Dobudzał
mnie poranny chłód, szczypiąc po łydkach wystających spod przykrótkiej,
pasiastej derki. W nocy najwidoczniej musiałem się wierzgać, bo znów się
poodkrywałem. Niska temperatura drażniła mnie między nogami, więc uchyliłem
rąbek narzuty, chcąc sprawdzić dlaczego. Szybka ocena: nie mam na sobie majtek.
Uśmiechnąłem się w duchu. A więc wszystko to, co zapamiętałem, było prawdą –
kochaliśmy się. Ja i Reita.
Szkoda,
że to nie ja byłem u góry, ale Akira też był całkiem dobry. Może trochę
wymagający… Hm, słowo „całkiem” pasowało idealnie. Ten „dobry” był kwestią
dyskusyjną, gdyż czułem przenikający ból przy mocniejszym ruchu biodrami. Udami
też – musiałem leżeć rozkraczony dłuższy czas, naciągając ścięgna, ale w
rezultacie – opłacało się. – Proszę, proszę. Widzę, że od rana wiesz, jak
postawić mnie na nogi – oznajmiła blond czupryna Akiry, wdrapująca się właśnie
po drabinie. Poranne światło odbijało się w jego włosach refleksami.
Przesunąłem
spojrzeniem za jego oczami wycelowanymi w granicę, gdzie kończyła się moja
koszulka, a zaczynała cała ekspozycja od-pasa-w-dół. Odchrząknąłem, ale nie
zasłoniłem się. Wiedziałem, że to lubił.
– Ano, wiem jak cię „postawić”, ale
niekoniecznie na nogi – zaoponowałem z przekąsem.
– To dobrze. Przyda się.
Wspiął się na
pięterko i pomachał mi jakimś koszykiem nad głową. Czułem znikomy zapach
jedzenia, wydobywający się spod wiklinowej pokrywy.
– Co to jest? – zainteresowałem się. Aromaty,
wpadające w głąb moich nozdrzy przypominały mi, jak bardzo byłem głodny.
– Wybierzemy się na mały piknik.
Nie
musiał dodawać już żadnej zachęty. Sama propozycja była wystarczającą zachętą
dla burczącego brzucha. Nawet dziwnym trafem przestałem dostrzegać pierwszorzędne
potrzeby umycia się i zmiany wczorajszych ubrań.
– No to… Idziemy – poderwałem się tak
żywiołowo, że całkiem posłusznie – prawom fizyki, nie mojej woli – jądra
podskoczyły mi jak piłeczka pingpongowa. Wtedy dopiero sobie przypomniałem, że
świecę nagością.
Rei
porozumiewawczo odchrząknął, jakby to było skrócone wydanie: „Nie żeby mi to
przeszkadzało, ale chyba powinieneś się ubrać. Tak, żeby nie zapłacić mandatu
za publiczny ekshibicjonizm”. Akira zawsze zadziwiał mnie bystrością swojego
umysłu. Zaraz… jest coś takiego jak: „niepubliczny ekshibicjonizm”?
Schyliłem
się i zacząłem na klęczkach szukać reszty mojej wczorajszej garderoby, ze
szczególnym akcentem na bieliznę. Reita przykucnął obok mnie, dokładnie
lustrując to, jak miotam się po parkiecie z gołymi świętościami. Byłem w tamtej
chwili chyba jak celownik na tarczy, w który należy trafić. Wyraźnie z czymś
się bił w swoich dwuwymiarowych myślach – zawsze odnosiłem wrażenie, że myśli
Rei’a wyglądają jak koślawa kreskówka. Kolorowe, przerysowane i banalne.
– Gdzie ty mi rzuciłeś te majtki? – zapytałem
oskarżycielsko.
Akira
milczał z przygłupim uśmieszkiem na ustach, namyślając się nad punktacją na
tarczy, w którą nieźle byłoby trafić. Naturalnie była to setka, umieszczona po
środku mojego tyłka. Chyba nawet po
wczorajszym sekscesie czerwona…
– Nie ciesz się – sarknąłem, naciągając niżej
koszulkę, aby chociaż przysłonić swój wiszący interes. Nie musiał go mierzyć
wzrokiem, aż tak dokładnie. Zwłaszcza, kiedy był mały…
Rei
nadal był nieporuszony moimi monologami. Kompletnie mnie nie słuchając, na
czworakach przybliżył się do mnie i objął od tyłu.
– Dzień dobry, Kochanie – wyszeptał w stronę
mojego policzka, na którym zdążył wezbrać rumieniec, kiedy tylko poczułem dłoń,
gładzącą moje ciało poniżej pasa. Zwrócił moją twarz w swoją stronę i złożył na
ustach motyli pocałunek.
– Nie wiem, czy taki dobry – pogłaskałem go po
torsie.
