I oto stało się~! Ostatni rozdział (i epilog) do Cherry Xmas. Żegnamy tą świąteczną atmosferę. Allis-chan zaczyna już ferie, zazdroszczę jej. Wzdycham i czekam na wenę oraz więcej swobody (niestety, przerwę mam dopiero 28. stycznia). Przygotowania do matur mnie wykańczają. Mam okropnego stresa m(_._)m. Dawno nie napisałam nowego reituki. A wy jakie najbardziej lubicie? One shooty? Czy takie z rozdziałami? Rozmyślam o małej sondzie, aby wiedzieć, za co się zabierać.
Liczę, że niedawno wydane DECADE doda mi nowych reituki-wrażeń.
Idąc na
modny w tych czasach kompromis – chociaż w wydaniu Akiry był to raczej
konsensus – pozwoliłem sobie pomóc. A ogólniej po prostu ustaliliśmy, że
pójdziemy wspólnie po nasze stroje wieczorowe.
Zakupy z Reitą przy boku były
całkiem przyjemne. Pomimo, że kiedy prosiłem go o konstruktywną krytykę
jakiegoś kompletu, on mruczał mi do ucha albo „chętnie bym cię z tego
rozebrał”, albo „z tego jeszcze chętniej bym cię rozebrał, bo jest ohydne”.
Było to całkiem znośne lecz tylko do czwartego sklepu. Nie wiem, dlaczego tak
bardzo się podjarał, kiedy zniecierpliwiony już jego szczeniactwem podczas jego
przymiarki, burknąłem mu „Specjalnie zakładasz takie ciasne spodnie?”. Miałem
przecież na myśli to, że niby próbuje w ten sposób ukryć swoje metaboliczne
niedoskonałości, ale zapewne Akira zinterpretował to po swojemu czyli –
„Kochanie, ależ masz wielkie jaja”.
Innym
ewenementem wspólnego shoppingu było migdalenie się po kabinach. Konkretnie to
tylko w jednej, najbardziej „odosobnionej” i pojemnej (był to bodaj jeden z
najdroższych butików w galerii, pewnie dlatego wewnątrz salonu był taki
przesiew). Polegało to na tym, że Akira sprytnie wyjrzał zza uchylanych
drzwiczek pod pretekstem, żebym sprawdził, czy dobrze wygląda z tyłu. Nawet nie
zdążyłem samodzielnie do niego podejść, a już wciągnął mnie do przebieralni,
będąc rękami jednocześnie w każdym niemal punkcie. Było go wszędzie pełno, a
miejscami nawet za dużo, bo chyba pojękiwałem cicho w jego niekupioną jeszcze
marynarkę.
Zapis rozmowy, jaką zapewne było
słychać poza kabiną:
R: Rei… co ty robisz?
Re: Porównuję jakość materiału z tym na tobie…
R: …ale czemu akurat z tym na moim kroczu?
Re: Tam jest najgrubszy…
R: To jakaś a-aluzja? Ah! Zwolnij…
Re: Pasek ci się mieści w szlufkach?
R: Idioto… ty mierzysz marynarkę
Re: Nie chcę jej. Ściągnij ją.
R: Przestań, tutaj są kamery.
Re: To niech sobie popatrzą.
R: Stanął mi!
Kłócilibyśmy
się jeszcze jakiś czas, gdyby do naszych drzwi nie zapukała zlękniona
zasłyszanym dialogiem sprzedawczyni. Akira
grzecznie mnie puścił, uśmiechając się niewinnie i tłumacząc, że tylko
pomagałem mu zapiąć się. Ja zamiast go ratować, uśmiechnąłem się bezczelnie i
odparłem: „Niech pani mi uwierzy, gorzej jak mam iść pomóc mu kupić bieliznę”.
Ekspresowo musieliśmy się stamtąd ewakuować.
W
podobny sposób przebiegło dokańczanie porządków w moim domu. Dość topornie mi
to szło, gdyż starałem się jak najrzadziej zginać się w kocich grzbietach, aby
nie wypinać się w stronę Akiry. Groziło to zmacaniem moich pośladków, niemal do
stanu siniaków. Były też plusy takiego stanu rzeczy. Wiedziałem, że Reita
dotrzymuje abstynencji i z dnia na dzień robi się coraz bardziej nabuzowany.
