☆ sesja: Borderline (Granica),
☆ Roleplay: Reita - Enji (seme), Ruki - Allisven (uke),
☆ beta: Enji,
☆ ostrzeżenia: dewiacja (sadyzm),
☆ notka autorska:
Sesja zdecydowanie nie wyszła tak, jakbym tego chciała, ale jak to mówi mi większość osób - to właśnie dobrze. Zdecydowanie nie jest to typowe S&M od jakiego roi się na blogach w sieci. Próbowałam wejść w dewiację od środka. Znaleźć najciemniejszą sferę samej ciemnej strony. Odkryć kwintesencję cierpienia w psychopatii i zniszczyć stereotyp, jak i tabu odnośnie dewiantów. Treści te są uniwersalne, bo mogą odnosić się do każdej niemal parafilii. Zapraszam w głąb naszego "id", aby znaleźć Granicę między świadomością a podświadomością.
Sesja zdecydowanie nie wyszła tak, jakbym tego chciała, ale jak to mówi mi większość osób - to właśnie dobrze. Zdecydowanie nie jest to typowe S&M od jakiego roi się na blogach w sieci. Próbowałam wejść w dewiację od środka. Znaleźć najciemniejszą sferę samej ciemnej strony. Odkryć kwintesencję cierpienia w psychopatii i zniszczyć stereotyp, jak i tabu odnośnie dewiantów. Treści te są uniwersalne, bo mogą odnosić się do każdej niemal parafilii. Zapraszam w głąb naszego "id", aby znaleźć Granicę między świadomością a podświadomością.
1.
Amor
non quaerit, amor reperit
–
Miłość nie szuka, miłość znajduje.
Piątkowy wieczór. Dzielnica Kabukichō. Czerwonofasadowy Soapland o
egzotycznej nazwie Demonia Lounge i...
regularna chętka, aby zaspokoić swój równie egzotyczny popęd. Im mężczyzna
ma cięższy portfel tym cięższy problem, w jaki sposób się zaspokoić. Akira nie
był szowinistą ani rasowym seksoholikiem wykreowanym przez klasę wyższą.
Naprawdę chciał mieć kochającą żonę, konkubinę, stałą kochankę bądź chociaż
mniej pretensjonalny ekwiwalent obecnego fetyszu.
Niestety, co tydzień lądował w tym jednym niechlubnym miejscu,
razem z doborowym personelem, czyli...
- Mocniej, szmato! –
warknął na ucho wyprężonej przed nim prostytutce, uderzając ją siarczyście w
twarz dłonią. Miała na imię Sakura, a przynajmniej tak deklarowała przed klientelą
swoim tatuażem wokół cipki, wychylającej się delikatnie jak różowej płatki
kwiatów wiśni. Nie zawsze korzystał z jej usług, ale starał się to robić w
miarę możliwości. Poza tymi piątkowymi wieczorami i przypadkiem (przez
starożytnych nazywanych fatum),
łączyło ich coś więcej. Podobne dewiacje obracające się obsesyjnie wokół bólu,
łączące się w jedną wspólną, dwuczłonową. Sadyzm i masochizm. Sadomasochizm.
Pewnie z tego powodu ciągnęła od niego znacznie mniej kasy niż reszta sióstr z
„wodnego interesu”. Zwyczajnie ją zaspokajał.
Zmuszał kurtyzanę szorstkim głosem i brutalnym traktowaniem, aby
masturbowała się mocniej, grożąc, że w innym przypadku to on zrobi „to”
mocniej... Mocniej ją uderzy. Kiedy oboje zbliżali się do finału, wsunął się w
nią głęboko, poruszając tak gwałtownie, że dziewczynę zabolało dno jej pochwy.
Nie odezwali się do siebie podczas szukania po podłodze swojego kompletu
bielizny. Akira sięgnął do kieszeni, aby wyjąć z portfela kopertę z należytą
sumą pieniędzy. Sakura zawsze brała tyle samo. Okrągły milion jenów. Tym razem jednak
zamiast rozstać się w nobliwym, dyskretnym milczeniu, mężczyzna przeklął
zaskoczonym tonem.
- Kurwa... ktoś... ktoś
mnie chyba opędzlował... - poklepał się po marynarce, kieszeniach w
sztuczkowych spodniach. Na pewno nie zostawił portfela w samochodzie, zawsze
nosił go przy sobie, więc nasuwało się jedyne wytłumaczenie – został
okradziony. Tylko przez kogo?
Przypomniał sobie niskiego chłopaka, który wpadł na niego
przypadkowo (bądź z ironią: „przypadkowo”) przy wejściu do tegoż domu
publicznego.
Przeprosił na moment Sakurę, wiedząc, że dla niego zrobi ten unikatowy wyjątek i pozwoli zapłacić przy kolejnym spotkaniu. Tacy jak on - ohydni zboczeńcy z parafilią - nie mieli wyboru. Musieli korzystać z płatnej miłości w enklawie burdeli oraz domów publicznych. Była pewna, że Akira wróci, jak tylko odzyska gotówkę.
Przeprosił na moment Sakurę, wiedząc, że dla niego zrobi ten unikatowy wyjątek i pozwoli zapłacić przy kolejnym spotkaniu. Tacy jak on - ohydni zboczeńcy z parafilią - nie mieli wyboru. Musieli korzystać z płatnej miłości w enklawie burdeli oraz domów publicznych. Była pewna, że Akira wróci, jak tylko odzyska gotówkę.
Mężczyzna wsiadł rozzłoszczony do swojego rolls-royce’a i odpalił silnik. Gówniarz nie mógł daleko uciec. Doskonale pamiętał jego charakterystyczny, krzykliwy ubiór adekwatny do dzielnicy tak zwanych Czerwonych Latarni.