– Aż tak boli cię tyłek? – zapytał odrobinę
dumnie. Odnosiłem wrażenie, że z tego tytułu odczuwa jakiś… prestiż? Pewnie
tłumaczył to sobie na swój akirowy sposób: „mam tak dużego, że aż do dziś go
boli!”. Nie przyszło mu do głowy, że wszystko to przez to, że jeszcze wczoraj
byłem czymś na wzór dziewicy.
– I co ci tak wesoło? Przy zatwardzeniu boli
tak samo…
– Fuj. Jesteś obleśny – zniesmaczył się, ale
na jego pięknej – od wczoraj? – twarzy nie pojawił się grymas. – Po tych
słowach, chyba jednak wolę, żebyś ubrał coś na dupę. Bo zaczynam wątpić w to,
że obtarł cię mój sprzęt – odsunął się teatralnie zbrzydzony i sięgnął do
jednej z pokryw kosza, wyciągając z niego czysty komplet ubrań.
Chwyciłem
je jak topielec kaftanik i zacząłem się ubierać ku niezadowoleniu Akiry.
– Dobra, jeszcze muszę się umyć – oznajmiłem,
zapinając rozporek, co definitywnie położyło kres mojemu negliżowi.
– Ale to wiesz… tak na paluszkach – Rei
wywrócił oczami porozumiewawczo, jakby chciał coś dopowiedzieć w domyśle.
Ściągnąłem brwi do siebie i spojrzałem na niego, oczekując wyjaśnień.
– Ekhm? – zakasłałem wyczekująco.
– No bo… Jakby ci to powiedzieć…
– Po japońsku, bo widzę, że chcesz mi coś na
migi wcisnąć.
– No wiesz… tak jakby wczoraj nie było nas w
nocy w domu i ten…
– Boisz się szlabanu od mamy? A niby to ja
miałem przesrane z ojcem – zacmokałem z przekąsem.
– Bardzo kurna śmieszne. W sumie gdyby tylko
mnie nie było wtedy w domu, to wiesz… pół biedy. W końcu jestem dorosłym
mężczyzną i…
– Że masz wykształcone jaja i byłeś seme, nie
znaczy, że jesteś dorosły… – uśmiechnąłem się przebiegle. No tak, wracamy do
codzienności.
– …powiedział facet, który kupuje ciuszki na
dziale dziecięcym – odpowiedział mi równie jadowicie.
Odchrząknąłem,
aby zakończyć tą sprzeczkę i zaprezentować moją psychiczną dojrzałość, jakby
tej fizycznej dojrzałości nie było dostatecznie widać.
– No to…co chciałeś powiedzieć?
– To trochę podejrzane, że nas obu nie było na
noc.
– Też mi problem… Byliśmy w mieście,
schlaliśmy się i zostaliśmy w hotelu – wyłożyłem mu, jak w moich oczach wygląda
nasze alibi dla mamusi Akirci.
– Czy ja wiem…? Nie lubię kłamać.
– Dobrze, doskonale rozumiem twoją moralność.
Przepraszam, że chciałem cię tak haniebnie nakłonić do grzechu. Akceptuję twoją
odwagę cywilną. Po prostu pójdziemy i powiemy pani Suzuki prawdę, że
pieprzyliśmy się na pieska…
– To była misjonarka – poprawił mnie, a ja
chwilowo urwałem, patrząc na niego, jak na kretyna. Boże, z kim ja się
zadawałem? Nie dziwię się, że wylądowałem z tym człowiekiem w końcu nago w
słomie. Po tak długim stażu znajomości z takim zbokiem było to prawie
oczywiste.
Mierzyliśmy
się długo wzrokiem, aż w końcu Reita wybuchnął, nie zrozumiawszy że powiedział
coś-nie-tak.
– No co?
– Czasami się zastanawiam, którą „kulą
mózgową” myślisz…
– Chyba półkulą.
– Masz półkuliste jądra?
– Nie poczułeś wczoraj jakie? Przecież się ocierały…
– Nie było pytania – odrzekłem, wstając z
podłogi i naprędce otrzepując się.
– Ruki…
– Tak?
Akira
chwycił mnie w momencie, kiedy szedłem w stronę drabinki i przytulił do siebie
tyłem.
– Dlaczego się tak zachowujesz? – wyszeptał
cicho w moje ucho, tonem zmęczonej pielęgniarki na oddziale dziecięcym, a ja
poczułem ciepło w żołądku. Niekoniecznie dlatego, że podniecały mnie
ero-pielęgniarki.
– Bo… bo… taki jestem – wybełkotałem
bezsensownie, jakby to tłumaczyło wszystko, łącznie z moim profilem psychologicznym
i uwarunkowaniami genetycznymi mojej złośliwości.
– Wiesz… takie droczenie się jest zabawne, ale
czasami… – przysunął swoje wargi bliżej mojej głowy, wtulając je w rozczochrane
włosy – …sprawiasz mi przykrość.
Stałem
zdziwiony. Nie sensem wyznania, ale samym faktem, że to wyznał. Reita
rzadko mówił o tym, co czuł. Tylko czasami mu się zdarzało, kiedy się za bardzo
podniecił…
– Przykrość?
– Zdarza ci się traktować mnie jak swojego
wroga. A przecież nie jesteśmy rywalami. Nawet wczoraj mi się nie stawiałeś, w
chwili kiedy mógłbyś to zrobić. Po prostu uległeś. Mścisz się teraz za to?
– Bo… nie wiedziałem, że to ci przeszkadza.
Myślałem, że to lubisz.
Akira
prychnął.
– Tak, jestem masochistą i jara mnie bycie
poniżanym – mówił do mojego ucha. – Nie chodzi o to, że masz mi non stop
słodzić, bo to byłoby ohydne. Po prostu trochę przystopuj. Chciałbym, abyś
chociaż do końca naszego pobytu tutaj traktował mnie jak kochanka.
– Kochanka… – powtórzyłem bezwiednie.
Tak,
to mogłoby być jakieś urozmaicenie. Fakultet miłości. Już dawno nikt nie mówił
do mnie z taką czułością. Największą serdecznością darzył mnie producent, kiedy
okazywało się, że nakład płyt sprzedał się powyżej oczekiwań. Brakowało mi
miłosnych wyznań, mówionych nie do piesków, kotków czy świnek morskich, ale do
drugiego człowieka… – Dobrze, postaram się… Kochanie – te słowa z niezwykłą
ciężkością przeszły mi przez gardło. Nie brzydziłem się ich, ale zrzucały na
mnie dziwny balast odpowiedzialności za to, co mówię.
Akira
pocałował mnie w czubek głowy i rozwarł ramiona, jak sezam otworzony magicznymi
słowami.
– Zmykaj się umyć, bo masz pełno drobinek
słomy we włosach i nie wiem czy nie kilka mrówek…
Teraz
to dopiero wzbudził we mnie histerię. Nagle w te 3 minuty między szopą, a domem
Suzukich nadrobiłem wszystkie opuszczone lekcje wf-u w szkole średniej.
*
Siedzieliśmy
na kocu, w cieniu świerków, na skraju nienaruszonej polany, położonej
centralnie w rewirze lasu iglastego. Dookoła nas panoszyła się fauna i flora.
Miałem nadzieję, że Akira zapamiętał drogę powrotną, bo inaczej wątpliwe, że
ktokolwiek znajdzie nasze ciała, jeśli się zgubimy… Może za kilkaset lat
archeologowie albo buldożery z zarządzeniem wycinki lasu.
Ale
teraz to nie było najważniejsze, a raczej w ogóle ważne. Siedziałem obok Reity
i cieszyłem się jak nigdy pięknem natury… Zwłaszcza pijąc schłodzone piwo –
które średnio lubiłem, ale od święta można jedno wypić. Dzisiaj było święto, bo
odważyłem się usiąść na kocu pośród plagi pająków i mrówek.
Siedziałem
wsparty o Akirę w absolutnej beztrosce. Rei patrzył na mnie z góry, jak
sączyłem napój wyskokowy po chamsku – prosto z butelki – co na tę chwilę mi się
podobało. Czasami było coś pociągającego w zachowywaniu się jak menel.
– Hm, słodko pijesz piwo – powiedział w końcu
po dłuższej chwili. – Strasznie niemęsko.
Zmarszczyłem
brwi.
– Piję barbarzyńsko „z gwinta”. Niby jak mogę
to robić bardziej męsko? Zaprezentuj mi proszę – spojrzałem na niego z
wyższością, pomimo że siedziałem niżej. Nie w porę zorientowałem się, że to
będzie decyzja nieprzyjemna w skutkach. Jak zawsze, kiedy się zadziera z
mrocznym, upartym alter ego Reity.
Akira
uśmiechnął się jak niewiniątko. Zaczerpnął spory łyk piwa i przełknął go
gwałtownie. Chwilę potem rozległ się dźwięk tak zwierzęcy, przeraźliwy i ohydny
dla uszu takiego estety jak ja… Niosące się echem w mojej wyobraźni,
wszechpotężne, wszechobecne… beknięcie.
Automatycznie
odskoczyłem w stylu „na zajączka” na drugi kraniec naszego koca, bojąc się
wycieku niezidentyfikowanego gazu.
– Swoją drogą, jestem o tyle dumny, że nie
pijesz imbirowego – ciągnął, jakby tego rażącego pogwałcenia savoir vivre przed
chwilą w ogóle nie było.
– Jesteś obleśny – warknąłem niemal z odrazą.
– Klimatyczne określenie – przyznał, rozglądając
się po (ob)leśniej scenerii. W końcu jego wzrok znów wrócił do mnie i mojej
naburmuszonej miny. – Ej, no nie mów, że ty nigdy nie wydajesz takich dźwięków
– ściągnął do siebie brwi. – Nie raz słyszałem i czułem, jak ci się tyłem
wymsknęło…
– To był mój żołądek przygotowujący pokarm do
perystaltyki! – broniłem się jak mogłem. Nie lubiłem, jak mi ktoś wytykał jawne
argumenty na to, że też „jestem tylko człowiekiem”.
Ale
przed czym ja się tak wzbraniałem? Sam byłem zbulwersowany i zażenowany, czytając
kiedyś pytanie: „Czy gwiazdy też puszczają bąki?”. Byłem tak wzburzony, że
czułem obowiązek odpisać: „Nie, latwce”, ale uznałem, że puchar Sucharmistrza
nieładnie by wyglądał pośród moich trofeum platynowych i złotych płyt.
– A ja myślę, że to nie był żołądek tylko
dalszy narząd układu pokarmowego – spojrzał na mnie znacząco, a ja odwróciłem
głowę zdegustowany. – Puzoniku…
– Musimy tak drążyć ten temat?
– W sumie nie. Temat twojego tyłka interesuje
mnie tylko w jednym zakresie – mruknął szelmowsko.
Gdybym
nie przełknął szybko piwa, zakrztusiłbym się nim.
– No ja widzę, że co innego cię rajcuje w tym
temacie…
– Nieważne co widzisz, ale co czujesz –
powiedział to głosem recytatora, kładąc rękę na swojej piersi. – A obecnie
czujesz pulsowanie w tyłku. Przyznaj to.
Zacisnąłem
mocniej palce na ciemnej szyjce butelki. Seme się, jak widzę, panoszy, więc uke
musi obrać inną drogę, aby przypiłować mu pazurki.
– Cieszy cię to, że nie będzie seksu przez
najbliższy czas? Ciekawe.
Tym
argumentem dałem mu wyraźnie do zastanowienia.
– Szantażujesz mnie…
– Nie, stwierdzam fakty.
– No to ja stwierdzę fakt, że nie potrzebuję
cię do uprawiania seksu.
Poczułem
jak moje zęby zgrzytają nieprzyjemnie, kiedy momentalnie przed oczami stanęła
mi nocna zmora – Satsu. Wzdrygnąłem się.
– A skoro robimy przegląd faktów, to dorzucę,
że od zawsze byłeś homosiem, bo pieprzyłeś sam siebie de facto faceta.
Akira
zamilknął, nie dając się dalej pociągnąć w spiralę kłótni. Przygryzł dolną
wargę w zamyśleniu, dopiero potem się odezwał.
– Ruki, obiecałeś, że będziesz mnie przez te
dwa ostatnie dni traktował jak kochanka… – powiedział zmartwionym głosem.
Najmocniej
ugodził mnie komunikat, że zostały nam już tylko dwa niepełne dni beztroski,
zabawy i wolnej miłości… Tak, Rei miał dobry pomysł ze spędzeniem tych
czterdziestu ośmiu godzin jak kochankowie. Musiałem się tylko zmobilizować i
ukoić kąśliwy charakter, jaki się przy każdej sposobności odzywał.
Zmizerniałem.
W jednej chwili smak piwa na moim podniebieniu stał się nieznośnie gorzki. Jak
to dobrze, że ramiona Akiry owinęły się wokół mnie jak ciepły szal, a wargi
wcisnęły w moje, językiem zbierając goryczkę z ust, zastępując słodyczą.
– Chcę się tobą nacieszyć… – szeptał w
przerwach między delikatnym, a głębszym pocałunkiem. Chciałem mu jakoś
odpowiedzieć, ale w tej chwili mogłem to jedynie zrobić mową ciała. Masowałem
jego usta swoimi, dotykając w najróżniejszy, eksperymentalny sposób.
– Rei… – jęknąłem cicho, kiedy udało mi się
uwolnić na sekundę od jego penetrującego mnie języka.
Odsunął
się, jakby chciał mi dać dokończyć. Widząc moje zamieszanie, całość
przypieczętował tylko drobnym całusem w czoło.
– To było takie słodkie… – uśmiechnął się.
– Niby co takiego?
– To „Rei”… Jak z jakiegoś filmu.
– Niech zgadnę. Tego pod tytułem: „Wytrysk
hydraulika”? Jeszcze kilka dni temu powiedziałbyś, że to „ohydne” –
przewróciłem oczami z zażenowaniem.
– To było bardzo erotyczne.
Zamrugałem
ostrożnie powiekami.
– Uważasz, że jestem… erotyczny?
– O tak – odparł, kręcąc w dłoniach z nudów
butelką. Przyłożył ją raz ostatni do ust i haustem opróżnił. Oblizał powoli
wargi. – Wczoraj nawet spełniłeś jedną moją… – urwał, jakby uznał, że się
zapędził, co wzbudziło moją czujność. Spojrzałem na niego z uwagą.
– Co spełniłem?
– Jedną z moich… fantazji.
– Seks w słomie? – uśmiechnąłem się głupio
rozbawiony. – To takie… No i gdzie jeszcze byś chciał?
Zainteresował
mnie ten temat jego fantazjowania wokół różnych odważnych sekscesów, w różnych
sceneriach i plenerach. Reita wyglądał na gotowego, aby mi z miejsca wymienić
kilka – jakie zapewne albo dopiero pojawiły mu się w głowie, albo gnieździły
się tam od dłuższego czasu.
– Hm, najpierw ty mi opowiedz o jakiejś swojej
– powiedział w końcu, po długiej walce w samym sobie. – Nigdy nic nie
wspominałeś o swoich pomysłach, pragnieniach.
Sięgnąłem
w głąb mojej najbardziej newralgicznej części mózgowia – wyobraźni. Gdzie
chciałem uprawiać seks, a nie zrobiłem tego, bo cierpię z powodu kompleksów na
tle mojego nagiego torsu?
– Myślę, że to byłoby… trochę pospolicie, ale…
nad morzem. O zachodzie. Ciepły, letni piasek, rozpalone ciała, które obmywa
chłodna, kołysząca się woda…
Rei
zamruczał do siebie, najwyraźniej już odtwarzając tą wizję w swoim małym mikroświecie
playboya.
– I meduzy – dorzucił od siebie. – Ale wiesz…
to byłby taki powolny, intensywny seks. W rytm płynących fali.
– Przy tobie musielibyśmy się kochać w
sztormie.
– Aż tak gwałtowny jestem? – wyszczerzył się
ze swoją donżuańską skromnością.
– Trochę… – odparłem wymijająco.
Tak
naprawdę to był najmocniejszy seks jaki dotychczas uprawiłem. Zawsze to ja
nadawałem tempo – niespieszne, zmysłowe adagio, kiedy to miałem okazję, aby
dogłębnie poczuć partnerkę. Przy Akirze poznałem coś nowego – samego siebie.
Swoją rozkosz, na której byłem całkowicie skupiony. Którą byłem przepełniony.
Zastanawiałem się, czy Rei potrafił robić to jeszcze mocniej. Bałem się
odpowiedzi na dzień dzisiejszy – nadal bolał mnie tyłek.
– Też jesteś trochę romantykiem, Rei –
powiedziałem mu, raz jeszcze myśląc o stosunku w rytmie rozbijających się fal.
W górę i w dół. Raz mocniej, raz delikatniej, nasuwając się na siebie gładko
jak piętra spienionej wody.
– Nie jestem… – zaprzeczył bardziej
oznajmującym niż negującym tonem.
– Czemu? Nie chciałbyś być romantyczny?
– Nie wiem. To chyba zbyt kłóci się z moimi…
„zainteresowaniami”.
– Oj Rei, Rei, Rei… Seks też może być
romantyczny.
Tak,
tylko Reita może nazwać seks „zainteresowaniami”. Mam nadzieję, że nigdy tego
nie pisał w swoim curriculum vitae – chociaż jeszcze zależy, gdzie to CV
składał. Czytałem kiedyś, że w formularzach zgłoszeniowych na wieczorek
amatorek go-go trzeba wypełnić takie pola jak: ulubiona pozycja seksualna czy
fetysze.
I
nagle zostałem zmierzony wzrokiem tak krytycznym, jakbym powiedział na auli
wypełnionej astronomami, że Ziemia jest płaskim dyskiem unoszonym na
gigantycznych słoniach, a Słońce jest bogiem Heliosem powożonym w rydwanie po
nieboskłonie.
– Nie wiem, co romantycznego jest w fakcie, że
wkładam Ci wzwód głęboko w układ pokarmowy, którego odcinek służy normalnie do…
– Tak, tak, wiem do czego! Uczyłem się na
biologii – urwałem mu, bo obawiałem się znów powrotu rozmowy do tematu mojego
odbytu i jego uniwersalizmu. – Chodziło mi bardziej nie o fizyczną stronę, ale
duchową. O uczucia. Przecież to najlepsza okazja, aby się nimi wymieniać.
– Wymieniać… – powtórzył do siebie, jak
student notujący na wykładach. – Tak, jak wczoraj?
Przesunąłem
kciukiem po jego dolnej wardze.
– Nie mów, że nigdy tego nie robiłeś w taki
sposób, żeby wiedzieć, jak to jest.
– W sumie to… – Rei zaczął swoją odpowiedź,
ale w momencie, kiedy posadził mnie na swoich kolanach, przestałem go słuchać.
– …długo tego nie robiłem z kimś, żeby móc się, jak to nazwałeś, wymieniać.
– Fapfap? – zaśmiałem się cicho.
– Ej no – uszczypnął mnie w biodro. – Gdyby
nie fapfap, to straciłbyś cnotę pod namiotem.
– Dziękuję za jednodniową przerwę – mruknąłem
ironicznie. – Zdążyłem się przygotować.
– Dobrze sobie radziłeś – wyszeptał mi w usta.
– Nie potrzebujesz dużo czasu, aby się regenerować?
– A co? – zacząłem się interesować jego
dłońmi, wykonującymi dziwne manewry wokół mojego paska. – Znowu ci się chce? –
jęknąłem z dziwną boleścią w głosie.
– Za dwa dni krucho będzie z seksem. Nie
porucham sobie… – bąkał Reita, odpinając moją klamrę od spodni.
– Że co proszę, nie porobisz? – zamrugałem
speszony. – Mieliśmy traktować się jak kochankowie, a nie jak alfons dziwkę –
zablokowałem jego ruchy, chwytając za przeguby. Zmusiłem go, aby spojrzał mi w
oczy i odczytał z nich, że nie podoba mi się takie traktowanie.
Akira
zrobił smutną, skruszoną minkę i odstąpił od swojego zamiaru.
– Przeeepraszm. Jeszcze raz. Od początku.
Odchrząknął
uroczyście, czyniąc tą chwilę niezłym widowiskiem, jakby szykował deklamację.
– Kochanie. Ja po prostu… Tak cię pragnę. Nie
wiń mnie za to, że jesteś piekielnie pociągający w tej scenerii… Budzisz we
mnie słabość – wymruczał niczym amant, dotykając palcami moich ust, rozwierając
je ostrożnie. Moje policzki pokrył rumieniec. – A rozumiesz chyba, że za te dwa
dni znów powrócimy do celibatu…
– Hm, no kto wróci, ten wróci – odchrząknąłem,
uśmiechając się czupurnie.
– Próbuję być romantyczny, a ty mi to
uniemożliwiasz – mruknął konspiracyjnie, jakbyśmy byli w towarzystwie, a nie
twarzą w twarz ze sobą. Bał się, że to, iż jest romantyczny usłyszą niechciane
osoby trzecie? Niby jakie? Szpiedzy tajnego wywiadu? Mrówki? Trójca
przenajświętsza (czyli Abigaile, Kai i manager)?
– Chyba wolę jak jesteś bezpośredni. Mogę
wstydzić się tylko za ciebie, a nie swoje myśli…
Bo
prawda była taka, że kiedy szeptał do mnie miłosne wyznania, miewałem bardzo,
bardzo… Hm, może po prostu powiedzmy, że rating wskazywałby na „only adult”.
– A o czym sobie pomyślałeś? – oczy Akiry
rozbłysły w półcieniu rzucanym przez gałęzie drzew.
– Oj Skarbie, Skarbie… – pokiwałem głową
rezygnacyjnie, unosząc się i ściągając z siebie spodnie. Teraz wzrok Reity nie
tylko rozbłysnął, ale całkiem zaczął świecić jak sceniczne jupitery.
Nie
musiałem już nic więcej mówić, bo sam zaczął działać. Położyłem się więc na
kocu i po prostu oddałem mu. Jego wprawionym dłoniom. Czułem jak pozbywa się
mojej bielizny i zaczyna pieszczotliwie dotykać męskości pod nią. Najpierw
rękoma. Uśmiechnąłem się pod nosem i zmrużyłem powieki. Teraz lizał mnie.
Przyłożyłem rękę do czoła i zająknąłem cicho. Nagrzewałem się.
Później
uniósł się, aby także ściągnąć swoje jeansy. Patrzyłem na to przez szparki
między uchylonymi powiekami. Kilkoma zdecydowanymi ruchami nadgarstka
doprowadził się do sztywności. Odwróciłem zmieszany wzrok, bo ten widok był
taki…
– Nie przywykłeś jeszcze, co? – szepnął cicho,
ale jakimś cudem donośnie. Przekręciłem głowę na bok i rozsunąłem mu nogi, aby
ułatwić wejście.
– Tylko proszę… delikatnie…
– Jak ty ślicznie prosisz – zauważył Akira,
smarując swój członek czymś… jakimś żelem. Skąd to miał, nie wiedziałem, ale w
tej chwili było ważne tylko to, żeby się dostatecznie rozkroczyć.
Kiedy
we mnie wszedł, cały otaczający nas świat zniknął. Najpierw była rozdzierająca
pustka, która powoli zaczęła mi buzować w głowie sztucznymi ogniami. Czułem, że
cała ziemia pod moimi plecami drży i pulsuje. Życiem. Jakąś energią. Dzikością
– jak to natura. Chyba zespoliłem się z nią jak zwierzę. Każdy krzyk wyrwany z
mojej krtani odbijał się echem między drzewami. Cały las dochodził w mojej
głowie. Ty było niesamowite doświadczenie, którego nie dało się opisać.
Otwierasz usta i słyszysz się wszędzie. W końcu zacząłem szczytować, krzycząc
nieopanowanie. Wyprężyłem się i opadłem. Ptaki na pobliskich drzewach zerwały
się do lotu, wystraszone tym odgłosem.
Otworzyłem
oczy i patrzyłem jak podniebne oczko między sosnami wiruje. Chmury skręcały się
i rozwijały. Chyba tak właśnie wyglądało zobrazowanie VORTEX. Promienie słońca,
jakby deszczem spadały z nieboskłonu. Akira wyprężył się i szarpnął, klęcząc
jeszcze nade mną. Nadal we mnie był, ale również niebawem doszedł. Nie tak
burzliwie… Jego odgłosów nie było słychać jak pobrzmiewają między krzakami.
Trochę tego żałowałem…
– N-następnym razem robimy piknik w parku… –
szepnąłem słabo.
– Lubisz tak publicznie? Przy ludziach?
– Tego jeszcze nie wiem, ale za to wiem, że
publicznie się nie obnażysz.
– Oh, narzekasz! Masz. Otwórz mi piwo…
*
Może
trochę zahartowałem się na życie w niehigienicznym środowisku, ale jeszcze nie
do tego stopnia, aby po seksie niemal-w-trawie nie skorzystać z pełnego pakietu
prysznica Suzukich. Odświeżyłem się, pozbyłem ździebełek trawy ze wstydliwych miejsc
i zawinięty w pasiasty ręcznik poszedłem do pokoju Akiry.
Rei
siedział przy swoim starym biurku i próbował uruchomić archaiczny komputer,
najpewniej pracujący jeszcze na Windows MS-DOS. Wiatrak rzęził, całe pudło
niewyczuwalnie wibrowało, ale w końcu monitor rozbłysnął i wyświetlił pulpit
bez konieczności resetu. Akira skrajnie sentymentalnie uśmiechnął się na widok
tapety z ‘Doraemona’ i zaczął badać zawartość swojego PC z miną archeologa. W
ogóle nie zwrócił na mnie uwagi ani na moje bycie au naturel[2]. Chrząknąłem mu znacząco nad głową ze trzy
razy, ale w zamian usłyszałem zbywające: „Idź do kuchni, moja mama ma jakieś
tabletki na gardło. Nie możesz mieć znów zapalenia krtani”. Uznałem, że pójdę
się po prostu odziać, skoro nie robi mu różnicy stan mojego ubioru (czy też
rozebrania).
Kiedy
wróciłem do facjatki, Akira próbował odpalić jakąś bardzo ważną dla niego grę,
bo przeklinał pod nosem zacofanie technologiczne tego wiejskiego gospodarstwa.
Usiadłem obok niego na krzesełku, zaglądając przez ramię z zainteresowaniem. W
końcu program zaczął współpracować i zainstalował się.
– Co to jest? – zapytałem i podniosłem w górę
pudełko po płycie.
– Gra – odpowiedział z głupim uśmieszkiem.
– No przecież widzę, ale dokładniej… Hm, „Trzy
studentki w saunie”… – przeczytałem tytuł i uniosłem się. – O czym to ma niby
być?!
– O trzech studentkach w saunie, a o czym? –
spojrzał na mnie, nie rozumiejąc mojego poruszenia. – Boże, czemu się tak
emocjonujesz? Usiądź sobie, tak się wygodniej gra.
– Nie mam zamiaru tego oglądać, cyberzboku…
– Nie lubisz eroga[3]?
To moje dzieciństwo!
– Chyba wolałem fatal frame[4]…
– Psychol.
– Kto tutaj jest psycholem… Oglądałeś
dziewczynki w falbankach, które robią loda ogórkom morskim[5]…
w wieku 15 lat! Zaraz, ty dalej oglądasz…
– A ty grałeś w gry, gdzie dziewczynki w
falbankach wypruwały flaki żywcem… I kto tutaj jest chory. Moje gry są
bynajmniej zgodne z realnym funkcjonowaniem świata.
– Ale… co? Jakim „realnym” funkcjonowaniem?!
Patrz! Stosunek piersi do ciała to jakieś 2:1.
– U ciebie nie ma żadnego stosunku
piersi do ciała i mi to jakoś nie przeszkadza.
– Wyłącz to po prostu i zagrajmy w Street
Fightera na emulatorze czy coś… – chwyciłem myszkę i nacisnąłem krzyżyk w
prawym górnym rogu.
– Ej nie, chotto mate! – zaprotestował.
– No proszę. Jeszcze przeglądarka włączona. Bo
jeden pornol to oczywiście mało. Muszą być dwa jednocześnie, takie combo…
Otworzyłem
okno i…
– What the hell? – wydusiłem i złapałem się za
głowę. W życiu nie spodziewałem się takiego widoku… – Czy to jest… Kamasutra
dla gejów? – starałem się na niego nie patrzeć.
Akira
przysłonił swoje oczy dłonią. Przybliżyłem się do monitora, z bliska
przyglądając się kreskówkowym postaciom, ułożonym (splątanym?) w perwersyjne
pozycje.
– Eee… że niby ty chcesz, abym ja… zrobił ci
coś takiego…? – czułem, że rumienię się ze wstydu i zażenowania. – Ja ledwo
zdawałem z WF-u.
– Byłem ciekawy po prostu czy męskie ciało
można poddać takim…
– Eksperymentom fizycznym? – żachnąłem się, patrząc
jak osoba X umieszcza osobie Y swój aplikator spermy w punkt Z. W karykaturalny
sposób.
– Nie chcę ci się znudzić – próbował się
tłumaczyć.
– I dlatego chcesz mnie zamęczyć jak
sierściucha? – ściągnąłem do siebie brwi. – Zaruchany na śmierć… to ciekawe
jaki by na ten temat walnęli artykuł. Dobre na nagrodę Darwina[6].
– Nie mów tak. Po prostu chciałem spróbować czegoś nowego…
Nagle Reita zrobił się taki
przygaszony i skulony w sobie, że zrobiło mi się go szkoda. Nie chciałem
wyśmiać jego męskości.
– Proszę, już nie komentuj tego… Po prostu…
Uch! – wstał frenetycznie z krzesła, ewakuując się awaryjnie do łazienki,
mamrocząc „bo ty nie zrozumiesz”. Wzruszyłem ramionami. Pogubiłem się w
seksualnych nowinkach technicznych, kiedy do obiegu weszła – wówczas
niesamowicie skandalizująca – maska BDSM. Wtedy kategorycznie stwierdziłem, że
tak naświnię w tym wcieleniu, że w następnej inkarnacji za karę zostanę amebą i
będę się rozmnażać po przez podział komórki – nie znając nijak ani uroków, ani
problemów stosunków płciowych. Wbrew pozorom wszelkie fetysze i techniki
sprawiania sobie przyjemności są jak najbardziej cechą ludzką, a nie zwierzęcą.
W końcu to świadome wykorzystanie wyprodukowanych narzędzi do osiągnięcia celu
jakim była rozkosz. W tej chwili żałowałem, że to nie moją twarz wzięli do mema
„I don't want to live on this planet anymore”. Ich strata.
Wykorzystałem absencję Rei’a, aby
przejrzeć bardziej wnikliwie stronę jaką posiłkował się mój
kochanek/chłopak/przyjaciel-od-seksu/BFF (niepotrzebne skreślić). Witryna nie
miała nawet podanych źródeł czerpania informacji, stąd najpewniej były
zapożyczane z tego najbardziej wiarygodnego – własnego doświadczenia.
„na stojąco
Pozycje z tej grupy nie wymagają
żadnego mebla. Partner pasywny może opierać się rękoma o ścianę lub mebel. Te
cechy sprawiają, że pozycja ta jest często stosowana w ciemniach.”[7]
Potarłem brodę w zamyśleniu. Stanie
to jeszcze nie akrobatyka. Na co dzień w młodości zwykłem stać w ścisku metra i
niejednokrotnie przy tym wpychano mi w tyłek nie tylko cudze przyrodzenie, ale
i aktówki, torebki, koszyczki, butelki z wszelakimi płynami, warzywa wystające
z jednorazówek (kabaczki, pory, ogórki i inne falliczne ziemiopłody)[…]. Jak
się tak namyślam, co ja w młodości przeżyłem w środkach miejskiej komunikacji
to nie dziwota, że nie mam ciągotek w stronę sex-shopowych półek (i nie
dziwota, że jestem trochę… zgejowaciały). Może z jubilerstwa przerzucę się na
designera zabawek dla dorosłych… Chociaż nie wiem, czy przebiję projektanta
dopochwowej kaczki, nawet jeśli mam obok siebie takiego fachowca jak Rei-chan.
Tak czy inaczej… miałem chyba jeszcze
jedną rzecz do zrobienia na mojej TO-DO LIST.
[1] Alternatywny tytuł: Śmietnik,
tak, tak, powrzucałam tutaj wszystko, co mi zostało, a nie chciało mi się tego
ciągnąć.
[2] O ludziach „żartobliwie” – nago,
bez upiększeń.
[3] Od ang. erotic game. Gatunek gier
jaki zrewolucjonizował i podbił japoński rynek komputerowy. Odłam visual novel
(czyli dosłownie „wizualnej opowieści”), od której różni się tylko scenami
pornograficznymi. Visual novel są zazwyczaj komediami romantycznymi,
perypetiami bez scen łóżkowych.
[4] Japońska gra typu horror survival
(polegająca na przetrwaniu, cechuje ją mała ilość amunicji, mała ilość
check-pointów [punkty zapisu] itp.) wydana na nośniki PS2. Na zachodzie znana
bardziej jako Project Zero. Kogo to interesuje, to odwołuję tutaj: http://www.gry-online.pl/S016.asp?ID=5379 . POLECAM!
<Enji no-life>
Hahha, nie mogę uwierzyć, że nikt tego nie skomentował. Na prawdę. Tak coś czułam, że Reita nie mógłby sobie otworzyć porno z dziewczynami... A to cwaniak.... A więc tak się bawimy... Na przykrywkę to, a w karcie przeglądarki coś dla gejów? chm... ciekawe ile z tego wykorzysta Ruki w przyszłości; z pewnością to bardzo ubogaci jego relację z nim. :DD Ale te seksy to trochę za szybko, ale co można się dziwić, po takim poprzednim rozdziale zapierającym dech!
OdpowiedzUsuń