Wiedziałem również to, że jutrzejszej nocy bardzo intensywnie wybuchnie…
Chciałem już tego.
Zwłaszcza,
że jego dłonie zaciskały się tak prosząco, tak bezradnie na moich
najróżniejszych częściach ciała. A usta szeptały grzecznie do uszka
najróżniejsze prośby… Z takim obrazem
w myślach, musieliśmy się pożegnać. Ascetycznie – wymieniając jedynie cnotliwe
całuski. Jakikolwiek głębszy pocałunek doprowadziłby do tego, że Reita zerwałby
z siebie swój płaszcz i rzucił się na mnie, sprawiając, że tarzalibyśmy się
między butami. Może i podłoga była świeżo wypolerowana, ale nasze obuwie już
raczej nie…
*
Wszystko
było na swoich miejscach – wypolerowane, ułożone, gotowe do użycia, zupełnie
jak rekwizyty w przedstawieniu. Czułem się niczym organizator jakieś gry
symulacyjnej, gdzie każda „stacja” była kolejnym „rozdziałem” całej zabawy. A
wyróżniłem następujące etapy: powitanie → kolacja → prezenty → łóżko → ekhm… Do
epilogu można byłoby dopisać świąteczne porządki.
Siedziałem
na krześle w jadalni – dziś była to wielka świąteczna arena, rozświetlona
prawie jak sala dyskotekowa, lampkami mocnymi niczym lampy stroboskopowe. Na
rękach czułem zapach przyrządzonej kolacji oraz nowej wody kolońskiej.
Przeczesałem nerwowym ruchem starannie wydzielony przedziałek. Nie przejmowałem
się tym, że pewnie ze zdenerwowania całkiem poczochrałem sobie fryzurę, bo
wiedziałem, że prędzej czy później zrobi to za mnie Rei, targając je, kiedy
będzie…
Usłyszałem
krótkie pukanie. Podskoczyłem na krześle. Z tego wszystkiego przegapiłem
moment, w którym jego samochód przemknął się na podjazd. Poczułem się jak
fanka, która przeoczyła limuzynę ze swoim idolem w środku. Znów rozległo się
pukanie, tym razem w asekuracji dzwonka.
– Już, już! – odkrzyknąłem,
ślizgając się w kapciach po panelach. Prawie bym się wywrócił, tak raptownie
biegłem do drzwi. Otworzyłem je z rozmachem, rzucając entuzjastyczne powitanie:
– Witaj kochanie! – chciałem się
uśmiechnąć, ale zobaczywszy, kto stał u progu, uznałem, że coś innego byłoby
teraz na miejscu.
– Ugh. Przepraszam pana
listonosza. Czekam na kogoś… – czułem, że się czerwienię ze wstydu. Pracownik
poczty tylko odchrząknął i wręczył mi jakiś list polecony, zapewne z… cholera
wie skąd. Nawet jeżeli byłby to list z miliardem priorytetów, nic nie było w
tej chwili większym priorytetem niż mój…
– Dobry wieczór, a więc to jest
ten twój kochanek, którego szukałem pod łóżkiem? – za plecami listonosza wyrósł
gwóźdź dzisiejszego, nocnego programu, czyli a jakże nam dobrze znany Akira.
Przepłoszony mężczyzna, czując się najwyraźniej osaczony przez dwóch gejów (o
dwóch za dużo), ukłonił się i zmył jak najprędzej na swój wytuningowany skuter.
Na taki bynajmniej wyglądał.
Zamknąłem
za nami drzwi, aby nie robić przeciągu. Mróz wcale nie chłodził moich policzków
rozpalonych od zakłopotania.
– Chłopie, rozsiewasz po mieście
plot…
– Ciiii… Właśnie dlatego będziemy
świętować w naszym zaciszu – przerwał mi, kładąc palec na ustach. – Mm… Ale
zapachy! – pociągnął nosem Akira.
– A dziękuję kochanie. Nowa woda kolońska
z…
– Mówiłem o kolacji – uśmiechnął
się przepraszająco i na swój sposób… o zgrozo! Milusio! – Ciebie później
obwącham – zreflektował się cichym komentarzem. Tylko tyle i o tyleż z dużo,
aby sprawić, aby nogi zgięły mi się w pół.
Akira
wyminął mnie, zostawiając buty w westybulu i przeszedł do jadalni.
