środa, 25 grudnia 2013

Theatrum Mundi [OS]



☆ tytuł: Theatrum Mundi 
☆ typ: oneshot, 
☆ beta: Enji, 
☆ gatunek: komedia romantyczna, szkolny...  
☆ ostrzeżenia: wulgaryzmy, typowo szkolne znęcanie się, przebieranki blah blah to co zwykle...

A więc Enji...okay...My! Jak zwykle się nie wyrobiłyśmy z niczym więc podarowywujemy wam oto tego one-shot'a, który jak dalej zobaczycie, był pisany pode mnie/ dla mnie...who the hell cares! Ważne, że prezentujemy wam yaoi do czytania i to nie byle jakie. Uśmiejecie się nie raz. Gwarantuję!
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Meri Kurisumasu itp!*✲゚*。✧٩(・ิᴗ・ิ๑)۶*✲゚*。✧



P.S Enji i tak pewnie jak przyjdzie to coś dorzuci od siebie. Coś usunie. Coś doda...Miłego czytania  anyway! 
P.S.2. tak, Enji od siebie dodała: poprawiłam Takeshima na Takashima n.n. Merry Xmas!

DOWNLOAD E-REITUKI:








Dedykacja dla Allis-chan z okazji Bożego Narodzenia 2012~



Zazwyczaj profile artystyczne są jedynie fasadką dla szkoły, aby ta czerpała prestiż z „mecenatu sztuki” oraz fundusze z budżetu państwa. Pasożytnictwo. O ile sztuką można nazwać wymuszone pod groźbą obniżenia zachowania recytacje „Rządy cesarza niech trwają lat tysiące” w przeddzień świąt narodowych… Takowe występy przypominały bardziej wewnętrzne monodramy zwalczania trzęsionki. Jedyny plus, że odwoływali wtedy lekcje. No i panienki chodziły w dupiastych spódniczkach wylansowanych chyba przez samą Kim Kardashian… Czyli takich, że gdyby nawet ich nie założyły, to nikt by tego nie zauważył.

            Chciałem iść do technikum mechanicznego. Naprawiać samochody, latać swobodnie bez koszulki po warsztacie i szpanować przy kompletnie zielonych w „te klocki” (tutaj: klocki hamulcowe) tlenionych w domowy sposób blondynkach (a raczej żółtowłosych). Albo tak jak Edd China z Wheeler Dealer[1], odpicować stare gruchoty na miarę targów motoryzacyjnych w Berlinie. No i oczywiście destylować i podpijać borygo…

            Nie pchałem się do tego burżujskiego liceum dla ofiar ambicji swoich starszych. Uważam, że ASP są dobre dla ludzi, których przyszłością są drogie bankiety wielbicieli konopi indyjskiej - nazywanych politycznie krytykami sztuki – esy floresy na miarę painta oraz czyściutka koka zmieszana z danielsem w drinku zwanym „levitra delux”[2]. Z resztą… I tak tu wylądowałem, a mimo to, jakoś nie wróżę sam sobie zbyt kwiecistej kariery broadwayowskiego aktora – moi belfrowie od zajęć artystycznych również. Wszystko przez moją kochaną mamusię, która stwierdziła, że własnymi umiejętnościami, a raczej ich brakiem się nie wykarmię i posłała mnie ze złotym zamiarem zrobienia ze mnie… Seiyū! Okāsan spostrzegła, że mam „zmysłowy głos” – na tyle delikatnie, aby nie podsuwać mi pomysłu zostania jednym z konsultantów sex telefonu – dlatego należy po bożemu skorzystać z moich przyrodzonych darów. Wymarzył jej się dubbing w anime albo kariera spikera radiowego. W każdym razie miałem zarabiać nie buźką, a głosem i złożyła papiery niemal za mnie na profil, gdzie poćwiczą nad moją dykcją i permanentnym jąkaniem się.

            No cóż, nie jest źle. Może i potrafię powtórzyć „kono kugi wa hiki nuki nikui kugi da” na jednym wydechu, bez omyłki i to trzykrotnie, to wciąż nie nabyłem donżuańskich skilli w podrywaniu koleżanek z równoległych klas. „Hej, może wrócimy razem do domu?” – to najtrudniejszy łamaniec językowy w obecności ślicznotek. I nic tego nie zmieni, nawet same warsztaty z Johnnym Deppem (te ostatnie nawet by zaszkodziły, bo pod wpływem trwałego szoku i upajania się gwiazdorem w tej pipidówce, laski nie zwracałyby uwagi na żadnego leszcza w ciuszkach drugiej klasy oraz z drugiej ręki).

            Nie twierdzę jednak, że wszyscy w naszej grupie to beznadziejne przypadki bez krzty iskry. Aktorzyny, które nadawały się jedynie do aktorstwa lalkarskiego w roli marionetek swoich starych. Na liście uczniów znajduje się kilka obiecujących i rokujących na przyszłość pozycji…

 - Nie, nie, nie. Yamazaki-kun zdecydowanie źle wydobywa każdą stopę daktyliczną. Mamy tutaj heksametr europejski. Każdy wers ma dwadzieścia cztery mory, czyli jednostki brzmienia. Po sześciu stopach należy wziąć wdech. Ech, Matsumoto-kun, zaprezentuj koledze, jak powinien to recytować – poprosił Kazuyama-sensei, zwracając się do uroczego blondaska z pierwszej ławki.

            Ruki – bo tak go nieformalnie tytułowano poza sceną, za kulisami – stanął z opasłym podręcznikiem do retoryki na forum klasy i spojrzał na te porośnięte młodzieńczym zarostem i trądzikiem gęby. Kilka z nich szeptało coś między sobą, zapewne oceniając ciasność jego rurek z harajukowskiego pedal-shopu. Szkoda, że stał przodem do nas, bo ta perspektywa dość słabo eksponowała nam jego tyłek, ściśnięty materiałem tak cienkim i tak ciasno, niczym filety z kurczaka owinięte celofanem.

            Zaczął deklamację. Miał ładny głos. Na co dzień zachrypnięty od papierosów wypalanych naprędce w trakcie przerw, ale kiedy występował, emitował dźwięki przeponowo. Czyściutko. W dodatku ładował w siebie tabletki z wyciągiem z prawoślazu, aby oczyścić fałdy głosowe z osadów. Co jednak się dziwić? Jego rodzice byli dziani i na tyle szajbnięci, żeby zdecydować się nawet na operację synowskiego aparatu mowy, byleby tylko „ratować karierę Taka-chana”. Byłem jedynym, który słuchał Rukiego z własnej woli. I nie dlatego, że urzekła mnie poetyka Iliady, którą powinni wywalić z kanonu programu z powodu zbyt szkodliwego działania na zachowanie młodych. Nie mam na myśli scen przemocy, ale ataków nie zdiagnozowanej nigdy wcześniej u uczniów masowej narkolepsji. Słuchałem jego niskich tonów.

 - Świetnie, Matsumoto-kun. Oczywiście weźmiesz udział w naszych jasełkach?

            Że w czym, kurwa? – pomyślał sobie, widać było wyraźnie, zwłaszcza te impulsywne drgnięcie brwi na „kurwa”.

 - Hm, użyłem złego słowa. Miałem na myśli bożonarodzeniowy spektakl szkolny. W tym roku musi zorganizować go nasza sekcja – wyjaśnił w tak przejrzysty sposób, że połowa uczniów zrozumiała jedynie „złego słowa” oraz „musi”. Nie byliśmy szkołą katolicką, pewnie stąd wzięło się zaskoczenie tematyką przedstawienia. Drugą sprawą natomiast był fakt, że…

 - Profesorze, przecież nasza klasa to klasa… męska – zauważył z błyskotliwością cyrkonii nasz przewodniczący, robiący za showmana z dennego talk-show, gdzie pozerstwo sięga do tego stopnia, że uczestnicy pozwalają rzucać w siebie ryżem z publiki.

 - Poradzimy sobie tak, jak radzili sobie w okresie Heian i w dziejach późniejszych, aktorzy kabuki – przechytrzył nas nauczyciel i jednocześnie wychowawca. Chociaż w tej chwili był bardziej wychowawcą niż nauczycielem, bo właśnie jasno zakomunikował, że rezygnujemy z udziału kobiet przed obawą poszerzenia się strefy geograficznej zjawiska prostytucji. W końcu w kabuki początkowo grały same kurtyzany, dopiero następnie wydano dekret cesarski, zakazujący tej praktyki, zastępując wszelkie panie lekkich obyczajów, mężczyznami. Też nieco lżejszych obyczajów, bo transwestytów, dzisiaj znanych jako onnagata.

 - Nie będę grał baby! – krzyknął jeden z naszych sportowców, który tak pasował do roli damskiej, jak jego fiutek do tyłka. Czyli wcale. Nie było w nim krzty gejowatości, a najbardziej pedalskim z jego odruchów, był ten, kiedy to klepał się po lędźwiach kolegów po zdobytym punkcie w siatkówce, której z resztą i tak nie lubił…

 - Ha, obiecam ci, że nie będziesz grał nie tylko baby… Chyba, że chcesz być świerkiem I – zażartował sucho nauczyciel, wywołując u kilku uczniów chęć sięgnięcia po butelki z wodą. Nie było mu mieć czego za złe. Nasz sportsmen miał problem z wymówieniem „atatakakunakattakara”[3], ale pewnie to by mu jeszcze każdy wybaczył.

 - Zrobimy męskie przedstawienie – zaproponował ktoś z pierwszej ławki, ale nie umiałem zobaczyć za bardzo kto, bo zasłaniał mi dredziasty łeb Hitachiego, klasowego rastamana, który nigdy w życiu w ustach nie miał haszu.

            Ironiczny i za razem diabelski śmiech nauczyciela utwierdził nas w przekonaniu, że zaraz uraczy nas jakimś przebiegłym pomysłem, „uwierzytelnionym” groźbą „polecenia po zachowaniu na koniec semestru”. W takiej sytuacji byliśmy zmuszeni wypchnąć ofiarę z naszego grona, na której spocznie uwaga senseia. Już nikt nie miał odwagi poruszać w ciągu dalszym tego tematu.  Uczniowie popatrzyli po sobie, zbiorowo pomyśleli „nie mnie wybiorą” i uznali sprawę za zamkniętą. Przynajmniej na jakiś czas. Musiałem przyznać, że gdyby którykolwiek z tych osobników został zmuszony do ubrania żeńskiego, odrobinę ero-uniformu pani Mikołajowej, byłoby to obustronną przykrością – dla noszącego oraz muszących na to patrzeć. Nawet dla mnie – tego, który teoretycznie powinien dostawać ataku ślinotoku na widok męskich nóżek w nylonowych pończoszkach.

            Pod koniec lekcji, sensei mamrocząc coś pod nosem, zaczął obchodzić klasę, trzymając w ręce ścinki papierków. Kiedy doszedł do mojej ławki, dowiedziałem się, że misterny plan nauczyciela polegał na rozdzieleniu roli drogą losowania. Innymi słowy: jeśli nad kimś ciążyła zła karma, był już upierdolony. Pociągnąłem jeden z losów i rozwinąłem celulozową kuleczkę z papieru typu xero.

Pusta! – krzyczałem euforycznie w myślach, zamykając własne usta cwaniackim uśmiechem, aby czasem nie zaśmiać się komuś w twarz.

 - No i kogo będziesz grał Suzuki? Śnieżynkę? – zainteresował się mój ławkowy sublokator, Kouyou Takashima. Niemal naginał swoją łabędzią szyję nad moim ramieniem, aby zajrzeć w mój los.

 - Czeka mnie opierdalanie się… Jak zwykle – pomachałem mu zwitkiem przed perkatym nosem.

 - Pff… pusta? Jak zwykle jesteś nikim – uśmiechnął się złośliwie.

 - Jak ja cię zaraz sparafrazuję, to ci środków stylistycznych zabraknie – rzuciłem swoim suchym, humanistycznym żartem, jednym z tych, jakie w dostatku krążyły po naszej szkole. – Mój ty… - zerknąłem ukradkiem do jego losu. - … Aniołku II? Ahahaha! – zaśmiałem się szyderczo, ryzykując oberwaniem opasłym podręcznikiem po wyjątkowo dzisiaj ładnie ułożonej fryzurze. – Ciekawe czy pozwolą ci założyć wersję męską stroju z getrami, a nie rajstopkami.

 - Och zamknij się – dźgnął mnie mechanicznym ołówkiem w ramię, aż zawyłem pod nosem. – Zamienię się z jakimś desperatem za flaszkę. Z resztą… ja mam tylko kreację anioła z Moi dix mois. W dodatku dość marny cosplay.

 - Byłbyś clou całego występu – uśmiechnąłem się ciepło, pakując swoje przybory do torby, jako że zadzwonił dzwonek na przerwę. Spojrzałem na osobę siedzącą dwa rzędy przede mną, która z wydłużoną twarzą, najprawdopodobniej od powstrzymywanej złości, wrzuca, w niecharakterystyczny dla siebie sposób, podręczniki do modnej listonoszki i wybiega z klasy przeznaczonej do japońskiego. Jeszcze nigdy nie widziałem Rukiego tak zbulwersowanego… Nawet nie zauważyłem, a moja ciekawość pociągnęła mnie pospiesznie za nim. Niestety, drobny blondynek rozpierzchnął się w ciżbie uczniów, którzy wypływali z klas na wąski korytarz zapełniając go swoją masą po brzegi. Westchnąłem zrezygnowany, poprawiłem pasek na ramieniu i udałem się na zajęcia z WF. Zapewne pognał na papieroska, ale nie miałem ochoty gonić za nim do palarni na rogu świątyni Amaterasu i sklepu z parasolami. Byłem pewny, że przy tych wszystkich „bad boyach” z mocnymi, tanimi redami w ustach i tak niczego mi nie powie.

Minąłem starą salę gimnastyczną, służącą obecnie za aulę i poczułem, że za potrzebą będę zmuszony zahaczyć o jedną z nieużywanych już szatni, a raczej tamtejszą ubikację. Wszedłem do przebieralni, która teraz była posiadaczką najczystszej męskiej toalety w szkole, z racji bycia zapomnianej. Przed wejściem do środka powstrzymały mnie odgłosy dobiegające z wnętrza. Chyba nie byłem jedynym, który wykorzystywał to ustronie do swoich potrzeb… Z tym, że para znajdująca się za drzwiami widziała jego możliwości w nieco innym obszarze. Jako miejscówę na schadzki. Postanowiłem, że zaczekam, aż toaleta się zwolni. Nienawidziłem tych zżółkłych, śmierdzących wszystkim, co możliwe, pisuarów w reszcie budynku, gdzie nawet spłuczki były powyrywane. Na cholerę komu spłuczka z pisuaru?!

Stanąłem zniecierpliwiony pod ścianą, a kiedy drzwi ustąpiły, nie potrafiłem się powstrzymać, aby nie spojrzeć na parkę przygodnych licealistów, którzy uważali, że piętnaście minut to wystarczająco korzystny czas na numerek. Dwuminutówka – zaśmiałem się w myślach, patrząc na chłopaka, który kiedy tylko mnie ujrzał, puścił rękę… Takanoriego. Tak, Takanoriego z naszej klasy. Cała nasza trójka uciekła spojrzeniem oraz nogami… Ja czmychnąłem do szatni, a para w głąb korytarza. Byłem wstrząśnięty. Nie sądziłem, że Ruki… ma chłopaka. Ta informacja była dla mnie znacznie cięższa w przyswojeniu niż fakt, że był po prostu gejem. Może to kwestia odczulenia przez jego pedalski ubiór?

Przez całą lekcję wychowania fizycznego miałem ten obrazek przed oczami. Zapłakany Takanori i ten tyczkowaty, piegowaty koleś w źle uprasowanej koszuli ze zwykłej sieciówki. Nie był fotogenicznym seme takim, jak ci z dram puszczanych ku podniecie yaoistek. Ani postawny, ani nawet szczególny w swojej urodzie. Jedynie te ciemnobrązowe piegi nadawały jego twarzy cech specjalnych. Nie znałem go, ale byłem pewny, że jest jednym z tych gości na palarni. Jego cera była bardziej żółta niż przeciętnego azjaty. Pewnie tam się poznali… W mojej wyobraźni, Tyczkowaty podawał ogień ze swojej brzydkiej, kioskowej zapalniczki za kilkaset jenów małemu, powabnemu Takanoriemu. To ciekawe, że modowy gust Rukiego nie odrzucał tego kolesia, chociażby pod kątem tego, że jego fabryczne łaszki w stylu miłośnika visual novels gryzły się z eleganckimi torebkami małego.

Potrząsnąłem głową. Dlaczego tak namiętnie o tym rozmyślałem? Czy było to spowodowane zainteresowaniem, że poznało się w końcu innych gejów z jednej szkoły? I tak nigdy nie przejdziemy się wspólnie do gay clubu na drinka. Powód był prosty – tylko ja byłem singlem. Jako przygodny singiel – chociaż biorąc pod uwagę, że to tamta dwójka uprawiała seks w szkolnych kiblach – na pewno nie miałbym tematów z tamtym prowincjonalnym, komputerowym nudziarzem. Dziwiłem się, że Takanori je wynajdywał. Zawsze miałem go za mistrza konwersacji. Nieraz byłem świadkiem, jak to młody Matsumoto zagaduje swoimi anegdotkami nauczycieli z okazji różnych apelów czy szkolnych akademii. Jedni nazywali to wazeliniarstwem, tak śliskim, że można je wziąć za grę wstępną przed „daniem dupy”. Ja zdecydowanie wolałem określenie, że jest świetnym interlokutorem.

Czy słyszeliście kiedyś o tym micie, że zwracamy większą uwagę na te osoby, które paradoksalnie są już zajęte? W moim przypadku, to prawda. Przeklinałem się za swoje wygodnictwo. Nie miałem, aż tak jedwabnego siusiaka, żeby być tak wybiórczym w oddawaniu moczu. Mogłem załatwić się gdzie indziej, ale nie… Musiałem wpaść na Takanoriego i jego chłopaczka o urodzie rozwoziciela pizzy na starym skuterze vespa. Bardziej pedalskim niż sandałki Rukiego. Przez to wydarzenie wpadłem w sidła zainteresowania blondynkiem. Przyglądałem mu się z gorliwością zboczonego podglądacza z teatralną lornetką. Zauważyłem, że maluje swoje różowe usteczka bezbarwną pomadką. W miarę, jak obserwowałem, jak trzepoczą jego wargi, miałem ochotę, aby znużyć w nich swojego… Zacisnąłem mocniej dłonie na podręczniku, aż Kou spojrzał na mnie podejrzliwie. Ignorowałem go.

 - Hej, Suzuki, weź przystopuj, bo zaraz się naogierzysz – zaśmiał się nerwowo mój przyjaciel. Takashima wiedział, że jestem gejem. A właściwie bi… To i tak nieważne, bo od kilku lat masturbowałem się do filmików na internecie, co było równoznaczne z tym, że byłem chętny na cokolwiek.

 - Co? Ja przecież słucham tanku…

 - A w myślach zamykasz usta Takusiowi tym, co akurat masz „pod ręką”.

            Nie wiedziałem, skąd niby Kouyou wie, że fantazjuję o małym, ale poczułem się na tyle zgorszony, że całe podniecenie ze mnie uszło. Byłem mu w połowie wdzięczny, a w połowie miałem mu ochotę zwyczajnie wpierdolić.

 - Skąd wiesz, że… myślę o nim? – zapytałem nieśmiało.

 - Właściwie… - przyjaciel zrobił bardziej zakłopotaną minę niż ja sam. - …żartowałem, ale skoro sam się przyznałeś. Czuję się teraz niekomfortowo! Mam nadzieję, że ci nie stoi.

 - No głośniej! – warknąłem na niego, kopiąc pod naszym stolikiem. W normalnych okolicznościach to, że jest się tak wydolnym seksualnie, jest niemałą zaletą, ale nie potrzebowałem rozgłosu na języku japońskim. Tym bardziej, że nasz sensei był jakimś erotomanem rozlubowanym w literaturze pornograficznej, którą bezwstydnie – naprawdę! Z zimną krwią, która nie spływała mu… gdzie trzeba! – czytał podczas naszych sprawdzianów.

            Po tygodniu rozpoczęły się próby do spektaklu. Ucięto nam połowę lekcji kosztem spędzania ich w auli. Jako, że byłem tym znienawidzonym przez wszystkich szczęśliwcem, mogłem dowoli szwędać się w tym czasie po szkole… Mogłem, ale tego nie robiłem. Siedziałem przed salą informatyczną, gdzie był najsilniejszy zasięg sieci wi-fi i oglądałem na swoim smartfonie anime. Coś czułem, że te jasełka zamienią mnie w otaku wbrew mojej woli – jako że miałem kasę do wydania na coś bardziej przydatnego niż mangi. W ten bądź podobny sposób spędziłem najbliższy miesiąc, czekając na dzień premiery naszego klasowego przedstawienia bożonarodzeniowego, pod tytułem: „One xmas night”. Chyba nie tylko ja miałem rubaszne skojarzenia, bo co rusz, połowa naszej szkoły podczas zatrzymywania się przed plakatami, parskała dwuznacznym śmiechem.

            W przeddzień szkolnej akademii artystycznej, w mojej wędrówce, mającej za zadanie obniżyć moje ryzyko zachorowania na hemoroidy przez wysiadywanie na ławce, napotkałem Matsumoto-kuna. Zaskoczyło mnie to, bo sądziłem, że nasz klasowy gwiazdor nie opuści żadnej z prób, aby możliwie jak najlepiej zagrać przydzieloną rolę. Poszedłem za nim, prześlizgując się pod zieloną lamperią ścian, aby nie poczuł się śledzony. Ruki nie był sam. W połowie korytarza dopadł go Tyczka-kun, mający dzisiaj obrzydliwy, bordowy krawat na szyi. Cóż za elegancja… Postarał się na tą szkolną randkę. Nie potrafiłem powstrzymać mojej ironii.

            Znów zniknęli w tej samej toalecie, co zawsze. Chyba „zawsze”, bo widziałem ich tam jedynie raz, ale zgadywałem, że na małe „kotłowanie się” umawiali się tam znacznie częściej. Z tego co wiem, starzy Matsumoto byli tylko mniej konserwatywni niż nacjonalistyczni, japońscy naziści. Nie sądzę, aby mieli dogodne warunki, aby spełniać swoje zachcianki w domu, w cywilizowanych warunkach. Aż miałem ochotę wyrwać go na tekst: zostaw Tyczkę, to ja mam łóżko. 

            Odczekałem chwilę, licząc złośliwie na zegarku, ile zajmie dojście temu wysokiemu z piegowatą moszną. Ku mojemu niezadowoleniu stoper pokazywał już przeszło dziesięć minut, a chłopcy nadal nie wychodzili ze swojej kryjówki. No proszę, seksoholik się znalazł – skomentowałem w myślach, wedle zasady: im częstszy seks, tym późniejszy wytrysk. Niewiele przed kwadransem, Tyczka-kun wyszedł rozemocjonowany z toalety. Nigdzie nie było widać jednak jego Ukesia - Takanoriego. Poczułem, że żołądek mi się kurczy ze zdenerwowania. Czułem, że coś się stało.

            Kiedy tylko amant-oblech oddalił się z horyzontu, wślizgnąłem się do szatni. Chcę tylko sprawdzić, czy Rukiemu nic nie jest. Tylko tyle… Nawet się do niego nie odezwę – postanawiałem w myślach, ale wszelkie moje planowanie szlag trafił, kiedy zastałem małego na podłodze w łazience, z rozmazanym od płaczu makijażem. Moje serce przystanęło, by za chwilę podskoczyć mi do gardła wraz ze słowami:

 - Taka! Co on ci zrobił? – doskoczyłem do chłopaka, który przestraszony, odsunął się, niechcący uderzając głową w kafelki. Złapałem za jego główkę i zacząłem z czułością masować złotą czuprynkę chłopaka, jak małemu dziecku, które zrobiło sobie krzywdę. Ruki spojrzał na mnie z niezrozumieniem w oczach.

 - Puść… Idź stąd. Nie chcę, żebyś mnie teraz oglądał… - jego głos był zupełnie cieńszy niż wtedy, kiedy z dumą deklamował miłosne wiersze. Przetarł swoje oczy, chcąc najwyraźniej zmazać rozmyty makijaż, ale w efekcie uzyskał wole z eyelinera na dolnych powiekach.

 - Nie – odparłem krótko i stanowczo. – Nie odejdę bez wyjaśnień – dodałem nieco łagodniej, aby nie straszyć i tak wstrząśniętego Takanoriego. – Co ten k… oleś ci zrobił? – z trudem powstrzymałem nazwanie go „kutasem”.

