Przede wszystkim Wesołych Świąt! Może opowiadania nie są za bardzo z "jajem", aczkolwiek Dziennik nieco wtopił się w wielkanocną atmosferę. Przez przedmaturalną nerwówkę, nie mamy z Allis zbytnio siły (ani okazji), aby dokończyć obiecanego speciala. Ale... ale notka odautorska nie jest po to, aby się żalić. Przychodzimy do Was ze świąteczną dawką reituki.
イースター、おめでとう!
Suzuki podczas całego perorowania stał i słuchał Takanoriego w
należącym mu się nobliwym milczeniu, oznaczającym szacunek. Patrzył mętnym
wzrokiem na podłogę i poczuł, że robi mu się znów ciężko na sercu, słysząc jak
Takanori płacze na wspomnienie tego, jak go zgwałcił. Naprawdę wyrządził mu
nieopisaną krzywdę, lecz nie mógł jej zaradzić. Jeśli powiedziałby mu o swojej
przypadłości na początku ich znajomości, chłopak nigdy by mu nie zaufał.
Uciekłby najpewniej którejś nocy albo po prostu się wyprowadził, dziękując
uniżenie za gościnę (a później okazałoby się, że i tak wrócił na stare, uliczne
śmieci, bo lepsze to niż narażanie się psycholowi).
Ale czy teraz było lepiej? Kiedy już obdarzył go zaufaniem i
zawiódł je? Na jego rozterki odpowiedziało arbitralne trzaśnięcie drzwiami.
Zostawił go samego. Samego sobie. Czy
jeszcze wróci? – ta myśl dotlała się w jego głowie. Obaj potrzebowali czasu
na dłuższą refleksję nie opierającej się na cierpieniu i spleenie.
Paradoksalnie ten epizod pełen bólu i strachu połączył ich nadzwyczaj
odpowiedzialną i trwałą relacją. Mocną nicią niczym lalkarza i marionetkę.
Wiedział, że Takanori nie będzie w stanie tak po prostu wyjść i o nim
zapomnieć, jak gdyby był jednonocnym snem. Jeśli jednak tak się stanie… Suzuki
wróci do swojej codzienności z uczuciem, że chociaż tak wiele ma, jest jednak
coś tak egzotycznego, czego nie posiada i nigdy nie będzie posiadał. Czułości
drugiej osoby.
Powinien się leczyć. W rzeczy samej - powinien. Jakby nie patrzeć, dotknęła go ciężka i obmierzła
choroba. Zdrowi ludzie izolują się od takich typów jak on, ale nie sam Akira.
Pewnie gdyby nie pieniądze, wstyd i zwątpienie, znalazłby sobie jakiegoś
terapeutę, ale jeżeli obracał się – przynajmniej dotychczas – w kręgu
zamkniętym osób wtajemniczonych w techniki S&M, wydawało mu się, że ten
ekstremalny dreszcz podniecenia nie jest niczym groźnym…W końcu nie ranił
nikogo, kto by tego nie chciał lub kto by za to nie dostawał sowitego
wynagrodzenia. Ale los zechciał mu zesłać tą niewinną duszyczkę jaką był Takanori
i którą – o ironio – zapragnął całym sobą. Każdym włoskiem na ciele. A
przynajmniej genitaliami i nagle dotarło do niego, że jest już późno na
terapię, bo tak mocno zakorzenił się w swoich sadystycznych upodobaniach… Co
gorsza, stwierdził, że wcale nie ma silnej woli, a wręcz jest jej pozbawiony
jak zwierzę, które zwęszyło coś apetycznego.
Siedział w kuchni i sączył powoli herbatę, słuchając w radiu
wiadomości ze świata. Znów afera w japońskim parlamencie. Próba nuklearna Korei
Północnej. Obama planuje cięcia w budżecie. Te fakty, które tak bardzo go
niegdyś frapowały i wprawiały w ekscytację, teraz były mu obojętne. To nie jego
świat, nie ten w którym obecnie żył. Przesiedział w tej pozycji (szerzej – w
tej bezczynności) dość długo, bo ciężko było mu się poruszyć. Wolał pozostać
uziemiony w jednym punkcie i sprawić, że przynajmniej nie bolała go noga, bo
proszki przeciwbólowe przestały już działać. Powinien zmienić okład na noc, ale
to za chwilę. Jeszcze chwilę…
Pukanie do drzwi. Było późno, nikt nigdy go nie odwiedzał bez
zapowiedzi, więc spodziewał się, kto stoi właśnie u progu. Tylko dlatego
nadwyrężył swoją kontuzję, aby pójść i otworzyć. W innym przypadku zignorowałby
intruza, udając, że śpi.
*
Wylądował na ławce w pobliskim parku. Idealnie filmowe miejsce, do
użalania się nad sobą. Naprzemiennie ocierał oczy i nos w rękaw bluzy, chcąc
pozbyć się piekących łez. Znów poczuł ten przytłaczająco przyjemny męski
zapach. Wszystkie jego wyprane u Suzukiego ubrania pachniały nim. Zaciągnął się
aromatem, który natychmiast przywołał mu na myśl jego ciało. Upajał go.
Narkotyzował. W mrocznym świetle ostatnich dni może nie sprawiał, że czuł się
bezpieczny, ale w niewyjaśniony sposób go wyciszał. Zapach ten przypominał mu
jego duże dłonie. Dłonie, które mimo wszystko symbolizowały jego opiekuńczość i
ustabilizowanie.
Nie oczekiwał, że go wpuści. Otworzy przed nim drzwi i zaprosi
ponownie do swojego domu z taką samą czułością i chęcią pomocy, jak to było za
pierwszym razem. Zapukał nieśmiało i czekał osłupiały u progu, jak zmokły kot,
który liczy, że ktoś go ugości. Ile czasu go nie było? Jak dawno temu uciekł?
Może Suzuki już śpi? Może wyszedł? Może nie chce go już więcej widzieć?
Klamka zachrobotała tak donośnie, że serce Takanoriego szarpnęło
się na tyle mocno, jakby samo chciało uciec i ratować się, jeśli rozsądek
chłopaka tego nie zamierzał. Ukłonił się nisko – to jedyne, co mógł w tej
chwili zrobić. Najniżej jak potrafił i zaczął mówić. Nie wiedział, skąd w nim
nagle takie pokłady skruchy…
- Przepraszam. Przepraszam za moje słowa. Naganne
zachowanie. Flirty. Naprawdę nie… nie tego chciałem. Żałuję wszystkiego, co
wobec pana było niestosowne. Nie oczekuję, że mnie pan znów przyjmie w swoje
progi, po tym jak znieważyłem pańską osobę. Ale jeśli… jeśli pozostał cień
chęci dalszego sprawowania opieki nade mną, to proszę mi zapomnieć wszystko.
