Druga, ostatnia część "The Four". Zakończenie się trochę urywa, bo - jak wcześniej powiedziałam - pisałam tego ficka w zamyśle, że będzie to jedynie okazjonalny one shot. Nie planowałam sequela, ale wizja mi się nieco zmieniła, więc na pewno dojdzie kontynuacja (pewnie dużo bardziej dopracowana, bo już tak mam, że to tak zwanych "partówek" przykładam się znacznie bardziej... Takie zboczenie: fick, który ma wiele rozdziałów żyje ze mną, chodzi ze mną, poświęcam mu więcej czasu oraz myśli, stąd też wszystko jest dużo lepiej obmyślone). Anyway! Mam nadzieję, że jeszcze się do niego przekonacie. Here we go: (* ^^ * )
Reita próbował jeszcze obejść kilka kolejek, aby
wyrobić przeciętną normę w klubie. Obsłużył dwie klientki, ale jego samopoczucie
wciąż było mętne. W głowie grzmiały mu prześladowczym echem srogie słowa
Doktorowej.
„Miej go na oku. Jest młody i nie wszystko rozumie.
Słyszałam ich rozmowę, tutaj zanosi się na coś poważniejszego. Jeśli go nie
przypilnujesz, oni zrobią z niego, co tylko będą chcieli. Tutaj nie chodzi już
o jego karierę, ale również o bezpieczeństwo. Mówię ci to, bo jesteś jego
opiekunem. Strzeż go. Ucz się na własnych błędach…”.
Do tej przestrogi starał się przypasować scenę, którą
zastał przy stoliku. Ufał Doktorowej - nie miał innego wyboru. Tutaj
rozchodziło się nie tylko o prestiż czy wpływowość tej persony, ale
najzwyczajniej w świecie ich losy w pewien sposób były nierozerwalne… Był
przykuty do jej osoby masywnym, żeliwnym łańcuchem, który nie w sposób
przegryźć zębami. I niestety. Nie był on przypięty do żadnej obroży czy innej
uprzęży… Był jak wrośnięty w jego skórę.
A propos uprzęży…
Zadrżał z obrzydzenia, kiedy przed oczami śmignął mu
obsceniczny obraz z Rukią w roli głównej. A właściwie jako „statysty”. Jego
młode, chłopięce ciało, usteczka zablokowane kneblem… Nie dopuści do tego.
Zdecydował zarządzić na dzisiaj fajrant, bo poczuł
lekkie nudności. Chyba za bardzo wymieszał dzisiaj alkohol. Swoją zaległość
postanowił odrobić następnego dnia roboczego – a raczej nocy roboczej –
przychodząc wcześniej do The Four Corners, co nie było w jego zwyczaju.
Zazwyczaj spóźniał się, zrzucając winę na kursujący nieregularnie autobus.
Czekał w szatni dla personelu, aż zjawi się Rukia.
Paskudnie go wczoraj potraktował, zdawał sobie z tego doskonale sprawę, dlatego
w głębi siebie obawiał się, że być może chłopak doszczętnie zrezygnuje z
pozycji kandydata na hosta. Poczuł, że zawiódł. Przydzielono mu funkcję sempaia, a on najzwyczajniej w świecie
zganił swojego ucznia za chęć weryfikacji pewnych informacji. To najpewniej
była reakcja obronna na dotknięcie jego newralgicznej przeszłości...
Ku najszczerszej uldze hosta, Rukia wszedł do szatni o
swojej zwyczajowej porze, jakby nigdy nic się nie stało. Wyglądało na to, że
przeprosił się jednak z mundurkiem szkolnym, bo dzisiaj ponownie miał go
włożonego.
- Oh, Reita-kun
przyszedł dzisiaj wcześniej… Przepraszam więc za spóźnienie… - zaczął się
tłumaczyć, nie wiedząc jak odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
- Nie, nie
spóźniłeś się Młody. Chciałem cię zastać przed wyjściem w teren, bo…
Postanowiłem cię przeprosić. Potraktowałem cię wczoraj jak ostatni gbur.
Rukia zamrugał powiekami.
- Sądzę, że oniisan miał powód, aby mnie tak
potraktować…
- Nic z tych
rzeczy! Promotor ma obowiązek dbać o swoich młodszych braci. To, co zrobiłem… W
innym przypadku byłoby poddane rygorowi. Gdybym był świeżo upieczonym hostem, a
ty poszedłbyś na skargę do naszej mamy-san… Szefowej. Poważnie by mi się
dostało. Być może jesteście tylko kandydatami, ale chroni was swego rodzaju
immunitet.