Cztery przecznice dalej odnalazł swojego potencjalnego
złodziejaszka na ulicznej ławce podczas popijania imbirowego ale. Bez
wyjaśnienia i gaszenia silnika, wyskoczył z samochodu i wciągnął chłopaka do
środka, zamykając za sobą drzwi na blokadę. Złodziejaszek był przerażony.
Szarpał odruchowo za klamkę, ale nie ustępowała. Został zatrzaśnięty z obcym
mężczyzną, który zamierza... No właśnie?
- Oddawaj to, co mi
zabrałeś gnojku, a nie zrobię ci nic złego – ostrzegł go.
*
Takanori miał dzisiaj bezsprzecznie udany dzień, jako że zdołał
okraść jakąś „grubą” rybę z całkiem sporej sumki oraz sporego portfela.
Nie chcieli go na swoją dziwkę w Demonia Lounge to w odwecie podwędzał portfele
z kieszeni ich klientów. Taki mały rewanż. Słynne powiedzenie mówi „ Nie chwal
dnia przed zachodem słońca”, ale chyba nie brało pod uwagę porachunków na
własną rękę po zmroku. Sprawiedliwość go tym razem dosięgła. Nie wiedział jak
ma na imię, ale była wyjątkowo okrutna i niewiarygodnie przystojna.
Jakkolwiek piękny porywacz by nie był, to jego przerażenie
osiągnęło właśnie apogeum. Nie raz go przyłapali na kradzieży, ale jeszcze nikt
go za to nie ścigał. Zwykle „ofiary” jego napadów puszczały to płazem.
- Nic ci nie zabrałem! Nie
wiem kim jesteś! Porywasz mnie i jeszcze masz jakieś żądania! - kierowca
zamknął go w swoim aucie niczym sardynkę w eleganckiej puszcze.
Złodziejaszek – który był typowym, tlenionym na blond młodocianym
recydywistą, jakiemu znudziło się „dawanie dupy za miskę ciepłej zupy” –
zapierał się w perfidny sposób, że to nie on podkosił mu jego drogi portfel od
Prady. Akira postanowił urwać ten nieskuteczny i irytujący dialog, i samemu
wyciągnąć swoją należność z nienaturalnej wypustki w jego niezwykle ciasnych
rurkach.
Ruki niespodziewanie został przyduszony, przez co zamarł ze
strachu. Przecież te urzędasy, biznesmeni to spasione, sflaczałe… Ale Akira
przyciskał krzepko jego krtań tęgim przedramieniem, lekko ją przyduszając - w
swój hm... ulubiony sposób? – aby obezwładnić chłopaka, kiedy wyjmował portfel
z tylnej kieszeni jego spodni. Kształt, kolor, a nawet projektant był
identyczny. Sprawdził jedynie czy mamona w środku się zgadzała oraz karty
kredytowe były na jego nazwisko. Pobieżnie potasował proste, świeże banknoty w
przegródkach i spojrzał rozwścieczony na chłopaka, który wyglądał teraz tak
bezbronnie, niewinne… Zaczęła budzić się w nim sadystyczna dewiacja.
-
Chcesz mnie zabić? - kaszlał intensywnie i rozmasowywał delikatnie obolałą
krtań. Nie dostał odpowiedzi, bo nieznajomy mężczyzna chwycił jego ramiona
oburącz i pchnął go mocno w tył, przerzucając na tylne siedzenia. Chłopak
cofnął się i wcisnął przerażony w niezwykle elegancką, skórzaną tapicerkę
półlimuzyny. Akira przytrzymał jedną ręką jego szczękę, aby nie mógł nią
poruszać. Miał silny - wręcz żelazny - uścisk jak na zwykłego, anemicznego
biznesmena. Drugą ręką zaczął rozpinać rozporek od rurek chłopaka. Nie chciał
naprawdę go wykorzystywać – wiedział, że to może skończyć się kłopotami z
policją – ale małe nastraszenie oduczy go igrania z wygłodniałym klientem.
- Skoro nie miałem jak
zapłacić swojej dziwce i się zaspokoić, ty ją zastąpisz. A musisz wiedzieć, że
lubię na ostro… - syknął mu do ucha, które przygryzł w zębach. Odrobinę za
mocno, więc słysząc rozdzierający wrzask chłopaka, nieco się wycofał, ale nadal
nie wypuszczając go z uścisku.
- Przestań! Proszę! -
zaprał się dłońmi o klatkę piersiową biznesmena. Zaczął się trząść ze strachu i
w oczach zebrało mu się kilka palących łez. - J-ja nie chciałem! Nie mam gdzie
spać, ani co jeść! Jestem po prostu… N-nie rób mi krzywdy. Proszę… - jąkał się,
bo z paraliżującego przerażenia jego język plątał się niedołężnie w ustach. Nie
był jednak na tyle zdesperowany, aby na głos i bez żenady wyznać, że jest
bezdomnym.
- Naprawdę przepraszam… nie
chciałem p-pana zdenerwować – skulony na siedzeniu Ruki nadal nieudolnie bronił
się werbalnie przed molestowaniem seksualnym ze strony nieznajomego.
Akira cofnął swoją spoconą z podekscytowania twarz i oblizał
powoli wargi, na których znalazł smak gorzkiej krwi. Spojrzał na krwawiące
rozcięcie na uchu chłopaka, jakie wyrządził mu swoim perwersyjnym ugryzieniem.
Przytkał dłoń do nosa, osłaniając nozdrza i odwrócił wzrok, bo ten widok zaczął
go w świński sposób podniecać. Wyjął z kieszeni opakowanie chusteczek
higienicznych i przytknął jedną z nich do zranienia. Drugą zaś podał, prosząc,
aby otarł łzy.