Zacznijmy od… początku.
Suzuki wysłuchał jego przeprosin z poruszeniem, ale też mimowolnym
dystansem. Doskonale wiedział, że to wszystko po to, aby nie spać na mokrej
ulicy. Nie miał mu za złe takiej racjonalizacji potrzeb. Był mu wiele winien za
tą krzywdę, jaką mu wyrządził. Takanori był przecież taki niewinny… Na dodatek
nie zauważył, kiedy na zewnątrz się rozpadało. Spanie w takich warunkach poza
wszelkimi ogrzewanymi pomieszczeniami, bez dachu nad głową było niemożliwe.
„Zacznijmy
od początku” – tak, to były słowa, których obaj potrzebowali. Niczym
przeciwzaklęcie rzucone przez dobrotliwą wróżkę.
- Dobrze, zaczniemy od początku… - obiecał sobie oraz jemu,
przepuszczając chłopaka do środka. Jak bardzo pasowało tutaj porównanie do syna
marnotrawnego, to w tej sytuacji on był „ojcem marnotrawnym”.
Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie
poznali. Jakbym cofnął się do dnia, kiedy go przygarnąłem. Owładnęło go uczucie, jak gdyby miał przed sobą obcego
człowieka. Faktycznie, nie był to już ten sam Takanori, co podczas ich
pierwszego spotkania. Nie był pogodny, nietknięty, zawstydzony, wdzięczny…
Skutecznie zabił w nim tę łagodność. Wszelką niewinność.
- Bardzo zmarzłeś? Przemokłeś? Zrobię
ci herbaty i… porozmawiamy – zaproponował mu, kuśtykając w stronę kuchni, gdzie
znajdował się czajnik elektryczny. Zaparzył im obu po filiżance mocnej earl
grey i usiedli w jadalni oddzieleni od siebie całą długością stołu. Tak profilaktycznie.
- Takanori-kun… - znów zaczął tym
oficjalnym głosem Akira. – Wziąłem sobie zwolnienie lekarskie na kilka dni i
będę pracował w domu, ale… rano mam nieco czasu wolnego. Może pojechałbyś ze
mną do centrum handlowego, kupić ci trochę nowych ubrań? – zaproponował
melancholijnym głosem, próbując naśladować ich małą, zamierzchłą codzienność.
Bez względu na okoliczności i na otoczkę sztuczyny całej sceny, która chyba już
nigdy nie będzie taka jak dawniej. W
końcu, jestem ci wiele winien…
- Nic mi nie jest…- postanowił sam zatroszczyć się o siebie,
bo stan Akiry był nieciekawy i nie chciał go niepotrzebnie zamartwiać.
Przysiadł się do stołu i poczęstował zaparzoną przez gospodarza herbatą, która
momentalnie go rozgrzała od środka. Było mu przykro, kiedy patrzył na
Suzukiego, jak to krzątał się po kuchni kuśtykając. I nawet teraz gdy siedział
naprzeciwko niego i nie był wstanie zobaczyć jego zabandażowanej stopy, miał
smutną minę i próbował niewerbalnie przekazać mu, że się martwi i jeśli tylko
by mógł…
- Ale przecież masz zwichniętą nogę. Nie ma sensu, żebyś
niepotrzebnie ją nadwyrężał. Przez tyle czasu chodziłem w tym samym. Zarobię na
siebie i sam sobie kupię. Nie chcę żebyś… żebyś był… moim sponsorem… - szepnął nieco ciszej. Starał się ze wszystkich sił
zachowywać tak, jakby wszystko, co się zdążyło, nie miało miejsca. Ani tu, ani
nigdzie indziej. A jedna czuł się zawstydzony jego propozycjami tak samo jak
wcześniej, a może nawet jeszcze bardziej, bo takie inicjatywy z jego strony
nabrały bardziej intymnego charakteru.
Suzuki wsunął swoją opatrzoną pieczołowicie nogę, owiniętą w
ostygły okład termiczny, pod krzesło i przysłonił zdrową, jakby chciał swoją
kontuzję ukryć przed Takanorim za wszelką cenę. Zupełnie jakby nie miał
skręconego stawu, a kikuta po amputacji.
- To nic takiego. Sam jestem sobie winien - uciął krótko
dyskusję na temat jego kontuzji. - To niczemu nie przeszkadza. Pojedziemy
taksówką. Przyda mi się zobaczenie odrobiny świata z bliska. I tak muszę zrobić
zakupy - próbował mu wyjaśnić.
Ruki nie dyskutował z nim dłużej. Pokiwał do siebie głową i dopił
herbatę. Zjadł również lekką kolację zaproponowaną przez Suzukiego i obaj
poszli spać. Pościel w pokoju Takanoriego została zmieniona przez gospodarza,
chociaż Ruki uparł się, że sam może sobie zasłać łóżko. Akira życzył mu „miłych
snów” na upartego i sam udał się na spoczynek.
*
Następnego dnia wedle planów zajechali taksówką do jednego z
większych centrów handlowych. Takanori namawiał go kilkukrotnie, żeby został w
domu i kurował nogę, że sam sobie poradzi z wyborem ubrań, Akira jednak zgromił
go spojrzeniem w pełni sprawnego samca i zapytał z wyrzutem, czy wstydzi się
tego, że chodzi o kulach obok niego. Czy sugeruje, że wygląda pokracznie.
Chłopak nie miał serca dodać już ani półsłówka więcej.
Weszli do pierwszej młodzieżowej sieciówki o nazwie Heart♥Made.
Ruki spojrzał niepewnie na biznesmena i rozejrzał się po platformie sklepu,
jakby po raz pierwszy widział na oczy parcelę tego typu.
- No śmiało, powiedz czego potrzebujesz... - zachęcił go, jakby był jego ojcem. A przynajmniej miła ekspedientka z mangowym uśmiechem na ustach dopasowała ich do takiej relacji w swoich myślach. Akira uznał, że jeżeli zapyta, czy Takanori jest jego synem, bez skrępowania przytaknie.
- Emmm… - zająknął się zawstydzony. Ostatnim razem, kiedy
był w tym centrum handlowym próbował sprzedawać... Lecz nie jako ekspedient i
nie odzież.