- Nic z tego
nie rozumiem, Reita-niichan, ale
cieszę się, że już się na mnie nie gniewasz. To najważniejsze – Rukia czuł, że
dostaje delikatnych palpitacji serca. Uwielbiał, kiedy jego Starszy Brat był
taki szarmancki wobec niego… Zastanawiał się czy to nawyk, zboczenie zawodowe,
czy faktycznie chce być miły. Wyrzucił te śliskie myśli spod czuprynki.
- Na zgodę
kupiłem ci mały upominek… Jeśli kiedykolwiek powiem ci coś szorstkiego,
chciałbym, abyś na to spojrzał i zrozumiał, że to dla twojego dobra, bo twój
braciszek tak naprawdę cię… - na chwilę Rukia wstrzymał oddech, licząc że może
wyzna go, że go kocha, co byłoby czymś przełomowym poza „client servisem”, ale
musiał się rozczarować, bo padło tylko „bardzo lubi”. Nie miał czasu, aby się
dąsać, bo wepchnięto mu w dłonie małe pudełeczko na biżuterię. Poczuł się znów
jak po wypiciu malibu. Lekki, rozpalony, miękki w udach… Otworzył eleganckie,
niebieskie wieczko a w środku na małej poduszeczce znajdował się wisiorek w
kształcie kanji oznaczającym
„młodszego brata”. – Mam taki sam – pospieszył
z wyjaśnieniem Reita, odginając kołnierz swojej eleganckiej koszuli.
Faktycznie. Z jego szyi zwisał tożsamy ideogram, ale oznaczający „starszego
brata”. – I jak? Podoba ci się?
- Żartujesz?
To… to najdroższa rzecz jaką w życiu dostałem! – niemalże zapiszczał
rozentuzjazmowany falsetem. Metka mówiła sama za siebie: srebro wysokiej próby.
– Nie mogę tego…
- No! –
pogroził mu palcem i wyrwał mu szkatułeczkę. – Daj, założę ci to, bo czas
ucieka. Powinniśmy już iść do klientek.
- Dziękuję,
dziękuję bardzo… - szeptał prawie przez łzy, czując jakby był cały w amorach.
Kiedy Reicie udało się już w końcu zapiąć naszyjnik, ich spojrzenia się
zetknęły. Obaj poczuli dziwny impuls, który zdawał się przeszyć ich
jednocześnie. Impuls na tyle silny, że skłonił hosta do sprzedania małego
buziaka w policzek Rukii.
- Siostry Ming
czekają na nas na Afryce.
Chłopak pokiwał głową w gotowości, ale Reita nie
ruszał się z miejsca, jakby sobie właśnie o czymś przypomniał.
- Chciałeś
wiedzieć… kim jest danna, tak? –
cedził każde słowo uważnie, jakby ważył jego gabaryt. Jakby nie chciał
powiedzieć za dużo. Zbyt dużo. – Rozczaruję cię. Danna to w naszym żargonie stała, zaufana klientka. Kiedy wchodzi
do klubu, host, który jest jej ulubieńcem, powinien ją niezwłocznie obsłużyć.
Taka osoba ma wystawioną specjalną platynową kartę, która upoważnia ją do
zniżek… Z punktu widzenia hosta, danna
to poniekąd. Tylko poniekąd! Sponsor, supproter. W dobrym tonie jest, aby danna opiekował się finansowo swoim
personelem. W gruncie rzeczy samo danna
lepiej brzmi, niż w rzeczywistości to jest warte. Termin niepotrzebnie
rozbuchany. Nie mniej jednak… To duże wydarzenie, kiedy w końcu host znajdzie
swoją danna.
Rukia ostrożnie przytakiwał swojemu oniisanowi,
próbując przyswoić każdą informację z osobna.
- Faktycznie,
nic nadzwyczajnego… Tyle zachodu, aby paniusia z łaski swojej dostała kartę
klubowicza? – żachnął się chłopak. Reita roześmiał się i poklepał go po głowie.
- To bardziej
marketing. Tradycja. Nasz klub jest trochę jak okiya i to jest nasz znak markowy. A co? Myślałeś, że sypiamy z
każdą po kolei, w zamian za jedwabne kimono? To nie te czasy, głupku! – w
śmiechu hosta pobrzmiewała jednak dziwnie powątpiewająca, histeryczna nuta.
