czwartek, 31 października 2013

Trick or Sex? [OS]

* tytuł: Trick or Sex?
* autor: Enji & Allisven,
* beta: Enji, 
* gatunek: lemon,
* rodziaj: one shot,
* ostrzeżenia: SEX, rozczarowanie~
Jak wiele można powiedzieć na temat lemonów, każdy wie. Z jednej strony dylemat: w końcu seks to płycizna intelektualna, z drugiej: jak opisać seks za pomocą słów?
Dosyć jednak pytań o alternatywę. Czas wyłączyć myślenie, a włączyć wyobraźnię. Wesołego Halloween! Bawcie się strasznie strasznie ;3;

DOWNLOAD E-REITUKI:








Na pierwszy rzut oka, przerażające dekoracje zdobiły domy.  Na kolejne dwa – plastikowe, tanie i obowiązkowo kiczowate. Pękate czaszki i dynie, i krzyże, nie wiedzieć czemu, skoro buddyzm zna krzyże jedynie jako geometryczny deseń na legginsach. W witrynach sklepowych. Cukierniach. Salonach fryzjerskich. Samochodach. Szkołach. Przedszkolach. I przede wszystkim w „po-szkolach”, czyli prywatnych domostwach oraz mieszkaniach.
W jednym z szeregowych domków na sielskim osiedlu przygotowywano się do celebracji owego chtonicznego święta, które przywędrowało zza Pacyfiku. W nieco innej formule i nieco  inny sposób niż robią to małe dzieci łase na halloweenowe łakocie, które japońskie firmy z lubością wypuszczają wtenczas na rynek.
Owszem, licealiści również z chęcią przebierali się w misterne stroje, które miały im ułatwić zdobycie „łakoci”, jednak zakrawały bardziej o seksowne niż wywołujące dreszcz. A jeśli już to dreszcz podniecenia. Zaś pod hasłem „łakocie” powinno rozumieć się słodkie drinki, słony poczęstunek i pikantne okazje oraz mniejsze okazyjki…

 - Hej, Diablico! Zapraszam do środka – syn państwa Suzuki, organizator i host całej imprezy, stał przy frontonie i taksował każdego swoim wampirzym wzrokiem osiągniętym z pomocą circe lenses. Jedynie po plastikowym uzębieniu można były określić, w kogo się wcielił. Miał na sobie tylko czarną, satynową koszulę, która była dyskretnie rozpięta, aby drobny dekolt w serek zaprezentował jego tors w stronę chętnych samiczek zombie oraz kotołaków. Zwykłe ciemne spodnie, kilka łańcuchów zwisało spod skórzanego pasa zapinanego na sporą klamrę. Włosy delikatnie zaczesane do tyłu, świeżo rozjaśnione.

Zaproszenie można było zdobyć łatwo – pocztą pantoflową bądź też elektroniczną. Sprawa komplikowała się w punkcie: wejściówka. Wstęp mieli tylko ci imprezowicze, którzy ujrzeli jego wystające kły, kiedy z uśmiechem otwierał przed nimi drzwi do lokalu niczym selekcjoner w ekskluzywnym klubie. Chłopak wpuszczał w przewadze ślicznotki w skąpych strojach tematycznych i swoich bliższych kumpli, ewentualnie takich chłopaków, których kostium wyróżniał się pozytywnie na tle innych.

 - Czekaj! A ty gdzie tak pędzisz, hm? Jak się nazywasz? - spytał ostrożnie, stąpając na tak niepewnym gruncie jak seksualność. Nie potrafił jednoznacznie określić płci osobnika, który właśnie stanął w progu.

 - Ruki - przedstawił się. Po głosie mógł stwierdzić, że to facet. Akira oblizał wargi, nabijając na język twardy sztuczny kieł. Mały miał na sobie obcisłe, quasi-lateksowe rurki, creepersy na koturnie z underground, gorset unserbust, białą koszulę, ostry makijaż i… czapeczkę policjanta. Bądź policjantki.

 - Możesz wejść - przepuścił gościa in spe i przyglądał się jego kuszącym pośladkom, dopóki nie zniknęły mu z oczu. - Sorki, ale nie ty nie… - odrzucił kolejną osobę.

*

Ruki z niemałą chętką wybrał się na halloweenowe party, kiedy tylko dotarła  do niego plota, że takowe będzie organizowane na chacie Suzukiego. Zatarł swoje rączki, bo w końcu miał okazję, aby włożyć swój zdrożny komplecik, jaki niby-w-żartach dostał na ostatnie urodziny od swojej paczki. Brakowało mu jednak jeszcze małego aneksu, więc podprowadził swojemu ojcu czapkę funkcjonariusza policji. Całokształt zakamuflował za długim jesiennym płaszczem, aby rodzice nie zauważyli jak bardzo nieprzyzwoicie ubrał się ich kochany syn. Gdyby to wyszło na jaw, z pewnością wylądowałby u nich na namiętnej pogadance na temat jego orientacji i profesji, jaką zajmuje się rzekomo „po godzinach w szkole".

Dotarł taksówką pod adres wyłudzony od koleżanki z równoległej klasy i swoim kocim krokiem dobił do drzwi, po drodze zdejmując bardziej teatralnym niż naturalnym gestem płaszcz. Przybił sobie z samym sobą high-five w myślach, widząc błyski w oczach gospodarza na jego widok. Doskonale wiedział - z przecieku a jakże poufnej poczty plotkarskiej - że Akira lubił ostre zabawy i wszelkie udziwnienia.
Ostentacyjnie rozsiadł się w salonie obok reszty szczeniaków, przyglądając się ich prowincjonalnym strojom z hipermarketów czy wypożyczalni pobierających kaucję  w zastaw. Uraczył się jakimś kolorowym napojem, który okazał się być mocnym drinkiem, w dodatku już czyimś...
- Sorki - przeprosił chłopaka i oddał mu literatkę. Mina preparatora trunku była dwuznaczna, kiedy zorientował się, że rozmawia z kimś z kim dzieli płeć, a nie bardzo-płaską-dziewczyną.
Ruki ziewnął przeciągle i rozejrzał się po pokoju. Gospodarz zamknął swoje wrota dla gości, a więc impreza ruszała. A przynajmniej dla damskiej części losowej listy gości…

Koleżanki wzdychały na widok Suzukiego i bardzo ochoczo przysiadły się do niego. Akira czuł się jak Bóg, a co najmniej nadludzka istota, niekoniecznie wampir – chciałoby się powiedzieć „z krwi i kości”, gdyby wampiry jeszcze miały to pierwsze. Rozćwierkane dziewczęta niczym w cyklu owulacji przynosiły mu drinki i pozwalały się dotykać.
 - Sayuri, choć ze mną na stronę - chwycił jej dłoń i poprowadził za sobą w ustronne miejsce, które w większości literatury dla nastolatek jest po prostu toaletą. Nie inaczej było w domu Suzukich.
Kiedy kończył całować się z jedną ochotniczką (ochotniczka od „ochoty”), wracał do pokoju po drugą sztukę i ponawiał rytuał: chował się z nią w łazience.
Był coraz bardziej rozluźniony i podniecony, jednak na tyle trzeźwy, aby jego uwadze nie umknęły ważne dla niego rewiry obowiązków. Dla przykładu, naruszanie jego samczego terytorium oznaczało porachunki z wampirem alfa (bo na parkiecie można było jeszcze znaleźć kilka wersji: beta, gamma, delta).

 - Nie za dobrze się bawisz? – obszedł kontrolnie niskiego chłopaka, którego wcześniej z wielką chęcią wpuścił do siebie na zabawę. Tymczasem Ten stał z niemałą grupką dziewczyn, które go kokietowały i dyskretnie dotykały, a on z nimi wszystkim bez skrupułów flirtował na oczach Akiry.
 - Hej! Mówię do ciebie…

No proszę, Pan Gospodarz jest w siódmym niebie. Ciekawe czy tatuś mu chociaż zostawił kondomy, bo inaczej połowa naszego rocznika zrezygnuje z matury... z powodu dzidziusia - namyślał się Takanori, przyglądając jak krwiopijca poluje na coraz to nowsze niewinne niewiasty. Wzruszył ramionami i sam zaczął czerpać korzyści z tutejszych dziewcząt. Może w mniej egoistyczny sposób.

- Hahaha, Ruuuki~! - zaświergotała grupka nastolatek, otaczając go gromadnie. - Naprawdę to z nim zrobiłeś?!
- A tam, czasem mi się zdarza - odparł nieskromnie, bawiąc się  powietrzu pejczem jaki pożyczył od innej uczestniczki. W tym momencie przeszkodził im Akira, wyraźnie gromiąc wzrokiem Takanoriego. - Bawię się akurat, ale... może gospodarz mógłby coś zrobić, żebym  bawił się lepiej, hm? 
 - Wszystkie chciałybyśmy!
 - Właśnie!
 - Niech ściągnie bluzkę!
 - I spodnie!
 - ... albo tylko spodnie! 
Zachichotały chóralnie.
Ruki również zaśmiał się subtelnie.
 - A kiedy moja kolejka do łazienki? - spojrzał na niego wyzywająco. - Czy przyjmiesz nas „grupowo"? 
 - Paraaami~ - zasugerowały panie, lekko wstawione. 

Akira starał się stwarzać pozory przed paniami, że dobrze bawi się w towarzystwie koła fanek Rukiego. Jego śmiech był jednak cierpki i wymuszony. Kiedy nadarzyła się okazja, popchnął chłopaka dyskretnie na tyły pokoju, dając do zrozumienia, że powinni porozmawiać vis-a-vis. Policjant incognito oparł się o ścianę lekko wystraszony.

- Z pedałem nie będę się lizał - oznajmij krótko Akira. W tym momencie na plecy rzuciła mu się blondynka z własnoręcznie robionymi nekomimi.
 - Ktoś mi mówił, że mnie szukasz - szepnęła i pokazała sugestywnie chłopakowi sreberko z prezerwatywą.
  - Ach, rzeczywiście. Szukałem cię – przytaknął jej odruchowo, uśmiechając aluzyjnie. – Poczekaj na mnie w łazience... – polecił dziewczynie - …bo muszę jeszcze załatwić taką jedną małą rzecz!
Szarpnął za ramię tej Małej Rzeczy i wyprowadził ją z salonu na antresolę.
 - Wpuściłem cię tylko dlatego, że twój strój jest powiedzmy: intrygujący… Ale nie pozwolę ci zabawiać się z moimi gośćmi w moim domu! Mój teren. Moje zasady. Jasne? - zmrużył złowróżbnie powieki, zbliżając się znacznie do Rukiego.

Chłopak słuchał go, przytupując swoją ciężką platformą z nerwów. Zignorował kolejną, pustą wielbicielkę pina colady, która oczywiście zamiast coś do jedzenia przyniosła gumę. I nawet nie do żucia…
 - Cóż, nie mam zamiaru dotykać takich okazów - wycedził wykpiewająco, artykułując gest obwisłego nadgarstka u wymanikiurowanego gyaru. Po raz kolejny spojrzał na krocze młodego Suzukiego. - I nie jestem pedałem. To, że sobie sprośnie żartuję, nie znaczy, że mam na Ciebie ochotę... Dziwne masz myśli, mówił ci to ktoś? - wyrwał się spod objęć dziwnie zapalonego na niego gospodarza. Łamał socjologiczną zasadę tak zwanego „jednego metra”. - Ale skoro nie umiesz mnie odpowiednio rozbawić to nie mam wyboru. Muszę sam szukać rozrywki u reszty gości. 

W tym momencie na półpiętro wbiegła jedna z członkiń grupki adorującej Rukiego, cała spąsowiała.
 - Ruki! - zawołała go w ten dwuznaczny sposób, wprawiając swój głos w lekkie falowanie. Takanori spojrzał wymownie na Akirę, dopiero potem na dziewczynę, która oczywiście chciała tego, czego reszta szukała u gospodarza.
 - Przykro mi, ale łazienka teraz będzie zajęta przez „dłuższy czas". Ale może zatańczymy? - uśmiechnął się szarmancko.
 - Wolnego! - zaproponowała entuzjastycznie i zmyli się na parkiet, ignorując gromowładnego właściciela domu.