– Mogę? – zapytał, wskazując na
krzesło. Spojrzałem na niego zbaraniały. Jaka… szarmanckość. Czyżby Akira
zaplanował pobawić się w czarującego i romantycznego kochanka? Już bałem się
tego, co na dziś sobie zaplanował – bo wiadomym było, że nie tylko ja miałem
swoje pomysły na gwiazdkowy wieczór. Znając Reia najpewniej były to kwestie
techniczne, tudzież łóżkowe. Chociaż… Akira i jakiekolwiek planowanie? To
prawie jak ja bijący psy kijem z nudów.
Pokiwałem
twierdząco głową na zadane pytanie.
– Przyniosłem trochę… tego…
wiesz… – podniósł jakąś flaszkę, a ja czułem, że marszczę czoło. No tak,
zupełnie jakbym się spodziewał, że posili się na własnoręcznie upieczone
zakalce cieplusich od spalenizny muffinek. Gdzie, skąd! On musiał przynieść
dnie główne: na moje oko żubrówkę, albo inny rodzaj spirytualia.
– Ojej, roczny zapas zmywacza do
paznokci! Naprawdę, nie trzeba było! – zironizowałem, co było odrobinę nie na
miejscu, ale Reita i tak się zaśmiał. Zachowywał się tak, jakby już wcześniej
sobie chlapnął. No trudno.
– Kupiłem, bo wiem, że ty do
alkoholu masz katolicki stosunek.
Odchrząknąłem
tak głośno, że Akira spojrzał na mnie dziwnie. Nie chciałem mu mówić o świeżym
incydencie z alkoholem w roli głównej.
– Wino bardziej pasuje do ryby i…
do seksu – dodałem ciszej.
– Okej, będzie na poprawiny –
stwierdził, wzdrygając ramionami. Tak, u Akiry to żaden alkohol się nie
zmarnuje – nawet płyn do chłodnic. Najwyżej go sprezentuje Urusze.
– To ja podam przystawki –
rzuciłem w końcu, rozmyślając namiętnie, co mój kochany mógł mi kupić w ramach
prezentu. Ale i co ważniejsze… Zamarłem z półmiskami w ręku.
No
tak. Co ważniejsze, jak ja wręczę swój zaręczynowy pierścionek. W jednej chwili
odechciało mi się jeść, chociaż pościłem od świtu (nie potrafiłem zmrużyć oka
przez całą noc – naprzemiennie stresowałem się i fantazjowałem, aż kilka razy
mi stwardniał). Nagle cała moja pewność siebie uleciała, jak zapach wody
kolońskiej. Skąd mogę wiedzieć, czy przyjmie moje „oświadczyny”? Bałem się, że
dzisiaj rzuci mi dosadnie w twarz to, że jestem tylko jego kochankiem, dobrym w
łóżku, ale tak poza tym absolutnie bezużytecznym – ani nie dam mu dzieci, ani
nie dowartościuję go. Że wytknie mi zbyt bujną wyobraźnię, egoizm, nonsensowną
romantyczność… A nie mierząc w totalną skrajność, inną obawą było zwykłe
stwierdzenie, że jeszcze nie jest gotowy na to, aby podjąć decyzję, czy chce
być ze mną tak oficjalnie, pełnoetatowo. Nigdy nie dostałem deklaracji, że mnie
nie zostawi – poza tą, pierwszego dnia naszej intymnej znajomość w stajni, w
jego rodzinnej wsi. Może tamto padło tylko pod wpływem uczuć? Westchnąłem.
– Ru, pomóc ci? Coś długo ci to
zajmuje – zatroszczył się Akira. O mnie czy o kolację? Mniejsza z tym, bo sam
sobie poradziłem w roli kelnera. Uśmiechnąłem się do Reity, stawiając naczynia
na zakrytym elegancko stole. – Wiesz… Nie wiem, czy to będzie dla ciebie
komplement, ale ten stół jest dzisiaj bardziej wypieszczony od ciebie –
skomentował przyozdobione potrawy oraz ogólną aranżację nakrycia.
– Chcesz w takim razie
powiedzieć, że masz zamiar mnie dzisiaj dopieścić? – mrugnąłem do Akiry,
siadając naprzeciwko niego.
– Zjemy to pomyślimy – odparł.