Rukia zignorował to. Nie miał odwagi pytać, czy zatem Doktorowa faktycznie jest
jego danna. Swoją drogą, nawet jeśli,
to niewiele znaczyło dla niego w praktyce. Wewnętrznie się uspokoił, wiedząc
już, że tajemnicza „danna” nie jest niczym mistycznym. Mało tego, teraz wcale
nie spieszyło mu się, aby na gwałt jakąś znaleźć, nawet jeżeli jeszcze wczoraj Minako-san sama zaoferowała mu się. No tak. Nie cieszyła się szacunkiem wśród
innych, a z pewnością karta zniżkowa byłaby czymś pożytecznym. Szukała kogoś
prostodusznego, kto mógłby jej to załatwić. Teraz odrobinę się rozczarował i
był gotowy nazwać się zdesperowanym naiwniakiem, napalonym na przedwczesny
prestiż.
Wstrzymaj konia, Taka. … – skarcił się w duchu i podreptał za swoim Starszym
Bratem w stronę Afryki.
Afryka była jednym z
czterech „kącików” The Four Corners[1].
Ta sala była drugą najczęściej uczęszczaną. Nie była co prawda tak
wystawna jak Ocean, ale dużo bardziej kameralna przez egzotyczne drzewka i wszechobecną
zieleń. W tle leciała etniczna muzyka, przywodząca na myśl Indian bądź czarne
plemiona afrykańskie zmiksowana z lekkim ravem lub electrohousem. Zzamiast na
krzesłach czy sofach, siedziało się nisko przy podłodze na wiklinowych,
wyplatanych stołeczkach lub wiszących nad ziemią hamakach.
Pozostałe dwie sale tematyczne nazywały się Dublinem
oraz Imperium. Pierwsza była wystylizowana na irlandzki pub, odrobinę vintage, druga zaś na komnatę do
świętowania Dionizji.
Siostry Ming już tam siedziały, pomiędzy dwoma,
niskimi palmami. Popijały jakiś kolorowy drink, najpewniej na bazie kumkwatu.
Klientki były bliźniaczkami jednojajowymi i pochodziły z Chin. W Japonii
znalazły się w wyniku rozwoju gospodarczego ich Republiki Ludowej i jako
pracownice jednej z firm zajmującej się produkcją części do sprzętu RTV dla
japońskich koncernów, były zmuszone wyjechać na Wyspy Wschodzącego Słońca jako
konsultantki. Mówiły płynnie w języku angielskim. Tylko i wyłącznie angielskim,
stąd też wymagano od pracowników lokalu co najmniej średniozaawansowanej
znajomości tegoż języka.
Obsługa tych dwóch kobiet była przyjemna. Były młode,
urodziwe i wykształcone. Poza tym nie było mowy, aby to towarzystwo się ze sobą
nie dogadywało. Nie wiedzieć czemu, Reita zawsze siadał pomiędzy nimi,
rozdzielając je swoim ciałem. Rukia czuł palącą zazdrość, mając wrażenie, że
muskają się wzajemnie swoją odzieżą. Wyglądało na to, że w ten sposób z nimi
flirtował, dając im złudne poczucie, że mogą go dotykać. Że jest w zasięgu ich
paluszków. Wystarczy dotknąć…
Jak się później okazało, ten „client service” miał
drugie, praktyczne dno. Reita wyjaśnił mu na stronie, że w ten sposób je
rozróżnia. Kiedy zasiada między jedna a drugą, łatwiej mu je odróżnić. Xian
siadała zawsze po prawej, a Lin po lewej. Rukia spierał się z nim, że przecież
siedząc naprzeciwko, obowiązuje ta sama zasada, ale na ten zarzut jego Starszy
Brat nie był łaskawy udzielić odpowiedzi.
Przez najbliższy tydzień wychodzili ze swojej depresji
zarobkowej. Nadchodziła dobra passa. Klientela przyzwyczajała się, że ten
„fagasek” chodzący krok w krok za Reitą to nie pozostawiony mu pod opieką
siostrzeniec, ale kandydat na hosta z prawdziwego zdarzenia. Powoli zdzierał z
siebie etykietkę namolnego i nieporadnego chłopaczka. A co najbardziej cieszyło
Rukię – unikali Doktorowej. Panie, które decydowały się coraz chętniej na ich
towarzystwo, zaczynały doceniać, a wręcz domagać się „client service” z ich
strony. Wykorzystywali w tym celu swoje wisiorki, którymi chwalili się jako
dowodami ich nieskazitelnej braterskiej „miłości”. Oczywiście obie strony były
świadome, że po przez „miłość” klientki rozumiały wspólne sypianie w jednym
łóżku i inne czynności w tym miejscu się dokonujące. Czasem zdarzało mu się
płonąć rumieńcem, kiedy jakaś kobieta pod wpływem alkoholu stawała się za
bardzo bezpośrednia i pytała go, czy Reita-kun jest dobry w łóżku.
