jak rekwizyty w przedstawieniu. Czułem się niczym organizator jakieś gry symulacyjnej, gdzie każda „stacja” była kolejnym „rozdziałem” całej zabawy. A wyróżniłem następujące etapy: powitanie → kolacja → prezenty → łóżko → ekhm… Do epilogu można byłoby dopisać świąteczne porządki.
                Siedziałem na krześle w jadalni – dziś była to wielka świąteczna arena, rozświetlona prawie jak sala dyskotekowa, lampkami mocnymi niczym lampy stroboskopowe. Na rękach czułem zapach przyrządzonej kolacji oraz nowej wody kolońskiej. Przeczesałem nerwowym ruchem starannie wydzielony przedziałek. Nie przejmowałem się tym, że pewnie ze zdenerwowania całkiem poczochrałem sobie fryzurę, bo wiedziałem, że prędzej czy później zrobi to za mnie Rei, targając je, kiedy będzie…
                Usłyszałem krótkie pukanie. Podskoczyłem na krześle. Z tego wszystkiego przegapiłem moment, w którym jego samochód przemknął się na podjazd. Poczułem się jak fanka, która przeoczyła limuzynę ze swoim idolem w środku. Znów rozległo się pukanie, tym razem w asekuracji dzwonka.
 – Już, już! – odkrzyknąłem, ślizgając się w kapciach po panelach. Prawie bym się wywrócił, tak raptownie biegłem do drzwi. Otworzyłem je z rozmachem, rzucając entuzjastyczne powitanie:
 – Witaj kochanie! – chciałem się uśmiechnąć, ale zobaczywszy, kto stał u progu, uznałem, że coś innego byłoby teraz na miejscu.
 – Ugh. Przepraszam pana listonosza. Czekam na kogoś… – czułem, że się czerwienię ze wstydu. Pracownik poczty tylko odchrząknął i wręczył mi jakiś list polecony, zapewne z… cholera wie skąd. Nawet jeżeli byłby to list z miliardem priorytetów, nic nie było w tej chwili większym priorytetem niż mój…
 – Dobry wieczór, a więc to jest ten twój kochanek, którego szukałem pod łóżkiem? – za plecami listonosza wyrósł gwóźdź dzisiejszego, nocnego programu, czyli a jakże nam dobrze znany Akira. Przepłoszony mężczyzna, czując się najwyraźniej osaczony przez dwóch gejów (o dwóch za dużo), ukłonił się i zmył jak najprędzej na swój wytuningowany skuter. Na taki bynajmniej wyglądał.
                Zamknąłem za nami drzwi, aby nie robić przeciągu. Mróz wcale nie chłodził moich policzków rozpalonych od zakłopotania.
 – Chłopie, rozsiewasz po mieście plot…
 – Ciiii… Właśnie dlatego będziemy świętować w naszym zaciszu – przerwał mi, kładąc palec na ustach. – Mm… Ale zapachy! – pociągnął nosem Akira.
 – A dziękuję kochanie. Nowa woda kolońska z…
 – Mówiłem o kolacji – uśmiechnął się przepraszająco i na swój sposób… o zgrozo! Milusio! – Ciebie później obwącham – zreflektował się cichym komentarzem. Tylko tyle i o tyleż z dużo, aby sprawić, aby nogi zgięły mi się w pół.
                Akira wyminął mnie, zostawiając buty w westybulu i przeszedł do jadalni.
 – Mogę? – zapytał, wskazując na krzesło. Spojrzałem na niego zbaraniały. Jaka… szarmanckość. Czyżby Akira zaplanował pobawić się w czarującego i romantycznego kochanka? Już bałem się tego, co na dziś sobie zaplanował – bo wiadomym było, że nie tylko ja miałem swoje pomysły na gwiazdkowy wieczór. Znając Reia najpewniej były to kwestie techniczne, tudzież łóżkowe. Chociaż… Akira i jakiekolwiek planowanie? To prawie jak ja bijący psy kijem z nudów.
                Pokiwałem twierdząco głową na zadane pytanie.
 – Przyniosłem trochę… tego… wiesz… – podniósł jakąś flaszkę, a ja czułem, że marszczę czoło. No tak, zupełnie jakbym się spodziewał, że posili się na własnoręcznie upieczone zakalce cieplusich od spalenizny muffinek. Gdzie, skąd! On musiał przynieść dnie główne: na moje oko żubrówkę, albo inny rodzaj spirytualia.
 – Ojej, roczny zapas zmywacza do paznokci! Naprawdę, nie trzeba było! – zironizowałem, co było odrobinę nie na miejscu, ale Reita i tak się zaśmiał. Zachowywał się tak, jakby już wcześniej sobie chlapnął. No trudno.
 – Kupiłem, bo wiem, że ty do alkoholu masz katolicki stosunek.
                Odchrząknąłem tak głośno, że Akira spojrzał na mnie dziwnie. Nie chciałem mu mówić o świeżym incydencie z alkoholem w roli głównej.
 – Wino bardziej pasuje do ryby i… do seksu – dodałem ciszej.
 – Okej, będzie na poprawiny – stwierdził, wzdrygając ramionami. Tak, u Akiry to żaden alkohol się nie zmarnuje – nawet płyn do chłodnic. Najwyżej go sprezentuje Urusze.
 – To ja podam przystawki – rzuciłem w końcu, rozmyślając namiętnie, co mój kochany mógł mi kupić w ramach prezentu. Ale i co ważniejsze… Zamarłem z półmiskami w ręku.
                No tak. Co ważniejsze, jak ja wręczę swój zaręczynowy pierścionek. W jednej chwili odechciało mi się jeść, chociaż pościłem od świtu (nie potrafiłem zmrużyć oka przez całą noc – naprzemiennie stresowałem się i fantazjowałem, aż kilka razy mi stwardniał). Nagle cała moja pewność siebie uleciała, jak zapach wody kolońskiej. Skąd mogę wiedzieć, czy przyjmie moje „oświadczyny”? Bałem się, że dzisiaj rzuci mi dosadnie w twarz to, że jestem tylko jego kochankiem, dobrym w łóżku, ale tak poza tym absolutnie bezużytecznym – ani nie dam mu dzieci, ani nie dowartościuję go. Że wytknie mi zbyt bujną wyobraźnię, egoizm, nonsensowną romantyczność… A nie mierząc w totalną skrajność, inną obawą było zwykłe stwierdzenie, że jeszcze nie jest gotowy na to, aby podjąć decyzję, czy chce być ze mną tak oficjalnie, pełnoetatowo. Nigdy nie dostałem deklaracji, że mnie nie zostawi – poza tą, pierwszego dnia naszej intymnej znajomość w stajni, w jego rodzinnej wsi. Może tamto padło tylko pod wpływem uczuć? Westchnąłem.
 – Ru, pomóc ci? Coś długo ci to zajmuje – zatroszczył się Akira. O mnie czy o kolację? Mniejsza z tym, bo sam sobie poradziłem w roli kelnera. Uśmiechnąłem się do Reity, stawiając naczynia na zakrytym elegancko stole. – Wiesz… Nie wiem, czy to będzie dla ciebie komplement, ale ten stół jest dzisiaj bardziej wypieszczony od ciebie – skomentował przyozdobione potrawy oraz ogólną aranżację nakrycia.
 – Chcesz w takim razie powiedzieć, że masz zamiar mnie dzisiaj dopieścić? – mrugnąłem do Akiry, siadając naprzeciwko niego.
 – Zjemy to pomyślimy – odparł.
 – Od kiedy ty w takich sprawach myślisz?
 – Od kiedy żyje się w tygodniowym celibacie.
 – Boję się dzisiaj lądować pod tobą – burknąłem teatralnie zakłopotany.
                Reita zaśmiał się perliście, sięgając po przyniesionego szampana. Odstąpiłem mu przyjemność odkorkowania go. Butelka poszła z nami na kompromis – otworzyła się wybuchowo (z markowym wystrzeleniem korka niczym armatka, uderzając w żyrandol), aczkolwiek nic się nie wylało tak, jak tego oboje chcieliśmy. Akira rozlał nam do kieliszków trochę musującego wina. Unieśliśmy swoje pucharki do toastu, patrząc na siebie porozumiewawczo.
 – No to… – spojrzał na mnie pytająco, trzymając swoją dozę szampana w górze. – Za co pijemy?
 – A za co być chciał, kochanie? – przechyliłem wdzięcznie swoje szkło, kołysząc winem w jego ściankach. Uśmiechałem się dwuznacznie. Akira zrobił wielce zamyśloną minę oscylującą na granicy zadumy a medytacji.
 – Za poprawę sytuacji w państwach afrykańskich – wypłynęły z jego ust nabożne zdania, zupełnie jakby był kapłanem odprawiającym mszę w konkretnej intencji. Zrobiło mi się strasznie głupio, bo wyszło, że myślę wyłącznie sobie, a w zasadzie jeszcze bardziej przyziemnie, bo o swoich gonadach.
 – Tak, racja. Więc… za poprawę życia Afrykańczyków – zderzyliśmy się delikatnie kieliszkami.

*

                Kolacja zakończyła się powodzeniem czy też zjedzeniem – dobrze jednak, że nie upiciem. Po trzecim kieliszku złożyłem szkło na stole niczym broń i uznałem, że tyle mi wystarczy. Rozmowy – osiągnąwszy swoje apogeum przy stole – uspokoiły się i zniżyły do szeptów, zaś gesty, przekazywane z dwóch osobnych krańców blatu, zamieniły się na delikatne pieszczoty, wymieniane w siadzie…
                Tak, siedziałem na kolanach Akiry i powoli oboje przyzwyczajaliśmy się do swojej bliskości. Nagły rozkaz: A teraz idziemy się kochać, byłby jak nieprzewidziane wrzucenie do gorących źródeł. Z początku całkiem nieprzyjemne. Czułem jednak, jak oboje powstrzymywaliśmy się od przekroczenia tej cienkiej granicy między pieszczotą a seksem. Dotykałem torsu Reity, czego bardzo chciał, ale jednocześnie wyraźnie widziałem, jak zaciska mięśnie, aby nie dać się wyprowadzić z równowagi.
 – Ruki… nie zaczynaj gry wstępnej przed prezentami… – wyszeptał mi w twarz.
 – Nie chciałbyś go dostać, leżąc nagi obok mnie? – wymruczałem, czując wewnątrz siebie, jak wszystko co zjadłem podnosi mi się w żołądku ze zdenerwowania. Dlaczego czas tak szybko płynął? Przez ten cały tydzień tak bardzo czekałem na tą jedyną noc, a teraz, kiedy dzieliły mnie od niej skromne minuty, byłem rozgorączkowany i spięty.
 – Nie, bo wiem, że zanim mi go przyniesiesz, ja będę sobie smacznie spał.
                Spuściłem speszony wzrok na nasze kol… na krocze Akiry.
 – Bo zanim ci to wręczę, chciałbym powiedzieć kilka słów. Ważnych słów – zacząłem swoją wielką improwizację. – Do tej pory myślałem, że być zakochanym i kochać to zaczynać nowe, lepsze życie z drugą osobą. Tymczasem okazuje się, że kochać to sprawiać, że dotychczasowe, stare życie jest piękniejsze. Łączyć dwa światy w jeden. To takie dziwne, bo tak naprawdę nie zmieniłeś nic w moim dotychczasowym życiu… Zawsze w nim byłeś, a bynajmniej od bardzo dawna. A mimo to tym, że jesteś tak blisko, spowodowałeś, że dzień w dzień budzę się z przyjemnością i z taką samą radością kładę się spać. No, może nawet z większą… – uśmiechnąłem się przez rumieńce, mając żałośnie spuszczony, niewidzący wzrok. – Nic nie zmieniłeś, ale w rezultacie dajesz tak wiele… Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym iść do pracy, oddychać, uśmiechać się, brać prysznic, szkicować graffiti, wybierać nowe buty, gdyby cię nagle zabrakło. Chyba czerpię szczęście z tego wszystkiego tylko dlatego, że wiem, że gdzieś tam zawsze jesteś. Napędzasz mój świat. Pewnie dlatego, że nie zauważyłem tego wcześniej, ale… Ty jesteś moim światem. Całym. Od bardzo dawna. Już nie rozróżniam, jak wygląda mój dzień, a jak twój. Tak bardzo boję się gdzieś głęboko w sobie, że mi go odbierzesz i oddasz komuś innemu… Komuś lepszemu – zacisnąłem bezwiednie dłonie na frakach koszuli Reity.
 – Mów dalej – wyszeptał mi w ucho. Również miał pochyloną głowę, a głos jakiś słaby i rozedrgany.
 – Zastanawiam się, czy ty również to czujesz. Że nie ma żadnego „ty” czy „ja”. Zawsze jesteśmy tylko „my”. Dlatego chciałbym, by trwało to jak najdłużej.
                Przerwałem, czując jak palpitacje poniewierają moimi nerwami. Zsunąłem się z kolan Akiry i sięgnąłem roztrzęsionymi dłońmi za pazuchę. Wyciągnąłem z kieszeni wyszytej na sercu pudełko z obrączką. Otworzyłem je i spojrzałem na świecącą biżuterię w środku, jak na klucz do nowego, nieznanego mi świata. Świata, w który obawiam się wstąpić – nie wiedziałem jakie to przyniesie skutki. Przyklęknąłem unosząc dłoń z pierścionkiem.
                W jednej chwili oczy Reity rozbłysły jak nieznane kamienie szlachetne. Na jego twarzy, ciele odbijały się pręgami światło zapalonych świeczek.
 – Nie wiem, o co powinienem cię teraz zapytać, ale wiem, czego bym chciał. Mam nadzieję, że my oboje. Akira… Kochany, czy chcesz aby było już tak zawsze? Żeby tak wyglądało nasze życie? – patrzyłem na niego niemal błagalnie, co pewnie było żenujące. Reita znów pochylił głowę bezsilnie. Nie wiedziałem, co myśli, bo nie chciał na mnie spojrzeć.
 – Ruki… Proszę cię, wstań – usłyszałem cichutką prośbę. Gdyby nie siedział przede mną, nie wiedziałbym, że powiedział to ten sam silny mężczyzna.
                Bardzo niepewnie podniosłem się z klęczek, czując że tracę w pełni władzę nad nogami. Byłem pewny, że teraz wygarnie mi to, jak bardzo się pomyliłem co do niego i naszego „związku”. Chciałem oderwać od niego oczy, aby nie widział tego, jak cierpię, ale w tej samej chwili również wstał, przykuwając tym samym moją uwagę. Nie potrafiłem oderwać od niego oczu, byłem zbyt zainteresowany jego reakcją.
                Teraz dopiero zauważyłem, co się z nim dzieje. Był to widok, jakiego nigdy nie pozbędę się z pamięci. Widok, jaki zatrzasnął moim sercem… Akira płakał. Płakał, ale równocześnie uśmiechał się bezsilnie przez łzy. Próbował ocierać swoje wilgotne oczy, licząc że może nie zauważyłem w półmroku tej chwili słabości.
 – Akira… Płaczesz – szepnąłem.
 – Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że nie pomyliłem się co do ciebie.
 – Nie rozumiem…
                Reita sięgnął do kieszeni swoich eleganckich spodni i wyciągnął z ich kieszeni takie samo, małe pudełeczko. Po otworzeniu go, okazało się, że w środku również znajdowała się obrączka. Inna niż ta, którą mu wręczyłem.
 – Ale… Skąd ty wiedziałeś, że…?
 – Chodzi o to, że nie wiedziałem.
                Nie potrafiłem wytrząsnąć ze swojego gardła jakiegokolwiek odgłosu. Tak, a więc to jest ta sławna chwila, kiedy zakochani nie potrafią opisać swoich uczuć słowami. Chociażby najpiękniejszymi i najbardziej poetycznymi.
                W milczeniu, zbyt zaszokowani i szczęśliwi, aby móc się odezwać, włożyliśmy na swoje palce pierścionki.
 – Tak Ruki. Oddam ci cały mój świat… pod jednym warunkiem… – wymruczał, przygarniając mnie do siebie tak mocno, że przestałem oddychać. 
 – J-jakim? – zmrużyłem oczy, wdychając zapach jego szyi. Jeszcze się nie rozebraliśmy, a już czułem, że mnie przepełnia.
 – Oddaj mi swój – tchnął w moje wargi.
 – Tak… – pokiwałem głową, mamrocząc jak odurzony opium. – Jestem cały twój… kocham cię… tak bardzo kocham… – powtarzałem cichutko, kiedy zdejmował z moich ramion marynarkę. – Mój narzeczony – wyjęczałem mu do ucha, kiedy przywarł wagami do mojej krtani. Uwielbiałem, gdy to robił.
 – Chodźmy, kochanie. Zaniosę cię na podłogę. Nie wytrzymam już dłużej… – odpowiadał mi równie rozgorączkowanym głosem. – Chcę się już kochać. W każdym znaczeniu…
                Pozwoliłem wziąć mu się na ręce. Chciał się kochać… Nie. To my oboje chcieliśmy. Tylko tym razem będzie miało to jak najbardziej dosłowny charakter.
                U góry cały świat rotował mi w głowie z nadmiaru wrażeń. Jeszcze nie bardzo kojarzyłem, co się działo, ani co miało się za chwilę dziać… Jedynie mój Akira był stabilną górą. Jego byłem pewny.
                Delikatnie położył mnie na dywanie, niedaleko rozżarzonego kominka. Leżałem bezbronny pod nim. Cały płonąłem, a on klęczał przede mną i patrzył na to z nieporuszonym wyrazem twarzy. Rozebrał się. Ogień zza szyby oświetlał jego piękne ciało, które wyglądało jak rzeźbione. Blask płomieni kładł cienie na jego mięśniach. W moich ustach na ten widok zbierała się ślina. Kolorowe światełka choinki nadawały ciekawych barw jego oczom. Oczom, blond włosom, nowemu pierścieniowi na palcu…
                Położył swoje usta na moich, całując je z całych sił. Głęboko, z pasją. Po raz pierwszy od tak dawna, dając upust swojej zachłanności. Odsunął swoją twarz, aby popatrzeć jak reaguję na jego pocałunki, nasycać się widokiem moich rozmiękłych warg. Mlasnąłem ustami z niezadowoleniem, że przerwał nasze zbliżenie.
 – Jeszcze… – wychrypiałem.
                Teraz jego usta zaczęły być namiętne. Chciał nimi jak najwięcej ode mnie wyciągnąć. Całując mnie, jednocześnie zdejmował mi ubrania, aby móc w końcu dotykać moją nagość. Ja pieściłem w tej samej chwili jego męskość, która rosła mi w rękach. Stękał mi do ucha, kiedy moje dłonie zaczęły poruszać się na nim szybko. Ścisnąłem go.
 – Tęskniłem – szepnąłem, obejmując palcami tak, że sztywniał – potrząsając nadgarstkiem.
 – On też tęsknił – odpowiedział mi gardłowo, obnażając moje narządy. Przesunął po nich łakomie ręką, następnie spoczął nią tak, że objął je w całości. Temperatura wnętrza jego dłoni budziła mój członek. Ale i tak nie była wyższa niż ta w jego…
 – Rei! – zapowietrzyłem się, kiedy wciągał mnie w usta. Oblizał go i possał kilkoma, agresywnymi ruchami, żeby mi całkiem stanął. Gdy udało mu się tego dokonać, zostawił moją sterczącą słabość.
 – Rei? – powtórzyłem jego imię, tym razem pytająco. Złączył nasze męskości oraz splątał języki. Czułem go obok swojego… zupełnie jakby chciał nas zmierzyć, ile brakuje mi do niego. Poczułem, że rumienię się jeszcze bardziej.
                Złapał go w swoją rękę i pochylił, aby dosięgnąć do mojego otworu.
 – T-tak od razu? – jęknąłem słabo, kiedy przyłożył go do jamki. Nie nawilżył mnie.
 – Spokojnie – poprosił mnie.
                W jednej chwili zajął mnie pocałunkiem, kiedy wchodził. Krzyczałem mu w usta. Wypychałem jego nachalny język, aby móc złapać oddech. Z bólu kurczyły mi się płuca.
 – B-boli. To boli… – mamrotałem. Pchnął go mocniej, aby jak najbardziej skrócić niewygodne obcieranie.
                Zawyłem, niemal go kopiąc. Położyłem mu rękę na spoconym torsie i mocno wsparłem, jakbym chciał odsunąć. Akira uniósł się i zwolnił tempo. Zaczął poruszać się miarowo, licząc mi cicho do ucha każde swoje pchnięcie, jakby kołysankę. „Kołysankę” w bardzo dosłownym znaczeniu. Poddałem się jego rytmowi i za chwilę każdej jego wyszeptanej liczbie odpowiadały moje głuche stęknięcia. Uginałem palce dłoni, która opierała się o jego klatkę. Potem znów prostowałem, nieśmiało pojękując.
 – Ah! – pobrzmiewały nasze odgłosy. Akira też nie starał się milczeć, pokazując jak mu przyjemnie. Dudnił mi w uszach jego mocny, odbijający się od podłogi.
                Zanurzaliśmy się w swoich ciałach. Zarzuciłem nogi na jego biodra, mocno się nabiłem na jego męskość. Dopiero wtedy odgiąłem się i krzyknąłem na głos – z rozkoszy, bo znalazł moją prostatę. Wbijał się w jej podatne dno. Raz, drugi, trzeci… Trzy razy wrzasnąłem.
                Wszystko wirowało mi przed oczami. Miałem wrażenie, że odlatuję. Kiedy zamykałem rozpalone powieki, ciemność kręciła się jak bączek. Hormony szalały. Akira zaczął drżeć. Jego ciało ugięło się, kiedy mnie wypełnił. Złapał mnie silnie za ramiona, kładąc swoją głowę na mojej piersi. Moje serce biło mu w twarz oszalałym pulsem. Wplątałem palce w jego zwilgotniałe włosy i dociskałem go do siebie. Chciałem by teraz był jak najbliżej. Znów zadygotał z donośnym jęknięciem.
 – Jeszcze Kochanie. Wy…trzymaj… – szeptałem, zaciskając powieki. Trzymałem go, aby nie przestawał ani na chwilę. Żar paleniska łączył się z moim obłędem. Poczułem znajome ciśnienie w jądrach. Reita powtarzał gorączkowo moje imię, ściskając moje ramiona. I wtedy to się stało…
                Głuchy dźwięk wypełnił moje uszy. Odrzuciłem głowę w tył, nie panując nad swoim gardłem. Na chwilę oderwałem się od podłogi… od stabilności, rzeczywistości, wznosząc gdzieś tam pośród chmur niosących śnieg. Miałem wrażenie, że to on wilgotny na mnie opada płatkami, zamieniając w zimne krople po zetknięciu z gorącem. Uchyliłem powieki. Widziałem mgłę, więc musiałem latać. Widziałem gwiazdy, blado przebłyskujące przez eter. Różnokolorowe, migoczące. Zielone, czerwone, niebieskie, złote… Światełka krążyły mi przed oczami jak świetliki, poczym spadały jak deszcz komet. 
                Zaczerpnąłem mocny oddech tego mroźnego powietrza.
 – Ruki… – usłyszałem przez chmury, które się przerzedzały, pokazując mi umięśniony kark Akiry.
 – Jestem – odpowiedziałem temu głosowi.
 – Wesołych świąt, mój narzeczony…
 – Tak. Cherry Xmas… – wyszeptałem słabo, zniekształcając swoje życzenia.
                Objęliśmy się ciasno, bo nagle poczuliśmy, że chłód ciągnie po podłodze, wzdłuż naszych ciał. Akira wtulił swój policzek w moją pierś, przymykając powieki.
                Chwile dumałem, przyglądając się obrączce, która połyskiwała na serdecznym palcu wyciągniętym w górę. Uśmiechałem się do siebie nareszcie czując, że w święta naprawdę spełniają się marzenia.
                Chciałem zapytać samego Reitę, co myśli o naszym związku, ale mężczyzna już pochrapywał na moim torsie. Próbowałem się jakoś wykręcić z jego objęć, żeby móc chociaż nas obu przykryć jakimś kocem.
 – Leż, ty mnie grzejesz – burknął przez sen.
 – A jak się przeziębisz?
                Akira podniósł głowę jak piesek preriowy.
 – To mój mąż będzie się mną opiekował, jak będę leżeć w łóżeczku – wyszeptał czule, a mnie na dźwięk słowa „mąż” przeszył silny dreszcz radości.
 – To była nasza noc poślubna? – zmieszałem się.
 – Uchowaj, oby nie! Dałem ciała dochodząc tak szybko, jak prawiczek…
 – I tak skonsumowałeś nasz związek.
                Uśmiechnął się pod nosem, dumny z wywiązania się ze swojego obowiązku. Cmoknął mnie w czoło i wyszeptał potulnie „dobranoc”. Zasnąłem chyba szybciej od niego, czując się najbezpieczniej i najszczęśliwiej na świecie.
                Chociaż brzmiało to tandetnie, tak właśnie było. Bo człowiek tak naprawdę boi się jedynie osamotnienia lecz kiedy połączysz z kimś trwale swój świat, nie musi się już niczego obawiać. Lęki dzielicie na pół…
                …oraz łóżko.






…oraz kołdrę, mieszkanie, łazienkę, obowiązki, pilota, łącze Internetowe, garaż, garderobę, powietrze […] A z resztą! Sami się kiedyś dowiecie!






(kilka dni później, przy JEDNOpilotowym telewizorze plazmowym)

Ru: Won za drzwi!
Rei: Nie! Spieprzaj! Teraz lecą moje porn... to znaczy "mokre noce"!
Ru: Ale ja chcę obejrzeć mój paryski pokaz mody!
Rei: Nagrasz sobie.
Ru: Nie, ty sobie nagrasz.
Rei: Kto ogląda pornole w dzień!?
Ru: To puścisz sobie w nocy.
Rei: Ale… jaki NORMALNY facet ogląda NOCĄ pokazy mody?!
Ru: Przestań się awanturować bo dziecko patrzy! Dajesz zły przykład.
Rei: Twój Koronek jest większym facetem niż ty, bo posuwa Ci meble.
Ru: Pokaz mody daje mi więcej przyjemności niż meble czy pornole... Poza tym on lubi moje ubranka jakie mu szyję!

                Zdarza się tak, że ideały sięgają bruku. Aczkolwiek chcę, abyście zapamiętali jedną, złota myśl, która może odmienić wasze życie. A mianowicie…
 – Nie! Czekaj! Tak mi przekonfigurujesz odbiór satelitarny i…
 – O cholera. Czemu śnieży? Nie ma żadnego kanału…  A dobra. Obejrzę on line, bo na necie są trzy odcinki do przodu.
                Jednak nie. Nie mam wam nic do przekazania, poza jednym: czekoladki rzuciły na mnie jakąś klątwę.





3 komentarze:

  1. Jeejuu jakie słodkie! Wzruszyłam się! A teraz idę czytać nastepny post *w*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam już, że kocham to opowiadanie? To się powtórzę KOCHAM je <3 A ten rozdział jest chyba moim ulubionym, gdyż jest najsłodszy ^^
    Ogólnie uwielbiam Twoje notki Enji i szczerze? Wolę opowiadanie. One shoty szybko się kończą xD
    Czekam na następną notkę (teraz idę skomentować post powyżej xP)

    Btw. Ja to mam szczęście. podczas czytania opisu seksu włączył mi się My Devil on the Bed. Mój komputer ma wyczucie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobrze, bo nie potrafię pisać sensownych one shootów.
      Mam jednego fluffa na kompie. Jednostrzałowiec, ale taki dość specyficzny. Może go wrzucę za tydzień ;3

      Dobrze, że nie Sugar Pain. Nienawidzę tej piosenki~

      Enji~

      Usuń