poniedziałek, 2 września 2013

BwO - Rozdział V - To nie siano, to słoma



           

 Tego ranka wstałem dużo wcześniej przed Akirą. Dopiero teraz zauważyłem, że chrapał, więc miał krzywą przegrodę nosową, a co za tym szło to i również miał nos.
            Jakimś cudem zapamiętałem drogę powrotną z namiotu do domu Suzukich, więc nie ugrzęzłem bezczynnie na karimacie. Skoczyłem pod długi i namiętny prysznic, pozbywając się nawarstwionego przez noc brudu, po czym zszedłem na dół przywitać się z Koronem i mamą Akiry – właśnie w tej kolejności. Widząc, że przyszedłem sam, kobieta lekko się zmieszała, zapewne wiedząc już, że jej syn musiał nieźle się schlać. Zrobiła dla nas obu śniadanie – przy czym dla Reity przygotowała zestaw poszerzony z medykamentami rodziny Suzuki na kaca. W trakcie szykowania posiłku pochwaliła mnie ze dwa razy, jakim to ja jestem ułożonym chłopakiem. Zapewne miała na myśli to, że nie dawałem złudzenia strutego. W rzeczywistości trochę mnie przyciskało, ale po porannej toalecie dolegliwości przeszły.
            Wróciłem obładowany zapasami na nasz obspermiony camping. Akira zdążył już obudzić się, ale nie wyczołgał się z namiotu, aby mnie przywitać.
 – I jak tam? Żyjesz? – zapytałem życzliwie, uchylając „wejście”. Byłem w dobrym humorze.
 – Yhy – odpowiedział mi śpiwór wierzgający się jak gigantyczna larwa.
 – Ej, ale to może lepiej wyjdź. Spermę jeszcze przepiorę, ale wymioty…
 – Mdli mnie, ale nie będę rzygał – oznajmił, pokazując swoją zmarnowaną twarz w bladym słońcu. Był skacowany na bank. A może to ta poranna szczecina dodawała mu „dostojności” kloszarda? Mimo wszystko, wyglądał bardzo męsko z tym grymasem, lekkim zarostem, bez makijażu na twarzy, z zmierzwionymi od snu włosami.
 – Cieszę się. Przyniosłem bentō – potrząsnąłem siatkami. – Mam jeszcze jogurt dla ciebie, kawę i…
 – A papierosy?
            Cholera, mogłem zapomnieć o śniadaniu, ale nie papierosach! Przecież w przypadku Akiry nie tyle był to nałóg, co funkcja życiowa. Westchnąłem i wyjąłem prywatny zapas, który mu łaskawie odstąpiłem. Chorym trzeba dogadzać, a musiałem przyznać, że jego uśmiech na widok papierosów był naprawdę pocieszny, tym bardziej że wcześniej miał minę wisielca.
            Zapalił sobie, a ja przygryzłem wargi, patrząc jak siedzi w wejściu męsko rozłajdaczony, przygryzając papierosa i zaciągając się nim.
 – Zjemy przed namiotem, bo w środku wali jak w prosektorium – powiedziawszy to, zaczął wykładać karimaty na zewnątrz. Rozłożyliśmy się na trawie, zajmując swoimi porcjami.
 – Chcesz też? – zapytałem, odrywając od ust kubeczek z kawą. Akira pokiwał głową dość niemrawo. Najwyraźniej intensywniejszy ruch bardziej go bolał. Nalałem mu napoju z termosu i przyłożyłem do ust. – Uważaj, gorące.
 – To podmuchaj – zażartował gorzko, nie spodziewając się, że to zrobię. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Albo jeszcze nie wytrzeźwiałem, albo jesteś miły. Nie traktuj mnie jak kalekę, to tylko lekki kac.
 – Kac to choroba, a chorymi trzeba się opiekować – powiedziałem i przytknąłem kubek z kawą do warg Akiry, przechylając, aby nadpił. Poiłem go tak jak małe dziecko, co mnie trochę rozczuliło.
 – Musimy częściej pić. Alkohol ci służy.
 – Skąd wiesz, że to przez alkohol?
            Na chwilę znieruchomieliśmy, milcząc niezręcznie.
 – Chcesz o tym pogadać? – zapytałem badawczo. Miałem na myśli wczorajszy incydent.
 – Nie trzeba. Jesteśmy mężczyznami i… tego… od czasu do czasu powinno się… wiesz – wybełkotał nieskładnie, pochłaniając w między czasie ryż z swojego bentō-bako. Przytaknąłem mu kiwnięciem głowy.
            Dorośle zadecydowaliśmy nie wyolbrzymiać problemu i o tym zapomnieć.
 – Muszę się umyć. Matka nie może zobaczyć mnie w takim stanie – powiedział, wstając z maty. – Skoczę do jeziora.
 – Przecież nie umrze. Chociaż faktycznie śmierdzisz niecodziennie.
 – Jak myślisz, jak zareaguje na widok spermy na koszulce?
 – Pomyślałem o tym i przyniosłem ubranie na zmianę – wyjąłem z innej siatki świeżą odzież.
 – I tak muszę się umyć. Mam twoją spermę na brzuchu i wcale mnie to nie podnieca.
 – Twoja była na mojej koszulce, teraz muszę ją wyrzucić.
 – I na śpiworze. Ten też mam wyrzucić? Czy wystarczy odkazić? – sarknął, zdejmując starą koszulę i zmieniając na wypraną. Przez chwilę widziałem jego gładki tors jak u nastolatka. Faktycznie miał białe plamy na brzuchu na co się zarumieniłem.
 – Odwróć się, bo muszę zmienić bieliznę – oznajmił.
 – Wczoraj widziałem jak ci stoi…
 – Wczoraj byłem nawalony, a ty mnie całowałeś. Dziś też to zrobisz?
            Odwróciłem się bez słów zbędnego komentarza, aby nie darł japy, bo zanieczyszczał mi powietrze swoimi wyziewami.
 – Swoją drogą. Całkiem dobrze całujesz – pochwalił mnie.
 – Naprawdę? – zapytałem entuzjastycznie, odwracając odruchowo głowę do Reity, na co on wrzasnął „no ej!” i zasłonił swoje klejnoty. – Już nie patrzę, nie patrzę. Wstydzisz się, bo teraz jest mały – wywróciłem oczami.
 – Czyli chcesz powiedzieć, że tak normalnie mam dużego? – zaśmiał się, wciągając na biodra jeansy.
 – „Normalnie”? Masz na myśli to, że częściej ci stoi niż odpoczywa? – wygiąłem wargi w szyderczym uśmiechu.
 – Pochlebiasz mi. Dobra, zamiast dyskutować o moim Samuraju, pomóż mi złożyć namiot – poprosił, odkładając na bok pudełko po śniadaniu.