- Mari-san!
Rukia i tak się z tobą nie podzieli…! Na przyszłość powinnaś mniej pić!
Nie mogli jednak – a raczej Rukia nie mógł – unikać
Doktorowej w nieskończoność, tym bardziej, że wyglądało na to, że była ona
faktycznie danna Reity. Spojrzał
zaskoczony na kobietę, kiedy dosiadała się do nich w towarzystwie Minako-san.
Sądził, że się nie znoszą. Do Minako również nabrał dystansu, odkrywszy, że najpewniej
chce go tylko wykorzystać, chociaż wciąż ciężko było mu w to uwierzyć,
przypominając sobie słowa pełne motywacji pod jego adresem.
Reita najwidoczniej chciał sobie poszaleć z tej
okazji, że po tak długiej „rozłące” Doktorowa jednak do niego powróciła, dając
jasno do zrozumienia, że puściła w niepamięć ich niedawny nieudolny serwis.
Wypił naprawdę dużo, aż chłopak zaczął się martwić, czy to czasem nie
nadszarpnie jego wizerunku w oczach gości. Nie podważał jego tak zwanej „mocnej
głowy”, ale jednak czasem jeden kieliszek może zaważyć na tym, czy zrobimy z
siebie prymitywów.
Minako-san znów go poprosiła, aby się przysiadł, pod
pretekstem „chciałabym zobaczyć z bliska, co też Reita dla ciebie dziś wybrał”.
Zaczęła wypytywać o nowy medalik na jego szyi, a on z dumą tłumaczył jej, że to
prezent od oniisana. W tym momencie,
host przeprosił ich na moment, bo najwyraźniej źle się poczuł przez wszystkie
te drinki, którymi się tak suto zakropił.
- To Reita ci
go dał? – zainteresowała się ich pogawędką Doktorowa. Jej ton – bardziej niż
zwykle – był jadowity i odrobinę rozedrgany. – A z jakiej okazji? – próbowała
zreflektować się nikłym uśmiechem.
- Chciał mnie
przeprosić – odpowiedział szczerze. – Mieliśmy drobną sprzeczkę.
Pokiwała głową w zamyśleniu.
- Chociaż to
poniekąd symbol – zdecydował się ciągnąć dalej. – Tego, że jesteśmy razem…
- Razem? –
ściągnęła do siebie groźnie brwi, nie dając dokończyć Rukii. Chyba zdecydowała
się na własną interpretację tych słów, która wywołała w niej szał. – Ach tak –
uśmiechała się coraz szerzej i coraz sztuczniej. Widać było jej okropnie
pożółkłe przez tytoń zęby, a czerwona szminka tylko to podkreślała. – Śliczny
prezent, doprawdy. Reita rozpieszcza cię aż zanadto.
- Rukia-kun,
przepraszam, że przeszkadzam w pracy – usłyszał nad swoją głową cichy i
zawstydzony głos jednego z tych randomalnych gości ze staffu, których imion
nikt nigdy nie pamięta. On również nie pamiętał.
- Tak, słucham?
- Potrzebujemy
kogoś, kto nam pomoże wypakować dostawę z vana, a nie chcemy przeszkadzać
hostom. Wszyscy są już czymś zajęci. Widzę, że Reity-sana z tobą nie ma, to nie
zajmie dużo czasu. Możemy cię prosić?
Rukia nieśmiało spojrzał na swoje klientki. Nie
powinien zostawiać dam samych, bez niczyjej opieki. To była zasada sine qua non, bał się kary Starszego
Brata, kiedy odkryje, że poszedł na zaplecze pomagać obsłudze.
- Idź Rukia,
poczekamy. Nie krępuj się.
- Tak, właśnie.
Ja i tak już miałam iść, bo Kurosaki wraca dzisiaj z Argentyny. Muszę go
przywitać na lotnisku. Już wynajęliśmy hotel w Hanedzie – odparła infantylnie i
zachichotała Minako-san, podźwignąwszy się z sofy. Po czym dodała frywolnie: „A
ja jeszcze nie mam dla niego stroju!”.
Rukia przeprosił na chwilę Doktorwą, która zdawała się
wcale nie być tym faktem przejęta i poszedł pomóc przy wyładowywaniu. Zajęło mu
to prawie półgodziny, ale i tak miał w duchu nadzieję, że Reita nadrobił to
dwukrotnie swoją charyzmą i urokiem. Niestety, kiedy wrócił, przy stoliku na
Oceanie siedziała już inna para. Wokoło nie było śladu ani Doktorowej, ani oniisana. Przestraszył się, że dostanie
ostrą reprymendę. Nie znosił, kiedy Reita go rugał, bo zawsze poczucie winy nie
dawało mu spokoju do końca całej zmiany. Tym razem jego zawód nie mógł się
równać z niczym innym.
Zanim zdążył się odwrócić, dostał z całej siły w
twarzy. Złapał się za spuchnięty policzek i zachwiał na nogach. Uniósł
spojrzenie na oprawcę, ale zobaczył tylko Reitę. To on go uderzył? Nie widział
dobrze, ale jego nozdrza furczały ze złości.
- Poszedłeś tam
z nią! Nie wierzę! Co ja ci mówiłem…! Ty nic nie rozumiesz! Nic! Jesteś po
prostu młodym gówniarzem, który chce obejść wszystko na skróty! – krzyczał na
niego jak furiat. Zdawało się, że był w alkoholowym amoku. Chłopak rzucił w
niego jakimś ręcznikiem barowym. – Nie zasługujesz żeby być hostem! No gadaj!
Co z tobą robiła?!
- Reita-kun…
proszę, przestań… - Rukia zaczął łkać zdezorientowany. Usiadł na ławce w szatni
i zasłonił twarz rękami. Nic nie rozumiał. Bał się, że chłopak znów go zdzieli
po twarzy, a przecież… Nie zasłużył. – Ja nic nie zrobiłem… proszę, nie krzycz
na mnie… Naprawdę, nic nie rozumiem.
- Kłamiesz!
Doktorowa wszystko mi powiedziała! Wymieniliście się adresem i poszliście do
hotelu…! Jak… jak śmiałeś?! Ty jesteś hostem czy prostytutką?!
- Jaką
prostytutką?! Jaki hotel?! Co ty bredzisz? Naćpałeś się?! – nie wytrzymał pod
naporem niesłusznych obelg ze strony hosta. Bał się, że za chwilę zbiegną się
wszyscy i wyda się ich awantura. Że obaj stracą pracę za bójki w klubie. –
Uspokój się! Jesteś pijany!
Reita był gotowy do kolejnego kontrataku, ale nagle
zasłonił swoje usta dłonią i wybiegł z szatni w kierunku toalety zgięty w pół.
Faktycznie przesadził z alkoholem tej nocy. Rukia dyszał, wsparty o ścianę. Nie
wiedział, czy powinien uciekać, czy zostać, aby wyjaśnić wszystko Starszemu
Bratu. Reita zdawał się nie kontaktować. Kto wie, czy znowu go nie zaatakuje? Z
drugiej strony, nigdy nie widział go tak rozjuszonego. Czyżby coś się stało?
Może powinien mu pomóc? Nieśmiało zaczął trawersować w kierunku toalety dla
służby. Zastał tam w jednej z kabin Reitę pochylonego nad ubikacją. Był całkiem
zszarzały, spocony, ale na jego twarzy malowała się ulga. Jego oczy nabrały
bardziej świadomego wyrazu, a przede wszystkim nie iskrzyły złowrogo.
- Źle się
czuję, muszę stąd iść – wyszeptał, masując swoją głowę. Rukia pobiegł do
jidouhambaiki, aby kupić butelkę niegazowanej wody. Podał ją swojemu opiekunowi
i zaczął go masować pokrzepiająco po plecach. – Pomożesz mi się stąd zabrać?
- Nie będziesz
już wymiotował? – zatroszczył się.
- Nie, to tylko
ze złości… Zabierz mnie stąd.
- Pójdziemy do
mnie, Reita-kun. Mieszkam niedaleko – zaproponował chłopak i podał rękę Reicie,
aby wstał z zimnej posadzki. Pomógł mu włożyć ubrania zimowe oraz obuć się w
kozaki. Kiedy wyszli na świeże powietrze, na twarzy chłopaka wymalowała się
ulga. Chyba dochodził do siebie. Złapali taksówkę, a kiedy już byli w kawalerce
Rukii, zaopiekował się zmizerniałym i podtrutym hostem.
- Rukia-kun…
Muszę ci coś powiedzieć…
Chłopak obrócił się na pięcie, słysząc, że Reita
przestał bełkotać bezwładnie językiem. Zupełnie jakby na chwilę wróciła mu
trzeźwość, na krótką chwilę skoncentrował się w sobie. Chłopak siedział na
niskiej komódce, ze zwieszonymi w dół nogami.