            Ruki próbował się uwolnić od moich rąk, ale nie udało mu się. Był tak rozkosznie słaby. Bardzo chciałem go chronić… chociaż wiedziałem, że się spóźniłem.

 - Uderzył cię? – zacząłem zadawać pytania, widząc, że sam chłopak nie spieszy się z wyjaśnieniami.

 - Nie… Nic mi nie zrobił. On naprawdę nie jest agresywny, nie potrafi być… - bronił swojego chłoptasia jak dziecko, które nie do końca potrafi jeszcze zrozumieć, że zostało skrzywdzone przez mamę bądź tatę.

 - W takim razie, dlaczego płakałeś? – naciskałem. Chciałem panicznie wymusić na nim zaufanie do siebie.

 - Nie powiem ci – odparł ostro, podnosząc na mnie swoje zaognione oczy. – Nie twój interes. Nie mówimy sobie nawet „cześć”, co cię to właściwie obchodzi, co? Nie potrzebuję pomocy, ani plotek. I tak… - jego głos znów się załamał. Przygryzł dolną wargę i uciekł spojrzeniem w bok. - … i tak wyzywacie mnie od pedałów i ciot. Nie potrzebuję dodatkowych problemów.

            Było mi niezmiernie szkoda kolegi. Miał rację – reszta klasy nie była dla niego wyrozumiała – zawsze określali go nieprzyjemnymi epitetami. Bardziej damskimi niż męskimi. To jednak nie było wystarczającym powodem, aby się od niego odsunąć. Wiedziałem, że to transakcja wiązana. Muszę wyznać coś jemu, aby sam był gotowy do zwierzeń. Zaufanie buduje się na zasadzie zależności.

 - Ruki, nigdy nie powiedziałem o tobie złego słowa – próbowałem zacząć.

 - Dobrego również.

 - Ruki, przestań – ująłem jego twarz w dłonie i uniosłem ku sobie. Takanori przestraszył się mojej gwałtowności, aż wstrzymał oddech, jak gdybym chciał go uderzyć Zaparł się na moim torsie drobnymi dłońmi. – Wiem o wszystkim. O większości… Wiem, że jesteś… Że tamten chłopak i ty byliście parą. Nie jest to dla mnie dziwne, bo widzisz… Ja sam jestem… Może nie gejem, ale lubię chłopców. Ruki, naprawdę nie chcę cię skrzywdzić.

            Blondyn patrzył na mnie jak na wariata bądź artystę sztuki współczesnego surrealizmu. Whatever. Mimo tego zaskoczenia na jego pięknej, chociaż zapłakanej twarzy, rozpogadzał się. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze z płuc.

 - Ja… jestem zaskoczony, ale… naprawdę nie wiem, po co mi to mówisz – odrobinę się zarumienił. Objąłem go w biodrach, ale to nie sprawiło, że chłopak przysunął się do mnie. Nie chciał się spoufalać, nadal otaczały nas kry niepewności. – Daiki był moim chłopakiem. Prawda. Jednak zerwaliśmy, właśnie przed chwilą. To dlatego płakałem.

            Kusiło mnie, aby zapytać, co w nim takiego widział, ale to byłoby równoznaczne z tym, że idę do niego w konkury. Wbrew wszystkiemu, wcale nie sądziłem, że byłem bardziej przystojny niż Tyczka a.k.a. Daiki. Byłem raczej niski, miałem brzydki, perkaty nochal, prawie żółte włosy, zepsute od utleniacza i zbyt mocną opaleniznę. Na pewno nie byłem w typie tego małego eleganta z trampkami od Ricka Owensa. Stąd zamiast zapytać, co ich łączyło, zapytałem jedynie: dlaczego zerwali.

            Ruki zaśmiał się nieprzyjemnie, histerycznie. Wyrwał się z moich objęć, otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłku.

 - Jutro się przekonasz… - wyznał enigmatycznie i pośpieszył się do wyjścia. Nie goniłem za nim. Wciąż zastanawiałem się, co chciał przez to powiedzieć. To oraz fakt, że Ruki jest singlem, spędzało mi sen z powiek. Oraz zapłakana twarz Takanoriego…


*

            Spektakl miał się odbyć w auli. Z tego tytułu młodsze klasy od lekcji „zerowej” nosiły ławki oraz krzesła, aby wkupić się w bycie godnym obejrzenia tego, a jakże ważnego wydarzenia z resztą szkoły. Nie pchałem się na afisz. Usiadłem sobie z tyłu, blisko wyjścia i wypatrywałem Takanoriego. Nie chciałem, aby mi umknęło to, co miał mi do przekazania.

            Minuty do rozpoczęcia przedstawienia mijały. Rozpoczęła się akademia. Przemówienie prowadzącej. Piosenka. Przemówienie dyrektorki. Piosenka. Przysypiałem… Ale trzymałem się jedynie dla Rukiego. Spojrzałem do swojego przedruku scenariusza, jednak nie zaciekawił mnie zbytnio.

            Widowisko się rozpoczęło. Kouyou zamienił się z Kotarō rolą, na możliwość bycia w sekcji dekoracyjnej, więc nie miałem do kogo się idiotycznie szczerzyć i rozśmieszać meme-face’ami. Jak się później okazało, nie oznaczało to wcale, że nie miałem po co oglądać całego przedstawienia.

            W drugim akcie na salę wjechały wielkie, zimowe sanie wyłożone imitacją futra z norek i gronostajów. Prawdopodobnie. Sam obiekt nie był jednak ważny, liczył się ich „woźnica”…

            Cała sala wybuchła śmiechem. Chłopcy wytykali palcem osobę, starającą się siedzieć dumne na czele, ale to niewiele pomagało. Uczniowie byli ubawieni do rozpuku i do poślinienia własnych gęb. Ja jedyny nie widziałem nic śmiesznego w tym, co się działo. Jedynie bardzo współczułem mojemu Takanoriemu, który musiał teraz przeżywać jedne z najcięższych chwil w życiu. Obawiałem się tego, że się przepisze. Nikt nie rozumiał, że on był taki delikatny…

            Ruki siedział w typowym, odrobinę erotycznym wdzianku pani mikołajowej, obszytym sztucznym futerkiem. Kusym na tyle, aby odkryć jego nylonowe, samonośne pończochy na cienkich, smukłych nóżkach. W innych okolicznościach byłbym niezwykle podniecony kostiumem chłopaka, jednak poniżenie wymalowane na jego twarzy nakazywało mi jedynie mu współczuć. Długo musiał czekać, aby sala zamilkła, żeby wygłosić swoją kwestię. Z trudem utrzymywał swój normalny ton głosu. Nie patrzył na mnie. Nie patrzył na nikogo z publiczności. Myślami był daleko.

            Sztuka jakoś dalej się potoczyła. Uczniowie przyciszyli szepty swoich rozmów do minimum, aby wyłapać ewentualne podteksty w roli Takanoriego i je wyszydzać między sobą. Miałem nadzieję, że taki stan utrzyma się już do końca, ale musiałem się pomylić.

            Yuu Shiroyama, który grał Santa Clausa w wersji slim&fabulous (idealny święty Mikołaj z kanału o równie „czerwonej nazwie”), doszedł do momentu, w którym scenariusz przewidywał…

 - No to jak, moja żonusiu? Dostanę buziaka na pożegnanie czy mam wypróbować na tobie swoją rózgę?

            Niektórzy, aż wstali w owacjach na stojąco, bijąc brawo ku pochlebieniu Shiroyamie i jego misternej, prostackiej kwestii. Tłum zasłonił mi Takanoriego. Nie widziałem, co dalej się działo. Usłyszałem, kilka okrzyków zdziwienia, jakieś komentarze będące do siebie synonimiczne, tak jak: „panienka się zmyła”, „dziunia poszła polerować cukrową laskę” i tym podobne. Nie czekałem, aż uczniowie usiądą i znów zapanuje po bożemu porządek. Zerwałem się z krzesła i dałem ponieść swoim nogom w kierunku szatni, które robiły w charakterze garderób dla artystów. Wpadłem tam, czując że krew pulsuje w całym moim ciele ze złości.

 - Ruki! – krzyknąłem, a chłopak jeszcze mocniej się skulił w kącie.

 - No proszę! Śmiało! Możesz się ze mnie śmiać! Jedna osoba więcej i tak nie zrobi mi różnicy… - zaniósł się płaczem, wycierając oczy w mikołajkową czapeczkę. Było mi go tak niepomiernie szkoda… Nie panowałem nad sobą. Ukląkłem przy nim, przygarniając do siebie. Całowałem jego delikatne włosy, czując mieszankę mentolu z papierosów, tytoniu oraz szamponu.

            Ruki nie wytrzymał napięcia. Rozpłakał się, wtulając we mnie ufnie, jakbym jedynie ja został mu na świecie. W tej chwili wyglądało to właśnie w ten sposób – byliśmy tylko on i ja, pomiędzy wrogimi licealistami. Chłopak płakał panicznie, dopóki się nie uspokoił. Nie odsuwałem go od siebie, poklepywałem delikatnie po plecach, kołysząc nim w ramionach. Przenieśliśmy się do sani, wniesionych do szatni po II akcie, jako niepotrzebny już rekwizyt. Takanori nie odsuwał się ode mnie, nadal chętnie otaczał się moimi rękoma, przenosząc je w kierunku pasa.

 - To dlatego Daiki cię zostawił? - zapytałem w końcu, a chłopak pokiwał tylko potwierdzająco głową. – Ale przecież…

 - Nie, rozumiem to doskonale. Jest w pełni usprawiedliwiony. Kto chciałby chodzić z pośmiewiskiem całej szkoły… Z pedałem w sukience i rajstopkach? – gruchnął histerycznym śmiechem, zdając sobie sprawę, że nie musi się już przy mnie nijak hamować.

            Czułem, że zaczynam się gotować od zbulwersowania postawą, jak i postacią Tyczki. Drąg z drągalem, co szukał tylko okazji, żeby móc powciskać się gdzieniegdzie w zgrabny tyłek… Nie okazał żadnej opieki czy zrozumienia Takanoriemu – osobie, którą „kochał”. Zupełnie jak gracz na giełdzie ładnych dupeniek, który zmienia towar z odrzutu na bardziej zjadliwy…

 - Ja – wyrwało się z moich ust zdawkowo. – Ja chciałbym – dodałem bardziej spójnie i spojrzałem w oczy Rukiego, pełne bladych refleksów. – To znaczy… Jeśli byłbym Daikim, nie zachowałbym się w ten sposób. On zachował się jak dupek.

            Chłopak zwarł swoje usta w cienką linię. Nie wynajdywał żadnych argumentów, aby mnie zdissować, więc wyglądało na to, że miałem rację.

 - Jesteś inny… - zaczął w ten enigmatyczny sposób, który w zależności od sytuacji, może być złowróżbnym „spierdalaj” bądź przyjaznym „go ahead”. Ruki spojrzał na mnie z dołu swoimi powiększonymi przez łzy oczami i pociągnął małym, perkatym noskiem. Z wolna położył swoją dłoń na moim torsie, czym podniósł mi ciśnienie w całym ciele, a najbardziej w tym-jednym-punkcie. – I nie chodzi o to, że jesteś gejem. Jesteś zwyczajnie inny niż ci, których znałem. Pewnie mógłbym spróbować z tobą czegoś poważniejszego… ale nie mam pewności, czy aby na pewno cię pociągam… - odparł z nostalgią w głosie, zupełnie jakby tęsknił za moim… ciałem? – Może jesteś jednym z tych, którzy wolą większych od siebie? – to było bardziej pytanie niż stwierdzenie w ustach małego Matsumoto. – Taaak… niektórzy lubią poczuć się mniejsi. Trzymani w garści.

 - Ruki, jestem… typem „atakującym” – przyglądałem mu się zdecydowanie zbyt płomiennie, jak na kogoś, kto chce tylko pocieszyć kumpla z klasy. Wbrew najszczerszym chęciom, widok drobnego blondynka w kostiumie Mrs. Santa Claus w wersji Sex Shop Deluxe działał na moje narządy. Był to wystarczająco mocny bodziec, żeby przyprawić mnie o fantazje erotyczne, które de facto były bodźcem powodującym u mnie erekcję.

            Chłopak stracił równowagę i przechylił się w przód. Chcąc zapobiec upadkowi, wsparł się na dłoni, która natrafiła na moje twarde krocze. Spojrzał na mnie zaskoczony, a jego źrenice skurczyły się z podekscytowania.

 - W takim razie… „zaatakuj mnie” – szepnął, rozchylając wargi tuż nad moimi i rozsuwając nieznacznie swoje uda przy moich. Zmrużyłem oczy i przyglądałem mu się chwilę, jak jego przymknięte powieki drżą, a usta wychylają do przodu, szukając moich warg. Pomyślałem wówczas, że jest najsłodszym uke na świecie. Zamiast pocałunku, na jaki oczekiwał, przygryzłem w ustach jego miękką szyję, pachnącą delikatnym dezodorantem. – Ach, Aki… - mruknął zaskoczony tym, że zająłem się jego erogennymi strefami. Całowałem go stopniowo, dotykałem grdyki, karku, obojczyka… aż chłopak odchylił zarumienioną twarz do tyłu. – Wystarczy… pocałuj mnie w usta…

            Nie musiał mnie więcej prosić. Nie byłem tym z tych okrutnych seme, którzy lubią znęcać się nad swoimi partnerami w sposób zahaczający o subtelne praktyki sadystyczne. Poza tym, Ruki był zbyt uroczy i delikatny, aby jeszcze bawić się jego kosztem. Wsunąłem język między jego wargi, łaskocząc po podniebieniu. Miał słodką ślinę i gładki języczek, chętnie bawiący się z moim. Kiedy odkleiliśmy się od siebie, pozostawiwszy na ustach wilgoć, obaj mieliśmy przyrumienione twarze.

 - No to… pokaż mi się – poprosił cicho blondyn, znów dotykając mojego torsu.

            Takanori rozpiął chętnie moją koszulę, łaso zaglądając za jej poły. Oblizał usta, przesuwając palcami wzdłuż mojego mostka. Czułem, że sutki mi stają od podniecenia...

 - Tak... Jesteś o wiele lepiej zbudowany niż mój eks – skomentował mój tors, dotykając dłońmi na piersiach. Zsunął mi odrobinę koszulę z barków, pozostawiając ją na przedramionach. - Kręcisz mnie – stwierdził, nieznacznie zawstydzony. - Bardziej niż Daiki. Może dlatego, że cię nie znam... Nie znam twojego ciała - zostawił moją klatkę, zasłaniając ponownie rozpiętą koszulą. – Masz… prezerwatywy? – zapytał cicho, acz donośnie. Przytaknąłem skinieniem głowy.

            Rozkraczył się przede mną i podwinął swoją kusą sukienkę z czerwonego atłasu. Zwilżył ponownie malinowe usta i wydął je z manierą aktorek porno, niemo wzdychając.

 - Cokolwiek chcesz ze mną robić, jedna zasada: nie rozbieraj mnie – ostrzegł, opuszczając do kostek ciemne slipy. - Trzeba sprawiać pozory, że wcale tego nie robimy. Na wypadek, gdyby ktoś tu wszedł.

            Prośby Rukiego wydały mi się absurdalne, tym bardziej że jedynie ślepy nie byłby w stanie zauważyć mojego różowego kutasa między jego pośladkami. Mimo to nie byłem w stanie się powstrzymać.  Nie teraz, kiedy chłopak pokazał mi już swoje skarby, patrząc na mnie w ten łakomy sposób…

            Zsunąłem ze swojego penisa mokre od potu bokserki i pomogłem Rukiemu usiąść w odpowiedniej pozie. Włożyłem nawilżoną prezerwatywę. Chłopak uniósł się na kolanach, położył mi obie, drżące dłonie na ramionach i przechylił głowę mocno w przód, zamykając powieki. Od razu było zauważalnym, że robił to nie pierwszy raz w takich warunkach.

            Odnalazłem jego szparkę i wszedłem w niego twardą główką. Syknął mi nad uchem i zacisnął paznokcie na moich barkach, jak drapieżny kotek. Wszedłem dalej, czując, że cały zwilgotniałem wewnątrz lateksu. Odchyliłem się, a Takanori wpadł mi w ramiona. Przyciskał swój policzek do mojej piersi i poruszał delikatnie, próbując odnaleźć rytm. Zaciskał wargi z bólu, bo jeszcze nie przywykł do innej grubości. Pomogłem mu, unosząc jego biodra swoimi, wypychając go ku górze. Chwialiśmy się lekko, dopóki Ruki nie miauknął z przyjemności. Zjechał swoją ręką na moje plecy, ukrywając całą twarz w moim torsie. Zaczął szarpać się frenetycznie, drżąc z przyjemności, ale nie uronił ani półsłówka. Podniosłem jego główkę i pocałowałem namiętnie, chcąc wzmocnić nasze doznania po przez bezdech.

            Odsunął się, przełykając ślinę. Oddychał ciężko, a jego ciało unosiło się przy każdym głębszym wdechu – a wraz z nim jego penis, który ocierał się o moje nabrzmiałe podbrzusze, pozostawiając na nim wilgoć. Aż w końcu, finalnie, spuścił się na nie, mocząc nasieniem. Zastygł na chwilę, porażony przyjemnością. Uczepił się moich barków mocno, by chwilę później mocno wbić się na mój członek. Zadrżałem spazmatycznie, wzdychając, kiedy stymulował moją męskość. Brakowało mi tchu, więc oddychałem szybko, w tempie rytmicznych pchnięć, dopóki nie wypełniłem rozgrzanego kondoma swoimi sokami. Otarłem pot z mojego czoła i uchyliłem oczy, aby spojrzeć na swojego kochanka.

 - Jeśli nie uda ci się w teatrze, zacznij jako aktor porno… - zażartowałem, dotykając czule jego barwnych policzków.

 - Tak jak Cameron Diaz? – uśmiechnął się delikatnie.

 - Z tym, że Cameron nie była gejem – zatroszczyłem się jeszcze tym faktem, ale wyraz twarzy Rukiego mówił mi, że już nie jest nim zainteresowany. Trapiła go inna kwestia.

 - Z kim spędzasz święta? – zapytał nieśmiało, znów powracając do swojego niewinnego alterego, zupełnie jakby przed chwilą nie kochał się ze mną w odważny sposób, niczym bezmózgi sims: „bara-bara w miejscu publicznym”.

 - Z rodziną – odpowiedziałem szczerze, ale dodałem pośpiesznie, widząc zawiedzenie w oczach Takanoriego.  – Lecz do popołudnia jestem wolny.

 - Zdecydowanie wolałabym cię mieć na noc – zaśmiał się perliście. Jak każda aktorzyna, miał ładne, proste zęby.

 - Sądzę, że będziesz miał mnie jeszcze na tak długo, że spasujesz.

            Tymi słowami dałem początek naszemu kwiecistemu związkowi…








            …a może naszym seksem?



THE END

[1]             Podziękowania dla S. bo dzięki niej moje opowiadania wzbogacają się o dawkę wiarygodnej motoryzacji.
[2]             Taka tam kpina z pobudzających właściwości koki. Deluxe, bo dostępna dla grubych ryb.
[3]             Jap. Ponieważ nie było wystarczająco ciepło. Jeden z najtrudniejszych japońskich wyrazów.

11 komentarzy:

  1. TO BYŁO WSPANIAŁE!
    Jak zawsze ^_^ Tego było mi trzeba aż się popłakałam XD Na prawdę bardzo mnie w tej chwii pomogło (zanim je przeczytałam byłam bliska rozpaczy)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak każde opowiadanie na tym blogu, to jest niesamowite! Kocham ich tutaj... A Taka jest strasznie bezpośredni ^`^
    Czekam jeszcze na zaliczenie.... I wszystkie nieskończone opowiadania! :'3 oraz na shoty... Itd xD
    //Yūko-san

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takanori ogólnie jest bardzo bezpośredni *przypomina sobie wywiady, w których nie poskąpił sobie małego "pojazdu" po Reicie*
      Przykro mi, w kolejce stoi Different World (_ _ ). /Enji

      Usuń
  3. Gdzieś tam jest walnięte ''Takeshima''

    Akcja z Tyczką - mistrzostwo. Czuję Akirę z ''Dziennika Nimfomana'' :D Podryw na łóżko. Oj, poleciałabym.
    A mojego współczucia, kiedy Taka wjechał nie da się opisać. Mało mi brakowało do zapocenia oczu.
    Nigdy nie lubiłam oneshotów, bo jest hop siup i seksy. Chociaż... może po prostu Ru tak dobrze czuje się w jego ramionach, by od razu mu pozwolić na chwilę uniesień? Lepiej, sam tego chce!
    A&E coś wstawiły, tyle szczęścia~ Dzię-ku-je-my!

    Udanego sylwestra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już szukam i poprawiam (chociaż wydaje mi się, że już to kiedyś poprawiałam, widocznie Allis wrzuciła wersję alfa ;=;).

      A seks... To był prezent dla Allis, więc *chrząka* to wszystko przez Tą Drugą, ja umywam ręce
      *pamięta jak dopisywała scenę "saniową" na szybcika*.

      Dziękujemy wzajemnie! :3 /Enji

      Usuń
  4. Klasę mieli w całości męską, więc Ruki musiał grać kobietę, ale Uruha zamienił się na role z jakąś panną?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, no proszę, gratuluję spostrzegawczości, bo nikt wcześniej tego nie zauważył (włącznie ze mną...).
      Już to jakoś poprawiam, wielkie dzięki c;

      Usuń
  5. Nie wiem co powiedzieć, naprawdę...
    Ruki - 100% uke, zero wątpliwości. Wyjdę na bezduszną paskudę, ale przypadła mi do gustu jego rola tutaj. Jak robić z kogoś ofiarę to na całej linii (póki nie pojawi się Romeo aka Reita). Słodki, uległy i z pozoru niewinny, a za drzwiami pokazuje swoje pazurki (albo dzwoneczki, khem..). Również strój to podkreśla, jakby na to nie spojrzeć~
    Wracając do Reity, nieco mnie zaskoczyła jego postać. Zawsze kreują go na mięśniaka itd, a tu proszę - z jednej strony typowy nastoletni chłopak, a z drugiej czuły i dojrzały.
    Podsumowując - dobra mieszanka, podoba mi się.
    Jak na zboczka przystało, czas na sceny seksu. Kocham, uwielbiam i czczę szczegółowe opisy. Za to kolejny plus. A fakt, iż było to w szkole automatycznie staje się jednym z ulubionych tekstów ;>
    Jeśli były jakieś zauważalne błędy, to reszta już je wypisała z tego co widzę, zatem ja sobie daruję ponowne sprawdzanie, bo nie od tego jestem xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkie wasze opowiadania i one-shoty są genialne i po raz kolejny nie zawiodłam się ani trochę. Muszę przyznać również, że Ruki w saniach, ubrany w strój Mikołajki działa na wyobraźnię, oj działa... ;-)
    Ogólnie podobało mi się bardzo jak od pewnego momentu Akira tak bardzo martwił się o Takanoriego i zaczął nazywać go "swoim". Aż sam uśmiech ciśnie się na usta!
    Jestem zboczona, uwielbiam takie opisy uniesień miłosnych. A to, że właściwie zrobili to tak spontanicznie zabarwiło całą słodycz lekką pikanterią. Palce lizać!

    Czekam niecierpliwie na sylwestrowego shota! Już świecą mi się oczy na samą myśl o nim...
    Pozdrawiam! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ,,zwłaszcza te impulsywne drgnięcie brwi na „kurwa”. << hahahhaha, chciałabym móc to sobie wyobrazić, ale nie umiem! xd
    ,,tylko kreację anioła z Moi dix mois. '' << tu też. Ale jak od razu o nich wspomniałyście to sobie wyobraziłam Aoi ucharakteryzowanego na Manę, choć to nie o Aoi. Nie wiem, pewnie dlatego, że Aoi w poprzednim zespole się malował i Aki też, ale ostrzej i bardziej dziewczęco....
    Nie, no serio? Liczył czas na stoperze? Ale szczerze jak czytałam to opowiadanie to shot nie pasował mi tak bardzo do opisu jaki przedstawiłyście, dopóki nie przeczytałam tego momentu jak Taka płacze. :< No i, te sanie! BOSKIE! Ale mam uwagę.... skoro do szatni można było się tak szybko dostać ze sceny to... bardzo dziwne, że nikt nawet na scenie tego ich seksu nie usłyszał.... No, bo na pewno ktoś musiałaś stać/występować blisko wyjścia (tak sądzę) i coś słyszeć z zewnątrz. Takie moje insynuacje, mylne. Miło się mi zrobiło na sercu jak się tak do siebie przytulali wtedy jak Taka płakał.

    OdpowiedzUsuń