Rozglądał się niepewnie między stoiskami, a Reita za nim dreptał.
W środku paliło go ze wstydu i zażenowania. Wiele rzeczy przykuło jego uwagę,
ale bał się po nie sięgnąć. Czuł się strasznie głupio i nie potrafił pozbyć się
wrażenia, że Suzuki bacznie patrzy mu na ręce i liczy każdy jen wydrukowany na
cenie przy metkach. Bardzo ułatwiłoby ustalenie limitu, maksymalnej granicy
wydatków... Biznesmen jednak milczał jak zaklęty, zupełnie jakby chciał
przetestować jego zachłanność. Spojrzał przelotnie na twarz mężczyzny. Miała
spokojny wyraz, nie zmącony żadną głębszą czy intensywniejszą myślą. Mimo to
skrępowanie nadal go nie opuszczało, paraliżując jego dłonie.
Dopiero kiedy Suzuki odwrócił się do niego tyłem i zaczął zajmować
się czymś w telefonie, odważył się i podszedł do stanowiska z rurkami.
Przejrzał kilka par i wybrał dwie w rozmiarze S oraz XS. Nieco dalej był dział
z bluzami, sweterkami i innymi topami. Z równą niepewnością co wcześniej wybrał
kilka sztuk pod swój gust, po czym stwierdził, że ma dość ubrań na rękach i nie
wypada mu brać więcej. Stanął przed przebieralnią z lekko rumianym policzkami,
które w duchu przeklinał, bo tylko mocniej ściągały na siebie uwagę
- P-pójdę je przymierzyć - rzucił krótko i zamknął się w
kabinie. Szeroka bluzka w czarno-białe ombre z nadrukiem japońskich kaomoji;
czarne rurki z lycry, z dopinanym łańcuchem oraz paskiem z wybitymi wielobarwnym
ćwiekami.
Suzuki nie przykładał zbyt wielkiej uwagi na to, co wybiera Ruki.
Był skoncentrowany raczej na kontuzji, która dawała się we znaki. Przytupywał z
nogi na nogę, dopóki chłopak czegoś nie skompletował i nie udali się w stronę
kabin. Pobłogosławił w myślach tego, co wpadł na pomysł zaprojektowania
przedsionków z narożnikiem dla oczekujących na przebierającego się (bądź
częściej: przebierającą się, a wręcz strojącą się). Usiadł na sofie i wziął do
ręki jakąś broszurkę. Oczywiście był to biuletyn z promocjami Heart♥Made.
Z braku laku przejrzał go, a potem skorzystał z wi-fi w swoim blackberry. W
końcu Takanori nieśmiało wyjrzał zza drzwi kabiny, dając mu do wiadomości, aby
podszedł i mu się przyjrzał.
- Oh - mruknął, widząc zgrabną pupę w ciasnych spodnich ze
streczu i T-shirt podkreślający idealną linię bioder z powodu swojego
poszerzonego fasonu. - No ładnie, ale nie lepszy byłby mniej ozdobny pasek?
Wyglądasz dość... - odchrząknął. - Przy okazji rozejrzyj się też za czymś
eleganckim. Potrzebujesz ubrań na rozmowę kwalifikacyjną - przypomniał mu. Na
tą wiadomość chłopak posmutniał nieco, myśląc że jego komplet wcale nie podoba
się Akirze. - Nie zrozum mnie źle. Bardzo ci w tym do twarzy tylko... trochę za
mocne dodatki. A i jeszcze jedno, póki mi się przypomniało. Pamiętaj też o... -
zniżył głos do szeptu - ...o bieliźnie. Chyba, że wolisz, abym ja ci wybrał?
- Naprawdę jest taki straszny? - nadął swoje policzki i
wysunął pasek ze spodni. Może rzeczywiście był zbyt krzykliwy? Już miał zamykać
drzwiczki, żeby zdjąć ubrania, kiedy Akira zatrzymał je i przypomniał o małym,
ale bardzo ważnym elemencie.
- Sam sobie wybiorę - burknął pod nosem i zamknął się w kabinie,
czując zniesmaczenie przypomnieniem ze strony biznesmena. Położył obok Suzukiego
ubrania i kazał czekać na niego tutaj, żeby nie męczył stopy, a on sam rozejrzy
się po sklepie za czymś jeszcze.
Będąc samemu między regałami odzieży czuł się nieco pewniej.
Pozwolił sobie wybrać sporo rzeczy plus obowiązkową bieliznę. Obładowany ubraniami
oraz dodatkami i akcesoriami zajrzał nieśmiało tam, gdzie pozostawił Akirę.
Mężczyzna siedział rozluźniony i czekał na niego, nie zrażając się albo
próbując nie zrażać się nieobecnością chłopaka. Zabrali całą przyszłą garderobę
i udali się do kasy. Kiedy kasjerka
przywitała ich serdecznym uśmiechem i zaczęła kasować na obszernej ladzie, jeszcze obszerniejszy stos
ubrań, Takanori poczuł się dziwnie. Poczuł zawroty głowy i zemdliło go trochę,
bo miał wrażenie, jakby był… Suzuki wyjął kartę płatniczą z portfela i podał
kobiecie, żeby wsunęła do czytnika, po czym wpisał pin. Jakby nigdy nic. Jakby
to dwuznacznie nie wyglądało.
- Czasem czuję się, jakbym miał córkę - wyjaśnił ekspedientce,
pomimo że nie pytała. Uznał, że samo spojrzenie kobiety było wystarczająco
oskarżycielskie.
Z trudem spakowali się do dużych reklamówek. Kupon rabatowy oddał
Rukiemu, tłumacząc to "jakby chciał sobie jeszcze kupić coś ładnego".
Chłopak nieśmiało napomknął coś o braku torebki, więc Akira z westchnięciem
sięgnął po studencką listonoszkę z nadrukiem flagi UK.
- Twój limit się wyczerpał na ten miesiąc - ostrzegł go, ale
nie zbyt surowo. Takanori pokiwał do siebie głową i uśmiechnął się blado. Coś w
głębi siebie właśnie odebrało mu radość z obfitego shoppingu, ale na zewnątrz
udawał, jak tylko mógł, że biznesmen sprawił mu niemałą radość tym hojnym
gestem.
- Suzuki-san…miał pan kiedyś prywatną…? No wie pan… - szli wzdłuż
balustrady na drugim piętrze w stronę eleganckich butików z odzieżą dla mężczyzn, ale wciąż nie była to
typowa męska galanteria, gdzie pracowali subiekci.