- Z Doktorową
to długa historia, której… Bardzo żałuję. Masz rację, jest moją danna, ale nasza znajomość wykracza
daleko poza sprawy zawodowe. Jestem od niej uzależniony przez błąd, któremu
dałem się skusić w przeszłości. Może to dziwne, ale… Ja też kiedyś byłem
ślamazarnym kandydatem na hosta. W dodatku biednym jak mysz kościelna. Bardzo
nieekonomiczna mysz, która zamiast oszczędzać, żyła ponad stan. Posiadałem
jednak niewątpliwie asa kier, który był moją jedyną szansą, jaka trzymała mnie
na tym stanowisku. Byłem przystojny. Przystojny i biedny. To niebezpieczne
połączenie. Zwłaszcza w przypadku kobiet. Doktorową poznałem pewnego wieczoru,
kiedy siedziałem przy boku dość byle jakiego i egoistycznego hosta jakim był
Fushimoto. Obecnie już tutaj nie pracuje, wyrzucili go za narkotyki. Nie bardzo
zwracał uwagę na rzeczy inne niż kokaina, być może dlatego, mało kto za jego
sprawą stawał się hostem. Doktorowa to wyczuła. To jest piekielnie bystra
kobieta, która zdaje się z wieczora na wieczór pić nie tyle alkohol, co żądzę
władzy. Zaproponowała, że da mi w szybki sposób dorobić. Zrobi ze mnie hosta,
jakiego The Four nie widziało. Nie chodziło o głupie bycie danna. Chodziło o sponsoring, ale ten w najczystszej postaci.
Zgodziłem się w ciemno na jej warunki, bo nie miałem wyboru. Miała wówczas
czterdzieści pięć lat i miliardy jen na koncie, a ja zbliżałem się do
dwudziestki i miałem jedynie kapsle po piwie w kieszeniach. Zabrała mnie do
pokoju hotelowego. Uprawialiśmy seks. I nie wierz jej, kiedy nabija się z
Minako-san… Nie jest wcale mniej obsceniczna… Wyuzdana cipa! Przez nią mam
niezmywalną traumę. Możesz się śmiać, że chłopak po seksie z milfą, ma
nieuleczalny kompleks, ale przez ten pierdolony numerek z nią, nie mogę dotknąć
żadnej kobiety, ani nawet na nią spojrzeć. Najzwyczajniej w świecie mnie to
obrzydza – zamilknął, jakby myśląc nad morałem. – Pamiętaj Rukia. W przypadku
hosta nieważne jak kończy, ważne jak zaczyna. To jest zasada sine qua non. Przenigdy nie daj im się
namówić, bo one tylko czekają, aby cię zaciągnąć do łóżka i spełnić swoje chore
fantazje z młodzieńcem. To dlatego cię uderzyłem, dlatego zareagowałem tak
impulsywnie… Bałem się, że poszedłeś z Minako-san… Tak mi mówiła Doktorowa… A
ja spanikowałem jak ówczesny słaby, młody Reita. Znowu jej uwierzyłem. Ale ta
wizja, że Minako i Kurosaki mogliby cię… posiąść. To było zbyt silne. Wściekłem
się z bezsilności i… zazdrości.
Rukia stał i milczał. Nie potrafił wykrztusić ani
jednego słowa. Podejrzewał, że on i Doktorowa są sobie bliscy, ale nigdy nie
sądził, że rozchodziło się o molestowanie seksualne i szantaż. A teraz na
dodatek ta suka…
- Okłamała cię
– powiedział twardym głosem. – Minako niczego mi nie proponowała, ani nie
insynuowała. Nie byłem w żadnym hotelu. Poszedłem na zaplecze, pomóc wypakować
dostawę alkoholu jednemu z kolesi z obsługi.
Reita przygryzał wargi. Wyglądał tak, jakby jeszcze
nie zdążył wszystkiego powiedzieć. Coś wciąż paliło go od środka. To było chyba
meritum jego zwierzeń.
- Nie jestem od
nich lepszy. Ani od Doktorowej, ani od Minako czy nawet Kurosakiego. Rukia-kun…
Spójrz na mnie. Pragnę cię. Jestem o ciebie piekielnie zazdrosny. Co noc
fantazjuję o tobie, że aż dostaję erekcji… Nawet teraz… Teraz chyba też mam.
Chłopak aż sapnął i zasłonił usta dłonią. Reita
zmieszał się, słysząc, że zachowuje się jak świnia.
- Jestem gejem.
Przez ten etat w The Four może jestem w stanie zadowolić setki kobiet, ale
żadna z kobiet nie jest w stanie mnie zadowolić. Ja…
- Nie mów
więcej, tyle mi wystarczy – uciszył go Rukia, ale wbrew pozorom nie szykował
się do wyrzucenia go pijanego za drzwi. Chłopak robił coś, co aż sprawiło, że
zamek w spodniach zaczął się wżynać Reicie. Rozbierał się przed nim, we
względnej ciemności, w bladym świetle księżyca.