 – O twoim… czym? – myślałem, że nie dosłyszałem. – Uuu, czyli tak nazywacie to z Satsu? Hahahaha! – zebrało mi się na salwę śmiechu. Upadłem na matę i zacząłem się turlać. – O boże, prawie się popłakałem. Hahaha. Dobrze, że nie nazwaliście tego Krzysztof Kolumb! O, albo dżojstik też fajnie. Hahaha. Zaraz się uduszę.
            Akira stał nade mną bezradny i milczał. Zapewne z kacem myślał wolniej i nie wiedział jak mnie zripostować. Cóż, pewnie jakbym się zaczął faktycznie dusić ze śmiechu, jego zemsta polegałaby na tym, że by mnie nie reanimował.
 – Powinna być taka strona internetowa: www.penis-names.com tak, jak jest baby-names – perorowałem dalej, wciągając się w całe to dokuczanie Reicie. Uspokoiłem się na tyle, żeby przerwać chociaż niebezpieczny atak śmiechu. – No tak, samuraj czyli służący.
 – Skończyłeś już? – zapytał grobowym głosem, wysuwając gniewnie szczękę do przodu. Podczas mojego napadu on kończył zwijanie śpiworów. – (przepraszam, ale aż użyję fragmentu mojej parodii o tG, jaka miała wylądować na YT, bo pasuje idealnie XD) Ty swojego kucyka nie musisz nazywać, bo i tak praktykujesz samoobsługę – uśmiechnął się cierpko, obwiązując sznurkiem karimatę.
 – Kucyka? Jak to kucyka? – spojrzałem na niego nietęgo.
 – Nie znasz definicji słowa kucyk? To takie coś, co stoi w zagrodzie pana Iwaki.
 – Sugerujesz, że nie mam konia tylko kucyka?
 – Nie, sugeruję, że masz konia, który jest specjalną odmianą zwaną kucyk ze względu na swoje parametry fizyczne.
            Już miałem mu ostrzegawczo przywalić, ale to ja oberwałem zwiniętymi śpiworami po głowie.
 – Masz, niesiesz to – wytłumaczył wielce płomiennie tak, jakbym sam nie mógł się domyślić.
            Naburmuszony wstałem z trawy i wziąłem „podane” worki, przewieszając przez ramię. Wracając w stronę gospodarstwa, zastanawiałem się czy naprawdę miałem tak

小さいペニス?
MAŁEGO PENISA?


*


            Resztę dnia miałem doszczętnie spieprzone. Koleżaneczka Reity przyszła do nas na obiad – a raczej wprosiła się – i oznajmiła cudowną wiadomość, że ma dzisiaj wolne. W reakcji łańcuszkowej pani Suzuki zaczęła się zachwycać tym, że – innymi słowy – Satsu będzie się opierdalać, a Akira… Bezpieczniej będzie nie opisywać jego stanu. Samuraj pewnie się ucieszył. Tak czy inaczej, zostałem niedelikatnie poinformowany, że dzisiaj mam się samemu zabawiać, bo mój przyjaciel ma inne plany takie, jak rekonstruowanie niżu demograficznego na świecie, a bynajmniej w ich wiosce. Może jestem paranoikiem, ale nowina dziewczyny zabrzmiała jak odwet za tamten odmówiony autograf.
            Tak więc rozćwierkane gołąbeczki wyfrunęły, a ja zostałem sam jak ciota w kuchni ze swoim obiadem i psem na kolanach.
 – Musisz mu wybaczyć Taka-kun. On zawsze był ruchliwy. Wszędzie było go pełno.
Wszędzie pełno, a jakoś mi teraz tak… pusto – odpowiedziałem pani Suzuki, która akuratnie zmywała naczynia. Wstałem od stołu, podziękowałem za posiłek i wyszedłem z domu, szwendać się bez celu po okolicy. Nie wiem, czy liczyłem na to, że nagle moja pomoc domowa uzna, że zaginąłem bez słowa lub też zostałem uprowadzony i przyjedzie po mnie limuzyną…
            Szedłem długo wzdłuż głównej drogi, prowadzącej przez środek wsi. Za zabudową rozwidlała się na piaszczysty trakt, w który skręciłem. Stanąłem przy zagrodzie i patrzyłem na owce – jedyne zwierzęta hodowlane w tym miejscu, jakie były mniejsze ode mnie. W dali widziałem mojego Mr. Voo-Doo i kombajn, jaki właśnie usuwał moją dotychczasową kryjówkę w zbożu. Nie miałem co z sobą zrobić, więc wróciłem spacerem do domu. Nie mojego domu. Do domu Suzukich.
            Powlokłem się po schodach do mojej celi i postanowiłem zrobić to, co zawsze, kiedy się nudziłem i nie wiedziałem jak zabić czas – poszedłem spać. Tak też minął mi dzień. Jednymi słowy…


つまらない~
NUDA~


            Obudziłem się na kolację, na którą zjawił się również nasz amant Akira. Znów miał przyklejony na twarz uśmiech kompletnego, zakochanego idioty. Nie umiałem na niego patrzeć, więc nie patrzyłem, tylko konsumowałem, bo to wydawało mi się teraz ciekawsze niż rozmowa Reity z mamą na temat „Małej Satsu”. Przysłuchując im się mimochodem, uznałem że Akira wcale nie jest taki elokwentny i nadużywa wyrazów dźwiękonaśladowczych typu „ach, och, ech, yay”.
 – A gdzie twoja zguba? – zapytałem w końcu, bo nie mogło mi umknąć, że podmiotu ich rozmowy nie ma przy nas ciałem.
 – Pojechała na zakupy do miasta. Wróci za niedługo – otrzymałem błyskawicznie odpowiedź z dziwną nostalgią.
 – Konno czy dorożką? – zamrugałem powiekami uroczo. Akira najwyraźniej się obraził, bo udał, że nie usłyszał pytania i zamiast odpowiedzieć, wpakował sobie kawałek mięsa w usta.
            Chyba miałem kategorycznie tego wszystkiego dość. Tego całego teatrzyku, wymuszonych uprzejmości i dni spędzanych na po prostu ich przetrwaniu. Obmyśliłem w głowie prostą, acz bolesną zemstę na tej dwójce. A wystarczy tylko jeden, mały gest… Uśmiechnąłem się do siebie przebiegle, widząc przez okno ciemny samochód zajeżdżający przed dom rodziny Satsu. Wstałem od stołu, dając do zrozumienia, że skończyłem posiłek.
 – Rei, mogę prosić cię na słowo? – zapytałem, starając się, aby mój głos nie brzmiał zbyt podejrzanie. Mężczyzna pokiwał głową i również odsunął krzesło. – Prosiłbym, abyśmy poszli na zewnątrz. To dość… osobiste – dodałem, oczekując reakcji.
            Wyszliśmy przed dom, tak jak sobie zażyczyłem. Odeszliśmy nieco na ubocze, aby nie być na widoku z okien, ani nie stać zbyt blisko drzwi. W miejsce, które sobie upatrzyłem, jako arenę dla mojej słodkiej zemsty.
 – No? O co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony. Najwidoczniej spieszno mu było już do swojej ptaszynki.
 – Akira… ja… – wyszeptałem, robiąc palcem slalom po jego szyi. – Nachyl się.
 – Po co? – zmarszczył brwi.
 – Chcę ci to powiedzieć na ucho.
            Westchnął do siebie, ale posłusznie zniżył się. Wczepiłem palce w jego włosy i przyciągnąłem do swoich ust, składając na nich namiętny pocałunek. Reita zamruczał zaskoczony moją reakcją, ale uciszyłem go moim językiem, jakim wodziłem po jego wargach. Trwało to krótko, ale tyle właśnie wystarczyło, aby uzyskać pożądany efekt.
 – Akira? – rozległo się pytanie pełne niedowierzania. Mężczyzna obrócił się błyskawicznie jak oparzony pogrzebaczem.
 – Satsu?
            Uśmiechnąłem się półgębkiem, słysząc tą beznadziejną wymianę zdań. Kipiałem gniewem, ale jednocześnie w brzuchu mi bulgotało od jakiejś chorej satysfakcji. Miałem ochotę śmiać się i płakać jednocześnie.
 – Satsu… ja… to nie tak… – próbował się wytłumaczyć. Rozłoszczona kobieta uciekła wzrokiem w bok, jakby patrzyła na coś niezwykle ohydnego. W rzeczy samej tak było. Patrzyła na ohydne, upersonifikowane kłamstwo i zdradę – na Akirę.
 – A więc to tak… Świetnie. A ja ci zaufałam jak głupia. Ta… no i wyszło szydło z worka – prychnęła, obracając się na pięcie i odchodząc żwawym krokiem.
 – Satsu! Proszę cię! Wracaj! Ja nie jestem… – krzyczał za nią zrozpaczony, a ja tylko zaśmiałem się gorzko. Moje kilkusekundowe szczęście nie trwało długo, bo po chwili moje wnętrzności wypełniła po brzegi gorycz i żal. Już nie cieszyłem się, że moja zemsta się udała, ale byłem zgorzkniały wewnątrz, że musiałem się uciec do takich metod.
 – Tak. Masz rację Romeo. Biegnij za nią. Biegnij! – histeryczny śmiech przebijał się przez smutek. – A ja wracam do Tokio. Udowodniłem ci, że to nie miejsce dla mnie, więc nic mnie już tutaj nie trzyma. Nie mam więcej ochoty patrzeć na to, jak się miziacie.
            Pobiegłem w drugą stronę. Nie interesowało mnie za kim będzie pędził Akira. To już nie miało znaczenia. Było za późno. On wybrał dawno temu, kto jest dla niego ważniejszy i niestety nie byłem to ja. Nie potrafiłem jedynie pogodzić się z tym, że moja zazdrość wygrała z dobrem dla przyjaciela. No trudno. Zawsze byłem pieprzonym egoistą.
            Przebiegłem tyle, ile byłem w stanie, ale jako że nie posiadłem formy lekkoatlety, dystans nie powalał. Przystanąłem, aby złapać oddech, który szalał w moich płucach. W tej chwili na moim ramieniu wylądowała z impetem czyjaś ręka, obracająca mnie jak lalkę w drugą stronę. Z góry patrzyła na mnie nie tyle wściekła twarz Akiry, co absolutnie załamana. Typowa dla mężczyzny ślęczącego nad kieliszkiem w barze i który nie wie, co powinien zrobić.
 – Co to miało znaczyć, co? – warknął do mnie, chociaż jego ton wcale nie wskazywał na to, że chce odpowiedzi.
 – Nudziłem się, więc chciałem się rozerwać. Coś taki zdziwiony – prychnąłem, uśmiechając się wrednie, co zahaczało o groteskę.
 – Nudziłeś się? NUDZIŁEŚ? – powtórzył za mną panicznie, nie wiedząc kompletnie jak do mnie przemawiać. Sam nie wiedział, co chciał osiągnąć tą rozmową. Po prostu pobiegł tam, gdzie go nogi poniosły. – Zachowałeś się jak najgorsza, mała… – urwał, cedząc przez zęby.
 – No dalej… dokończ to – spojrzałem na niego z nienawiścią. – Bądź mężczyzną chociaż raz.
 – Jak suka! – krzyknął do mnie, a ja znów się roześmiałem jak człowiek niespełna rozumu.
 – Super. Powiedziałeś mi już wszystko, co chciałeś, to teraz mogę nareszcie jechać.
 – Tak… – wyszeptał do siebie, spuszczając zaszklony wzrok. – Jedź stąd. Wynoś się. Żałuję, że cię tutaj zabrałem.
 – Mówiłem ci to od początku, ale ty nigdy mnie nie słuchasz! Wiecznie uparty, wiecznie chcący postawić na swoim. Nie wiem, czy to jakiś kompleks wiecznej dominacji, szczerze gówno mnie to obchodzi. A teraz proszę… masz to, co chciałeś. Tak to jest, jak zadziera się ze mną.
 – Już wiem, czemu żadna kobieta nie umiała znaleźć z tobą szczęścia. Jesteś terrorystą. Nie wiem, czy jesteś już tak zgorzkniały, że nie potrafisz pogodzić się ze szczęściem najbliższych, zazdrośniku.
            Zacisnąłem zęby. Pewnie kłócilibyśmy się jeszcze bardzo długo, Akira przyłożyłby mi pięścią wybijając lewą jedynkę, ja bym mu złamał nos kolanem, ale… oboje usłyszeliśmy za sobą dziwny odgłos, przypominający głośne chrząknięcie. Odwróciliśmy głowy. Za naszymi plecami stała gromadka czegoś, co wyglądało jak dzikie, owłosione świnie. 
 – O kurwa… – wymruczał do siebie Reita, nagle zapominając o swojej złości, a przypominając, że powinien się bać. – Dziczki i to z lochą.
 – Z czym?
            Poczułem jak cały sztywnieję. Nigdy nie widziałem czegoś takiego na oczy, ale teraz, kiedy na to patrzyłem, zacząłem żałować, że jednak dostałem swoją okazję.
 – Ruki… Jeśli chcesz żyć, lepiej spierdalajmy stąd – dał mi dobrą radę.
            Skorzystałem z niej bez powtórnego proszenia mnie. Oboje zaczęliśmy biec w stronę szopy pana Yamady, nie oglądając się za siebie. Słyszałem jednak, że dzik zabierał się do szarży na nas. Szczęśliwie zdążyliśmy wbiec do stajni, zamykając za sobą wrota. Staliśmy dłuższą chwilę, sapiąc nerwowo. Plecami blokowaliśmy na wszelki wypadek drewniane odrzwia.
 – C-co to do cholery miało być? – odezwałem się, kiedy odzyskałem głos po krótkotrwałym szoku. – Mieszkasz przy jakimś rezerwacie, czy co?
 – Dziki to zwykłe żyjące wolno zwierzęta leśne – wyjaśnił mi, jak niedoinformowanemu pierwszoklasiście.
 – Takie bestie chodzą wolno? – przeraziłem się. – Ty nie tylko wychowałeś się na zadupiu, ale i w dziczy. Bez urazy.
 – Spoko. Właśnie znienawidziła mnie przez ciebie moja przyjaciółka, a ja mam obrażać się na ciebie za nazwanie mnie dzieckiem buszu. Darujmy sobie.
            Zamilknąłem, bo w jednej chwili zrobiło mi się całkiem głupio za siebie. Nie przemyślałem tego, co zrobiłem i pozwoliłem sobie zachować się jak niedojrzały gówniarz. Przygryzłem dolną wargę, nie wiedząc co odpowiedzieć Akirze.
 – Nie wiem czy locha już sobie poszła, ale ja na wszelki wypadek wolę wejść do góry – oznajmił, kierując się w stronę drabiny.
            Bez słowa komentarza zacząłem się na nią wspinać za Rei’em. Rozsiedliśmy się w stogu siana na pięterku, uciekając od siebie wzrokiem. Atmosfera była naprawdę niezręczna, a ja nie miałem pojęcia jak ją rozruszać.
 – Dobra. Przestałem się już łudzić, że powiesz mi to sam od siebie – zaczął Akira, drapiąc się po karku. Nie zrozumiałem, o czym do mnie mówił. Rzuciłem mu pytające spojrzenie. – Ruki… jaka była prawdziwa motywacja tego, co zrobiłeś? – obrócił ku mnie głowę. – Nie powiesz mi, że naprawdę zrobiłeś to z nudów, bo uznałbym cię za psychola. Normalni ludzie, kiedy się nudzą to grają na PSP, czytają mangę, oglądają TV, a nie rozbijają związki przyjaciołom.
            Westchnąłem. Reita miał niestety jakąś tam część racji.
 – Nie zrobiłem tego z nudów – przyznałem.
 – A więc po co?
            Milczałem. Nie umiałem mu odpowiedzieć. Akira pokręcił do siebie głową rozczarowany, uśmiechając się sucho.
 – Nie rozumiem cię. Okey, okłamywanie innych – zdarza się każdemu. Da się to uzasadnić. Ale okłamywanie samego siebie? Nie wierzę, że czujesz się z tym dobrze.
 – Czego ode mnie oczekujesz? – prychnąłem, chcąc jakoś bronić się przed jego słowami, które mnie policzkowały.
 – Bądź szczery z sobą chociaż ten jeden raz i sobie odpowiedz: po co tak naprawdę to zrobiłeś? – posłał mi znaczące spojrzenie. On chyba już wiedział. Przejrzał mnie w jakiś niewyjaśniony sposób, a teraz tylko czekał na mój ruch.
            Pogrążyłem się w zadumie. Te wszystkie emocje, jakie się we mnie kotłowały, kiedy widziałem ich razem. Przypominałem sobie wszystko. Ich jęki ze stajni. Uśmiechy jakimi się darzyli. Wyrazy twarzy, jakby porozumiewali się bez słów. Tematy rozmów, których nie rozumiałem. Roziskrzone spojrzenia. To, co wymieniłem plus jeszcze wszystko to, czego nie umiałem nazwać słowami, a oni robili w stosunku do siebie… Cała ta kumulacja sprawiała, że byłem…
 – Zazdrosny – odpowiedział za mnie Akira. – Jesteś zazdrosny.
            Uniosłem spojrzenie na niego, chociaż wiedziałem, że musiałem mieć minę idioty. Nie zaprzeczyłem, kiedy powtórzył swoje wnioski.
 – Chcesz coś do tego dodać? 
 – Nie, po prostu jestem zazdrosny – znów skłamałem.
 – Ech, myślałem, że chociaż w kwestii uczuć jesteś szczery, skoro tyle o nich piszesz… Ruki, popatrz na mnie.
 – Przecież patrzę – wyszeptałem, ale po chwili zrozumiałem, co miał na myśli. Przysunął się do mnie tak blisko, że czułem ciepło jego twarzy na swojej.
 – Dodaj do swojej zazdrości wszystkie te uczucia, jakie cię wypełniają, kiedy przy mnie jesteś. Za każdym razem, kiedy jestem blisko, zbyt blisko, ty dziwnie się odsuwasz, uciekasz, rumienisz się, a twój oddech… Spójrz na siebie. Patrz co się z tobą dzieje – szeptał do mnie, a swoją ręką zaczął dotykać bardzo delikatnie mojego brzucha. Przymknąłem powieki, a kiedy chciałem się usunąć w bok, Akira chwycił mnie ręką od tyłu i zaczął przesuwać palcami wyżej – po moim torsie. – Widzisz…? Cały płoniesz.
 – Wcale n…
 – Nie zaprzeczaj. Przecież to czujesz całym sobą. Skup się – wymruczał i wsunął swoją dłoń pod moją koszulkę. Wyprostowałem się w niekontrolowany sposób, wzdychając, kiedy palcem zaczął bawić się moim sutkiem. Jęknąłem jak mała dziewczynka.
 – Przestań… – szeptałem, próbując się bronić przed jego podniecającym dotykiem.
 – Co mam przestać robić? Udowadniać ci, że mnie pragniesz? – teraz jego usta były przy mojej szyi. Kiedy mówił, muskał jej swoimi gorącymi wargami, bawiąc się ciśnieniem w moim ciele. – Zachowaj się chociaż raz po męsku i przyznaj prawdę. Nie przede mną, przed samym sobą. Powiedz na głos, co do mnie czujesz.
 – Ja… – zacząłem szukać w swojej głowie najlepszego określenia, co teraz do niego czułem. – Ja… chcę cię… chyba – wydobyło się osłabłe wyznanie z moich ust.
 – Nie ma żadnego chyba – urabiał mnie słowami. – Powiedz to, czego jesteś pewny.
 – Pożądam cię – oświadczyłem na głos. – Słyszysz? Pożądam – przytuliłem twarz do jego torsu, wchłaniając zapach, który tak przepełniał mnie nocą, kiedy spałem obok niego. – Nie wytrzymam, jeśli mnie teraz zostawisz.
 – Nie zostawię – pocałował czubek mojej głowy. – Nie chcę nikogo innego, poza tobą.
 – Nie rozumiem… A Satsu?
 – To tylko moja przyjaciółka…
 – Z przyjaciółmi się nie… – uciszył mnie pocałunkiem. Czułym i na tyle delikatnym, że na niego przystałem, rozchylając nieznacznie usta. Nie wsunął w nie języka.
 – Doprawdy? – zaśmiał się cicho, kiedy odsunął się od moich warg. Westchnąłem zawiedziony. – Co jest? Nie mów, że chciałbyś…
            Uciekłem wzrokiem w bok na tyle, na ile to było możliwe przy odległości jednego oddechu.
 – Jeśli jesteś gotowy na to, to chyba moglibyśmy… Chociaż trochę mnie z tym zaskoczyłeś.
 – Ucisz się chociaż na chwilę, proszę – wyszeptałem, czując jak już cały zdążyłem spąsowieć, począwszy od koniuszków palców. Zacisnąłem zawstydzony dłonie na materiale jego koszulki. – Od kiedy jesteś… taki o?
 – Od kiedy jestem biseksualny? – uśmiechnął się subtelnie, gładząc mnie po twarzy. – Nie wiem… nie jestem biseksualny. Jestem hetero z zapędami homoseksualnymi…
 – Wielka mi różnica. I tak myślisz o ssaniu wacków, i tak myślisz – burknąłem, aby chociaż trochę rozładować napięcie, jakie tężało między nami dwoma.
 – Wiesz… Skoro ty byłeś ze mną szczery, to ja chyba też mogę być. Pamiętasz noc, kiedy powiedziałeś mi, że chciałeś kiedyś kochać się z mężczyzną?
            Pokiwałem głową w odpowiedzi.
 – Prawda jest taka, że ja… ja też kiedyś o tym myślałem… trochę… – zatoczył koło spojrzeniem, chcąc najwyraźniej uciec od kontaktu wzrokowego, ale zrezygnowany po jednej rundce wrócił nim do mnie. – Wiesz, że ja tak naprawdę jestem strasznie nieśmiały.
            Chłopie, oglądasz pornole zamiast poszukać dziewczyny – pomyślałem sobie, ale nie powiedziałem tego na głos, aby nie zapeszać chłopaka, skoro zebrało mu się na złote myśli. Jeśli samemu się jest zakłamaną świnią, to chociaż trzeba szanować szczerość innych.
 – Na seks z mężczyzną mógłbym zdecydować się tylko z takim, któremu ufam.
            Przełknąłem ślinę, bo zaschło mi w gardle z pragnienia.
 – A czy… mi ufasz? – zdobyłem się na odwagę.
 – Zapytał największy kłamca, jakiego znam – uśmiechnął się złośliwie. – Myślisz, że będę w stanie tak po prostu rozebrać cię i kochać?
 – Ettoo…
            Akira pokręcił głową.
 – Rozpal mnie. Rozpal tak, jak wtedy pod namiotem – wyszeptał w moje ucho, przyprawiając o mrowienie w lędźwi. – Cholera, jaką ja wtedy miałem ochotę cię przelecieć… I zrobiłbym to, gdybyś mnie nie powstrzymał – mruczał w moją twarz.
            Przypomniałem sobie, jak ocieraliśmy się o siebie całkiem sztywni od podniecenia. Nie byłem w stanie tego zrobić na trzeźwo, jeśli tamtego ode mnie oczekiwał właśnie teraz.
 – Dobrze, skoro się wstydzisz, to nie ma co zaczynać…
 – Nie! – zaprzeczyłem histerycznie, aż Akira spojrzał na mnie zaskoczony.
            Nie rozumiał tego, co właśnie czułem. Siedzieliśmy w półmroku opuszczonej szopy, przytuleni do siebie, szeptaliśmy w swoje usta namiętne wyznania jak dwaj kochankowie, a on chciał tak po prostu przerwać tą fantazyjną chwilę.
 – Nie, poczekaj… Rozbiorę się, a ty będziesz mnie dotykał.
 – Nago? – zdziwił się moją odważną propozycją.
 – Tak, całkiem nago –  obiecałem mu, a na widok jego błyszczącego pożądaniem spojrzenia poczułem, że chcę jak najszybciej już się rozebrać, aby mi to robił.
            Stanąłem nad siedzącym Akirą i zacząłem zdejmować z siebie ubranie. Najpierw buty. Potem koszulkę. Kiedy odsłoniłem swój tors, Rei aż odwrócił wzrok, bo poczuł jak zaczyna się już podniecać. Złapałem jego głowę i ponownie zwróciłem ku sobie. Patrzyłem na niego bardzo dokładnie, wabiąc spojrzeniem. Rozpiąłem pasek i zacząłem otwierać rozporek. Opuściłem w dół spodnie, a po chwili całkiem je zdjąłem. Przybliżyłem się do Akiry, przeszywając spojrzeniem.
 – Zdejmij je – wymruczałem, a kiedy zobaczyłem, że unosi dłonie, aby spełnić moją prośbę, zatrzymałem go. – Nie tak. Zdejmij je zębami.
            Spojrzał na mnie zaskoczony, ale nie skomentował tego. Uniósł się na kolanach i przysunął twarz do mojego podbrzusza. Chwycił w usta skrawek mojej bielizny i zaczął ciągnąć ku dołowi. Czułem jego parzący oddech błądzący w moich włosach, a później na… Polizał go językiem wyzywająco, na co westchnąłem ulegle. Stałem przed nim rozebrany, a on przy mnie klęczał… tak, jak w moich fantazjach. Chyba mi sztywniał.
 – Stój spokojnie – polecił.
            Wstał i znów zaczął nade mną górować. Zwilżył wargi językiem, patrząc na moje nagie ciało. Oplótł mnie ramionami, kładąc jedną dłoń na łopatkach, a drugą na karku. Zaczął całować powoli moją szyję, co sprawiało, że giąłem się w jego ramionach. Westchnąłem, kiedy wargami dotknął mojego czułego punktu, nieco poniżej linii szczęki.
 – Strasznie erogenny jesteś – wymruczał i zdjął mi rękę z pleców, przekładając na tors. Powiodłem spojrzeniem w dół, patrząc na spodnie Akiry. Dotknąłem ręką jego krocza, aby sprawdzić czy już nabrzmiał. Usłyszałem ciche stęknięcie, kiedy nacisnąłem na twardą górkę. 
 – Kto tu jest erogenny…
 – Miałeś się nie ruszać – skarcił mnie, cedząc przez zęby.
 – Widocznie tak słabo mnie pieścisz.
            Chyba moje podsycanie dało pożądany efekt, bo Reita zdjął z siebie koszulkę i przycisnął mnie do swojego nagiego torsu, tak że zaniemówiłem. Czułem bezwład w nogach, gdy był tak blisko mnie… A już całkiem traciłem zmysły, kiedy wyobrażałem sobie, że mieliśmy się lada moment tutaj kochać. W tej słomie. Między naszymi splecionymi nogami, dławiąc się jękami i próbując w taki sposób, jaki jeszcze się nie smakowaliśmy.
            Akira opuścił spodnie. Chciałem zapytać, czy o czymś nie zapomniał, patrząc na naciąganą przez prącie bieliznę, jednak po ciężkim oddechu na mojej szyi uznałem, że to jedyna zapora, jaka go jeszcze wstrzymywała przed wzięciem mnie na stojąco.
            Reita uklęknął przy mnie, dając jednomyślnie do zrozumienia, co zamierza teraz zrobić. Na samą myśl przymknąłem powieki i odwróciłem głowę, aby na to nie patrzeć. Mężczyzna uniósł w górę moją prawą nogę i zarzucił sobie na ramię, stwarzając jednocześnie dziwną pozycję. Obejmowałem udem jego głowę, czując jak dyszy w mój narząd.
 – Dlaczego zamykasz oczy? Przecież wiesz, że to nie boli… – spojrzał na mnie z niezrozumieniem wypisanym w mimice.
 – Tak… ale… ugh! – syknąłem, kiedy chwycił w rękę mojego penisa i dokładnie oblizał go wzdłuż, aż po samą nasadę. Zrobił to kilka razy. Wahadłowo. 
 – Co takiego? – zapytał, trzymając go prowokująco, dmuchając na niego ciepłym oddechem.
 – Nic… zrób to już. Proszę… – wyszeptałem, wplątując palce w jego blond włosy.
 – Ale ja przecież nie umiem – droczył się z łobuzerskim uśmiechem na ustach, dłonią przesuwając leniwie wzdłuż członka. Widziałem to, bo na chwilę otworzyłem oczy.
 – Po prostu włóż go… och tak! Właśnie tak! – jęczałem ekstatycznie, czując jak wpycha go sobie niemal nachalnie. Zacisnąłem zęby, aby nie jęczeć jak dziewica, kiedy mnie smakował. Chciałem, aby go kosztował powoli, w koncentracji…
            Po chwili jednak zacząłem czuć, że ssie mnie z zapamiętaniem, zapominając że to nasz pierwszy raz. Że powinno być zmysłowo, ekstatycznie, subtelnie… 
 – N-nie tak… za mocno… – szeptałem ku niemu, pochylając głowę i zaciskając mocniej palce na czuprynie Akiry. Nie sprawiał mi bólu, ale chciałem, aby robił to wolniej… aby się mną rozkoszował.
            Zaczął od nowa. Wyjął go, drażniąc chłodem wieczoru i przejechał wzdłuż kilkakrotnie językiem, okrążając jego czubkiem główkę. Głaskał go od dołu koniuszkami palców, przysuwając głowę bliżej.
            Przeszły mnie ciarki na całym ciele. Wypuściłem z świstem powietrze z ust i złapałem głęboki oddech, kiedy umieścił go znów w swoich gorących ustach. Teraz robił to idealnie. Nadawał cudowne tempo.
            Tak… rozpływałem się w jego wargach z głośnymi jękami. Pieścił mnie w taki sposób, że myślałem, że za chwilę oszaleję. Zginałem palce u nogi, jaką miałem przewieszoną przez jego umięśnione ramię, to znów rozluźniałem, by za chwilę ponownie je mocno ugiąć, wyjąc w transie.
            Przekuł mnie kolejny oszałamiający impuls, kiedy go połykał. Zacząłem się powoli poruszać, ocierając o krańce jego zębów. Pewnie wysuwałbym się z jego jamy i wsadzał mu go ponownie w brutalnym rytmie, gdyby mnie nie przytrzymał za udo, jakim go obejmowałem.
            Chłonąłem wszystkie te ułamki sekund w przerwach, kiedy zamykał mnie twardego w wargach, po czym wysuwał, aby ostudzić w dręczący, ale wspaniały sposób. Akira czując, że jestem już wystarczająco rozpalony, wyjął penisa z swoich ust. W jednej chwili zalała mnie fala zimna, aż po końcówki włosów. Poczułem jak pulsuję w całym ciele, pocę na udach, uginam w nogach zmiękłych od ssania mojego prącia. A wszystko to za sprawą ust tego człowieka, który właśnie zdejmował na klęcząco swoją bieliznę. Widok jego napuchniętego narządu przyprawił mnie o pulsowanie otworu, chociaż jeszcze nie wsunął się w niego.
 – Kocham, kiedy nie wiesz, co zrobić – patrzył na mnie takim spojrzeniem, jakbym był spłoszonym zwierzątkiem w jego rączkach. Przyciągnął mnie do siebie za nadgarstki. Opadłem na niego. Chciałem jakoś zaprotestować, nie być tak „łatwym”, ale kiedy poczułem jego uda… jego umięśnione uda pod nagimi pośladkami… Instynktownie zacząłem rozwierać nogi i ocierać się ruchem prawie bezwiednym, pojękując niemal prosząco, aby mnie już brał…
 – Od kiedy ty wiesz, co robić?– sapnąłem cicho.
 – Jeśli wątpisz, powiem ci, co będę robił – wyszeptał do mnie takim głosem, że myślałem, że na sam jego dźwięk dojdę. Ścisnąłem zęby, kiedy zaczął do mnie mówić seksownie zniżonym tonem. – Położę cię w tym stogu, rozłożę ci uda i będę patrzył na ciebie, jak leżysz przede mną gotowy do kochania się, niemal błagając mnie wzrokiem, abym już to robił. Taki spragniony, bezradny… Później, kiedy już nacieszę oczy twoją bezsilnością, przejadę językiem między twoimi…
 – Nie kończ… – syknąłem, odchylając się, aby uciec od jego szepczących ust. Wyobraziłem to sobie. Wyobraziłem, jak liże mój otwór.
 – Wejdę w niego językiem. Widzisz to? Jak powoli, ale głęboko, coraz głębiej wdrążam się w niego? Będę językiem penetrował twoje wnętrze, nasłuchując jak jęczysz. Na pewno jesteś tam bardzo wrażliwy i nie będziesz mi szczędził odgłosów…
 – Nie zrobisz tego… – mamrotałem bezradnie, nie umiejąc mu spojrzeć w oczy.
 – Dobrze. Zatem…
            Już nic nie powiedział. Zabrał się do spełnienia obietnic. Krok po kroku.
            Uniósł moją miednicę i zarzucił sobie moją nogę na ramię tak, jak wcześniej, kiedy robił mi… robił mi dobrze od przodu. Tym razem jego język…
 – A-agh! – zacisnąłem powieki i wygiąłem się, gdy poczułem jak wylizuje moją jamkę. Wolno. Dokładnie. Tak, jak to opisywał.
            Zaciskałem pięść, mnąc w palcach słomę, gdy jego wargi, język, ślina… Był tam, czułem go.
 – N-nie będę jęczał – syknąłem, zaciskając bardziej zęby na dolnej wardze. Akira zaczął mocniej poruszać się w moim wnętrzu, kołując okrężnymi ruchami. Zacząłem zwierać mięśnie, ale jemu to nie przeszkadzało. Kiedy wodził językiem po obrzeżach mojego otworu, ledwo powstrzymywałem się, aby nie zacząć się wierzgać. – N-nie jęknę… nie… ach! – zgiąłem się. Czułem jak już cały pulsuję.
            W końcu zrobiłem to. Uległem. Udało mu się sprawić, abym jęczał. Tak było lepiej, kiedy przestałem mu się opierać. Wszystkie odczucia zaczynały tętnić i wlewać się we mnie po brzegi. Stękałem głośno, odchylając głowę w tył. Wysunął się ze mnie. Poczułem chłód gładko wślizgujący się w moje wnętrze, kiedy mnie opuścił. Jego ślina działała kojąco na żar wokół jamki.
            Akira puścił moją miednicę i zdjął nogę ze swojego ramienia. Patrzyłem mu w oczy porozumiewawczo. Oboje wiedzieliśmy, jaki będzie kolejny krok. Rozłożyłem posłusznie nogi, nie mając siły się stawiać i dalej igrać z Reitą. Byłem już tak napuchnięty, że bolały mnie wszystkie dolne partie ciała. On również wyglądał na rozpalonego do resztek świadomości. Namoczył przejściowo swój członek śliną, łudząc się, że na tą chwilę musi to wystarczyć. Spojrzałem kątem oka na połyskującą główkę, która w chwilę później weszła we mnie.
            Najchętniej bym krzyczał, czując jak rozciąga moje podrażnione sfery. Słoma wbijała mi się w plecy. Miałem ją nawet w swoich włosach, kiedy odchyliłem głowę, wyjąc z boleścią.
            Akira nie był brutalny, ani zachłanny. Przy każdym moim zbolałym jęku, zatrzymywał się, aby mnie przyzwyczaić do jego grubości. Nie wchodził nachalnie z całych sił, aby wsunąć się od razu do końca i uderzać we mnie bez opamiętania. Naprawdę starał się dawać rozkosz nam obu. Widziałem to na jego twarzy, która wyrażała skupienie. Przymykał powieki. Pojękiwał suchymi wargami, kiedy wkładał go dalej, a ja żałowałem, że oboje byliśmy zbyt zdesperowani, aby najpierw zrobił mi delikatną palcówkę.
            Kilka chwil później czułem już, że odpływam. Że porywa mnie niepohamowany rytm. Że zaczynam się miarowo poruszać, nabijając na jego członek, który pocierał mnie w środku. Objąłem Akirę nogami. Chciałem by był jeszcze bliżej, głębiej… Odnaleźliśmy wspólny rytm idealny dla naszych ciał. Miałem wrażenie, że się we mnie topi. Akira ścisnął nasze dłonie w czułym objęciu. Cała pulsowała.
 – Mocniej…! – krzyknąłem panicznie, zaciskając pulsujące uda, splecione wokół jego śliskich pleców. Krzyczałem, bo czułem, że uderza w moją prostatę, co było niesamowitym doznaniem. Nikt jeszcze tam nie był… Nikt nie wywołał takiego orgazmu… Pracował do ostatniego pchnięcia, nie przestawał ani na chwilę, dopóki nie wybuchnąłem. Jemu również niewiele brakowało – nawet nie zwracałem uwagi, jak jęczał, gdyż krew uderzyła mi do głowy. Zacisnąłem paznokcie na jego barkach w ostatniej chwili, odciskając na nich ślad. Doszedłem pierwszy, tracąc na chwilę kontakt z rzeczywistością. Pociemniało mi przed oczami, pewnie dlatego, że zacisnąłem powieki panicznie, kiedy wytrysnąłem.
            Chwilę po moim odpłynięciu, chyba wystrzelił Akira, bo opadł na mnie bezwładnie, nie zwracając uwagi na moje ciche nawoływania, mamrotane do ucha w częściowym odurzeniu. Tak, doszedł, bo jego sperma ściekała po moich pośladkach. Wolnymi ruchami palców głaskałem go po głowie. Zasłużył sobie, był wspaniały ale… nie, nie powiem mu tego.
 – Było dobrze? – wyszeptał do mnie słabo. Nagle jego głos stracił całą swoją moc, ale jego twarz nadal wynajdywała siły, aby mimochodem się uśmiechnąć. Bawił się zmokłym puklem moich włosów.
 – Tak – odpowiedziałem monosylabicznie, przypominając sobie stopniowo, jak się mówiło. – Tak, było dobrze – powtórzyłem odważniej.
            Akira gładził mnie po głowie z otumanionym półuśmieszkiem, wypatrując na mojej twarzy czegoś, na co wydawał się wciąż czekać. Byłem ciekawy, czego jeszcze oczekiwał po mojej mimice, skoro zdawał się być niepocieszony tym, że widział mnie jak szczytuję.
 – „Nie będę jęczał”, hm… Krzyczałeś głośniej niż nie jedna moja…
 – Kochanie, proszę. Nie dzisiaj. Nie w tej chwili… – uciszyłem go, kładąc mu symbolicznie palec na ustach. Byłem w zbyt dobrym nastroju, po jednym z najlepszych orgazmów, jakie było mi dane przeżyć.
 – „Kochanie”? – zdziwił się moim wyznaniem Reita. Uciszyłem go pocałunkiem. Chciałem go dalej całować. Nie dla podniecenia, którego było dla mnie dość na cały tydzień, ale ze względu na chęć dzielenia się z nim czułością. Chłonęliśmy swoje wargi, już nie spiesząc się, aby zaspokoić jak najszybciej. Chciałem mu pokazać w ten sposób, jak dla mnie jest ważny w tej chwili… Jak wiele mi przed momentem dał…
            Nasze romantyczne chwile przerwały czyjeś podniesione głosy, które wydobywały się sprzed szopy.
 – Mam nadzieję, że tutaj nie wejdą… – wymruczałem niezadowolony w jego usta. Oby to nie była ta cała Satsu… Chociaż z drugiej strony, dobrze by było, gdyby nas razem zobaczyła. Nie, już nie trzeba było się mścić. Satsu była dalekim i przezwyciężonym snem.
 – Lepiej ukryjmy się w tym stogu – powiedział Akira, przykrywając mnie bardziej swoim gorącym ciałem. Wstrzymałem oddech w klatce piersiowej, czując jak mnie wgniata w kłujące siano. Mimo wszystko, jego obecność między moimi nogami była bardzo, bardzo…
 – Może tutaj wlazły. Słyszałem w środku jakieś odgłosy – powiedziało przemądrzale głośne skrzypnięcie wrotami. Do środka wtoczył się bez właściciela promień latarki, oświetlający nikle czerń wieczoru. W ciągu dalszym nie oddychałem, bojąc się, że nas znajdą. Nie widziałem kim była osoba, która zaglądała do środka, ani czy była sama. Szczerze, niewiele mnie to interesowało, ale chciałem, aby jak najszybciej stąd wyszła, bo było mi zimno w przeciągu. No co? Wiało mi po tyłku!
 – Na górze coś szeleściło – odparła inny uczestnik „ekspedycji”, a światło latarki szurnęło po ścianach na pięterku. Było blisko.
 – Bez przesady, Hasebe. Dziki jeszcze nie nauczyły się latać – zaśmiała się jakaś kobieta. Chyba znałem skądś jej głos. Poznawałem go przez otulinę wspomnień, które częściowo, niechętnie wracały. – Chodźmy stąd, marnujemy czas. Nie ma ich tutaj. Musiały spłoszyć się moim synem.
            Tak, teraz byłem pewny, że znałem ten damski głos.
 – Dzięki mamo – wymruczał do mnie ledwo dosłyszalnie Akira.
            Intruzi nie znalazłszy tego, czego szukali, wyszli ze stajni, zostawiając lekko uchylone drzwi. Po naszych ciałach zawiało chłodem nocy. W środku było całkiem ciemno, ale moje oczy już przyzwyczaiły się do braku oświetlenia. Nikło rozjaśniał nasze sylwetki blask księżyca w kształcie litery D. Mimo, że nie był pyzaty, ten widok był dla mnie magiczny. Ta lśniąca tarcza otulona wokoło drobnym, gwiezdnym pyłem… Musiałem zaćpać się testosteronem.
            Usłyszałem westchnięcie ulgi Reity tuż przy… w swoim uchu. Zadrżałem, przeszyty falą gorąca.
 – Chyba lepiej będzie tutaj zostać na nockę – uznał Akira, skubiąc wysuszone źdźbło, które wyjął mi z potarganych włosów.
 – W tym sianie? – zmieszałem się. Nie potrafiłem zasnąć nawet na gąbkowym materacu, co dopiero mówiąc o kłującym mnie wszędzie, sztywnym zielsku.
 – Skarbie, to nie jest siano. To słoma – poprawił mnie w sposób typowy dla wioskowego chłopca. Chyba jego tendencja do powrotu do czasów dzieciństwa nie zniknęła tylko dlatego, że w końcu się z kimś przepieprzył, gwoli przypomnienia, że już ma w pełni wykształcone jaja.
 – A co za różnica? – wydąłem usta.
 – Spora. Siano to ścięta łąka w tak zwanych sianokosach i służy przeważnie do karmienia zwierząt. Słoma to wszystko to, co pozostało ze żniw, czyli głównie łodygi zbóż. Tej używa się do wyścielania obór, stajni… Jest zbyt sztywna, aby zwierzęta mogły ją spożywać – wytłumaczył mi wylewnie, a ja zbaraniałem. Chociaż dla mnie nie było żadnej różnicy pomiędzy tymi terminami dla Akiry pewnie brzmiało to tak, jakbym pomylił spódniczkę z sukienką.
            Ziewnąłem krótko, zasłaniając usta ręką.
 – Przez chwilę poczułem się jak gówniarz uprawiający seks potajemnie przed rodzicami – przyznałem z lekkim uśmiechem. Może faktycznie ten drobny urlop podziała na mnie odmłodzająco?
 – Seks w słomie… – zamruczał do siebie Reita, ujmując miętoszone źdźbło w wargi. – Chyba właśnie spełniłeś jedną z moich skrytych fantazji.
 – Wybacz, ale nie chcę poznawać następnych w najbliższym czasie – odparłem nonszalancko, odwracając się tyłem do mężczyzny.
 – Dlaczego? Przecież powiedziałeś, że było dobrze…
 – Jestem zbyt zmęczony, aby się tłumaczyć. Zimno tutaj trochę. Da się załatwić coś do okrycia? – zamieniłem temat, wciągając na nagi tors swoją koszulkę, którą znalazłem po omacku. Kiedy ją założyłem okazało się, że ta akuratnie była Akiry.
 – Zobaczę – odpowiedział i zaczął schodzić po drabinie na dół. Całkiem nagi… Ten chłopak albo jest bardzo głupi, albo bardzo odważny (albo też cholernie wydolny immunologicznie, bo mi by zmarzły nie tylko pośladki, ale – co ważniejsze – pisanki). Na wszelki wypadek wcisnąłem się bardziej w słomę, aby przypadkowy przechodzący nie mógł mnie wyłapać spojrzeniem. To, że Akira jest zboczony w tej wsi pewnie jest powszechnie wiadome. Wychowywał się tu i tutaj przeżywał swoją „burzę hormonów”. Zrozumieją czemu biega nago samemu po starej szopie…
            Po chwili wrócił do mnie na piętro, trzymając w ręku coś, co nie wyglądało na koc, jako że miało za bardzo nieregularny kształt.
 – Co to? – zapytałem.
 – Derka od konia. Wybacz, nie znalazłem nic innego.
 – Może być – otaksowałem znalezisko i okryłem się nim pobieżnie. Od razu wypełniło mnie przyjemne ciepełko, aż po nasadę włosków na ciele. Co prawda nie było ono porównywalne do gorąca jakie dawała bliskość Akiry.


            Objąłem go kurczowo rękami oraz nogami, nastawiając tak, aby jego oddech muskał moje obojczyki. W tej pozycji zasnęliśmy. 

3 komentarze:

  1. Dzisiaj znowu naszło mnie, aby to przeczytać i jak zobaczyłam tylko jeden komentarz to postanowiłam to zmienić.Chyba jedna z moich ulubionych części chociaż kocham całą tą serie. Chętnie zawsze powracam do tego by jeszcze raz przeczytać. Za każdym razem tak samo zachwycam się tym. Pewnie teraz byś powiedziała, że potrafisz lepiej. Mimo, że minęło już trochę czasu to za każdym razem tak samo mnie wciąga. Chyba nie ma opowiadania, do którego bym tak często wracała. Co dokładniej tej części to chyba nie muszę mówić dlaczego jest moją ulubioną ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wszystko zostało tutaj tak płynnie przedstawione, nic nie było na siłę, wszystko potoczyło się jakby swoim naturalnym biegiem. Uwielbiam ten doskonale wpleciony humor. Aż mnie trochę poniosła wakacyjna nostalgia. Och i w ogóle jeszcze mogłabym posłodzić trochę, ale zrobiło się późno.
    Pozdrawiam i życzę wenki do kontynuacji xD

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM, KOCHAM,KOCHAM, KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM, KOCHAM,KOCHAM, KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM,KOCHAM TO!

    OdpowiedzUsuń