– Od kiedy ty w takich
sprawach myślisz?
– Od kiedy żyje się w tygodniowym
celibacie.
– Boję się dzisiaj lądować pod
tobą – burknąłem teatralnie zakłopotany.
Reita
zaśmiał się perliście, sięgając po przyniesionego szampana. Odstąpiłem mu
przyjemność odkorkowania go. Butelka poszła z nami na kompromis – otworzyła się
wybuchowo (z markowym wystrzeleniem korka niczym armatka, uderzając w
żyrandol), aczkolwiek nic się nie wylało tak, jak tego oboje chcieliśmy. Akira
rozlał nam do kieliszków trochę musującego wina. Unieśliśmy swoje pucharki do
toastu, patrząc na siebie porozumiewawczo.
– No to… – spojrzał na mnie
pytająco, trzymając swoją dozę szampana w górze. – Za co pijemy?
– A za co być chciał, kochanie? –
przechyliłem wdzięcznie swoje szkło, kołysząc winem w jego ściankach.
Uśmiechałem się dwuznacznie. Akira zrobił wielce zamyśloną minę oscylującą na
granicy zadumy a medytacji.
– Za poprawę sytuacji w państwach
afrykańskich – wypłynęły z jego ust nabożne zdania, zupełnie jakby był kapłanem
odprawiającym mszę w konkretnej intencji. Zrobiło mi się strasznie głupio, bo
wyszło, że myślę wyłącznie sobie, a w zasadzie jeszcze bardziej przyziemnie, bo
o swoich gonadach.
– Tak, racja. Więc… za poprawę
życia Afrykańczyków – zderzyliśmy się delikatnie kieliszkami.
*
Kolacja
zakończyła się powodzeniem czy też zjedzeniem – dobrze jednak, że nie upiciem.
Po trzecim kieliszku złożyłem szkło na stole niczym broń i uznałem, że tyle mi
wystarczy. Rozmowy – osiągnąwszy swoje apogeum przy stole – uspokoiły się i
zniżyły do szeptów, zaś gesty, przekazywane z dwóch osobnych krańców blatu,
zamieniły się na delikatne pieszczoty, wymieniane w siadzie…
Tak,
siedziałem na kolanach Akiry i powoli oboje przyzwyczajaliśmy się do swojej
bliskości. Nagły rozkaz: A teraz idziemy się kochać, byłby jak
nieprzewidziane wrzucenie do gorących źródeł. Z początku całkiem nieprzyjemne.
Czułem jednak, jak oboje powstrzymywaliśmy się od przekroczenia tej cienkiej
granicy między pieszczotą a seksem. Dotykałem torsu Reity, czego bardzo chciał,
ale jednocześnie wyraźnie widziałem, jak zaciska mięśnie, aby nie dać się
wyprowadzić z równowagi.
– Ruki… nie zaczynaj gry wstępnej
przed prezentami… – wyszeptał mi w twarz.
– Nie chciałbyś go dostać, leżąc
nagi obok mnie? – wymruczałem, czując wewnątrz siebie, jak wszystko co zjadłem
podnosi mi się w żołądku ze zdenerwowania. Dlaczego czas tak szybko płynął?
Przez ten cały tydzień tak bardzo czekałem na tą jedyną noc, a teraz, kiedy
dzieliły mnie od niej skromne minuty, byłem rozgorączkowany i spięty.
– Nie, bo wiem, że zanim mi go
przyniesiesz, ja będę sobie smacznie spał.
Spuściłem
speszony wzrok na nasze kol… na krocze Akiry.
– Bo zanim ci to wręczę,
chciałbym powiedzieć kilka słów. Ważnych słów – zacząłem swoją wielką
improwizację. – Do tej pory myślałem, że być zakochanym i kochać to zaczynać
nowe, lepsze życie z drugą osobą. Tymczasem okazuje się, że kochać to sprawiać,
że dotychczasowe, stare życie jest piękniejsze. Łączyć dwa światy w jeden. To
takie dziwne, bo tak naprawdę nie zmieniłeś nic w moim dotychczasowym życiu…
Zawsze w nim byłeś, a bynajmniej od bardzo dawna. A mimo to tym, że jesteś tak
blisko, spowodowałeś, że dzień w dzień budzę się z przyjemnością i z taką samą
radością kładę się spać. No, może nawet z większą… – uśmiechnąłem się przez
rumieńce, mając żałośnie spuszczony, niewidzący wzrok. – Nic nie zmieniłeś, ale
w rezultacie dajesz tak wiele… Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym iść do pracy,
oddychać, uśmiechać się, brać prysznic, szkicować graffiti, wybierać nowe buty,
gdyby cię nagle zabrakło. Chyba czerpię szczęście z tego wszystkiego tylko
dlatego, że wiem, że gdzieś tam zawsze jesteś. Napędzasz mój świat. Pewnie
dlatego, że nie zauważyłem tego wcześniej, ale… Ty jesteś moim światem. Całym.