- Nie, nie
pytaj – uprzedził go stanowczo Rukia. – Już wiem, dlaczego tak serce mi waliło,
kiedy dotykałeś mnie. Niby tylko „client service”, a ja dostawałem wypieków na
całym ciele… I jak to ująłeś… „aż dostaję erekcji”.
- Nie!
Poczekaj! Nie rozbieraj się… Chcę zajrzeć ci do majteczek.
- Nie jestem
jeszcze twardy – szepnął Rukia, siadając na rozstawionych jak dziewczynka
kolanach.
- Nie
chciałbym, żebyś już był – odparł Reita, podchodząc do niego koślawo i klękając
przy nim na futonie. Odgiął odrobinę gumeczkę od jego szortów i włożył mu rękę
do środka. Poczuł twarde jądra i delikatne, uśpione prącie, które tylko czekało
na to, żeby je ścisnąć w szorstkich palcach. Chłopak sapnął nieprzygotowany na
to, że Reita ściśnie jego genitalia.
Zaczął rozbierać swojego kochanka, a on uformował z
dłoni drobną szparkę, o którą ocierał się męskością Rukia, sztywniejąc z chwili
na chwilę. Tors Reity był wspaniały. Szeroki, rozpalony, gładki, napięty.
Rozmasował jego mięśnie piersiowe, aby nie były tak wybrzuszone. Drapał
drobnymi paznokietkami skórę w okolicach jego sztywnych sutków. Zaczął się
wznosić i opadać, ocierając o jego tors, czując, że robi się coraz bardziej
popuchnięty na dole. A szparka utworzona z palców Reity do stymulacji wcale nie
rosła. Coraz mocniej zaciskała się na jego grubiejącym prąciu.
- Ach, Rei… -
poczuł, jak do ust napływa mu ślina. Zaczął go wściekle całować, pomimo odoru
alkoholu i papierosów. Giętki język sam pracował, chociaż jego ruchy były
zaburzane przez płytkie jęki.
Reita wciąż był w spodniach, ale zdawał się być tak
zaoferowany pettingiem Rukii, że zapomniał o nich. Wręcz mocno opinający go
rozporek zdawał się go dodatkowo i perwersyjnie stymulować. Podniecało go to,
że coś obciska mu penisa z taką bezwzględnością.
Przewrócił chłopaka na brzuch. Rukia klęczał tyłem do
niego, a Reita z fetyszystowskim zapędem pieścił jego spragnioną męskość.
- Ah… J-jestem
mokry… i gorący… - wypuścił preejakulat w jego ciepłą dłoń. - Przestań już!
Ah…AH! C-cieknę! N-nie…! – mamrotał jak w transie, czując, że Reita dobiera się
do niego oralnie. Położył się i wsunął się od tyłu między jego nogi, a dalej
już jedynie interesował się jego prąciem. Poczuł, że jest w jego miękkich,
ciepłych ustach, które zaczęły go bez zwlekania ssać. Miąć jak nieczułe
tworzywo. Nigdy nie przeżył czegoś takiego… Instynktownie zaczął się poruszać
wahadłowo w gardle Reity, ale nie udało mu się skupić na rytmie, bo usłyszał za
sobą dziwny, nieokreślony dźwięk. W końcu poczuł wibrujące jęknięcie kochanka
na swoim członku. Reita opuścił swoje spodnie i masturbował się, mając go w
ustach.
- Dosyć! –
krzyczał, jakby już to robili. – Wystarczy… wystarczy… - szeptał, wyjmując
swoje obrzmiałe do bólu prącie. Miał wrażenie, że jeszcze bardziej twardnieje
od zmiany temperatury.
Obrócił się i wyjął z szuflady komódki lubrykant. Nie
czekał na Reitę, który pozbywał się reszty odzieży. Sam włożył sobie palec w
jamkę i zaczął poruszać nim panicznie, wręcz spazmatycznie. Wydawał przy tym
krótkie jęki udręki, która malowała się na jego twarzy przy każdym poruszeniu
jego jąder. Dołożył kolejny, a kiedy chciał już osiągnąć ostateczną szerokość,
do jego palcówki dołączył Reita, który włożył swój wskazujący pomiędzy jego
paluszki. Poczuł zadziwiający ból. Nie był tak mocny, kiedy to całkiem go
rozciągały obce dłonie. Któryś z nich nacisnął na prostatę, a Rukia miauknął w
głos z rozkoszy.