 - Kurwa… - fuknął zły, kiedy Ruki go zostawił. Nawet jeśli mieli tylko zatańczyć ta wizja sprawiała, że ciśnienie w jego ciele…
To nie jego wina, że leciał tylko na kobitki. Nie będzie specjalnie kokietował facetów, a raczej pojedyncze wynaturzone sztuki, którym wydawało się, że tytuł gościa upoważnia ich do flirtu wzajemnego z gospodarzem. Mieli sami się sobą zająć tak, żeby tylko nie przeginali ze strefą Wenus.
 - Powiedz lasce w toalecie, że odechciało mi się - w drodze do kuchni wyhaczył Uruhę i poprosił go o przysługę.

Wyjął z lodówki napój energetyzujący i spreparował sobie prostego drinka z wódką. Wrócił do pokoju, gdzie nadal odbywała się halloweenowa domówka. Mniej chętnie pozwalał przysiadać się obok coraz bardziej rozpalonym przez nadmiar alkoholu dziewczętom, które pozwalały sobie na coraz więcej, kiedy on – paradoksalnie – miał ochotę na coraz mniej. Cały czas patrzył na tego drobnego qusi-policjanta, który zepsuł mu humor oraz wieczorowe libido. Popijał drinka z kieliszka, aż w końcu nie wytrzymał narastającej w nim burzy myśli. Zawołał swoją prawą rękę – jako że był praworęczny – Uruhę-kuna i oznajmił mu, że opuszcza gości.
 - Idę do siebie. Przyprowadź mi tego gościa - wskazał niedyskretnie na Takanoriego na odchodne. Mówiąc „do siebie” miał na myśli swoją sypialnię. Nijak to nie wiązało się z „dojściem do siebie”. Wciąż był podenerwowany.

Ruki w tym czasie czerpał w pełni z oferty atrakcji imprezy. Kiedy gospodarz przestał siać terror i się od niego względnie „odwalił”, zaczął bardziej drapieżnie obchodzić się z pannami, jednak nadal bez epizodów podchodzących pod seksces. Wolał pozostać niedostępny, czy też bardziej współcześnie: offline. Niestety, coś mu podpowiadało, że jego zabawa dobiegła końca, kiedy Uruha wezwał go do „pokoju wielkiego brata" na „rozmowę". Zagryzł wargi, ale postanowił sobie, że zostanie wyrzucony z godnością, a przynajmniej upozoruje to jako „nie chciało mi się tu dłużej siedzieć, drętwo było. Za mało dupeczek i alkoholu". 

Zaproszono go do komnaty Suzukiego, która okazała się nie być żadnym zgniłym lochem czy też prosektorium z elegancką trumną. Zamiast niej centralnie stało dwuosobowe łóżko, na którym leżał beztrosko gospodarz, świdrując na niego wzrokiem zza ciemnych soczewek. Nie musiał odprawiać swojego kolegi, sam doskonale wiedział, że musi wyjść.

 - I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał retorycznie Akira, podźwignąwszy się z materaca. Pościel była satynowa, wściekle burgundowa. Najpewniej zmieniona „na specjalną okazję”, zapożyczona z szafy rodziców. - Zepsułeś mi humor i nie mam już ochoty na zabawę. Take responsibility, baby – podchodził do niego spacerowym krokiem i przyglądał się mu jak potencjalnej ofierze. Chyba za bardzo wszedł w rolę wampira.
Mocniej zestresowana i mniej pewna swego wersja Rukiego znacznie bardziej odpowiadała Akirze. Zmienił kierunek swojego kursowania i przystanął przy drzwiach. Zamknął je na klucz, który rzucił na szafeczkę nieopodal. Owszem, trafił, ale klucz ześliznął się z pulpitu i spadł za komódkę, co nie wróżyło ani prostej ucieczki, ani ucieczki w ogóle…

 - Na pewno nie masz na mnie ochoty? – w końcu padło wstydliwe pytanie ze strony Suzukiego. Oparł dłoń o framugę i zawisnął nad chłopakiem. – Nigdy tego nie robiłem z innym - przyznał z cieniem krępacji na twarzy, jakby tym gorszym był fakt, że nie ma w tym bladego doświadczenia niż że miał ochotę zrobić z to chłopakiem. – Znasz się na tym…? – zapytał, nachylając się do jego wyszminkowanych ust. Nie zamierzał go całować.

Takanori starał się stać twardo i pewnie na tych niebotycznych, lateksowych koturnach, ale nie wychodziło mu to najlepiej od narastającego podekscytowania oraz wypitego alkoholu. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim z hukiem, poczuł mocny dreszcz adrenaliny. Zerżnij mnie, teraz! - krzyczał w myślach, widząc jak władczym krokiem do niego podchodzi. Niestety obraz zaborczego dominanta runął, kiedy tylko niezwykle wstydliwie przyznał się, że nie wie „z czym to się je" (albo „czy się to je”). Zmierzył go podejrzliwym wzrokiem, jakby nie wierzył, że nigdy nie obracał w łóżku żadnego chłopaczka. Przecież gapił się na jego tyłek tak jednoznacznie, zupełnie jakby czekał na okazję do spenetrowania go nie tylko przy użyciu naturalnych metod… Skoro tak, Ruki ponownie musi przejąć rolę pewnego siebie cwaniaczka, niczym z rubryki w gazecie „call me". 
 - Hm... no jakieś doświadczenie mam - odparł leniwym głosem, wspinając się na czubki pantofli i liżąc mozolnie krawędź ucha Akiry. Było czerwone i gorące. - Mógłbym ci wejść w tyłek, jeśli na to liczysz - zaśmiał się fikuśnie, doskonale wiedząc, że nie o to pytał. Nie dając mu odpowiedzieć na zaczepkę, położył mu rękę na kroczu i zaczął je zmysłowo masować, w dobrze wyuczony sposób. Nacisnął w kilku punktach i podziwiał dotykiem jak twardniał mu.
- O takie doświadczenie pytasz? - zapytał anielskim głosem, mimo że podpitym.

Akira lustrował każdy gest najmniejszy gest, mikroekspresję, amplitudę głosu. Znów był chętnym złym-gliną.
 - Coś w ten deseń - odpowiedział ochryple. Złapał Rukiego w pasie i przyciągnął do siebie, by w końcu do siebie przylgnęli chociażby przez materiał kostiumów.
 - Taki drobny… - szepnął mu uwodzicielsko na ucho. Składał delikatne pocałunki od jego ucha, aż po szyję, na której pozostawił ślad po ostrych zębach. - Nie boisz się mnie? - stał się znacznie śmielszy w swoich pieszczotach, widząc że nikt go nie odpycha, ani że jego własna orientacja go nie odpycha od drugiego chłopaka. Dłonie powędrowały na jędrne pośladki, a palce zacisnęły się na nich tak silnie, że aż lateks zaskrzypiał, jakby zniecierpliwiony.

Takanori zachichotał pod nosem, kiedy skomplementował jego figurę jako drobną.  Lubił tkwić w silniejszych ramionach - to dawało mu poczucie swego  rodzaju komfortu.
 - Nie boję się przyjemności - spojrzał mu odważnie w oczy, napierając na jego tors, chcąc już jak najszybciej sprowadzić ich do parteru. I nie tylko przez obolałe pięty od twardej platformy, lecz bardziej w wyniku swojego apetytu na Suzukiego. Oplótł go jedną nogą w pasie i dopiero wówczas ich genitalia się ze sobą spotkały.

- Złap się mocno – poleci, unosząc w pasie. Rzucił partnera na łóżko, a on sam stanął z boku łóżka i patrząc prosto w oczy chłopaka, ściągał powoli krawat, który był jedynym elementem, który trzymał jego koszulę w ryzach. - Coś oprócz prezerwatyw będzie potrzebne? - odrzucił górną część swojego ubrania i czekał na odpowiedź. Nie chciał zbliżać się do niego półnago, bo już nie oderwaliby się od siebie na długo.

Takanori przymknął powieki i uniósł się do siadu, zarzucając nogę na nogę i z elegancją zdejmując ciężkie pantofle niczym striptizerka. Otarł się pośladkami o pościel, aż materac zaskrzypiał obiecując swoje możliwości oraz sprężystość podczas stosunku i spojrzał lubieżnie na Akirę. Rozpalał go jego tors.

- Zależy, czym dysponujesz... - odrobinę pobladł na wiadomość o samej prezerwatywie, ale próbował wyjść tej propozycji naprzeciw z wysoko podniesioną głową. Najwyżej zrobi mu loda, aby uniknąć obtarcia. - Może jesteś podniecający, ale ja nie wilgotnieję jak panienka, wiesz? – próbował mu to aluzyjnie dać do zrozumienia. - Żel na pewno się przyda. No i może jakieś... zabaweczki? - zamrugał kokieteryjnie. 

W jednej chwili jak na życzenie zmaterializował się lubrykant. Prezerwatywę wyciągnął z tylnej kieszeni spodni. Postanowił, że nie będzie pytał o to, skąd ma żel i po co mu potrzebny w zabawie z kobietami. Czyżby jednak urządzał czasem analne gierki? Czy kupił go w razie W, aby kiedyś tam wypróbować na chłopaczku? Miał to dosłownie "gdzieś". 
 – Jesteś taki słodki… - zamruczał zadowolony Akira, kładąc się na nim na próbę. Półleżał na chłopaku i całował zapalczywie jego usta rozwarte szeroko w gotowości. Głaskał go po włosach i pulsującej szyi. Zsunął obie dłonie do jego spodni. Zdjął mu pasek nadal wpychając język między wilgotniejące od śliny wargi. Szarpnął mocno za brzegi lateksowych rurek i zsunął w dół. Oderwał się od niego na chwilę i pozostawił na nim tylko bokserki, które były tylko umowną formalnością, bo i tak nie maskowały erekcji. - Powiesz jak zdjąć ten gorset z ciebie? - sapnął względnie cierpliwym. Podczas gdy Ruki dokończał rozbieranie się, on umiejscowił swoją głowę pomiędzy udami chłopaka. Rozsunął je nieco i delektował językiem, aż po krawędzie bielizny. Lizał go, a Takanori rozbierał się, przyglądając jak to robi…

Ruki odpłynął. Wydawał z siebie bardziej zwierzęce odgłosy niż ludzkie, kiedy dotykał jego ud swoimi rozpalonymi ustami. Bez słowa komentarza sam pozbył się swojego gorsetu, rozsuwając z lewej strony ukryty zamek błyskawiczny. Wysunął się spod ciała Akiry i wedle swoich przyzwyczajeń, ułożył na łóżku w odpowiedniej pozie - klęcząc na kolanach, wspierając na dłoniach, robiąc koci grzbiet, wypiął w stronę chłopaka swoje pośladki w idealnie dopasowanej bieliźnie. - Zrób to tak, jak zawsze ci się marzyło - zachęcał go, wzdychając, kiedy wyobrażał sobie, jak teraz musiał go panicznie oglądać.

Suzuki syknął na widok jego wypiętej pupy. Oparł się na nim i dotykał wszędzie: od sutków przez materiał koszuli, po jego strefy intymne w bokserkach. – Czujesz go? - zamruczał mu w kark, który później ucałował. Akira wbijał swoje przyrodzenie w wąską szparkę między pośladkami. Rozpiął guziki i zdjął bawełnianą koszulę z ramionek chłopaka. Delektował się jego bladą skorą.

Topniał pod dotykiem jego palców, kiedy masował jego klatkę piersiową, barki, plecy, pośladki...
 - Agh! - stęknął, nabijając się na jego męskość, którą wpychał mu przez materiał bokserek. Czuł, że ma dużego jak na swój wiek, ale nie było to zaskoczeniem dla Rukiego. W końcu gdzieś musi magazynować ten testosteron. - Już... bierz mnie... Bierz! - krzyczał w kierunku poduszki, pochylając głowę pokornie i posapując. Zignorował go, co zabolało mocniej niż pulsująca erekcja.

Kiedy doprowadził Rukiego do nagości, Akira zostawił go na chwilę i sam się rozebrał do końca. Zabrał żel z szafki i nałożył na swoje palce. - Liczę, że jesteś do tego przyzwyczajony - całował jego kark i owiewał swoim gorącym oddechem, aby odwrócić jego uwagę od wsuwających się w jego otworek palców. Wślizgnęły się do wnętrza dość łatwo. Reita westchnął usatysfakcjonowany, czując jak mięśnie Takanoriego zaciskają się na jego opuszkach.

Nawilżone palce okazały się być dla niego przykrym obowiązkiem. Takanori chciał czuć w sobie coś więcej niż wilgotny żel i dłonie Akiry. Pragnął poczuć w sobie jak pulsuje, jak wilgotnieje i wypuszcza pierwsze soki... Niestety zaszczycił go prezerwatywą, aby zaraz po jej nerwowym nałożeniu, wyżyć na nim całą złość. Pieprzył go mocno, wedle prośby chłopaka. Zacisnął oczy i otwór, za to rozluźniając gardło, aby krzyczeć coraz głośniej. Wiedział, że słychać ich piętro niżej, ale właśnie na tym mu zależało. 
 - Tak... Tak! Agh, jesteś blisko! - naprowadzał go na swoją prostatę. – Głębie-ej!

Charczał głośno, a pot spływał z jego czoła na grzbiet Rukiego. Wysunął się z niego szybko i przewrócił na plecy. Złapał go pod kolanami i zarzucił sobie chude nogi na barki. Wszedł w niego z całej siły i w końcu trafił. Trafił tak mocno, że Takanori zajęczał wniebogłosy. Widział jak na jego twarzy maluje się rozkosz. Jego oczy płonęłyby żywym ogniem, gdyby tylko miał otwarte powieki…

Wsuwał się w niego szybko i przy użyciu sporej siły. Akira lubił ostry seks. Mocny. Tym razem, pomimo że chłopak był znacznie ciaśniejszy, nie potrafił pozwolić sobie dojść szybko. Chciał to robić jak najdłużej, a nie tak jak zawsze – z błyskawicznym finałem.
Mały wyginał się pod nim w łuk i nie wiedział, co zrobić ze sobą. Jego spęczniały penis podskakiwał na wszystkie strony, a z różowego, opęczniałego czubka wyciekał przezroczysty preejakulat. Akira tylko zaśmiał się pod nosem i odchylił głowę, skupiając się już tylko na sobie. Był na granicy.

Takanori dawno nie czuł się chociażby podobnie w obcych ramionach. Mógł nawet powiedzieć, że nigdy. Akira traktował go na wpół jak szmatę, na wpół jak kochanka, bo pomimo czerpania z niego jak największej przyjemności, dbał, aby go nie bolało. Próbował nabijać się na jego członek, nadać jakiś rytm, ale bezskutecznie - był tylko zabawką we władaniu Suzukiego. Kiedy zdawało mu się, że już łapie tempo, on sadystycznie zmieniał je i znów się gubił we własnej przyjemności…
 - N-nie wytrzymam... - szepnął cicho, cienkim głosiekiem, następnie wydał ze swojego gardła krótki okrzyk, który był urwanym imieniem partnera. Gorąca sperma ochlapała jego podbrzusze, ale nie dbał  o to. Było to przecudowne uczucie spełnienia. 

 - Ach! – Akira stęknął krótko swoim szorstkim głosem. Zacisnął wargi, aż pobielały. Doszedł w ciszy i skupieniu, szarpnąwszy ostro biodrami jeszcze kilka razy, chociaż miał już miękkie prącie. Kiedy poczuł, że całe nasienie już z niego wypłynęło, wypuścił powietrze ze świstem. Opuścił spocone i bezwładne nogi kochanka, wysuwając się z jego gorącego i mokrego wnętrza. Takanori wyją z siebie zużytą prezerwatywę, jaka w nim pozostała.
 - To było... takie... - wyszeptał, gładząc mokrą od potu twarz chłopaka, który wciąż miał zamknięte oczy i regulował swój oddech. - ...jeszcze nikt tak ostro mnie nie prał.

Suzuki uśmiechnął się dumnie, przyglądając wykorzystanemu przez niego ciału chłopaka. Już nie było erotyczne. Wzbudzało bardziej litość.
- Do usług – odszepnął i złączył ich ust w motylim pocałunku. Już nie był zajadły. Namiętny, ale bez zbędnego polotu. - Dobrze, że cię wpuściłem – skwitował.  Położył się na jego ramieniu i głaskał nosem jego jabłko Adama. – Wpadnij do mnie, jak będziesz miał chwilę - przypieczętował swoją propozycję wbijając sztuczne kły w delikatne ramię.

Takanori nie podzielał jednak wewnętrznego spokoju swojego partnera. Czuł, że ma ochotę płakać. Ze szczęścia i naprzemiennego smutku. Czy Akira jedynie uważał go, za niezłą dupę do ruchania? Miał nadzieję, że nie, bo właśnie teraz, kiedy odkrył, że chłopak ma w sobie delikatną, czułą stronę, poczuł głębokie wzruszenie.
 - Akira - mruknął, wtulając w całe jego ciało, splatając nogi na lędźwi kochanka. - Nie traktuj mnie tylko jak dziwkę, proszę... - szepnął, przymykając powieki. 

Chłopaka zaskoczyło zachowanie Małego. Ten jego bezbronny, cichy głosik. Akirze aż zrobiło się w pewien sposób głupio. Nie sądził, że facet może mieć takie oblicze: niewinne i delikatne.
Przytulił go mocno i przykrył kołdrą. Nie był pewien tego, co w nim wzbudził Takanori. Nie chciał o tym myśleć, bojąc się wniosków. – Śpij - poprosił. Objął go ramionami, żeby czuł się bezpieczniej, jeśli tylko o to chodziło Takanoriemu w „nietraktowaniu jak dziwkę”. Od kiedy jestem taki czuły?! Cholera! – pomyślał, uśmiechając się w duchu gorzko.
 - Dobranoc – szepnął zmieszany.

Ruki zacisnął usta. Wiedział, że Akira nie wyzna mu niczego od razu... musi to przetrawić, pomyśleć, wytrzeźwieć. W końcu to był jego pierwszy raz z innym chłopakiem. Kiedy już sumienie przetrawi cały ten epizod, dojrzeje do tego, aby mu powiedzieć, że przecież to tylko seks.
 - Zostań ze mną na noc - poprosił cichutko, łapiąc go za dłoń i kładąc ją na swoim sercu. - Tylko tyle. Dobrze?

 - Um… - Akira nie potrafił pozbyć się wrażenia, że się rumieni. Zaistniała sytuacja była dla niego nowa i obca! Zawsze dziewczyny po numerku ubierały się i zostawiały go samego w sypialni, ewentualnie rano już ich nie było. Czasem vice versa. – Ech, zrobię wszystko tylko zamknij już te swoje usteczka i bądź cicho. Daj nam obu spać - fuknął zawstydzony i ułożył podbródek na jego głowie tak, żeby nie widział jego skonfundowania.

Ruki skrzywił się gorzko pod nosem, słysząc zakłopotany głos Akiry. Przytulił się do niego mocno, aby nie dać tak łatwo za wygraną i próbował zasnąć. Na dole wciąż słychać było odgłosy zabawy i muzykę, ale on już nie miał ochoty tam schodzić i grać w cokolwiek. Swój cel na dzisiejszą noc zdołał osiągnąć. I były nimi silne ramiona Suzukiego.

*

 - Widzę, że goście cię posłuchali – Akira był pod wrażeniem zdolności samoorganizacyjnych swojego przyjaciela, kiedy zastał salon w stanie niemal przedimprezowym. Mały nadal spał w jego pokoju. Nie miał zamiaru go budzić, tym bardziej, że nie był pewny czy nie będzie miał kaca.
 - Kazałem każdemu wziąć na pożegnanie do ręki jakieś śmieci i wyrzuć do worka zanim wyjdą. I jakoś tak udało się opanować ten bajzel - przyjaciel wytłumaczył swój bezbłędny mechanizm samosprzątający.
 - No proszę, zrobię ci w nagrodę kawy - zaproponował i nastawił ekspres na opcję latte. - Spaliście z Aoim w pokoju mojej siostry? – zmienił znienacka temat.
 - No tak…  Ale nic nie robiliśmy! Nie musisz się martwić, czy tam zostawiliśmy syf…
 - Nie pytałem o to - zaśmiał się czarująco, unosząc rozbawiony brwi.
 - Za to wszyscy dokładnie słyszeli, co wy wyprawialiście u ciebie - odgryzł się zwycięsko w odwecie za te homoseksualne aluzje względem niego i Yuu.
 - O to chodziło – burknął, odwracając się w stronę szafek. Wyjął z nich dwa kubki, bo wszystkie szklanki typu long glass zostały wczoraj wyczerpane na drinki. – proszę - postawił spienioną kawę na stole.
 - I co z nim dalej zrobisz? - zapytał Uruha, w ogóle nie zaaferowany kwestią swojego latte.
 - Aoi jeszcze śpi?
 - Nie zmieniaj tematu.
 - Nie wiem… - odpowiedział bezbarwnym głosem. - Jest słodki – dodał ciszej. – I dobry w „te sprawy”… - to natomiast dopowiedział w myślach, nie potrafiąc wydobyć aż tak niedosłyszalnego głosu z ust.
 - To jest facet, Aki-kun. Tutaj rzadko szybkie numerki są bez zobowiązań.
 - Dam sobie radę.

*

Ruki obudził się z lekkim bólem głowy w obcym, pustym pokoju, który cuchnął alkoholem, nasieniem i odrobinę jeszcze potem. Westchnął do siebie i roztarł po swojej twarzy resztki wczorajszego makijażu. I został sam... Tak jak przypuszczał. Przygryzł wargi ze złości i rzucił bezsilnie poduszką. Zaczął zbierać swoją odzież, karcąc się, że nie wziął niczego na zmianę. No trudno. Ubrał białą koszulę, lateksowe spodnie, rezygnując z koturnów i gorsetu. Udał się do łazienki Akiry na piętrze. Niestety, nie zabrał ze sobą żadnego kremu do twarzy, więc był zmuszony pożyczyć coś z asortymentu kosmetycznego chłopaka. Użył kremu nawilżającego po goleniu i celulozowego papieru toaletowego, żeby ściągnąć z okolic oczu czarne plamy z tuszu i cieni do powiek. Skorzystał z toalety i kiedy doprowadził się do w miarę porządnego stanu, zeszedł na dół do salonu. Nawet nie spojrzał na Akirę, fuknął tylko coś pod nosem i obuł się w swoje striptizerskie koturny. 
 - Obiecałeś - rzucił tylko za sobą i wyszedł z domu, nawet się nie żegnając. Już miał w dupie to, czy okaże mu jakieś względy. 

 - Ohayō Ruki. Zjesz może śniadan… - zauważył jak chłopak schodzi po schodach, ale w odpowiedzi usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi frontowych. Akira westchnął do siebie, ale nawet nie drgnął na stołku.
 - Nie pobiegniesz za nim? - spytał zaskoczony Kouyou. 
 - Nie. To nie moja wina, że sobie za dużo wyobraża. Mógł jak człowiek porozmawiać przy kawie i onigiri. Nie to nie.
 - Słyszałem, że jego ex- miał wybitą jedynkę i problemy z prawym jądrem - Reita wstał jak oparzony - z myślą o swoich klejnotach - i popędził za Rukim, po drodze zakładając na siebie bluzę. - Ruki! Maleństwo! Poczekaj na mnie! Zrobiłem ci śniadanko no!

Ruki zatrzymał się na schodkach, nie tylko dlatego, że usłyszał za sobą krzyk Akiry, ale przypomniał sobie, że zapomniał zabrać czapeczkę ojca. Na dworze było przecież zwyczajnie jesiennie i zimno! 
Obejrzał się na gospodarza i wszedł do jego domu ponownie, ale nie za jego namową, przekonany argumentem ciepłego posiłku. Uśmiechnął się pod nosem na nazwanie go maleństwem. Zdjął koturny i boso poczłapał do kuchni. Niepewnie spojrzał na Uruhę i bez słowa spuścił wzrok. Nie znali się przecież.

Gospodarz odwrócił się w stronę kuchni i złapał chłopaczka za ramię.
 - To Uruha zrobi coś do jedzenia, a my sobie porozmawiamy. – wyciągnął siłą Takanoriego do salonu i posadził na sofie. Sam jednak stał, przyjmując władczą pozę, co nie wróżyło nic dobrego. - Fajna z ciebie aktoreczka. Nie obiecałem ci przecież wiecznej miłości, aż po reinkarnację. Spałem z tobą całą noc, jak chciałeś. Przepraszam, że cię nie obudziłem tylko pozwoliłem dalej spać – wyjaśnił nieco zirytowany. - Za dużo sobie wyobrażasz - spojrzał w innym kierunku. - Nie wiążę się z nikim na długo… Przespali​śmy się ze sobą i to chyba na tyle. Od złej strony zacząłeś chibichan. Nie chceę ci robić przykrości, ale nie mam zamiaru się do niczego przymuszać. To nie będzie dobre.

Każde kolejne słowo chłopaka, było dla niego jak kolejny haust powietrza z solami otrzeźwiającymi.​ Nie dość, że jego samopoczucie było liche, miał moralnego kaca, obtarty tyłek, to jeszcze... mentalnie musieli go wydymać. 

Wstał bez słowa i wspiął się na antresolę, gdzie była sypialnia Akiry. Odszukał czapkę taty, po czym wrócił do livingu. Nie patrzył na chłopaka, jakby bojąc, że jego spojrzenie może go spalić w popiół. Dziwne, bo to właśnie dzisiaj nie miał tych kuriozalnych soczewek circle lenses.
 - Miłość po reinkarnację? A czy ty mi jakąkolwiek w ogóle okazałeś? - prychnął. - Nie wiem, kto tu kogo gra. Mam to w dupie. Możesz samego siebie traktować jak dziwkę, ale na pewno nie innych... - wycedził, wciąż patrząc w okno. - To smutne, że wiążesz się z ludźmi na te skromne pięć minut, dopóki się nie spuścisz. I jakoś nie jestem głodny.

Zadeklamowawszy swoją kwestię, wymaszerował z pomieszczenia. Pochwycił w locie płaszcz, który nałożył na ramiona już wychodząc z domu Suzukich. Na ulicy złapał pierwszą lepszą taksówkę, która go odwiozła do siebie. „Do siebie" w kwestii miejsca zamieszkania. W żadnym wypadku przejażdżka taxi nie pozwoliła mu "dojść do siebie" w kontekście mentalnego otrzeźwienia.

Akira starał się nie przejmować słowami młodszego. Uważał, nawet że był dla niego za miły. Gdyby go wyrzucił z sypialni od razu, nie byłoby z nim żadnego problemu nazajutrz.   
 - Świńsko go potraktowałeś – wtrącił się swoim terapeutycznym głosem Kouyou, stawiając tacę z prostym, męskim śniadaniem. Onigiri z tuńczykiem w puszce. Rzecz jasna kuchnia była niezabudowana, więc siłą rzeczy słyszał ich pogadankę.
 - Za dużo sobie wyobrażał - próbował się usprawiedliwić. – Co tak stoisz? Jedzmy, skoro już zrobiłeś.
 - Jakoś też nie mam ochoty, pewnie przez kaca. Obudzę Aoiego i tego… wychodzę. 
 - No co z wami?! Kurwa! Nie zmusiłem go do niczego! - Kou nie słuchał kolegi. Nie obchodziła go ta kwestia, a tym bardziej nie chciał być zmuszany do słuchania żenujących usprawiedliwień. Wrócił do kuchni już z Yuu.
 - Zobaczymy się w poniedziałek – zainsynuował grobowym głosem. – Tak przy okazji… to nie on ci się wpakował do łóżka tak jak inne panienki. Kazałeś mi go sobie przyprowadzić. Czuję się współwinny. Nie wiem jak ty, ale ja go przeproszę za to, że go zabrałem do takiego krwiopijcy… 
 - Wystarczy! Nie chcę słuchać tego pierdolenia! 
 - Powinieneś sam wiedzieć, że źle postąpiłeś, to byś nie musiał wysłuchiwać - w ten sposób się rozstali.

W szkole atmosfera była niemniej gęsta. A Akira odczuwał powoli wyrzuty sumienia. 
 - Stój! - krzyknął na Rukiego, który wyłonił się z odnogi korytarza na salę gimnastyczną. Złapał go za nadgarstek. – Daj mi szansę. Chcę z tobą porozmawiać - poprosił. 

Uruha traktował go chłodno. Nawet jego starsza siostra – sempai do spraw kobiet - się od niego odwróciła, kiedy opowiedział jej o sprośnej przygodzie z Rukim. Każdy miał go za dupka, a wieść o numerku z Małym rozeszła się, można by rzec, jak świeże onigiri. Żadna dziewczyna nie chciała z nim zamienić choćby słówka. Co więcej nawet go nękały docinkami: Dziwkarz; Związek z Suzukim trwa tylko pięć minut, bo tyle zajmuje mu dojście et cetera.

*

Czas Takanoriego w szkole mijał nadzwyczaj mętnie i powoli kondensował się u jego stóp jak bagno. Nie bawiło go prześladowanie Suzukiego i adorowanie przez panny, a wręcz odczuwał, że „zniża się do jego poziomu". Było to swego rodzaju upodlenie, nad którym nie mógł zapanować. Jak czarny PR celebryty. Mimo wszystko nie było to jego winą. Nie rozpowiadał plotek. Nawet to właśnie wyrwało mu się jako pierwsze, kiedy Akira pociągnął go w bliżej nieokreślone miejsce. 
 - Nie rozsiewam plot! Nie obchodzisz mnie w ogóle! Puść mnie! - bronił się słownie, gdy tymczasem chłopak ciągnął go do męskiej toalety. Miał panikę w oczach. Próbował się zapierać, bronić, jednak był dużo słabszy. - Nie chciałem ci rozwalać życia prywatnego... więc puść mnie i nie... nie znęcaj się - mówił do niego jak najbardziej skruszonym głosem. Jemu już na niczym nie zależało. Chciał jedynie spokoju.

Nie zwracał uwagi na piski Rukiego. Miał swój cel i zamierzał go osiągnąć w makiaweliczny sposób. Zamknął ich w najbardziej oddalonej kabinie i westchnął. 
 - Po pierwsze, nie zrobię ci krzywdy. Po drugie, mówiłem, że chcę tylko pogadać – wyjaśnił, licząc, że to uspokoi wystraszonego chłopaczka.

Miał przygotowaną przemowę, schemat prowadzenia dialogu, argumenty i kontrargumenty, ale wszystko mu runęło na widok Takanoriego. Oplótł go swoimi rękoma i przytulił mocno do siebie. Wsunął nos w jego  tlenione włosy i powąchał. Zaciągnął się jego zapachami i postanowił w końcu coś z siebie wydusić, jak ostatnia sierota. 
 - Przepraszam. Zach​owałem się jak świnia… - sięgnął ustami do jego ucha i szepnął słabo. 
- Wybaczysz mi, Takka-kun?

Ruki bał się poczynań chłopaka, nawet lekko podskoczył, kiedy zamknął za nimi kabinę. Cały strach jednak uleciał, kiedy przygarnął go do siebie i poczuł zapach jego męskiego ciała. Przymknął powieki i również się przytulił jak dziecko, które najpierw zostało skrzyczane przez mamę, a następnie przeproszone. Nawet jeżeli nie do końca wierzył, że robi to bezinteresownie,​ nie dbał o to. Było mu teraz znów dobrze.
- Po prostu, nie zostawiaj mnie - wyrwało mu się z ust.

Odsunął go od siebie odrobinę, ale tylko po to, żeby go pocałować. Czule.
 - Mówiłem ci ostatnio, że za dużo gadasz - wtrącił przerywając pocałunek, a później… Nie liczyło się żadne później. Było tylko tu.
I teraz.


~THE END !~

9 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać... Jak zawsze opowiadanie było doskonałe. Macie talent i cieszę się, że piszecie o moim ukochanym paringu...!
    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej ^_^ co za wspaniały wieczór. Takie słodkie zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ''Charczał'' XDDDD Przepraszam, lałam się z tego kilka minut XDDD
    Mówiłam już, że was uwielbiam?
    w dodatku... tak wielki głód i zbyt duży natłok seksu... a wasz przeczytałam chętniej! U innych przewijam, ponieważ to zbyt powielony motyw... A końcówka~
    Zdradźcie mi, proszę, zostali razem? Co na to te kobietki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejuś, już się wystraszyłam, że być może pisze się "harczał" i walnęłam takiego orta, a tu chodzi o znaczenie, uff. Po prostu bardzo nie lubię powtórzeń ;x
      Tak, wiem, przepraszam! Ale lemon to lemon Yuuriko-chan~ ;>
      Pierwotna wersja opowiadania traktowała o tym, że wzięli się za rączki i poszli do Suzukiego, bo ponoć miał wolny domek znowu i... Nie pamiętam, jak to dokładnie było, to dam Ci fragment.

      "Dzwonek na lekcje już dawno zadzwonił, a oni nadal cieszyli się sobą w męskiej toalecie.

      - Zerwijmy się z lekcji – zaproponował Akira.- Rodziców znowu nie ma w domu… - cmoknął Rukiego

      w czoło.- Nie wrzucę cie na siłę do łóżka! - uprzedził go zapobiegawczo, gdyby Ruki pomyślał,

      że jest dla niego tylko dlatego, że chce się jedynie w nim spuścić.

      Zająknął się, kiedy go gwałtownie pocałował. Zmrużył powieki i znów był tylko jego.

      Policzki zrobiły mu się rumiane, a oddech płytki.

      - Tak, ucieknijmy... - przystanął na jego propozycje, utrzymując się na miękkich nogach

      niestabilnie. Powiedział to tak, jakby grali w dennym przedstawieniu typu "Romeo i Julia"

      i wcale nie chodziło o wagary, ale ucieczkę do innego państwa. Ścisnął jego rękę mocno

      i tak też opuścili szkołę. Bez pośpiechu, spacerując powoli przez miejskie ulice."

      Interpretuj to jak chcesz ;3 /Enji

      Usuń
    2. Btw. nie chodziło mi o seks u was, tylko każde ff, które ostatnio się pojawiły. To komplement, ponieważ u was mi to nie przeszkadzało - lepiej, podobało się.

      Cudowne .c.

      Usuń
  4. Miałam nie komentować, ale zaszaleję i walnę komentarz, a co tam! I tak ostatnio jakaś cicha jestem.

    Mimo, że ostatnimi czasy nie mam najmniejszej ochoty na sceny łóżkowe to tę przeczytałam nawet (? XD) chętnie. Strasznie podobał mi się początek. I taki Ruki. O tak, ten Ruki baaaaaaardzo mi się podobał. Ale zakończenie trochę mnie zaskoczyło, bo tak szybko się to wszystko na sam koniec potoczyło. Miałam nadzieję, że trochę to przedłużycie! Ale... no tak, gatunek. (∩▂∩)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nas bardzo frapują komentarze czytelniczek! ; ;
      Tak wiem, wiem... Koniec jest taki, jakby to powiedziała Gessler, "ni z dupy". Generalnie trochę oszachrowałyśmy, bo to nie do końca jest fick czystej krwi, aczkolwiek bardziej ff niż sesja. Stąd zakończenie zostało troszkę potraktowane po macoszemu, a i tak starałyśmy się je troszkę zmodyfikować (wersja alfa w komentarzu wyżej).
      Niestety nie przedłużymy, taki efemeryczny urok one shotów. Ale! Szykujemy special, także smutek zostanie niedługo zaleczony, mam nadzieję ;u; /Enji

      Usuń
  5. Szczerze nienawidzę siebie za to lenistwo, ale jak obiecałam komentarz to musi się pojawić. Przepraszam za spóźnienie?
    Czytając pierwszy raz tego shota od razu mi się spodobał. Zatem przeczytałam go i drugi. A teraz by sobie przypomnieć szczegóły trzeba to zrobić po raz trzeci. Oznacza to, że nieważne ile razy się przeczyta, za każdym podoba się tak samo i się nie nudzi. Dobra robota.
    Nie powiem nic nowego, nic oryginalnego..
    Nie przepadam za motywem "tG z dziewczynami", zgrzyta mi to, ale muszę dodać, że tym razem obeszło się bez złości. Dobrze to skleiłyście, plusik.
    Tym razem zadziorny Ruki, Rei w sumie też uległy nie pozostawał. Urocza była ta jego niewiedza "co i jak w łóżku się robi" (albo w innych miejscach, ale shh). Ponownie pomysł trafiony w dziesiątkę. Cóż mogę więcej dodać?
    Koniec był uroczy. Mało osób potrafi dobrze zakończyć, by nie wyglądał na urwany w pewnym momencie, bo zabrakło pomysłu blablabla. Za to też macie plusa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, ach. to jest super. Już myślałam, że nie będzie happy endu. W sumie nie wiem na czym polega ten ,,lemon'', bo nie znam się na tych gatunkach, ale zaraz sprawdzę i się wtajemniczę. Do tej pory unikałam tych ,,lemonów'', bo miałam jakieś złe przeczucia co do tego, ale jednak nie miałam racji. ^^ Rozdział jak zwykle idealny. Choć... też chętnie bym się dowiedziała co dalej. xd Nie, no... na prawdę was znienawidzę! Bo robicie takie smaczki ludziom! Jak przeczytają to chcą więcej i więcej (przynajmniej ja tak mam) i to nawet do samych one shotów..... :)

    OdpowiedzUsuń