Od bardzo dawna. Już nie rozróżniam, jak wygląda mój dzień, a jak twój. Tak bardzo
boję się gdzieś głęboko w sobie, że mi go odbierzesz i oddasz komuś innemu…
Komuś lepszemu – zacisnąłem bezwiednie dłonie na frakach koszuli Reity.
– Mów dalej – wyszeptał mi w
ucho. Również miał pochyloną głowę, a głos jakiś słaby i rozedrgany.
– Zastanawiam się, czy ty również
to czujesz. Że nie ma żadnego „ty” czy „ja”. Zawsze jesteśmy tylko „my”.
Dlatego chciałbym, by trwało to jak najdłużej.
Przerwałem,
czując jak palpitacje poniewierają moimi nerwami. Zsunąłem się z kolan Akiry i
sięgnąłem roztrzęsionymi dłońmi za pazuchę. Wyciągnąłem z kieszeni wyszytej na
sercu pudełko z obrączką. Otworzyłem je i spojrzałem na świecącą biżuterię w
środku, jak na klucz do nowego, nieznanego mi świata. Świata, w który obawiam
się wstąpić – nie wiedziałem jakie to przyniesie skutki. Przyklęknąłem unosząc
dłoń z pierścionkiem.
W
jednej chwili oczy Reity rozbłysły jak nieznane kamienie szlachetne. Na jego
twarzy, ciele odbijały się pręgami światło zapalonych świeczek.
– Nie wiem, o co powinienem cię
teraz zapytać, ale wiem, czego bym chciał. Mam nadzieję, że my oboje. Akira…
Kochany, czy chcesz aby było już tak zawsze? Żeby tak wyglądało nasze życie? –
patrzyłem na niego niemal błagalnie, co pewnie było żenujące. Reita znów
pochylił głowę bezsilnie. Nie wiedziałem, co myśli, bo nie chciał na mnie
spojrzeć.
– Ruki… Proszę cię, wstań –
usłyszałem cichutką prośbę. Gdyby nie siedział przede mną, nie wiedziałbym, że
powiedział to ten sam silny mężczyzna.
Bardzo
niepewnie podniosłem się z klęczek, czując że tracę w pełni władzę nad nogami.
Byłem pewny, że teraz wygarnie mi to, jak bardzo się pomyliłem co do niego i
naszego „związku”. Chciałem oderwać od niego oczy, aby nie widział tego, jak
cierpię, ale w tej samej chwili również wstał, przykuwając tym samym moją
uwagę. Nie potrafiłem oderwać od niego oczu, byłem zbyt zainteresowany jego
reakcją.
Teraz
dopiero zauważyłem, co się z nim dzieje. Był to widok, jakiego nigdy nie
pozbędę się z pamięci. Widok, jaki zatrzasnął moim sercem… Akira płakał.
Płakał, ale równocześnie uśmiechał się bezsilnie przez łzy. Próbował ocierać
swoje wilgotne oczy, licząc że może nie zauważyłem w półmroku tej chwili
słabości.
– Akira… Płaczesz – szepnąłem.
– Nawet nie wiesz, jaki jestem
szczęśliwy, że nie pomyliłem się co do ciebie.
– Nie rozumiem…
Reita
sięgnął do kieszeni swoich eleganckich spodni i wyciągnął z ich kieszeni takie
samo, małe pudełeczko. Po otworzeniu go, okazało się, że w środku również
znajdowała się obrączka. Inna niż ta, którą mu wręczyłem.
– Ale… Skąd ty wiedziałeś, że…?
– Chodzi o to, że nie wiedziałem.