- Chodź… Nie
wytrzymam… Weź mnie… - mamrotał gorączkowo, oplatając się wokół nagiego ciała
Reity. Przysunął się do niego na odległość oddechu i poczuł mocny ruch wewnątrz
siebie. Dotykali się, spleceni w miłosnym rytmie. Poruszali się spazmatycznie,
jęcząc i wzdychając na przemian. Rukia szeptał ekstatycznie nad głową kochanka:
„dotykaj mnie”, „kochaj mnie… kochaj mnie mocniej… umm!”. Reicie kręciło się w
głowie od wypitego alkoholu. Poruszał się już tak szybko, że przez chwilę
zapomniał, gdzie góra, a gdzie dół. Podłoga skrzypiała pod nimi, a materac
szurał po linoleum. W pewnej chwili Reita aż stęknął, czując, jak futon obsuwa się pod nimi, a oni klęczą
na gołej posadzce. Nie przerwali. Dłońmi masowali swoje nagie i spocone plecy.
Chłopak dławił swoje odgłosy przyjemności, na co kochanek zareagował
zainteresowany.
- Jeśli nie chcesz jęczeć, całuj mnie.
Nie kochali się jak w tych animacjach dla nastolatek –
czule i subtelnie. Robili to agresywnie, jak młodzi mężczyźni spragnieni siebie
i nie było w tym nic wyuzdanego. Żadnego z nich nie przerażała ta brutalność i
buta. To było naturalne.
- A…ah…
a-ah…AAH! – z ust Rukii wypływały urwane, paniczne jęki przy napieraniu na jego
prostatę, aż w końcu poczuł, jak całe ciśnienie z niego uchodzi.
Byli pośrodku jego małej kawalerki, wtuleni w siebie
nago po wspaniałym orgazmie.
- Niemożliwe…
Mieszkasz zupełnie tak, jak ja w twoim wieku – rozejrzał się naokoło Reita,
unosząc głowę. Dopiero teraz zwrócił uwagę na te tanie, ale sympatyczne
dekoracje.
- Tylko, że ja
sypiam z hostami – żachnął się chłopak, czując jak chłodny pot skrapla się na
jego czole.
- I tak ma
zostać – spojrzał na niego groźnie, ale za chwilę roześmiał się w głos i opadł
na niezaścielony materac. – Co myślisz o tym, żebym to ja został twoim danna?
Rukia zerknął na niego z politowaniem i zdmuchnął z
oka grzywkę.
- To brzmi
całkiem patetycznie, ale chyba wolę, żebyś pozostał moim Starszym Bratem.
- No wiesz! Czy
to nie brzmi zbyt wstydliwie, że sypiasz z rodzeństwem?
- W tym klubie
nie będzie dziwić nawet to, że sypiam ze świnką morską…
Reita uśmiechnął się rozanielony i przytulił do siebie
to drobne ciałko.
- Tylko
pamiętaj. Nieważne jak kończysz, ważne jak zaczynasz…
THE END
[1] Ta nazwa jest tylko grą słów. Oznacza
jednocześnie „cztery kąty” (w tym przypadku symbolizujące cztery odmienne sale
tematyczne w klubie) oraz „cztery strony świata”.
Super i dobrze, że tak szybko! :3
OdpowiedzUsuńSą absolutnie uroczy, Doktorowa za to okropna.
//Yūko-3
Pojechałam tylko do bursy a tutaj taka niespodziana. Fajnie, że będzie kontynuacja :3 Jak zawsze strasznie mi się spodobało ( i przy okazji odkryłam, że sama pisze dość monotonnie i muszę to zmienić). Biedny Rei nabawił się urazu ._. ale ma Rukie i wszystko jest okej ne? ^_^ Zapowiada się ciekawa seria...
OdpowiedzUsuńAbdjkferplfkhweldkwel *o*
OdpowiedzUsuńTo było cudowne *o*
Witam, witam,
OdpowiedzUsuńdawno, oj dawno tutaj nie zaglądałam, ale niestety kilka spraw się pojawiło i.... o czytaniu blogów musiałam tylko marzyć... kilka tekstów pamiętam co i jak, ale stwierdziłam, że lepiej będzie je ponownie przeczytać... od teraz będę się starała być na bieżąco...
miałam coś więcej napisać pod poprzednia częścią, ale miałam drobne przesunięcie w czasie, i kiedy miałam skomentować, już pojawiła się ta druga część...
teksty w takim wydaniu bardzo mi się podobają, klub, host i tak dalej... może stworzycie jakieś dłuższe opowiadanie w tym klimacie.... Reita miał awersję do kobiet, no i wyjaśniło się co tak naprawdę łączyło Reite i doktorową...
Weny dużo życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia