piątek, 30 sierpnia 2013

1. SACKBOY/SUCKBOY


* autor: Enji,
* beta: Aguś,
* gatunek: okruchy życia, obyczajówka, trochę wątków erotycznych (a w sumie sporo) i socjologicznych (nigdy nie umiem określić gatunku jednowyrazowo. Albo inaczej: nigdy nie umiem napisać czegoś, co można określić jednowyrazowo: żadnego one shoot, fluffy… Męczące?)
* ostrzeżenia: seksbranża (prostytucja), realizm, dwa spaprane życia, dwóch facetów (pracoholika i artysty bez przyszłości), wulgaryzmy i to dość gęsto; zastanawiałam się nad recydywą, ale to chyba za mocne określenie na kradzieże sklepowe.

Kolejna niczym nie wyróżniająca się, bezpardonowa opowieść o półświatku nieletnich, zarabiających ciałem. Jaka jest geneza ich postępowania? Chciwość czy ostateczność?
Przepraszam, że tak sucho, ale pisane w… specyficznych warunkach.

Fick dedykuję Sakku, jako że natchnienie i pomysł przyszły podczas gadulcowych rozważań z nią ;]. Nie wiem, czy to powód do radości, mieć dedykację pod czymś takim, o takiej treści… no ale. Jeśli Gocha się cieszy, to ja też :3


DOWNLOAD E-REITUKI:





                                                                                                                  
            To był chujowy dzień. I bynajmniej nie rozchodziło się o jakiś rewelacyjny popyt kutasów, które dano mu do obciągnięcia, ale raczej ich brak, plus warunki pracy, jakie dziś mu przysługiwały. Zaczynała się kaminazuki[1]. Słońce w położeniu zenitalnym szczypało w oczy chłopaka, wlewając się przez szyby atrium przed butikami, znajdującym się przy głównej arterii. Na dodatek chyba nawaliła klimatyzacja w tym zapyziałym, nijakim centrum handlowym przy dzielnicy Shibuya – pfu, „centrum handlowe” tylko z nazwy.

            Dziś już nikt tutaj nie przychodził pooglądać przecenione spodnie z zeszłego sezonu. Obecnie ta galeria była już niczym innym jak handlowo-usługowym sex shopem. Burdelem w pigułce. Galerianki były przecież jak sex-jidouhambaiki[2]. W drodze do/z pracy, przelotnie zawsze można było zahaczyć o jeden „automat” (bo tak traktowały swoją pracę panie z branży: automatycznie) i wybrać jedną z opcji: batonik (ręczne obciąganie) lub lodzik (wiadoma alternatywa). Rzadziej w skąpym menu znajdował się furu kōsu[3].

            Kiedy jeleń zdecydował się już na wybraną usługę (chociaż najczęściej każdy klient wcześniej wiedział czego chce lub – częściej – na co go stać), scenariusz był jednorodny: wpłata (jaki automat najpierw wydaje towar, a potem oczekuje na kasę?) w postaci rzeczowej, ale zdarzali się desperaci, którzy oferowali walutę z braku laku. Potem chronologicznie: kabina w męskim, ekspresowa robótka i orgazm-instant. Żadnego pożegnania. Kto żegna jidouhambaiki poza schizofrenikiem?

            Ruki nienawidził kaminazuki, ale dawała ona szersze możliwości i swobody – zawsze mógł wyjść w teren niż wychładzać organizm przy ruchomych schodach w przeciągu klimatyzacji. Kto poprosiłby zasmarkaną galeriankę o zrobienie loda? To łamało przecież podstawowe zasady higieniczne. Jeszcze śmieszniejszą sprawą byłaby galerianka życząca sobie zamiast botków, krople na katar lub antybiotyki. Rukiego nie było stać na samodzielne opłacanie sobie dodatkowych luksusów jak lekarstwa. Ledwo starczało mu na czynsz i jakieś-tam-żarcie – chociaż lepiej nazwać jego racje żywnościowe po prostu „karmą”.

            Chłopak stał przy swojej zwyczajowej miejscówce – niedaleko fontanny, która bardziej przypominała spryskiwacz ogrodowy albo jeszcze bardziej sikającego penisa – bynajmniej dla osoby ze skrzywieniem zawodowym Rukiego.

            Ssał w buzi malinowego lizaka. Nie tylko dlatego, że lubił słodycze, ale był to sygnał, znak wodny jego branży. Bonusowo ubarwiał tą banalną czynność niemal pornograficzną manierą. Nie tyle lizał lizaka, co uprawiał z nim seks oralny. Okrążał językiem swoje usta, kołował nim bezwstydnie po wyjętym lizaku, po czym uśmiechał się sztucznie do przechodniów płci męskiej. Jedni szli dalej, ignorując go – i zapewne byli to zdrowi faceci z wyczulonym wskaźnikiem moralności i bez dewiacji typu efebo-, nimfo- czy pedofilia. Drudzy patrzyli pogardliwie na jego wyuzdane zachowanie i przeganiali do szkoły, grożąc policją. Inni – zatwardziałe heteroświnie – odwracali głowę w kierunku dziewcząt, które afiszowały się z fotkami z purikury[4] ich wydepilowanych specjalnie do zdjęcia, różowych cipek. Chociaż ekshibicjonistyczne gówniary, autorki całej porno fotogalerii na piętrze, cenniki miały wygórowane i tak były bardziej „zjadliwe”.

            Taka już była potęga silikonowych piersi. Pewnie gdyby Ruki miałby cycki, nie stałby teraz i nie przegrzewał moszny w tym podupadłym centrum, ale pozowałby do jakiejś sesji do katalogu z damską bielizną. Na razie ze swoim kurduplastym wzrostem mógł z powodzeniem reklamować tylko majteczki chłopięce w przedziale wiekowym 6-13 lat. Do bielizny męskiej brakowało mu „medialnego” penisa – czyli takiego, co spełnia nie tyle standardy krajowe, co zachodnie. Ale Ruki nie użalał się nad sobą. Nie był z tego powodu upośledzony. Brał tyle, ile mu oferowano jak na jego warunki fizyczne. Nie wybrzydzał.

            Chociaż bezdyskusyjnie był facetem, to wśród rzeszy jego klienteli nie było żadnej kobiety. Jeden, jedyny raz – i na szczęście ostatni – obsługiwał dziewczynę. Sam nie znał dokładnie przyczyny jej wizyty. Stanęła pewnego dnia przed nim drobna, zafarbowana na bursztynowy rudy, kołując żałośnie dużym palcem u nogi po podłodze. Mogła mieć najwyżej osiemnaście lat, chociaż upierała się przy dwudziestu dwóch – Ruki postanowił jej nijak nie legitymować, bo byłoby to żenujące dla nich dwóch. Z litości zaproponował układ – farba do włosów, identyczna do tej, jaką sobie zaaplikowała, w zamian za palcówkę. Po podobnym doświadczeniu – a raczej z racji wcześniejszego jego braku – postanowił zamknąć swój warsztat dla pań. Nie poszło mu źle, jeśli chodziło o spełnienie zlecenia, ale było to wyraźnie zawstydzające. Z roli pracownika, czuł jakby zamienił się w klienta, w dodatku był to jedyny raz, kiedy mu stanął w pracy. Nie mógł sobie pozwolić na takie wpadki, bo to mąciło cały profesjonalizm.

            Chyba wśród kolejnych przechodniów w końcu wyłowił jednego zainteresowanego. Salaryman w czarnym i nudnie nieoryginalnym garniturze zatrzymał się chwilowo, jakby chciał sprawdzić czy nie rozwiązał mu się lakierek, spozierając niepewnie w stronę Rukiego. Chłopak, widząc jego niezdecydowanie, odwrócił się aluzyjnie tyłem i poprawił na swoich pośladkach ciasno opięte rurki. Pracownik przełożył swoją skórzanopodobną aktówkę do drugiej ręki – nie wiadomo czemu ten gest miał służyć – i w końcu odważył się podejść w stronę mizdrzącego się chłopaka.

 – Ile? – zapytał konspiracyjnie, czym wywołał na ustach Rukiego przebiegły półuśmieszek. Mozolnie wysunął ze swoich ust lizaka, niespiesznie oblizując ostatni raz, aby narobić apetytu przyszłemu klientowi.