Nie
potrafiłem wytrząsnąć ze swojego gardła jakiegokolwiek odgłosu. Tak, a więc to
jest ta sławna chwila, kiedy zakochani nie potrafią opisać swoich uczuć
słowami. Chociażby najpiękniejszymi i najbardziej poetycznymi.
W
milczeniu, zbyt zaszokowani i szczęśliwi, aby móc się odezwać, włożyliśmy na
swoje palce pierścionki.
– Tak Ruki. Oddam ci cały mój
świat… pod jednym warunkiem… – wymruczał, przygarniając mnie do siebie tak
mocno, że przestałem oddychać.
– J-jakim? – zmrużyłem oczy,
wdychając zapach jego szyi. Jeszcze się nie rozebraliśmy, a już czułem, że mnie
przepełnia.
– Oddaj mi swój – tchnął w moje
wargi.
– Tak… – pokiwałem głową,
mamrocząc jak odurzony opium. – Jestem cały twój… kocham cię… tak bardzo
kocham… – powtarzałem cichutko, kiedy zdejmował z moich ramion marynarkę. – Mój
narzeczony – wyjęczałem mu do ucha, kiedy przywarł wagami do mojej krtani.
Uwielbiałem, gdy to robił.
– Chodźmy, kochanie. Zaniosę cię
na podłogę. Nie wytrzymam już dłużej… – odpowiadał mi równie rozgorączkowanym
głosem. – Chcę się już kochać. W każdym znaczeniu…
Pozwoliłem
wziąć mu się na ręce. Chciał się kochać… Nie. To my oboje chcieliśmy.
Tylko tym razem będzie miało to jak najbardziej dosłowny charakter.
U
góry cały świat rotował mi w głowie z nadmiaru wrażeń. Jeszcze nie bardzo
kojarzyłem, co się działo, ani co miało się za chwilę dziać… Jedynie mój Akira
był stabilną górą. Jego byłem pewny.
Delikatnie
położył mnie na dywanie, niedaleko rozżarzonego kominka. Leżałem bezbronny pod
nim. Cały płonąłem, a on klęczał przede mną i patrzył na to z nieporuszonym
wyrazem twarzy. Rozebrał się. Ogień zza szyby oświetlał jego piękne ciało,
które wyglądało jak rzeźbione. Blask płomieni kładł cienie na jego mięśniach. W
moich ustach na ten widok zbierała się ślina. Kolorowe światełka choinki
nadawały ciekawych barw jego oczom. Oczom, blond włosom, nowemu pierścieniowi
na palcu…
Położył
swoje usta na moich, całując je z całych sił. Głęboko, z pasją. Po raz pierwszy
od tak dawna, dając upust swojej zachłanności. Odsunął swoją twarz, aby
popatrzeć jak reaguję na jego pocałunki, nasycać się widokiem moich rozmiękłych
warg. Mlasnąłem ustami z niezadowoleniem, że przerwał nasze zbliżenie.
– Jeszcze… – wychrypiałem.
Teraz
jego usta zaczęły być namiętne. Chciał nimi jak najwięcej ode mnie wyciągnąć.
Całując mnie, jednocześnie zdejmował mi ubrania, aby móc w końcu dotykać moją
nagość. Ja pieściłem w tej samej chwili jego męskość, która rosła mi w rękach.
Stękał mi do ucha, kiedy moje dłonie zaczęły poruszać się na nim szybko.
Ścisnąłem go.
– Tęskniłem – szepnąłem,
obejmując palcami tak, że sztywniał – potrząsając nadgarstkiem.
– On też tęsknił – odpowiedział
mi gardłowo, obnażając moje narządy. Przesunął po nich łakomie ręką, następnie
spoczął nią tak, że objął je w całości. Temperatura wnętrza jego dłoni budziła
mój członek. Ale i tak nie była wyższa niż ta w jego…
– Rei! – zapowietrzyłem się,
kiedy wciągał mnie w usta. Oblizał go i possał kilkoma, agresywnymi ruchami,
żeby mi całkiem stanął. Gdy udało mu się tego dokonać, zostawił moją sterczącą
słabość.
– Rei? – powtórzyłem jego imię,
tym razem pytająco. Złączył nasze męskości oraz splątał języki. Czułem go obok
swojego… zupełnie jakby chciał nas zmierzyć, ile brakuje mi do niego. Poczułem,
że rumienię się jeszcze bardziej.
Złapał
go w swoją rękę i pochylił, aby dosięgnąć do mojego otworu.
– T-tak od razu? – jęknąłem
słabo, kiedy przyłożył go do jamki. Nie nawilżył mnie.
– Spokojnie – poprosił mnie.
W
jednej chwili zajął mnie pocałunkiem, kiedy wchodził. Krzyczałem mu w usta.
Wypychałem jego nachalny język, aby móc złapać oddech. Z bólu kurczyły mi się
płuca.
– B-boli. To boli… – mamrotałem.
Pchnął go mocniej, aby jak najbardziej skrócić niewygodne obcieranie.
Zawyłem,
niemal go kopiąc. Położyłem mu rękę na spoconym torsie i mocno wsparłem, jakbym
chciał odsunąć. Akira uniósł się i zwolnił tempo. Zaczął poruszać się miarowo,
licząc mi cicho do ucha każde swoje pchnięcie, jakby kołysankę. „Kołysankę” w
bardzo dosłownym znaczeniu. Poddałem się jego rytmowi i za chwilę każdej jego
wyszeptanej liczbie odpowiadały moje głuche stęknięcia. Uginałem palce dłoni,
która opierała się o jego klatkę. Potem znów prostowałem, nieśmiało pojękując.
– Ah! – pobrzmiewały nasze
odgłosy. Akira też nie starał się milczeć, pokazując jak mu przyjemnie. Dudnił
mi w uszach jego mocny, odbijający się od podłogi.
Zanurzaliśmy
się w swoich ciałach. Zarzuciłem nogi na jego biodra, mocno się nabiłem na jego
męskość. Dopiero wtedy odgiąłem się i krzyknąłem na głos – z rozkoszy, bo
znalazł moją prostatę. Wbijał się w jej podatne dno. Raz, drugi, trzeci… Trzy
razy wrzasnąłem.
Wszystko
wirowało mi przed oczami. Miałem wrażenie, że odlatuję. Kiedy zamykałem
rozpalone powieki, ciemność kręciła się jak bączek. Hormony szalały. Akira
zaczął drżeć. Jego ciało ugięło się, kiedy mnie wypełnił. Złapał mnie silnie za
ramiona, kładąc swoją głowę na mojej piersi. Moje serce biło mu w twarz
oszalałym pulsem. Wplątałem palce w jego zwilgotniałe włosy i dociskałem go do
siebie. Chciałem by teraz był jak najbliżej. Znów zadygotał z donośnym
jęknięciem.
– Jeszcze Kochanie. Wy…trzymaj… –
szeptałem, zaciskając powieki. Trzymałem go, aby nie przestawał ani na chwilę.
Żar paleniska łączył się z moim obłędem. Poczułem znajome ciśnienie w jądrach.
Reita powtarzał gorączkowo moje imię, ściskając moje ramiona. I wtedy to się
stało…
Głuchy
dźwięk wypełnił moje uszy. Odrzuciłem głowę w tył, nie panując nad swoim
gardłem. Na chwilę oderwałem się od podłogi… od stabilności, rzeczywistości,
wznosząc gdzieś tam pośród chmur niosących śnieg. Miałem wrażenie, że to on
wilgotny na mnie opada płatkami, zamieniając w zimne krople po zetknięciu z
gorącem. Uchyliłem powieki. Widziałem mgłę, więc musiałem latać. Widziałem
gwiazdy, blado przebłyskujące przez eter. Różnokolorowe, migoczące. Zielone,
czerwone, niebieskie, złote… Światełka krążyły mi przed oczami jak świetliki,
poczym spadały jak deszcz komet.
Zaczerpnąłem
mocny oddech tego mroźnego powietrza.
– Ruki… – usłyszałem przez
chmury, które się przerzedzały, pokazując mi umięśniony kark Akiry.
– Jestem – odpowiedziałem temu
głosowi.
– Wesołych świąt, mój narzeczony…
– Tak. Cherry Xmas… –
wyszeptałem słabo, zniekształcając swoje życzenia.
Objęliśmy
się ciasno, bo nagle poczuliśmy, że chłód ciągnie po podłodze, wzdłuż naszych
ciał. Akira wtulił swój policzek w moją pierś, przymykając powieki.
Chwile
dumałem, przyglądając się obrączce, która połyskiwała na serdecznym palcu
wyciągniętym w górę. Uśmiechałem się do siebie nareszcie czując, że w święta
naprawdę spełniają się marzenia.
Chciałem
zapytać samego Reitę, co myśli o naszym związku, ale mężczyzna już pochrapywał
na moim torsie. Próbowałem się jakoś wykręcić z jego objęć, żeby móc chociaż
nas obu przykryć jakimś kocem.
– Leż, ty mnie grzejesz – burknął
przez sen.
– A jak się przeziębisz?
Akira
podniósł głowę jak piesek preriowy.
– To mój mąż będzie się mną
opiekował, jak będę leżeć w łóżeczku – wyszeptał czule, a mnie na dźwięk słowa „mąż”
przeszył silny dreszcz radości.
– To była nasza noc poślubna? –
zmieszałem się.
– Uchowaj, oby nie! Dałem ciała
dochodząc tak szybko, jak prawiczek…
– I tak skonsumowałeś nasz
związek.
Uśmiechnął
się pod nosem, dumny z wywiązania się ze swojego obowiązku. Cmoknął mnie w
czoło i wyszeptał potulnie „dobranoc”. Zasnąłem chyba szybciej od niego, czując
się najbezpieczniej i najszczęśliwiej na świecie.
Chociaż
brzmiało to tandetnie, tak właśnie było. Bo człowiek tak naprawdę boi się
jedynie osamotnienia lecz kiedy połączysz z kimś trwale swój świat, nie musi
się już niczego obawiać. Lęki dzielicie na pół…
…oraz łóżko.
…oraz kołdrę, mieszkanie, łazienkę, obowiązki, pilota, łącze
Internetowe, garaż, garderobę, powietrze […] A z resztą! Sami się kiedyś
dowiecie!
(kilka dni później, przy
JEDNOpilotowym telewizorze plazmowym)
Ru: Won za drzwi!
Rei: Nie! Spieprzaj! Teraz lecą moje porn... to znaczy "mokre noce"!
Ru: Ale ja chcę obejrzeć mój paryski pokaz mody!
Rei: Nagrasz sobie.
Ru: Nie, ty sobie nagrasz.
Rei: Kto ogląda pornole w dzień!?
Ru: To puścisz sobie w nocy.
Rei: Ale… jaki NORMALNY facet ogląda NOCĄ pokazy mody?!
Ru: Przestań się awanturować bo dziecko patrzy! Dajesz zły przykład.
Rei: Twój Koronek jest większym facetem niż ty, bo posuwa Ci meble.
Ru: Pokaz mody daje mi więcej przyjemności niż meble czy pornole... Poza tym on
lubi moje ubranka jakie mu szyję!
Zdarza
się tak, że ideały sięgają bruku. Aczkolwiek chcę, abyście zapamiętali jedną,
złota myśl, która może odmienić wasze życie. A mianowicie…
– Nie! Czekaj!
Tak mi przekonfigurujesz odbiór satelitarny i…
– O cholera.
Czemu śnieży? Nie ma żadnego kanału… A
dobra. Obejrzę on line, bo na necie są trzy odcinki do przodu.
Jednak
nie. Nie mam wam nic do przekazania, poza jednym: czekoladki rzuciły na mnie
jakąś klątwę.
Jeejuu jakie słodkie! Wzruszyłam się! A teraz idę czytać nastepny post *w*
OdpowiedzUsuńMówiłam już, że kocham to opowiadanie? To się powtórzę KOCHAM je <3 A ten rozdział jest chyba moim ulubionym, gdyż jest najsłodszy ^^
OdpowiedzUsuńOgólnie uwielbiam Twoje notki Enji i szczerze? Wolę opowiadanie. One shoty szybko się kończą xD
Czekam na następną notkę (teraz idę skomentować post powyżej xP)
Btw. Ja to mam szczęście. podczas czytania opisu seksu włączył mi się My Devil on the Bed. Mój komputer ma wyczucie <3
To bardzo dobrze, bo nie potrafię pisać sensownych one shootów.
UsuńMam jednego fluffa na kompie. Jednostrzałowiec, ale taki dość specyficzny. Może go wrzucę za tydzień ;3
Dobrze, że nie Sugar Pain. Nienawidzę tej piosenki~
Enji~