Akira namyślił się nad
zadanym przez chłopaka pytaniem.
- Jasne. Nadal mam - odpowiedział, a Ruki aż przystanął w miejscu,
spoglądając na niego swoim spłoszonym wzrokiem. - Nie... źle to rozumiesz. Nie
w „ten” sposób. Jeśli pytasz o utrzymankę, to przecież ze mną mieszkasz. Wiesz,
że nikt ze mną nie pomieszkuje poza tobą - dopiero po tym zdaniu zrozumiał cały
sens obaw Takanoriego. Teraz on zwolnił kroku. - Och. Nie, nie mam namyśli
ciebie - sprostował szybko. - Nie miałem pojęcia, że tak to brzmi. Po prostu
mam stałą obsługę w Demonia Lounge. Tylko tyle - ściszył głos, bo przeszli
przez bramki w butiku YOKOZAWA.
Akira skończył rozmowę z Rukim w momencie, kiedy męska część
obsługi sklepu zaoferowała swój serwis.
- Witam, potrzebuję jakiejś eleganckiej koszuli dla tego panicza oraz spodni, może też być kamizelka. W miarę semi-formalny ubiór. Coś dla osoby w jego wieku - wyjaśnił bez specjalnego polotu w głosie Suzuki. Widać było od razu, że wywodził się z dyrektoriatu - za bardzo w krew weszło mu wydawanie rzeczowych próśb i rozkazów.
- Witam, potrzebuję jakiejś eleganckiej koszuli dla tego panicza oraz spodni, może też być kamizelka. W miarę semi-formalny ubiór. Coś dla osoby w jego wieku - wyjaśnił bez specjalnego polotu w głosie Suzuki. Widać było od razu, że wywodził się z dyrektoriatu - za bardzo w krew weszło mu wydawanie rzeczowych próśb i rozkazów.
- Psst, jeszcze buty - szepnął prawie niedosłyszalnie chłopak,
wstydząc się, że znów musi o coś prosić budżet Suzukiego. Miał nadzieję, że kto
jak kto, ale ten urzędas go zrozumie, iż sneakersy nie pasują do osoby pod
krawatem. Ruki został odesłany do przebieralni i tam miał poczekać na obsługę.
Rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia o garniturach. Zdecydowania lepiej
będzie, jeśli to Akira wybierze coś wraz z ekspedientem. Panowie weszli do
wąskiego korytarza, gdzie na maleńkiej kanapie siedział Takanori. Akira zajął
jego miejsce, a chłopak wziął dwie propozycje uniformów do kabiny i tam je
przymierzył.
- Wydaje mi się, że ten drugi był lepszy. Jest bardziej dopasowany
- młodzieniec przeglądał się w dużym lustrze i starał się przekonać do swojej
decyzji Suzukiego.
- Garnitur ma pasować, a nie być dopasowanym.- sprostował go
dyplomatycznie mężczyzna. - Naprawdę chcesz tak mocno wytaliowaną marynarkę?
- Na jedno wychodzi, bo tak i tak gapisz się na moje uda. Nie
ważne czy materiał się opina, czy ładnie faluje… - Akira odchrząknął znacząco,
co jednoznacznie uzmysłowiło mu, że troszkę przesadził ze słowami. Wybrali ten
granitów, który spodobał się chłopakowi. Ruki zostawił Akirę, żeby zapłacił, a
on sam zabrał torby z zakupami i ruszył do sklepów obuwniczych za parą
eleganckich butów biznesowych i być może - jak miał nadzieję - Akira będzie tak
miłosierny i kupi mu jeszcze jedną parę ekstra - conversów bądź vansów.
Mężczyzna pozwolił pójść przodem Rukiemu, a sam przysiadł
przelotnie na ławce, aby odsapnąć. Poprawił wbijającą się kulę i przeczesał
dłonią swoje blond włosy. W tej chwili dosiadła się do niego młoda mimoza razem
ze swoją koleżanką prawdopodobnie z liceum - na to przynajmniej wskazywały
mundurki. Kuse mundurki w wersji not really good schoolgirl. To przykuło
zaintrygowane spojrzenie Akiry. Kiedy nastolatka spostrzegła się, że mężczyzna
taksuje ją kątem oka, a raczej jej wyeksponowane, gładkie nogi w zakolanówkach,
uśmiechnęła się zalotnie, przykładając palec do dolnej wargi.
- W czymś panu pomóc? - zapytała łagodnym głosikiem prawdziwej,
komiksowej moe. - Widzę, że pana boli. To musi być bardzo nieprzyjemne... -
spojrzała sugestywnie na zabandażowaną nogę biznesmena, udając sprytnie
współczucie. - Ale Hiyori wie, co zrobić, aby było panu bardzo dobrze. O tak,
Nieznajomy-san. Trochę przyjemności ukoi pański ból.
Akira, wstyd przyznać, wpadł w tą banalną, sprośną plątaninę słów.
Poczuł, że zaczyna go swędzieć w kroku od nadmiernego zaciekawienia dziewczęcym
ciałem. Odchrząknął i usiadł, zarzucając nogę na nogę niczym polityk.
- Musi być ci zimno, skoro nie masz pończoszek. Może kupić
ci jakieś?
- Nie potrzebuję. Chyba
że... to pan mi je włoży - zamrugała bałamutnie.
Zdążyło minąć dobre kilkanaście minut i Ruki zaczął się niepokoić,
nie tylko dlatego, że zdążył już wybrać sobie ostatni element stroju
wyjściowego, ale i być może właśnie dlatego, że martwił się czy nic po drodze
nie stało się Akirze. Jakby nie patrzeć, nie był przyzwyczajony do chodzenia o
kulach, a kafle były dość śliskie. Wyszedł ze sklepu przed bramki i zauważył
obok Suzukiego dwie młode panienki, które…Zagotowało się w nim z oburzenia.
Znał te wyuczone ruchy pełne interesownej kokieterii. Sam kiedyś też był bliski
tej profesji, a w tym miejscu nie da się tego pomylić z okazyjnym sklepowym
flirtem.
Poczuł buzującą zazdrość i poniekąd uczucie zdrady. Z wolna
zbliżał się do ich trójki i równie spokojnie, aby nie zdradzić swojego
rozdrażnienia, uśmiechnął się zalotnie do biznesmena, osaczonego przez
nimfetki.