Zrobiło mu się niepomiernie głupio, że w ten chamski sposób
potraktował zwykłą przybłędę bez dachu nad głową. Wziął go za kolejnego młodego
złodziejaszka, który nie ma kasy na najnowszą gierkę na Playstation Vita.
Rozpieszczonego gówniarza z bananowej młodzieży. Prawda był jednak zupełnie inna.
Dopiero z bliska widział, że ubrania chłopaka są znoszone, odrobinę cuchnęły, a
sam ich właściciel był nie najczystszy i wychudzony. Ewidentnie było widać na
nim skutki ulicznego życia. I pomyśleć, że Akira chciał go jeszcze wykorzystać
seksualnie. Odrobinę zrobiło mu się niedobrze, myśląc jakie choroby weneryczne
mógł w sobie nosić.
- Czyli… innymi słowy,
jesteś bezdomny? – zapytał, ale nie uzyskał od niego odpowiedzi. – Spokojnie.
Opowiedz mi o sobie. Może… mógłbym ci pomóc – pogłaskał go po policzku, ale
szybko cofnął dłoń, zdając sobie sprawę, że chłopak się go zwyczajnie boi.
Nagle uznał, że ta oto Znajda może być dla niego dobrą pokutą za
rozwiązłe życie. Może mógłby go jakoś wesprzeć finansowo… W końcu pieniądze
były jego przekleństwem. To one dawały mu możliwość zaspakajania się w
sadystyczny sposób nie robiąc nikomu niepowołanemu krzywdy, paradoksalnie można
jednak założyć że gdyby nie one, to trzymałby swoje dewiacje na wodzy.
Chłopak położył ostrożnie dłoń na dłoni obcego i złapał za ucho
przytrzymując chusteczkę, aby krew wsiąkła w bibułkę. Nadal drżał lekko, a łzy
bezsilności spływały po jego policzkach, pomimo że nie był już tak przerażony.
Otarł wilgotne, popuchnięte oczy i opróżnił nos.
Oparł się wygodnie o zagłówek ze skóry i powoli zbierał skłębione
myśl. Powiedzieć czy nie? – zastanawiał
się gorączkowo. Już nic nie miał do stracenia po za bezwartościową godnością. Godność
to przywilej. W żadnym razie prawo.
- W-wyparli się mnie… -
zaczął nieskładnie, próbując nadać swojej opowieści jakąś kompozycję. –
Ponieważ źle… źle się uczę. Wagarowałem. Uciekłem, bo miałem dość słuchania
jaki jestem beznadziejny, nieudolny… - mruczał pod nosem dość niewyraźnie swoją
życiową historię. Jego brzuch zaburczał z ssącego głodu, więc złapał się kurczowo
pod boki. Poczuł palący wstyd w żołądku. Ten biznesmen - bogaty, spełniony
finansowo, seksualnie i zawodowo – miał wszystko, a jednocześnie sprzedał mu
reprymendę, że go okradł, kiedy Takanori nie miał niczego. Nawet pięćsetjenówki
na miskę ryżu.
W akcie desperacji obrócił się w stronę drzwiczek i chwycił mocno
za klamkę. Nie ustąpiła.
Ponownie złapał się za brzuch, bo poczuł kolejną falę nieprzyjemnego
ssania.
Akira poczuł współczucie dla zdesperowanego nieznajomego. Suzuki
żył w pięknym, Wielkim Świecie – high
life – gdzie ludzie są gustownie ubrani, wiecznie objadają się do syta,
sączą najdroższe trunki na bazie bourbonu, pieprzą najlepsze kurtyzany i jeżdżą
samochodami, które ludzie z średniej klasy mają okazję kupić jedynie w formie
modeli kolekcjonerskich. Mężczyzna dawno nie miał styczności z światem ulic,
podziemi, kanałów i rynsztoków. Czasem słyszał o zjawisku „bezdomnych” w
masmediach. Starał się im pomagać wpłacając pewne sumy na konta rozmaitych
fundacji charytatywnych, organizacji pozarządowych, ale zazwyczaj był to tylko beznamiętny,
ostentacyjny gest przed znajomymi. Durnowata gra niczym w monopoly, pod tytułem
„jestem dobrym człowiekiem, bo płacę na nieudaczników finansowych”. Paradoksalnie,
przy zetknięciu czołowym z jednym z tych „popaprańców” uważali na swój dobytek,
aby nie dostać okradzionym, ciskając im groźne, ostrzegawcze spojrzenia.
Teraz, kiedy siedział vis-a-vis z przedstawicielem bezdomnych i… Czuł, że robi mu się wstyd. Miał ochotę zatroszczyć się tym młodym chłopakiem, nikomu winnym za to, że zwyczajnie popełniał błędy młodości. On sam w jego wieku nie musiał robić nic specjalnego, aby zbić majątek. Nie był zmuszony zdobywać nadludzką erudycję czy doświadczenie. Lekcje miał organizowane prywatnie w domu, o ile miał na nie ochotę. Fortunę dziedziczył po rodzicach, którzy jednocześnie zapewniali mu wsparcie w postaci kariery w ich firmie.
- Jesteś głodny – zauważył w końcu, po chwili głębokiego milczenia,
podczas którego prowadził wewnętrzny monolog. Przeniósł się na siedzenie
kierowcy i zapiął pasy. Takanoriemu również polecił, aby to zrobił. Chłopak nie
chciał się zgodzić, protestował i prosił, aby go wypuścił i nie robił nic
złego, ale Akira rzucił mu chłodne spojrzenie i raz jeszcze powtórzył swoją
komendę. Zabrał go do jednej z restauracji obsługujących kierowców. Zamówił mu
coś z lokalnej kuchni japońskiej regionu Kantō. Nie było to nic wykwintnego,
ale też nie należało to do kategorii śmieciowego fast foodu. Z pewnością była to
porcja pełnowartościowa dla młodego mężczyzny. Podał do tyłu styropianowe opakowania
termiczne, jakie wręczyła mu kasjerka w okienku.
- Smacznego – życzył mu ze swoim szarmanckim uśmiechem, jednak za nic nie zamierzał go wypuszczać z samochodu. Uśmiechał się hipnotycznie, ale stanowczo, niczym charyzmatyczny polityk. – Tylko postaraj mi się nie nabrudzić na tapicerkę, bo to prawdziwa skóra.
Ruki nie wiedział, co odpowiedzieć. Było mu tak strasznie wstyd –
prawie tak samo, kiedy pytał w jednym z night clubów z go-go o staż dla siebie.
Wstydził się wszystkiego. Tego, że jest bezdomny, głodny, zlepiony kurzem,
cuchnący. Że obcy mężczyzna sponsoruje mu jedzenie. Tak bardzo wstydził się
tego kim był w oczach społeczeństwa – zachłannym darmozjadem bez pracy.
- Dziękuję – wybąkał
półgębkiem i zaczął jeść. Wsuwał drobne kawałki mięsa na przemian z ryżem do
buzi i przeżuwał powoli smakując potrawy swoimi czułymi kubkami smakowymi.
Apetyt wzrósł mu bardzo szybko. Jadł i jadł, starając się robić to jak
najwolniej. Z dwóch powodów. Po pierwsze było to tak rozkoszne uczucie zapełnić
w końcu żołądek, że nie chciał, aby tak prędko się nie skończyło. Po drugie,
nie chciał dawać wrażenia, jakby nie miał ziarnka ryżu w ustach od kilku dni,
chociaż w rzeczywistości tak było.
- Płaczesz? - biznesem zapytał
uśmiechając się empatycznie. Takanori kończył posiłek i nie potrafił pohamować
swojego poruszenia okazaną troską.
- Nie. Wydaje ci się -
bronił werbalnie swojego wizerunku i przetarł śpiesznie oczy rękawem od bluzy.
Płakał, bo ktoś się nim bezinteresownie zajął. Okazał odrobinę tak ludzkiej i
jednocześnie egzotycznej miłości.
- Gdzie mnie chcesz zabrać? Na komisariat? - zmienił zręcznie temat, chcąc odciągnąć nieznajomego darczyńcę od jego załzawionej, purpurowej twarzy. Spoglądał przez pociemniałe okno, a światła latarni niczym spotlight rozpływały mu się przed zaspanymi oczami. Syty stał się senny i ociężały. Oczy same mu się zamykały, chociaż starał się zachować pełną świadomość. Nie ulegać swojemu ukrytemu, freudowskiemu „id”. Przecież nie miał pewności, że ten pokazujący jowialną, ale pokerową twarz, człowiek znów go nie zaatakuje. Nie zgwałci niczym przebiegłe zwierzę.
Suzukiego dotknął widok, w jaki sposób chłopak reagował na tak
oczywistą rzecz jaką było jedzenie.
Musi być z nim ciężko - pomyślał, przyglądając mu się w lusterku. Co w tym dziwnego? Był małą kruszynką. W dodatku wychowaną w dobrym domu w gorsecie sztywnych zasad. Tacy nie potrafią odnaleźć się w brutalnym, nowym świecie, jakim był demi-monde.
- Przecież nie masz gdzie spać – przypomniał mu. - Zabieram cię do siebie. Prześpisz się tam, a potem pomyślimy dalej, co z tobą zrobić.
Automatycznie w oczach chłopaka pojawił się niepokój, czy aby na pewno może mu uwierzyć i podążyć za nim. Czy nie jest niebezpiecznym mężczyzną cierpiącym na eretofonofilię czy inną perwersję z rzędu psychopatologii.
- Nie masz wyboru. Musisz mi zaufać – zaproponował mu w mało przekonujący sposób. – Jeśli to cię pocieszy, to dodam, że cię okłamałem. Zaspokoiłem się już dzisiaj wystarczająco dobrze.
- Chyba będę musiał… -
szepnął w odpowiedzi na jego plany. Miał przenocować w jego domu? Pod jednym
dachem z tym agresywnym dewiantem? Zawsze lepsze to niż anonimowa śmierć
głodowa w królestwie bezimiennych ulic.
Zdrzemnął się płytko podczas jazdy. Spał niespokojnie, ale nie
wybrzydzał jakimkolwiek odpoczynkiem. Ciągły stres i nerwy rodziły męczącą
bezsenność by night.
Dopiero, kiedy dojechali obudził go ten wspaniałomyślny mężczyzna o
anielskich blond włosach, potrząsając go lekko za ramię.
- Pobudka – wyszeptał
przenikliwym głosem, szczerząc się do Takanoriego sympatycznie. Chłopak
odwzajemnił uśmiech, jednak z mniejszą pewnością w mimice. Poziom adrenaliny i
euforii został zdławiony przez spowolniony metabolizm. Szedł powoli za
biznesmenem, ziewając raz po raz. Zasłaniał usta z kulturalną manierą. Może i
był bez domu, może i nie miał pracy ani normalnego życia, ale savoir-vivre potrafił stosować.
Wchodząc do posesji miał okazję poczuć dawno zapomniane ciepło czterech
ścian. Wszechobecny porządek i czystość przypomniały mu to, jak dbał o swój własny
pokój.
- Ładnie - nieśmiało zdjął
buty i powiódł dalej za gospodarzem. Nie wiedział, co mu zaproponuje. Został
zaproszony do kuchni. Akira przygotował mu świeżego soku z wyciskarki,
zgadując, że po posiłku zapewne chce mu się pić. Chłopak miał opory przed
wypiciem czegokolwiek w obcym domu, od obcego człowieka, bo przecież mogłoby
się to różnie skończyć. Na zwykłym gwałcie albo ekshumacji zwłok, a raczej ich
pozostałości znalezionych w sztucznym kanale w biodegradowalnych siatkach.
Mężczyzna wywrócił oczami i zaproponował, aby sam sobie zrobił coś
na ugaszenie pragnienia, skoro jemu samemu nie ufa.
- Mniejsza – mruknął chłopak, przyjmując napój od mężczyzny. Wypił go niemal duszkiem.
Akira przyglądał mu się dłuższą chwilę w świetle halogenów. Miał niezmiernie tłuste i brudne włosy. Twarz miał ładną, ale też poszarzałą od kurzu pomieszanego z potem. Taka zaprawa nadawała jego cerze popielatego kolorytu. Resztę niezmiernie trudno było mu ocenić, jako że miał na sobie znoszone ubrania w wersji „galeryjnego chłopca”.
- Dobrze byłoby, jeślibyś się umył. Jesteś strasznie zapuszczony – zauważył, odchrząknąwszy. Znów ten wzrok pełen podejrzliwości. – Mam zamykaną łazienkę… No już przestań robić ze mnie napalonego łajdaka. Poczekaj, przyniosę ci świeży ręcznik i piżamę. Później oddasz mi swoje ubrania, przepiorę je.
Zniknął w którymś z niezliczonych pokojów na piętrze. Ruki nerwowo oczekiwał nieznajomego, bojąc się irracjonalnie, że zaraz przyniesie kuchenny tasak albo coś innego, czym mógłby go z lubością poćwiartować. Wbrew jego wybujałym i podsuniętym przez durne thrillery pomysłom, Akira zjawił się ze złożoną odzieżą nocną i puchatym, świeżym frotte.
- Używaj czego potrzebujesz. No, poza golarkami, rzecz jasna – uśmiechnął się pobłażliwie, wskazując mu toaletę.
- Um, dzięki - odebrał naręcze
i wszedł do łazienki, tak przestronnej i wyposażonej, że mógł się położyć na
podłodze w każdej, dowolnej pozycji, a i tak miałby sporo miejsca. Zdjął swoją
bluzę i zdał sobie sprawę, że nie zamknął drzwi. Zablokował ostrożnie zamek i
nieśmiało zdjął resztę ubrań. Wyglądał paskudnie. Nie chciał się nago oglądać w
lustrze, bojąc widoku wychudzonego i ziemistego ciała.
Odkręcił kurek z ciepłą wodą. Stał ze spuszczoną głową i obserwował,
jak mętna woda od brudu wsiąka do kratki odpływowej. Kiedy spłukał z siebie
zewnętrzną warstwę ulicznych odpadów, zaczął myć szorstkie włosy. Rozprowadził
na głowie sporą ilość aromatycznego szamponu i szorował je dokładnie, drapiąc
powierzchnię swojej głowy. Skierował się tyłem do baterii prysznicowej i
pozwolił wodzie spływać po jego łopatkach oraz włosach, które w dotyku stały
się gładkie i puszyste.
Namydlił swoje ciało żelem. Zataczał koła dłońmi i wcierał płyn
dokładnie, który pienił się jak na reklamach telewizyjnych. Zwłaszcza w
strefach intymnych. Tam zadbał o siebie dwa razy dokładniej, bojąc się
zapalenia i infekcji.
Wyszedł z kabiny cały zmokły. Krople wody ściekały na podłogę po
jego naprężonej, białej skórze. Wytarł się gruntownie i odstawił ręcznik na
suszarce z linijkową dokładnością.
Obok umywalki zamontowany był szklany blat. Leżała na nim cała
linia preparatów codziennego użytku. Użyczył sobie balsamu nawilżającego do
ciała i nasmarował je, aby skóra odzyskała swoją jędrność. Kątem oka dostrzegł maszynki
do golenia, o których wspominał mu gospodarz. Spojrzał na swoje ciało, aby
otaksować jego stopień owłosienia. Na ulicy był niecały miesiąc. Na nogach nie
miał włosków. Nie przyznał się rodzicom, ale wykonał na sobie kilka zabiegów
laserem. Na ich koszt. O to też się kłócili – o podkradanie pieniędzy.
Założył na siebie piżamę i opuścił łazienkę. Przeszedł się boso po
mieszkaniu w poszukiwaniu biznesmena. Na toaletce zostawił swoje ubrania
poskładane w kostkę, które przeznaczone były do prania.
- Proszę pana? - zawołał
mężczyznę, nie chcąc naruszać intymności jego mieszkania.
Akira siedział w kuchni i pił powoli herbatę. To takie
dziwne, że sadysta pije herbatę, prawda? Najzwyczajniej w świecie powinien
popijać krew swoich partnerów zblenderowaną wraz z własnym nasieniem, prawda?
Czasem lubił ironizować na swój własny temat. Zdawał sobie sprawę,
że sadyzm to choroba. W dodatku taka, która dotyka innych, a nie bezpośrednio
nas samych. Zapewne to ta świadomość, że jest cierpiącym na psychopatię,
nauczył go dystansu do siebie. Dystansu oraz wyrzutów moralnych.
- Już? – zapytał retorycznie, przyglądając się mokremu
chłopakowi. Wyglądał teraz jeszcze bardziej nieporadnie i kusząco w piżamie oversized z satyny. W dodatku wydawał
bardzo ładny zapach. Zakomunikował, że idzie przeprać ubrania, aby nie kusić
się dłużej widokiem przybłędy. Ta świadomość, że nikt go nie będzie szukał oraz
to, że nikt nie wie, iż to akuratnie on go zabrał, nakręcała go niesamowicie. Jego
wrażliwe i rozrośnięte libido. Usilnie starał się walczyć z tą pokusą, że gdyby
jednak się przełamał, mógłby zrobić z tym młodym ciałem o wiele więcej, niż z
kimkolwiek wcześniej. Byłaby to implozja doświadczeń, jakich normalnie można
było szukać po sekstazy. Starał się jednak te zwyrodniałe fantazje hamować
świadomością, że jest to jedynie młody chłopaczek i nie zasłużył sobie na
odczuwanie bólu. Tym bardziej, że w życiu miał już wystarczająco ciężko. Na
razie go nie dotknie… Muszą oboje nabrać do siebie zaufania. Akira musi go
odrobinę poznać i vice versa.
Zszedł do piwnicy, gdzie mieściły się jego pralki i wrzucił brudną odzież do bębna, nastawiając na szybkie i ekonomiczne pranie z suszeniem. Wkrótce wrócił na parter.
- Właściwe, to jak się nazywasz? – zainteresował się młodym, który nadal siedział w kuchni, bojąc ruszyć o krok ze swojego miejsca w głąb nieznajomego domostwa. – Nie krępuj się, jeśli jesteś jeszcze głodny to częstuj się, jeżeli tylko coś znajdziesz.
- Jestem Takanori. Matsumoto
Takanori - przedstawił się. Było mu to obojętne czy biznesmen wie, jak ma na
imię czy nie. – I nie jestem głodny. Dziękuję. A pan? Jak się nazywasz
dobrotliwi samarytaninie? - zadał mu to samo pytanie, nadal siedząc sztywno na krześle.
Kręcił go. Biznesmen. To brzmi tak z pazurem – człowiek interesu,
brutalny, asertywny, władczy, osobowość lidera. Rukiemu po głowie chodziło
kilka palących spraw. Między innym czy pan „mam kasy jak lodu” gustował w
młodzieńcach.
- Prześpisz się ze mną? - zapytał
znudzony głosem. - Nie mam chorób wenerycznych. Po za domem jestem miesiąc. Na
początku pomieszkiwałem u kumpli.
Mężczyzna raz jeszcze zlustrował go łasym wzrokiem. Tak bardzo
chciał… Tak bardzo pragnął, aby mu się oddał, ale wiedział, że Takanori tak naprawdę
chciał się jedynie zaspokoić w ten kanoniczny sposób. Jak to się mówiło, wedle
„skryptu seksualnego”. Niekoniecznie w akcie miłosnym. Chłopak nie miał jednak
najmniejszego pojęcia o tym, że Suzuki gustował w ekstremalnym seksie, a
właściwie, że tylko taki sprawia mu przyjemność i satysfakcję
seksualną. W każdym innym wypadku nie potrafi osiągnąć orgazmu. Przynajmniej
nie w takiej pełnej jego okazałości, jak przy towarzystwie bodźca zadawania cierpienia
i bólu. Fizycznego bądź psychicznego.
- Nie… - mruknął i odsunął się nieco w bok. – Nazywam się Suzuki Akira i… Nie mam ochoty na seks z chłopcami… - starał się skłamać w dyplomatyczny sposób. Może nie było za późno, aby mu uwierzył. – Nie zadawaj mi takich pytań, nie po to cię przygarnąłem na jakiś czas – warknął do niego, odrobinę szorstko, jakby chcąc przypomnieć, że potrafi być niebezpieczny. Chciał pokazać mu, gdzie jest jego miejsce w społecznym theatrum mundi. – Lepiej żebyś poszedł już spać. Na piętrze, drugie drzwi po prawej to sypialnia dla gości. Klucz jest w zamku, jeśli się krępujesz, a chciałbyś mieć „trochę prywatności”. Miłych snów – tymi słowami odprawił go do siebie niczym emerytowaną pokojówkę.
Kiedy niepocieszony seksualnie chłopak zniknął z jego pola widzenia, dopił herbatę i poszedł się odświeżyć. Wziął prysznic, osuszył się i ubrał na siebie dwuczęściową piżamę z długimi spodniami, bo w jego domu było dość chłodno. Przed snem zajrzał do swojej biblioteczki w gabinecie. Wybrał jedną z książek na etażerce, zatytułowaną „W jego dłoniach”. Była to powieść autobiograficzna pewnej Francuzki, która również wpadła w sieć obsesji dewiacji sadomasochistycznej. Znał ją niemal na pamięć. Była to jego biblia, kodeks, wyznacznik moralnych granic. Niemal utożsamiał się z bohaterką, która podobnie jak on, pochodziła z wysokiej warstwy społecznej. Książka kończyła się dość pesymistycznie… Przypominała mu, że ten fetysz może mu zabrać wszystko. A jeśli nie zabrać, to zniszczyć.
Założył na nos połówki okularów i zaczął czytać od początku.
„Nic nie mam. Jest tylko pustka.I łzy. I rozpaczliwa samotność. Odkąd zostałam sama, ciągle płaczę. Powinnam wyleczyć się z uzależnienia. Nawet wbrew sobie. Powinnam odzyskać niezależność, chociaż wcale jej nie chcę. Mam tylko lexomil i wspomnienia, które parzą jak doskonała, gorąca herbata. I trudno mi udźwignąć ciężar tajemnicy.”
*
Akira zgasił całkiem jego zapał. Takanori był pewien, że skoro „tak
na niego patrzył”, zaciągnięcie go do wspólnego łóżka jest jedynie kwestią
zaproponowania mu tego. Czyżby mu się wydawało? Zwłaszcza wtedy w samochodzie,
kiedy tak agresywnie się na niego rzucił, gryząc niczym zwierzę.
- Przepraszam… - wyszedł z
kuchni kierując się do „swojego” pokoju.
Ułożył się w wielkim łóżku i starał się zasnąć. Czuł się bardzo
nieswojo w obcym domu.
Postać Takanoriego tutaj strasznie mnie rozczuliła. Taka malutka kruszynka..
OdpowiedzUsuńPo ciągłym pisaniu ''S&M'' myślałam, że już w pierwszym rozdziale będzie .. jakie słowo tu dać... agresywnie(?) między tą dwójką, ale wątek z Taką-dzieckiem ulicy zaskoczył mnie pozytywnie.
Ślicznie.
Zasługa Allis-chan i jej fetyszu na punkcie bezbronnych chłopców, słabych, potrzebujących ostoi. Chyba zawsze jej "Rukowie" są wykreowani na takich ciapowatych.
UsuńHai, hai... Włączył mi się mój zmysł PR-owca z tym podprogowym komunikatem S&M, ale jednocześnie pisałam, że będzie to coś nietypowego :3". Początek jednak nigdy nie powinien być przesadzony, a pozostawić poczucie niesytości.
Dziecko ulicy to poniekąd isnspiracja domniemaną bezdomnością Rukiego przez pewien okres, kiedy rodzice go wydziedziczyli. Gdzieś był cytat "byłem bezdomnym, ale bezdomnym visual keiowcem". /Enji
Wreszcie. Wreszcie notka, która nie jest częścią jednego z opowiadań, które widniało i na Rotting Beauty i na starym blogu prowadzonym z niejaką Aguś.
OdpowiedzUsuńSzczerze, ujrzawszy nowy, nieznany jeszcze tytuł, ficka zaczęłam czytać z lekko sceptycznym podejściem. No dobrze, z bardzo sceptycznym podejściem, przyznam, skoro już zaczęłam od "szczerze mówiąc".
Chociaż te wszystkie jak dotąd opublikowane opowiadania są dobre, bardzo dobre - wręcz świetne, niestety - to za ich wielką fankę się nie uważałam. Mam nieco specyficzny gust. Jednak w przypadku "Borderline" czuję, że to się zmieni. Teraz myślę sobie "wreszcie jakiś emocjonalny wykolejeniec w ficku, wreszcie coś kontrowersyjnego w tym idiotyczno-pluszowym światku j-rockowego yaoi". Liczę na coś groteskowego, bezpardonowego i bezkompromisowego. Po autorkach takich jak wy, spodziewam się czegoś naprawdę dobrego. Tak bardzo chciałam wam to powiedzieć, że aż postanowiłam wyjść z cienia, ujawnić swoją obecność i wspaniałomyślnie skomentować (a nie lada to dla mnie poświęcenie).
Z wielkim utęsknieniem będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
pozdrawiam serdecznie.
Przed maturą nie miałam czasu nawet tknąć staroci, żeby je dokończyć. Były momenty, że brałam się za uzupełnianie zaległości, ale w głowie tykał mi wyimaginowany zegar odliczający do egzaminów i nie mogłam się skupić. Postawiłam sobie życiowy cel - nie zaczynać nic nowego, póki chociaż jednej zaległej sprawy nie doprowadzę do finału.
UsuńArigatou za tak wylewny komentarz i miło mi, że w końcu wyszłaś z cienia (szafy?), chociaż nadal uważam, że to tylko sesja i nigdy nie będzie miała klimatu prawdziwego opowiadania, ale robię, co mogę, aby tego dyskomfortu nie było czuć.
Również mam specyficzny gust i między nami, rzadko czytam fanfiction w internecie. Zdecydowanie wolę książki, bo ciężko mi dogodzić. Mimo to lubię uciec do Krainy Waty Cukrowej pisząc takie love stories, chociaż staram się, aby było czuć w nich lekki dystans, ironię.
Nie wiem, za bardzo co odpisać, bo mi głupio. ; o
Mogę tylko zapewnić, że zrobimy, co w naszej mocy, aby nie zawieść czytelników. Staramy się, aby było dość różnorodnie. Może po maturach zabiorę się za groteskę w jakimś nowym projekcie, kto wie. Póki co, Haiku na Wachlarzu jeszcze czeka, aby transformować je w angsta. /Enji
wyjebiste
OdpowiedzUsuńDzięki anonie~ ^^" /Enji
UsuńCo więcej mogę rzec oprócz ,,to jest po prostu genialne''? Chyba nic, bo zakochałam się w kolejnym ff i idę czytać od początku~
OdpowiedzUsuńMyślę, że rozpiszę się w kolejnej części, na którą niecierpliwie czekam. Tak samo jak na 20 maja. Ten dzień jest już oznaczony w moim kalendarzyku na czerwono. ^u^
Moja ulubiona sesja. Włożyłam w nią trochę wysiłku (Enji, Ty chory człowieku~). Cieszę się, że się podoba, bo ludzie na ogół nie lubią angstów, chyba że chcą się nimi katować moralnie.
Usuń20. maja, przybywaj! :3 /Enji
Witam,
OdpowiedzUsuńdopiero co zawitałam tutaj i jak na obecną chwilę przeczytałam zaledwie kilka tekstów, ale wszystkie mi się bardzo podobają, czyta się wszystko rewelacyjnie. Tutaj postać Takanoriego mnie rozczuliła, taka malutka...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia
Już to mówiłam, ale Allis-chan specjalizuje się w Rukich-kruszynkach, także jest tego tutaj masa. Cieszę się, że to się podoba, a nie razi~ :3
UsuńDziękuję! Na pewno się przyda nam obu dużo weny (mnie i Allisven) (^^ ). /Enji
Już skradłyście moje serce tą sesją!
OdpowiedzUsuńDzię...kuję? ^^" /Enji
UsuńWitam ponownie,
OdpowiedzUsuńprzepraszam bardzo, że pytam, ale kiedy następny rozdział? Biorytm coś wam chyba szwankuje...
pozdrawiam.
Witaj Grief~
UsuńTak, zgadza się, biorytm został już dość dawno zawieszony. Pisałam o tym jaaaakiś czas temu. Wszelkie opóźnienia/anulowania/przesunięcia to wina mojej matury. Wszystko powróci do "normy" po 20. maja, także dopiero od tej daty cokolwiek nowego będzie dodane. Zwyczajnie nie mam czasu na betowanie, a wolałabym niczego nie oddawać pod poprawkę komuś z zewnątrz.
Jeśli cokolwiek by się zmieniło to polecam śledzić widżet z twitterem u dołu strony albo nasze konto na tt. Na pewno pojawi się tam informacja. Zrezygnowałam z pisania notek o zmianie planów, żeby nie zaspamiać bloga komunikatami.
Prosimy o cierpliwość ^^" /Enji
Dziękuję bardzo za odpowiedź.
UsuńFaktycznie, widziałam kiedyś takiego posta, jednakże sądziłam, że wszystko wróciło do 'normy', skoro status biorytmu nadal dumnie widnieje.
Bardzo popieram i szanuję Twój szacunek do wykształcenia, dlatego serdecznie życzę powodzenia na maturze <3
Będę więc cierpliwie czekać.
pozdrawiam.
Oo, co do ''biorytmu'', mi się przypomniało, jak w dzień dodawania notek krzyczałam wszystkim '' TO DZIŚ!!! TO DZIŚ!!! '' i taki wielki skok bicia serca, gdy nareszcie się pojawiło. Ooo, tak bardzo czekałam. A teraz przyjmuję to z jeszcze większym entuzjazmem, bo notki są rzadziej i trzeba być cierpliwym. Jednak gdy jakaś jest... jak tu się nie cieszyć? Na prawdę mi się podobają wasze sesje, ff...Wszystko w ogóle, wszystko! Wy same też! Aż jestem waszą ogromną fanką, ogromną! c: Aż sobie plakat zrobię, o! *le kretyn* Dziękuję za wasze opo ;_;
UsuńNie mam głowy do tego typu komentarzy.. ale gdy zobaczyłam komentarze na innym blogu stwierdziłam, że moje są raczej na oczekiwanym poziomie.
OdpowiedzUsuńPora dodać ten komentarz, bo piszę go od... paru godzin.
Zacznę od Rukiego - lubię, wręcz wielbię postaci, które są krzywdzone. Słaby, bezbronny i niesprawiedliwie potraktowany przez życie, w dodatku na dotychczasowym nieszczęściu się nie kończy. Przez moment byłam w stanie mu współczuć takiego losu, bo zrobiło mi się trochę przykro przez te opisy, haha. Fanatycznie cieszy mnie fakt, że już w pierwszej części ukazałyście jedną, ciekawą rzecz - jak strach (Reita) potrafi momentalnie zmienić człowieka (Ruki).
Reita - sadysta. Wiesz, że nie pasuje mi on do tej roli, żaden z tG, ale nie patrzę teraz na to, bo wykreowałaś go świetnie. Czy może wykreowałyście? Podoba mi się to, że zajęłyście, a raczej zajmiecie się zaburzeniem od wewnątrz. Zaciekawił mnie mocno fragment z krwią. Mówiąc szczerze, nie sądziłam że tak to może działać, ale zaufam, bo wiem, że nie pisałyście tego na sucho, bez sprawdzenia. Nie mam pojęcia co dodać więcej, nie mam żadnych zastrzeżeń. W sumie dopowiem tylko tyle, że jako pasjonata tego typu rzeczy nie mogę się doczekać dalszych części.
Miałam odpowiedzieć, a zapomniałam. Moja pamięć to entropia.
UsuńPo pierwsze: Każdy komentarz jest dobry, bo pokazuje autorowi, że jednak ktoś się interesuje jego wypocinkami. Same wyświetlenia mogą być nabijane z litości (?). Także ari~
Roleplay dość mocno jest u nas podzielony i o ile w fabułę mamy wkład obie, tak każda postać jest tworzona indywidualnie. Szczerze mój Reita jest chyba raczej klasyczny.
Krew. Hm. Tutaj nie krew jako bezpośredni motor popędu, ale pośredni. Nie chodziło o krew samą w sobie, ale to co niesie. Ludzie zazwyczaj czują strach, kiedy widzą niespodziewanie własną krew. O to przerażanie głównie sadyście chodzi. No i nie ukrywam, że indywidualizacja fetyszy też jest dobrą rzeczą (żeby nie było tak na jedno kopyto - sadysta czyli stereotypowo lubi lateks, skórę, ćwieki i pejcze. Koniec, spectrum wyczerpane). Wydaje mi się, że każdy cierpiący na parafilię ma własny jakiś ulubiony... motyw?
Chyba wszystko c; /Enji
Bardzo mi się podoba! To coś idealnie w moim guście, ale.... jak się okaże aż za bardzo brutalne to chyba nie wytrzymam... A jak nie będzie tam choćby odrobinkę czułości, czy jej przebłysku, to chyba odpadnę przy którymś rozdziale. Na razie oceniam 10/10 - przynajmniej ten rozdział, według mnie, jest idealny pod każdym względem. *.*
OdpowiedzUsuń