 – Zależy, na co masz ochotę… – odpowiedział wolno, wyciągając patyczek w stronę mężczyzny.

            Salaryman milczał, jakby się namyślał nad konsekwencjami finansowymi swojego przedsięwzięcia. Ruki widząc brak współpracy ze strony mężczyzny, postanowił go odrobinę pobudzić… Otaksował go wzrokiem od stóp, do końcówek jego postawionych włosów. Był szczupły, schludny, zadbany – zapewne dopiero szedł do biura i chciał zrelaksować się przed dniówką za komputerem (najwidoczniej samo oglądanie pornografii w godzinach pracy wcale mu nie pomagało). Mężczyzna był farbowanym blondynem z ciekawą fryzurą, dość wysokiego wzrostu – strzelał, że może mieć 15 cm w zwodzie, ewentualnie plus minus dwa centymetry. Ruki zastanawiał się, co miałby jako-taką ochotę mu zrobić, bo był ciekawym okazem. Z nudów chyba nawet mógłby się posilić na loda z własnej, nieprzymuszonej woli. Chciałby usłyszeć jak barwnie będzie jęczał – tak, zdecydowanie ktoś taki, jak on musiał być głośny. Czasem było to żenujące, czasem urozmaicało jego pracę. Przyjemnie było słyszeć pochwały na temat jego sprawowania.

 – Może lizaka? – wyartykułował tą kwestię przygryzieniem główki cukierka.

 – Ettoo…

 – Nie masz ochoty na lizaczka?

 – Mam, ale…

            Ruki westchnął.

 – Tak, byłem szczepiony. Tak, depiluję się. Nie, nie przenoszę syfów – wyrecytował od niechcenia. – Pokazać bliznę po szczepieniu? Na pośladku?

 – Sam obejrzę.

            Chłopak uśmiechnął się mimochodem, ogłaszając sukces.

 – Rozumiem, że chcesz czegoś więcej…

 – A ty, czego byś chciał? – odbił piłeczkę. Chyba nie chciał na głos korespondować o tym, co miał za chwilę zrobić mu Ruki. Straszny wstydniś. Może to i lepiej. Nie był napalonym, rozwiązłym dupkiem. I nie był żonaty ani zaręczony – nie miał obrączki na palcu.

 – Myślę, że przydałby się jakieś okulary przeciwsłoneczne, bo ocipieję. Strasznie mnie razi.

            Ruki wziął pod rękę biznesmena, uśmiechając się czarodziejsko. Mężczyzna miał duże, chropowate dłonie – na krótką chwilę przeraził go ich dotyk. Zupełnie inne, niż mają pracownicy biura. Takich palców nie zyskuje się przez monotonne klepanie w klawisze i potajemną masturbację pod sekretarzykiem. Ale co najważniejsze – były cieplutkie. Ręce Rukiego z reguły bywały chłodne. Jedni to lubili – wzdychali, czując tą różnicę temperatur na swoim penisie – drudzy zaciskali zęby. On jednak trzymając tą męską dłoń na krótką chwilę poczuł jak nawiedza go ochota, aby poczuć swoje prącie w jej wnętrzu. To gorąco między i w palcach… Sprawiałoby, że topiłby się, kiedy by go tarł.

            Wprowadził swojego sponsora do jednego z butików. Ostatnio widział tam ciekawą kolekcję okularów przeciwsłonecznych po obniżonej cenie z racji zakończenia sezonu wiosennoletniego.

            Podeszli do stojaków z wystawionym asortymentem i Ruki od razu poderwał okulary, które akurat rzuciły mu się w oczy. Zanim nasunął je na nos, obejrzał dokładnie z każdej strony.

 – Podobają ci się? – zapytał jelenia, pokazując okulary pierwszego wyboru.

 – Chyba są zbyt ozdobne, jak dla mnie. Nie grają z poważnym stylem…

 – Wcale nie. Metalowe wstawki będą pasować do twojego ponurego garniaka. Trochę go rozświetlą. Wyglądałbyś jak alfons – mrugnął filuternie i już wspiął się na paluszki, aby nałożyć mu okulary, ale w pół ruchu zauważył, że przeszkodzi mu w tym maska chirurgiczna na twarzy.

 – Nie jestem alfonsem – poprawił Rukiego. – To ja ci płacę…

 – Ale ty jesteś marudny – wygiął usta znudzony. – Wezmę inne. Te nie będą mi pasować do owalu twarzy.

 – A które będą?

 – Hm – chłopak postukał się po dolnej wardze, przesuwając spojrzeniem powoli po żeberkach podstawki. Przy okazji zaczął poprawiać sobie zjeżdżające wyzywająco z bioder rurki, naciągając mozolnie na pośladki. Salaryman położył swoje spojrzenie na jego tyłku. – Chyba te z białymi oprawkami…

            Ruki stanął na palcach u stóp, wyprężając się jak kot, aby sięgnąć po okulary na ostatniej półce. Mężczyzna oblizał dolną wargę, patrząc na ściśniętą materiałem i wysiłkiem pupę chłopka.

 – Pomogę ci – zaoferował salaryman, niby to bezinteresownie…

            Taa, bezinteresownie… – mruknął do siebie w myślach, czując jak przysuwa do niego swój owy „interes”, ocierając się nim o jego pośladki. Ruki przymknął powieki, bo przeszył go ciepły dreszcz. Tak, wyraźnie było czuć „to” przez materiał.

 – To te? – zapytał mężczyzna, pokazując chłopakowi jakieś damskie okulary. Ruki zamrugał powiekami. Wyraźnie się z nim droczył, bo dokładnie mu pokazał, który model go interesuje.

 – Nie, to nie te – uśmiechnął się przebiegle. – Chodzi mi o te z białymi oprawkami. Czy mógłbyś mi je zdjąć? Tam, na ostatniej półce. Ja chyba nie dosięgnę.

            Mężczyzna nie musiał nawet spoglądać, które mu pokazuje. Posłusznie podał je blondynowi, ponownie ścierając się z jego pośladkami.

            Jeszcze trochę, a mu stanie – pomyślał z triumfem. – Skoro chciał się poocierać, to pobawimy się odrobinkę…

            Nałożył okulary na nos i przyjrzał się pobieżnie w lusterku.

 – Nie, nie podobają mi się. Odłóż je – stwierdził wybrednie, nawet dobrze się nie przyjrzawszy swojemu odbiciu.
            Mężczyzna musiał wyczuć, że sprowokował go niepotrzebnie do igraszek, mimo to bez komentarza spełnił jego prośbę, po raz kolejny przesuwając penisem wzdłuż jego tylnych partii.
 – Hm, a może te z dołu by pasowały? – wymruczał do siebie, schylając się tak, aby wypiąć swój kuszący tyłek w stronę sponsora.

            Mężczyzna odchrząknął, usunął się nieco w tył i naciągnął mocniej marynarkę na swoje jądra, mówiąc niewerbalnie pass. Ruki powątpiewał, aby mu stanął, ale i tak ten gest mocno go rozbawił.

 – Zdecydowałeś się już? – ponaglał go, zdając sobie zapewne sprawę, że czas ucieka nieubłaganie i lada chwila może się spóźnić.

            Ruki stosował ten chwyt niejednokrotnie, przedłużając swoje zakupy, ile tylko pozwalała cierpliwość jelenia – wszystko po to, aby pozostało mu jak najmniej „godzin pracy”. Bojący się karygodnego spóźnienia do biura pracoholicy musieli później jak najbardziej sprężyć się, aby dojść – w obu tego słowa znaczeniach. Chłopak korzystał z tego tricku wtedy, kiedy miał do czynienia z ludźmi… a raczej humanoidami, istotami człekokształtnymi, tudzież reliktami australopiteków. A mówiąc bardziej potocznie: z brzydalami.

            Mężczyzna, który właśnie stał za jego plecami (czy też tyłkiem) i upominał, aby się sprężył, nie wyglądał wcale w sposób tabu, jakby to określiły media. Innymi słowy – dało się na niego całkiem swobodnie popatrzeć. Młody, nie za wysoki, nie za niski, szczupły, elegancko ubrany, chociaż dość wielkomiejsko. Jego twarz zdradzała cechy androgeniczne – być może dlatego Ruki z przyjemnością będzie patrzył jak oddaje się rozkoszy podczas ssania jego fiuta.

            Wybrał w końcu okulary średnio pasujące do niego stylistycznie, ale miał nadzieję, że w jego pokaźnej garderobie (bo jego szafa nie tylko była szafą) znajdzie się coś dopasowanego.

            Wyszli z butiku do głównej arterii. Ruki przesunął nowe okulary na czoło, aby móc przyjrzeć się swojemu klientowi. Wyglądał na zdenerwowanego – trochę jak uczeń idący na swoje pierwsze wagary.

               Już ja go rozluźnię – pomyślał z satysfakcją i chwycił za rękę swojego jelenia.  Z potulnym uśmiechem zaprowadził go do męskiej toalety, na drugim piętrze. Zniknęli za drzwiami oznaczonymi trójkątem. W pomieszczeniu chuchnęła na nich klimatyzacja. W kabinach o tej porze nikogo nie było – pora masowych nacisków na pęcherz rozpocznie się o 12.00 po przerwie śniadaniowej. Wyborny czas.

            Ruki odwrócił się do salarymana i wciągnął go do kabiny – położonej najdalej od wejścia, co czyniło ją najlepszym warsztatem jego robótek. Zatrzasnął zasuwkę w drzwiach. W środku było mało miejsca, ale wystarczająco dla osoby jego gabarytów.

            Pokiwał głową znacząco i przysunął się do swojego klienta. Nie było czasu do stracenia. Czas to pieniądz – motto jego branży. Rozpiął mu koszulę i zaczął wodzić ustami po jego sutkach. Mężczyzna westchnął, kiedy język chłopaka okręcał się po brodawkach. Złapał jego twarz w dłonie i przysunął się do ust Rukiego, które rozwarły się zaskoczone, kiedy wsunął mu w nie język. Całował go mocno, przyciskając do swojego ciała. Chłopak odsunął się zdecydowanie, oblizując wargi.

 – Bez całowania – ostrzegł go.

 – Przepraszam. Nie mam takiego doświadczenia jak ty – mruknął gardłowo, ale potulnie.

 – Z czasem nabierzesz, tygrysie – syknął mu w usta, rozpinając jego rozporek. Szybkim ruchem wszedł ręką w spodnie mężczyzny, sprawiając, że ten stęknął. – Twoja rola jest łatwa. Po prostu stój – mruknął, chwytając za jego prącie i zaczynając posuwać ręką.

            Klientowi stężały mięśnie twarzy. Oparł się o kabinę. Do jego nagiej klatki przywarł drobny korpus Rukiego. Delikatna dłoń pocierała sztywniejący narząd, dopóki nie zaczął sam stać. Nie wiedzieć czemu, ale kiedy zobaczył jego kutasa cała ta fascynacja jego osobą mu przeszła. Stracił swój entuzjazm. Czego więc się spodziewał? Fiut jak fiut. Sztywny, różowy, czasem żylasty…

            Posłał mu przenikliwe spojrzenie, patrząc w jego oczy, kiedy klękał przed nim. Mężczyzna również na niego patrzył. Także wtedy, kiedy oblizywał jego męskość kolistym ruchem i pochłonął ją. Salaryman zacisnął usta. Nie wydał żadnego odgłosu, ku zdziwieniu Rukiego. Postanowił zrobić wszystko, aby doprowadzić tego nudziarza do jęczenia jak dziwka.

            Zaczął ssać monotonnie jego szczyt. Zacisnął wokół niego podniebienie i zaczął poruszać głową w tył i przód. Nadal było głucho. Mężczyzna wplótł dłonie we włosy chłopaka i zaczął je delikatnie szarpać.

            Ruki ścisnął jego jądra, wciągając penisa ustami i wypuszczając. Rozluźnił gardło i włożył go w przełyk. Ruszał głową, manewrując nim w swoim wnętrzu. Ssał go bez pamięci. Tak bardzo się tym pochłonął, że nawet nie zauważył, jak doprowadził go do końca. Przełknął jego spermę jednym haustem i odsunął niepocieszony. Był z siebie niezadowolony. Jego klient nawet nie stęknął. Oddychał ciężko, ale był twardy jak skała. Niewzruszony. Cóż za nudziarz! Ruki poczuł w sobie wzbierający nieuzasadniony, szczeniacki gniew.

            Wykrzywił swoją twarz grymasem. Mężczyźnie to nie umknęło, mimo że był zajęty zapinaniem rozporka.

 – Nie zasmakowałem ci, co? – zapytał cicho, półżartobliwie.

 – Spoko, nie przyprawiałeś mnie o odruchy wymiotne. Wiesz… nie wkładałeś go po migdałki. A uwierz, zdarzali się tacy – wzruszył zobojętniale ramionami. – Więc nie było źle.

            Kiedy klient doprowadzał się do porządku, trwała między nimi tandetna cisza. Wymuszona, trochę nie na miejscu.

 – Jestem Akira – wypalił w przypływie szczerości. – Suzuki Akira.

            Ruki ściągnął do siebie brwi. Że co proszę? A po co zdradzał mu dane personalne?

 – Ojej. Może jeszcze się wymienimy wizytówkami![5] Cholera, chyba nie wziąłem swoich… zaraz. Ja nie mam wizytówek – złapał się teatralnie za głowę i roześmiał nieuprzejmie.

 – To źle. Nie robisz sobie reklamy – skwitował to beznamiętnie.

 – Zboczeńcy są wszędzie. Nie potrzebuję billboardów – odpowiedział mu, odblokowując kabinę.

 – Nie jestem zboczony.

            Akira spojrzał wnikliwie w oczy Rukiego, jakby chciał mu coś telepatycznie przekazać. Chłopak nie zrozumiał – nie umiał czytać w myślach. Tak samo, jak nie umiał wielu innych rzeczy – i wcale nie zamierzał się ich uczyć. Teraz, kiedy poznał imię swojego nowego klienta był pewien, że będą spotykać się częściej. Tak bynajmniej podpowiadał mu zdrowy rozsądek. Ile było w tym prawdy?

            W ten sposób poznał więc Suzukiego Akirę. Ponurego, zagadkowego salarymana, który pomimo swojej pospolitości… Jak to Ruki ocenił w swojej blond czuprynce „był jakiś dziwny”.











[1] Okres październikowowrześniowy, gdy niebo w Japonii jest bezchmurne.
[2] Jap. automaty, najczęściej z napojami lub przekąskami (chociaż w Japonii asortyment sięga aż po kondomy, podpaski i leki na ból głowy).
[3] Od ang. full course czyli pełny zestaw.
[4] Butka fotograficzna, najczęściej w pasażach handlowych.
[5] Japońska „tradycja”. Mówi się, że wizytówka w Japonii jest postrzegana jak dusza. Mówiąc krótko, to coś bardzo ważnego. 

8 komentarzy:

  1. Woah *.* kocham cię za to i blagam o więcej! Niby o prostytucji, a już mi się podoba. *.*

    Please pisz szybko!!!

    taionnoakarigazette.blogspot.com

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ostatnio zaczęłam myśleć ''kiedy tu pojawi się suckboy'' i booom! :D
    Cieszę się, że to będzie dokończone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za intuicja.
      Mimo wszystko lubię tego ficka, kiedyś miałam pomysł na kontynuowanie go, ale muszę go całkowicie zmienić, bo będzie przypominał BORDERLINE, a tego nie chcę. Także czekam na zastrzyk pomysłów, tym bardziej, że sponsoring to temat rzeka~ /Enji c;

      Usuń
  3. Okej, skoro już czytam, chyba wreszcie powinnam napisać jakiś komentarz.
    Enji, Ty utalentowana bestio! Nie wiem, jak to robisz, ale potrafisz mnie wciągnąć w każde swoje opowiadanie. Nigdy nie byłam fanką sesji - schemat cofania się z punktu widzenia bohatera A do punktu widzenia bohatera B mnie męczy - ale reszta Twoich "dzieci" jest świetna. Wydajesz się oczytana, nie ulegasz schematom i potrafisz ciekawie wykreować swoje postacie. Gratulacje~
    Jednak nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pomarudziła. Zwróćcie uwagę - tu zwracam się do obu autorek bloga - na słowo "tę". W języku pisanym nie mówi się (pisanym... mówi? .-.) "tą książkę" (w mówionym, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu, jest to dozwolone). Anyway, jeśli słowo kończy się na "ę", używamy słowa "tę". I koniec kropka~
    Inna sprawa to słowo "bynajmniej" będące wzmocnieniem zaprzeczenia. Na początku tekstu było użyte poprawnie, pod koniec coś się powaliło. "Tak bynajmniej podpowiadał mu zdrowy rozsądek." A może nie wyczułam jakiejś ironii? Chociaż w takim wypadku też by to było niepoprawne. Przynajmniej tak mi się zdaje, specem nie jestem.
    W każdym razie pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle zdolna, co po prostu wyćwiczony wyjadacz... Ćwicz, a będzie Ci dane~
      Bardzo mi miło! Zakładam, że czytałaś więcej moich opowiadań Cieszę się, że skusiłaś się na komentarz, to bardzo motywuje takiego lenia i nieroba jak ja... I przepraszam, że teraz będę troszkę niegrzeczna, ale mogłabyś podać nicka pod jakim Cię skojarzę (tylko Enji nie zna swoich znajomych...)? Nazwa Twojego konta niewiele mi mówi, gomene :<. A wiem, że musimy się znać, bo... bo tak! Intuicja mi to mówi (i Twoje bio na G+).
      Tak, sesje potrafią być męczące. Też nie lubię tej inwersji czasowej w tego typu tekstach, staram się to minimalizować, ale często jest nie do zdarcia, szkoda, bo jestem sentymentalna, jeśli chodzi o sesje. Zawierają one coś, czego sama nie potrafię zaaranżować. Improwizorkę!
      Przepraszam, ten fick ma (żeby nie skłamać) chyba koło 2-3 lat i moja wiedza z polskiego chyba troszkę ewoluowała (mam nadzieję! W końcu zdałam roz. pol. na 80% uff...), także chyba w nowszych tekstach bardziej panuję nad gramatyką. Na pewno już widzę różnicę między "bynajmniej" i "przynajmniej", co mnie cieszy. A ta zasada z "tę" na pewno się przyda! Wydaje mi się, że u mnie to wciąż intuicyjne, ale przyznam się, że mam do teraz kłopoty z odmianą niektórych rzeczowników. A fe.
      Jeszcze raz dziękuję za poprawę i prosiłabym o przedstawienie się (chociaż mi głupio, że mam pustkę w głowie, z kim wymieniam komentarze ._.) <3 /Enji

      Usuń
  4. Jestem zaskoczona, jak Ruki umie ocenić ile będzie miał w zwodzie jego klient XD. Prawda jest pokazana w tym opowiadaniu, zwłaszcza w takich upadłych dzielnicach, gdzie czai się od kurew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w CV się nazywa "doświadczenie zawodowe" albo "umiejętności". Chłopczyna po prostu obeznany w fachu ;D
      Dziwne, nigdy nie widziałam galerianki u mnie w mieście. Nie, żebym chciała... A propos. Mam burdel po drugiej stronie ulicy. Nie wiem, po co to mówię...
      Aha! I dziękujemy bardzo za wiadomość <3 ale o tym szerzej, kiedy już odpiszemy na nią. c; /Enji

      Usuń
  5. O rany! *.* Podpisuję się pod wypowiedzią pierwszą. JA CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!!!!! Ale mi narobiłyście smaczka, nie ma co. Na prawdę. Nie przez sam fakt, że mu to zrobił, ale tematyką i sposobem opisywania zdarzeń - bo to było wszystko takie suche, za suche i to mi się podobało (w sensie ta bezuczuciowość). Chciałabym, by akcja się jakoś rozwinęła, oczywiście też, by Ruki potem rzucił ten biznes dla Akiry, może i nieco dramatyzmu też (i zapewne tak będzie). No, taaaak... Był jego klientem, ale nie do końca ogarniam Akirę. No, bo zapłacił mu, potraktował tak jak każdy, jak po prostu męską dziwkę i nic więcej, chciał to z nim zrobić, po czym daje mu aluzje, że on chce go poznać, nie jest zboczeńcem. W sumie to nadal zastanawiam się nad zdaniem, co też chciał mu telepatycznie przekazać, bo nie rozumiem, co chciał mu przekazać po jednorazowym numerku?

    OdpowiedzUsuń