- Akira-san, wybrałem już sobie buty. Dasz mi kartę czy sam
zapłacisz? - dziewczęta spojrzały na Rukiego, ale najwyraźniej nie chciały dać
za wygraną. Chłopak proszącym, maślanym wzrokiem starał się odwrócić uwagę
mężczyzny od tych dwóch zachłannych galerianek.
Suzuki wreszcie odważył się spojrzeć na swojego podopiecznego.
Oczy chłopca świdrowały zachłannością dwa razy większą niż wówczas między
sklepowymi półkami, kiedy przeglądał ubrania.
- Co? Bierz, jeśli chcesz. Jest debetowa, więc używaj do woli, aż
się rozmagnesuje - podał mu niedbale kawałek plastiku opatrzony jego parafką.
Takanori zdębiał. Poczuł, że robi mu się przykro, kiedy widział zafascynowane
spojrzenie Suzukiego utkwione w młodych, jędrnych piersiach licealistek
ułożonych w staniczku z różową koronką.
- Suzuki-san... - szepnął cicho, ale mężczyzna go nie usłyszał. Do
oczu napłynęły mu łzy ośmieszenia i złości, kiedy usłyszał strzępek rozmów tej
rozchichotanej trójki. Wiedział, że musi go od nich odciągnąć, bo to mogło
skończyć się katastrofą. Jeśli nie własnym wdziękiem, to brutalną prawdą. -
Mnie możesz traktować jak dziwkę, ale chcesz zrobić krzywdę tym dziewczynom?
One są niepełnoletnie - uprzedził go. Na ten komunikat Akira zastrzygł uszami i
poderwał się z miejsca. Ruki miał rację. Jego wyraz twarzy stał się mniej
chętny i poważniejszy. Oprzytomniał z tego podekscytowania.
- Przepraszam, muszę iść - oznajmił i powoli odszedł za Takanorim,
który mocno go wyprzedził, aby nie patrzeć mu w oczy.
- Pff, pedał - usłyszeli, jak jedna z licealistek obrzuca
Suzukiego wyzwiskiem. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że faktycznie
mógłby je skrzywdzić, gdyby nie interwencja chłopaka. Gniew i podniecenie to
silna mieszanka. Bez wątpienia obudziłaby w nim bestię. - To... co
mówiłeś? - spróbował skleić prowizoryczną rozmowę.
Kiedy Suzukiemu udało się dogonić Takanoriego, chłopak odwrócił
jedynie zaszklony wzrok i poprowadził go w milczeniu do butiku. Wskazał równie
sztywnym ruchem buty, które sobie wybrał. Akira zapłaci za obie pary, nic nie
mówiąc. Chyba znów poczuł się winny. Ruki nie pozwolił nic nieść mężczyźnie,
wystarczyło, że musiał kuśtykać. Przysiedli na jednej z ławeczek luźno
porozstawianych przed centrum, żeby poczekać na zamówioną taksówkę. Nie
odzywali się do siebie. Ruki siedział daleko od biznesmena. Ta lepka cisza
podsycała jego palące uczucie, które wcale nie było przyjemne. Było wręcz
jadowite. Cały czas starał się przestać o nim myśleć, ale ono niczym toksyna
atakowało układ nerwowy. Nie rozchodziło
się tylko o dzisiejszy dzień. Otarł powieki rękawem, powstrzymując wysączenie
łez i wziął parę głębszych wdechów, żeby się dobitnie uspokoić i wziąć w garść.
Przed wybuchem płaczu uratowała go taksówka, która znienacka podjechała na
parking, więc pomógł wsiąść Akirze do środka, po czym dołączył się zajmując
miejsce obok Suzukiego. Do końca ich podróży trwał w całkowitej beznamiętności. W drodze powrotnej przez myśl
przeszedł mu bardzo obrzydliwy pomysł. Mimo tego, że był bardzo paskudny, chciał go wcielić w
życie. Nie widział żadnych innych możliwości. Zwyczajnie chciał być doceniony,
a w takiej sytuacji musiał się chwytać każdej szansy, nawet tej najbardziej
skrajnej...
Takanori otworzył drzwi i wpuścił właściciela przodem. Podszepnął
mu sugestywnie, żeby poszedł do sypialni zrelaksować się, bo nie powinien tak
nadwyrężać stopy. On w tym czasie postanowił zrobić mu kawy. Nagrzał ekspres i
czekał niecierpliwie, aż robot kuchenny zaparzy filiżankę espresso dla
gospodarza. Przysiadł na krześle i z niemałą przykrością stwierdził, że z
nerwów zaczyna się pocić. Zdjął bluzę i przeszedł się po kuchni kilka razy,
żeby nieco ochłonąć i ostudzić swoje pory.
- Przyniosłem kawki -
wszedł niepewnym krokiem do sypialni Suzukiego, stawiając tacę na szafeczce
nocnej. Wypoczywający mężczyzna podziękował mu i poprosił o przyniesienie maści
oraz nowych bandaży. Takanori pozwolił sobie wyręczyć mężczyznę w zmianie
opatrunku. Widział, że stopa wyglądała znacznie lepiej. Nie była już
praktycznie w ogóle opuchnięta, choć wyraźnie lekko purpurowa. Nałożył maść na
dłonie i rozprowadził delikatnie po obrzękniętym stawie. Zawinął go cienki bandaż i wytarł dłonie w chusteczki.
- Czujesz się już lepiej? -
przysiadł na skraju łóżka i troskliwie zapytał, powstrzymując się przed
dotknięciem jego włosów. Nawet jeśli on jeszcze wczoraj... Dzisiaj ta pokusa
wróciła ze zdwojoną siłą.
- Zdecydowanie. Ale ten
cały wypad do galerii… Mój bank jest dla ciebie nieczynny w najbliższym czasie
- odpowiedział żartobliwie chłopakowi i upił łyk kawy.
- Odpocznij sobie - polecił mu bardzo oziębłym głosem. Przysunął
się bliżej Akiry i sięgnął dłońmi do jego krawatu. Obluzował go dwoma palcami i
obsunął z kołnierzyka. Mężczyzna sam rozpiął sobie dwa pierwsze guziki, żeby koszulę przy podgardlu. Takanori odstawił jego filiżankę z kawą,
złapał za męskie dłonie i ujął swoimi, patrząc Akirze głęboko w oczy, nie chcąc
tracić z nim kontaktu wzrokowego.
- Takanori-kun, nie musisz
przecież mnie niańczyć - próbował jakoś werbalnie mu uzmysłowić, że obie ręce
ma w pełni zdrowe. Chłopak nie wziął do siebie uprzedzeń gospodarza. Rozwiązał
mu krawat jak uczniakowi, jeszcze by brakowało, aby rozpiął mu koszulę. Akira
uznał, że to niebezpieczne, więc wyręczył go z tego przywileju.
- Wybacz... - mruknął
półgębkiem Takanori i sprawnym ruchem oplótł krawatem przeguby Suzukiego.
Wskoczył mu na kolana i unieruchomił, przywiązując go do zagłówka.
- Hej! Co ty...?! - szarpnął się, kiedy Ruki skrępował jego nogi
oraz ręce. Pociągnął za ciemny pasek obwiązanymi nadgarstkami, ale chłopak nie
ugiął się. Naprężył krawat i mocnym supłem zawiązał o wezgłówek łóżka. Z
koniuszków palców Akiry odbiegła cała krew. Lecz nie ze strachu przed tym, że
Takanori będzie chciał się teraz zemścić, okraść go bądź... Poczuł w kroczu
przypływ z podniecenia. Wbrew jego ciętym zakazom, chłopak zaczął masować go w
czułym kroku, patrząc mu w oczy z lodowatą zaciętością. Czy to w taki
bezlitosny wyglądała jego twarz, kiedy dobierał się w brutalny sposób do swoich
kochanic?
- Takanori! Przestań! To
niebezpieczne! - syknął, szarpiąc mocno za krawat, wykonujący w tej chwili rolę
pęt, które nie chciały się ani rozwiązać, ani rozerwać.
- Mam cię też zakneblować?! – krzyknął w stronę Akiry i zacisnął
mocniej palce na opiętym w spodniach penisie. Rzeczywiście mężczyzna zamarł,
obserwując przerażony ruchu dłoni chłopaka. Był wobec niego niedelikatny, a
wręcz traktował go niedbale jak przedmiot. Rozpiął szarpnięciem pasek, szczękając
agresywnie metalową klamrą i pośpiesznie wysunął go, odrzucając na ziemię.
Akira aż ścisnął dłonie w pięści, wyobrażając sobie, co mógłby przy jego pomocy
zrobić. Uwielbiał głos naprężonej skóry, brzęk sprzączki i głuchy odgłos
podczas uderzeń...
Ruki zsunął się z kolana między uda Suzukiego, posyłając mu groźne
spojrzenie, żeby czasem nie przeszło mu przez myśl uderzyć go, kiedy on będzie
pieścił go swoimi ustami. Opuścił jego spodnie z bioder, aby odsłonić lekko
podniesionego członka w bieliźnie. Pochylił się w jego stronę i zaczął
delikatnie dotykać językiem obłe wybrzuszenie. Tak, aby bokserki nasiąknęły
jego lepką śliną. Całował go mokrymi wargami, podgryzał, chwytając za materiał
i ciągnąc w zębach, aby potem puścić jak ciekawskie szczenię. Zapobiegawczo
zaplótł swoją nóżkę na łydce biznesmena, żeby się zbytnio nie wierzgał, kiedy
będzie sprawiał mu przyjemność. Miał nadzieję, że chorą nogą nie będzie miał
zamiaru wykonać żadnego ruchu. Zsunął bokserki i wyjął nabrzmiałą od zabaw
męskość. Polizał go wzdłuż nasady kilkukrotnie, po czym zaczął ssać główkę.
Kosmyki włosów opady mu na policzki i
przeszkadzały w "pracy". Nie wyjmując penisa z ust zaczesał
niesforne pukle za ucho i położył się na brzuchu, żeby wygodniej mu było
zajmować się mężczyzną. Takanori traktował go nad wyraz brutalnie. Jego słowa
były ostre, ruchy drapieżne… Akira oczywiście zdębiał, ale nie ze strachu, lecz
zaszokowania. Chciał się na nim zemścić? Wszystkie jego gesty były wprost
wyjęte z magazynów S&M. A może… próbował naśladować jego partnerki? Chciał
mu dogodzić, jednocześnie nie ryzykując tym, że zrobi mu krzywdę?
Syknął przez usta. Miał ochotę pogonić go, wyzywając od suk, ale
ugryzł się w język. To był Takanori, jego mały Takanori… Obiecał mu, że może
być przy nim bezpieczny. Przygryzł usta i odwrócił wzrok, kiedy łaskotał go
koniuszkami warg przez bieliznę, mocząc ciepłą śliną. Tak blisko jego wnętrza,
a tak daleko… Penis mu drżał w bokserkach z pragnienia.
Wspierał się na szeroko rozstawionych łokciach i wsuwał członka coraz
głębiej, aż zaczął go połykać - dopóki nie poczuł gorzkiej spermy. Akira
zapowietrzył się, kiedy w końcu go w siebie wciągnął, trąc mocno ustami. Zaczął
unosić się i opadać, jakby kochał się… kochał? Pieprzył się z jedną ze swoich
najlepszych panienek w burdelu. Nie potrafił się opanować, co poskutkowało
mocnym, głębokim wytryskiem. Takanori przełknął nasienie i poluzował swoje
gardło, wyjmując prącie z ust. Bez słowa wytłumaczenia sięgnął po chusteczki.
Siedząc tyłem do Suzukiego otarł wierzch wargi i zakasłał, bo wydzielina
podrażniła jego wrażliwy przełyk na tyle, że łezki stanęły mu w oczach. Nie
były spowodowane tylko zachłyśnięciem. Niestety widok młodego, delikatnego
chłopaka ssącego mu pulsującego kutasa okazał się być zbyt ekstremalny dla
Akiry. Zaczerpnął mocno oddechu, napawając się faktem osiągnięcia orgazmu bez
przemocy fizycznej.
Takanori wziął kilka dodatkowych arkuszy chusteczek do ręki.
Przetarł wilgotną męskość mężczyzny i schował z niepoważną nobliwością do
bielizny. Dopiero po tym zabiegu uwolnił gospodarza. Jednak rozwiązując krawat,
nie potrafił powstrzymać się od gorzkiego płaczu.
Znienawidzi mnie za to - pomyślał i bezszelestnie wyszedł z sypialni, bojąc się
chociażby wyjrzeć przez ramię za siebie. Poczeka na reprymendę w swoim – nie, w
użyczonym mu – pokoju, zaraz po tym jak Suzuki się pozbiera. Chciał jak
najszybciej ukryć się przed wzrokiem wszystkich. Tych niewidocznych wszystkich
w jego głowie, którzy śmiali się z niego. Zawsze, kiedy odczuwał palący wstyd,
miał wrażenie, że jest obserwowany przez setki osób ukrytych w ścianach.
Schował się pod pościelą, zwijając w kłębek – kłębek nerwów – i użalał się nad
sobą i chronicznym pechem.
- Dlaczego on nie może być normalny? Dlaczego nie może być dobrze?
Dlaczego… Dlaczego..? - łkał cicho, chowając twarz w poduszkę, żeby zagłuszyć
swoje żałosne piski niczym rozżalonego kilkulatka.
*
Mężczyzna nie zdołał się pozbierać od razu. Wciąż przed oczami stał mu obraz załzawionego chłopaka, który chwilę wcześniej sprawiał mu oralnie przyjemność. Jego delikatne usta umazane spermą i śliną. To jak ocierał je chusteczką, a następnie ściągał nią łzy z policzków.
Powoli wstał z łóżka. Nieco śnięty melancholią po orgazmie i widoku, jaki zastał tuż po nim - po tej paradoksalnie przyjemnej chwili – zdjął z siebie koszulę i pozostał w samym podkoszulku, a następnie udał się do sypialni chłopaka. Zapukał cicho, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi, wślizgnął się do środka. Zastał go na łóżku zwiniętego pod kołdrą w pozycji płodowej. Ścisnęło go w klatce piersiowej w ten sam sposób, jak wówczas gdy zobaczył go po raz pierwszy w swoim samochodzie. Znów uzmysłowił sobie, że tak naprawdę Takanori jest kruszynką, zabłąkaną znajdką, która chce zostać przez kogoś udomowiona, pokochana, oswojona. Przysiadł na materacu i przyglądał się sylwetce chłopaka pod pościelą, która w tej pozycji przypominała bezbronny embrion. Poruszyła się nieznacznie, ale wkrótce znów znieruchomiała. Najprawdopodobniej ze strachu.
- Taka-kun - potrząsnął
ostrożnie jego biodrem. - Takanori... wyjdź, proszę. Chciałbym porozmawiać - powtórzył i znów zakołysał jego ciałem.
Nastolatek nieśmiało wyjrzał ze swojej kryjówki. Widząc, że Akira jest zupełnie
spokojny i opanowany, zaryzykował wyjściem spod kołdry. Miał popuchnięte
powieki. Nie patrzył na niego, ale Akira i tak ujął jego twarz w swoje duże
dłonie. Podniósł ją tak, aby spojrzał na niego. - Dlaczego to zrobiłeś? -
chłopak próbował się od niego odsunąć, ale nie pozwolił na to. - Spokojnie, nie
zrobię ci krzywdy - mężczyzna znów zbliżył się do Takanoriego. Uważnie go
obserwował. - Jesteś dla mnie jak syn. Chcę być dla Ciebie dobry. Opiekować się
tobą najlepiej, jak potrafię. Całkowicie bezinteresownie. Ja... chciałem się
odwdzięczyć za to, co ci zrobiłem. A ty mi to utrudniasz.
- Zostaw…- wyrwał się z
jego dłoni i odwrócił twarz w przeciwnym kierunku. Przez ten krótki moment,
kiedy trzymał go za policzki między swoimi szorstkimi palcami, miał złudną
nadzieję, że go pocałuje. - Żeby ci było
przyjemnie – żachnął, uśmiechając kwaśno do swoich myśli. Co on sobie
wyobrażał? Że Akira przyjdzie, wejdzie mu pod kołdrę i będą się pieścić jak
kochankowie? Śmieszne. Jedno obciąganko do niczego nie zobowiązuje, tym
bardziej takiego zboka. - Dzieci nie robią orala rodzicom. I… wcale nie czuję
się jak twój syn. Właściwie, nie wiem czy w ogóle chciałbym nic być - miął w
dłoni chusteczkę, po czym wysiąkał w nią nos. Przetarł palcem dolną powiekę,
pod którym zdążyło zebrać się kilka drobnych łez. – Idź już. Zostaw mnie samego - prosił go słabym głosem. Przewalił
się na drugi bok i położył, przykrywając kołdrą, obwieszczając, że czas
widzenia się już skończył.
Suzukiego zabolały słowa Takanoriego i to do żywego. Naprawdę
chciał być dla niego kimś na wzór ojca. Życiowego przewodnika. Seniora.
- Nie prosiłem cię o to. Nie miałem jak cię powstrzymać. Nie
słuchałeś mnie – przypomniał mu kąśliwym tonem. Oczywiście. Kto chciałby mieć
za ojca takiego zwyrodnialca, który gwałci cię, kiedy tylko odrobinę się
podnieci i straci nad sobą kontrolę. Na pewno chciał mu powiedzieć, że się nim
brzydzi, ale ze strachu i z konieczności robi to, aby mu dogodzić. Tak naprawdę
pewnie w głębi swojego serduszka go nienawidził - za to, że jest zdany na jego
łaskę. W dodatku, wciąż nie potrafił mu zapomnieć tego, jak go wykorzystał
niczym najgorszą szmatę.
- Dobrze. Porozmawiamy innym razem – zabierał się do
wyjścia, łapiąc za swoją kulę wspartą obok łóżka Takanoriego.
Chłopak zacisnął mocniej powieki. Wyraźnie snuł nad czymś namiętne
rozważania. Teraz albo nigdy - dopingował się gorączkowo w myślach.
Zwinnym ruchem wyskoczył spod pościeli i złapał za rękę Suzukiego. Pociągnął go
w dół, ażeby opadł na łóżko. Rzucił mu się w objęcia, zarzucając ramiona na
jego mocny kark. Omotał go dość ciasno rękoma, szepcząc mu na ucho jego imię.
- Akira… - wsunął zaróżowiony pąsem nosek między jego blond włosy
i po prostu wdychał zapach mężczyzny. Suzuki zawsze pachniał tak intensywnie.
Żałował, że przez jego przypadłość nigdy nie będzie mógł tak beztrosko się do
niego zbliżyć i napawać jego męskością, tą feromonową aurą. Kawałek po kawałku.
Od miękkości włosów, po kolor skóry, ciepły oddech, gorzką ślinę...
Mężczyzna położył dłoń na biodrze chłopaka. Ruki cichutko sapnął
mu do ucha. Kąsał swoją wargę i zacisnął palce na jego topie. Powinien to
zakończyć.
Akira zamarł w bezruchu, kiedy oplatał go ramionami, przytulając
się do niego jak w najukochańszą osobę. Jak w pluszowego misia, mamę, tatę,
starszego brata bądź po prostu…
Jak w kochanka – dotarło do niego w końcu, co było źródłem dziwnego zachowania Takanoriego wobec jego osoby. Tak sprzecznego, tak gwałtownego. Dwubiegunowego. Przygarnął go do siebie i wtulił swoje usta w jego puszystą czuprynkę. Trwali tak dłuższą chwilę. Było im błogo cieleśnie, chociaż w ich myślach szalał huragan wątpliwości. Wiedział, że i w ciele Takanoriego było wiele niepokoju. To jak reagował na jego najlżejszy dotyk, umocniło go w przekonaniu, że pragnie Suzukiego. Faktycznie nie jako ojca, ale jako swojego kochanka.
Jak w kochanka – dotarło do niego w końcu, co było źródłem dziwnego zachowania Takanoriego wobec jego osoby. Tak sprzecznego, tak gwałtownego. Dwubiegunowego. Przygarnął go do siebie i wtulił swoje usta w jego puszystą czuprynkę. Trwali tak dłuższą chwilę. Było im błogo cieleśnie, chociaż w ich myślach szalał huragan wątpliwości. Wiedział, że i w ciele Takanoriego było wiele niepokoju. To jak reagował na jego najlżejszy dotyk, umocniło go w przekonaniu, że pragnie Suzukiego. Faktycznie nie jako ojca, ale jako swojego kochanka.
- Dlaczego akurat ja…
Przecież jestem potworem – zdobył się na odwagę wyszeptać to, powoli głaszcząc
plecy Rukiego. – Jesteś moją Znajdką. Tylko moją. Nikomu cię nie oddam. Nikomu
nie pozwolę cię dotknąć – powiedział to na głos, zapewne upojony tą chwilą jak
czasoprzestrzennym narkotykiem. Kiedy pomyślał, że chciał i miałby go oddać
innemu mężczyźnie, który dotykałby go zachłannie – może czulej niż Akira – ale
mimo wszystko lubieżnie, wstępowała w niego furia. To on go odkrył. To on go
wychowuje. Jest tylko jego. – Jesteś moją prywatną… - chłopak cofnął twarz,
słysząc te dwuznaczne słowa. Był pewny, że powie „dziwką”, ale Suzuki odparł
serdecznie – Przybłędą. Niech sobie znajdą własne – przypieczętował to drobnym
pocałunkiem na jego górnej wardze.
Takanori wzruszył się wyznaniem Akiry. Suche wargi mężczyzny
dotknęły jego. Przez bardzo krótki moment, ale wystarczający, żeby emocje
wezbrały w jego ciele. Ujął jego szczękę między swoje dłonie i pocałował go
łagodnie.
- Nie przerywaj mi, proszę - zatrzymał się i wyprosił cichutko u
Suzukiego jeszcze chwilkę intymności. Zależało mu na tym. Nieprędko będzie mógł
w taki sposób się z nim obchodzić i na tyle sobie pozwalać w jego obecności.
Całował go niespiesznie. Pozwolił sobie wsunąć język między jego wargi i bardzo
subtelnie nim manewrował we wnętrzu ust mężczyzny, czekając z zaciekawieniem na
reakcję.
Oddawał mu pocałunki, chcąc nieco oddalić od siebie czarne myśli
związane z faktem, że Ruki traktuje siebie jak prywatną utrzymankę Suzukiego.
Zastanawiał się, czy wytrwa przy nim do piątku - do wizyty u Sakury - i czy
zdoła utrzymać go od siebie na dystans. W końcu całowali się nieraz, ale
pewnego smutnego dnia doprowadziło to do naprawdę przykrego incydentu. Kto wie,
co nastąpi przy następnym razie. Teraz Akirę hamowała kontuzja i zmęczenie z
jej powodu. Co się stanie, kiedy wyzdrowieje? Odsunął się powoli od
Takanoriego, aby przyzwyczaił się do odległości między nimi i nie zapragnął się
wpić w niego raz jeszcze.
- Chyba na mnie już pora.- Akira zauważył słuszny fakt, zaraz po
tym jak ich twarze się od siebie oddaliły. Obaj wyglądali na podekscytowanych.
Ruki przytaknął tylko skinieniem. Nie mógł wymagać więcej, chociaż
był podniecony. Zapewne oczy świeciły mu się od pożądania – chociaż jak tutaj
nie pożądać takiego mężczyzny? Być może w czeluściach swojej osobowości skrywał
mrok, ale na zewnątrz promieniował wigorem i atrakcyjnością. Był trującym
owocem wabiącym chętne i wygłodniałe ptaki.
Suzuki w swój zwyczajowy sposób wymówił się zmęczeniem i życzył mu miłego wieczoru. W końcu było jeszcze wcześnie. Jeszcze wiele mogło się dziś wydarzyć, chociaż ze wszystkich atrakcji oferowanych przez dzień, on wybrał drzemkę. Poszedł spać na parę godzin, aby móc zabrać się do pracy w gabinecie.
Oh! Oh! Nareszcie, Taka <3 Suzuki masz racje on jest tylko twój i tak ma zostać :3
OdpowiedzUsuń//Yūko-3
Zaskoczyliście mnie. Enji-senpai ciągle wmawiała mi, że to będzie nudne, a wcale nie było. Na koniec zrobilo się tak milutko :3
OdpowiedzUsuńNudne na tle tego, co się będzie działo dalej ;)
UsuńDzię ku je my~ /Enji
Tak myślałam, że Ruki do niego wróci. Ale nie spodziewałam się takiego zachowania po nim. Ciekawie jak będzie dalej, chyba Reita nauczy się panować nad sobą albo Ruki polubi s i m
OdpowiedzUsuńMoze Rei pojdzie na terapie i Ru bedzie go wpspieral? U.U
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdawno tutaj nie zaglądałam niestety... brak czasu przez duże „b” mi doskwiera opowiadanie bardzo mi się podoba, ciekawią mnie ich dalsze relacje, czyta się płynnie, pomysł jest świetny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Doskonale znamy uczucie "braku czasu"...ale blog zawsze czeka otwarty na wolną chwilę czytelników :3
UsuńDziękuję za miły komentarz i przypominam, że to jest sesja! Piszemy ją i inne we dwie ^^"
/Allisven
*.* KOCHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń