niedziela, 20 kwietnia 2014

4. Borderline

Przede wszystkim Wesołych Świąt! Może opowiadania nie są za bardzo z "jajem", aczkolwiek Dziennik nieco wtopił się w wielkanocną atmosferę. Przez przedmaturalną nerwówkę, nie mamy z Allis zbytnio siły (ani okazji), aby dokończyć obiecanego speciala. Ale... ale notka odautorska nie jest po to, aby się żalić. Przychodzimy do Was ze świąteczną dawką reituki.
イースター、おめでとう!




Suzuki podczas całego perorowania stał i słuchał Takanoriego w należącym mu się nobliwym milczeniu, oznaczającym szacunek. Patrzył mętnym wzrokiem na podłogę i poczuł, że robi mu się znów ciężko na sercu, słysząc jak Takanori płacze na wspomnienie tego, jak go zgwałcił. Naprawdę wyrządził mu nieopisaną krzywdę, lecz nie mógł jej zaradzić. Jeśli powiedziałby mu o swojej przypadłości na początku ich znajomości, chłopak nigdy by mu nie zaufał. Uciekłby najpewniej którejś nocy albo po prostu się wyprowadził, dziękując uniżenie za gościnę (a później okazałoby się, że i tak wrócił na stare, uliczne śmieci, bo lepsze to niż narażanie się psycholowi).

Ale czy teraz było lepiej? Kiedy już obdarzył go zaufaniem i zawiódł je? Na jego rozterki odpowiedziało arbitralne trzaśnięcie drzwiami. Zostawił go samego. Samego sobie. Czy jeszcze wróci? – ta myśl dotlała się w jego głowie. Obaj potrzebowali czasu na dłuższą refleksję nie opierającej się na cierpieniu i spleenie. Paradoksalnie ten epizod pełen bólu i strachu połączył ich nadzwyczaj odpowiedzialną i trwałą relacją. Mocną nicią niczym lalkarza i marionetkę. Wiedział, że Takanori nie będzie w stanie tak po prostu wyjść i o nim zapomnieć, jak gdyby był jednonocnym snem. Jeśli jednak tak się stanie… Suzuki wróci do swojej codzienności z uczuciem, że chociaż tak wiele ma, jest jednak coś tak egzotycznego, czego nie posiada i nigdy nie będzie posiadał. Czułości drugiej osoby.

Powinien się leczyć. W rzeczy samej - powinien. Jakby nie patrzeć, dotknęła go ciężka i obmierzła choroba. Zdrowi ludzie izolują się od takich typów jak on, ale nie sam Akira. Pewnie gdyby nie pieniądze, wstyd i zwątpienie, znalazłby sobie jakiegoś terapeutę, ale jeżeli obracał się – przynajmniej dotychczas – w kręgu zamkniętym osób wtajemniczonych w techniki S&M, wydawało mu się, że ten ekstremalny dreszcz podniecenia nie jest niczym groźnym…W końcu nie ranił nikogo, kto by tego nie chciał lub kto by za to nie dostawał sowitego wynagrodzenia. Ale los zechciał mu zesłać tą niewinną duszyczkę jaką był Takanori i którą – o ironio – zapragnął całym sobą. Każdym włoskiem na ciele. A przynajmniej genitaliami i nagle dotarło do niego, że jest już późno na terapię, bo tak mocno zakorzenił się w swoich sadystycznych upodobaniach… Co gorsza, stwierdził, że wcale nie ma silnej woli, a wręcz jest jej pozbawiony jak zwierzę, które zwęszyło coś apetycznego.

Siedział w kuchni i sączył powoli herbatę, słuchając w radiu wiadomości ze świata. Znów afera w japońskim parlamencie. Próba nuklearna Korei Północnej. Obama planuje cięcia w budżecie. Te fakty, które tak bardzo go niegdyś frapowały i wprawiały w ekscytację, teraz były mu obojętne. To nie jego świat, nie ten w którym obecnie żył. Przesiedział w tej pozycji (szerzej – w tej bezczynności) dość długo, bo ciężko było mu się poruszyć. Wolał pozostać uziemiony w jednym punkcie i sprawić, że przynajmniej nie bolała go noga, bo proszki przeciwbólowe przestały już działać. Powinien zmienić okład na noc, ale to za chwilę. Jeszcze chwilę…

Pukanie do drzwi. Było późno, nikt nigdy go nie odwiedzał bez zapowiedzi, więc spodziewał się, kto stoi właśnie u progu. Tylko dlatego nadwyrężył swoją kontuzję, aby pójść i otworzyć. W innym przypadku zignorowałby intruza, udając, że śpi.


*

Wylądował na ławce w pobliskim parku. Idealnie filmowe miejsce, do użalania się nad sobą. Naprzemiennie ocierał oczy i nos w rękaw bluzy, chcąc pozbyć się piekących łez. Znów poczuł ten przytłaczająco przyjemny męski zapach. Wszystkie jego wyprane u Suzukiego ubrania pachniały nim. Zaciągnął się aromatem, który natychmiast przywołał mu na myśl jego ciało. Upajał go. Narkotyzował. W mrocznym świetle ostatnich dni może nie sprawiał, że czuł się bezpieczny, ale w niewyjaśniony sposób go wyciszał. Zapach ten przypominał mu jego duże dłonie. Dłonie, które mimo wszystko symbolizowały jego opiekuńczość i ustabilizowanie.

Nie oczekiwał, że go wpuści. Otworzy przed nim drzwi i zaprosi ponownie do swojego domu z taką samą czułością i chęcią pomocy, jak to było za pierwszym razem. Zapukał nieśmiało i czekał osłupiały u progu, jak zmokły kot, który liczy, że ktoś go ugości. Ile czasu go nie było? Jak dawno temu uciekł? Może Suzuki już śpi? Może wyszedł? Może nie chce go już więcej widzieć?

Klamka zachrobotała tak donośnie, że serce Takanoriego szarpnęło się na tyle mocno, jakby samo chciało uciec i ratować się, jeśli rozsądek chłopaka tego nie zamierzał. Ukłonił się nisko – to jedyne, co mógł w tej chwili zrobić. Najniżej jak potrafił i zaczął mówić. Nie wiedział, skąd w nim nagle takie pokłady skruchy…
 - Przepraszam. Przepraszam za moje słowa. Naganne zachowanie. Flirty. Naprawdę nie… nie tego chciałem. Żałuję wszystkiego, co wobec pana było niestosowne. Nie oczekuję, że mnie pan znów przyjmie w swoje progi, po tym jak znieważyłem pańską osobę. Ale jeśli… jeśli pozostał cień chęci dalszego sprawowania opieki nade mną, to proszę mi zapomnieć wszystko. Zacznijmy od… początku.

Suzuki wysłuchał jego przeprosin z poruszeniem, ale też mimowolnym dystansem. Doskonale wiedział, że to wszystko po to, aby nie spać na mokrej ulicy. Nie miał mu za złe takiej racjonalizacji potrzeb. Był mu wiele winien za tą krzywdę, jaką mu wyrządził. Takanori był przecież taki niewinny… Na dodatek nie zauważył, kiedy na zewnątrz się rozpadało. Spanie w takich warunkach poza wszelkimi ogrzewanymi pomieszczeniami, bez dachu nad głową było niemożliwe.

 „Zacznijmy od początku” – tak, to były słowa, których obaj potrzebowali. Niczym przeciwzaklęcie rzucone przez dobrotliwą wróżkę.

 - Dobrze, zaczniemy od początku… - obiecał sobie oraz jemu, przepuszczając chłopaka do środka. Jak bardzo pasowało tutaj porównanie do syna marnotrawnego, to w tej sytuacji on był „ojcem marnotrawnym”.

Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie poznali. Jakbym cofnął się do dnia, kiedy go przygarnąłem. Owładnęło go uczucie, jak gdyby miał przed sobą obcego człowieka. Faktycznie, nie był to już ten sam Takanori, co podczas ich pierwszego spotkania. Nie był pogodny, nietknięty, zawstydzony, wdzięczny… Skutecznie zabił w nim tę łagodność. Wszelką niewinność.

  - Bardzo zmarzłeś? Przemokłeś? Zrobię ci herbaty i… porozmawiamy – zaproponował mu, kuśtykając w stronę kuchni, gdzie znajdował się czajnik elektryczny. Zaparzył im obu po filiżance mocnej earl grey i usiedli w jadalni oddzieleni od siebie całą długością stołu. Tak profilaktycznie.
  - Takanori-kun… - znów zaczął tym oficjalnym głosem Akira. – Wziąłem sobie zwolnienie lekarskie na kilka dni i będę pracował w domu, ale… rano mam nieco czasu wolnego. Może pojechałbyś ze mną do centrum handlowego, kupić ci trochę nowych ubrań? – zaproponował melancholijnym głosem, próbując naśladować ich małą, zamierzchłą codzienność. Bez względu na okoliczności i na otoczkę sztuczyny całej sceny, która chyba już nigdy nie będzie taka jak dawniej. W końcu, jestem ci wiele winien…

 - Nic mi nie jest…- postanowił sam zatroszczyć się o siebie, bo stan Akiry był nieciekawy i nie chciał go niepotrzebnie zamartwiać. Przysiadł się do stołu i poczęstował zaparzoną przez gospodarza herbatą, która momentalnie go rozgrzała od środka. Było mu przykro, kiedy patrzył na Suzukiego, jak to krzątał się po kuchni kuśtykając. I nawet teraz gdy siedział naprzeciwko niego i nie był wstanie zobaczyć jego zabandażowanej stopy, miał smutną minę i próbował niewerbalnie przekazać mu, że się martwi i jeśli tylko by mógł…
 - Ale przecież masz zwichniętą nogę. Nie ma sensu, żebyś niepotrzebnie ją nadwyrężał. Przez tyle czasu chodziłem w tym samym. Zarobię na siebie i sam sobie kupię. Nie chcę żebyś… żebyś był… moim sponsorem… - szepnął nieco ciszej. Starał się ze wszystkich sił zachowywać tak, jakby wszystko, co się zdążyło, nie miało miejsca. Ani tu, ani nigdzie indziej. A jedna czuł się zawstydzony jego propozycjami tak samo jak wcześniej, a może nawet jeszcze bardziej, bo takie inicjatywy z jego strony nabrały bardziej intymnego charakteru.

Suzuki wsunął swoją opatrzoną pieczołowicie nogę, owiniętą w ostygły okład termiczny, pod krzesło i przysłonił zdrową, jakby chciał swoją kontuzję ukryć przed Takanorim za wszelką cenę. Zupełnie jakby nie miał skręconego stawu, a kikuta po amputacji.
 - To nic takiego. Sam jestem sobie winien - uciął krótko dyskusję na temat jego kontuzji. - To niczemu nie przeszkadza. Pojedziemy taksówką. Przyda mi się zobaczenie odrobiny świata z bliska. I tak muszę zrobić zakupy - próbował mu wyjaśnić. 

Ruki nie dyskutował z nim dłużej. Pokiwał do siebie głową i dopił herbatę. Zjadł również lekką kolację zaproponowaną przez Suzukiego i obaj poszli spać. Pościel w pokoju Takanoriego została zmieniona przez gospodarza, chociaż Ruki uparł się, że sam może sobie zasłać łóżko. Akira życzył mu „miłych snów” na upartego i sam udał się na spoczynek.

*

Następnego dnia wedle planów zajechali taksówką do jednego z większych centrów handlowych. Takanori namawiał go kilkukrotnie, żeby został w domu i kurował nogę, że sam sobie poradzi z wyborem ubrań, Akira jednak zgromił go spojrzeniem w pełni sprawnego samca i zapytał z wyrzutem, czy wstydzi się tego, że chodzi o kulach obok niego. Czy sugeruje, że wygląda pokracznie. Chłopak nie miał serca dodać już ani półsłówka więcej.

Weszli do pierwszej młodzieżowej sieciówki o nazwie HeartMade. Ruki spojrzał niepewnie na biznesmena i rozejrzał się po platformie sklepu, jakby po raz pierwszy widział na oczy parcelę tego typu.

 - No śmiało, powiedz czego potrzebujesz... - zachęcił go, jakby był jego ojcem. A przynajmniej miła ekspedientka z mangowym uśmiechem na ustach dopasowała ich do takiej relacji w swoich myślach. Akira uznał, że jeżeli zapyta, czy Takanori jest jego synem, bez skrępowania przytaknie.
 - Emmm… - zająknął się zawstydzony. Ostatnim razem, kiedy był w tym centrum handlowym próbował sprzedawać... Lecz nie jako ekspedient i nie odzież.

Rozglądał się niepewnie między stoiskami, a Reita za nim dreptał. W środku paliło go ze wstydu i zażenowania. Wiele rzeczy przykuło jego uwagę, ale bał się po nie sięgnąć. Czuł się strasznie głupio i nie potrafił pozbyć się wrażenia, że Suzuki bacznie patrzy mu na ręce i liczy każdy jen wydrukowany na cenie przy metkach. Bardzo ułatwiłoby ustalenie limitu, maksymalnej granicy wydatków... Biznesmen jednak milczał jak zaklęty, zupełnie jakby chciał przetestować jego zachłanność. Spojrzał przelotnie na twarz mężczyzny. Miała spokojny wyraz, nie zmącony żadną głębszą czy intensywniejszą myślą. Mimo to skrępowanie nadal go nie opuszczało, paraliżując jego dłonie.

Dopiero kiedy Suzuki odwrócił się do niego tyłem i zaczął zajmować się czymś w telefonie, odważył się i podszedł do stanowiska z rurkami. Przejrzał kilka par i wybrał dwie w rozmiarze S oraz XS. Nieco dalej był dział z bluzami, sweterkami i innymi topami. Z równą niepewnością co wcześniej wybrał kilka sztuk pod swój gust, po czym stwierdził, że ma dość ubrań na rękach i nie wypada mu brać więcej. Stanął przed przebieralnią z lekko rumianym policzkami, które w duchu przeklinał, bo tylko mocniej ściągały na siebie uwagę

 - P-pójdę je przymierzyć - rzucił krótko i zamknął się w kabinie. Szeroka bluzka w czarno-białe ombre z nadrukiem japońskich kaomoji; czarne rurki z lycry, z dopinanym łańcuchem oraz paskiem z wybitymi wielobarwnym ćwiekami.

Suzuki nie przykładał zbyt wielkiej uwagi na to, co wybiera Ruki. Był skoncentrowany raczej na kontuzji, która dawała się we znaki. Przytupywał z nogi na nogę, dopóki chłopak czegoś nie skompletował i nie udali się w stronę kabin. Pobłogosławił w myślach tego, co wpadł na pomysł zaprojektowania przedsionków z narożnikiem dla oczekujących na przebierającego się (bądź częściej: przebierającą się, a wręcz strojącą się). Usiadł na sofie i wziął do ręki jakąś broszurkę. Oczywiście był to biuletyn z promocjami HeartMade. Z braku laku przejrzał go, a potem skorzystał z wi-fi w swoim blackberry. W końcu Takanori nieśmiało wyjrzał zza drzwi kabiny, dając mu do wiadomości, aby podszedł i mu się przyjrzał.

 - Oh - mruknął, widząc zgrabną pupę w ciasnych spodnich ze streczu i T-shirt podkreślający idealną linię bioder z powodu swojego poszerzonego fasonu. - No ładnie, ale nie lepszy byłby mniej ozdobny pasek? Wyglądasz dość... - odchrząknął. - Przy okazji rozejrzyj się też za czymś eleganckim. Potrzebujesz ubrań na rozmowę kwalifikacyjną - przypomniał mu. Na tą wiadomość chłopak posmutniał nieco, myśląc że jego komplet wcale nie podoba się Akirze. - Nie zrozum mnie źle. Bardzo ci w tym do twarzy tylko... trochę za mocne dodatki. A i jeszcze jedno, póki mi się przypomniało. Pamiętaj też o... - zniżył głos do szeptu - ...o bieliźnie. Chyba, że wolisz, abym ja ci wybrał?

 - Naprawdę jest taki straszny? - nadął swoje policzki i wysunął pasek ze spodni. Może rzeczywiście był zbyt krzykliwy? Już miał zamykać drzwiczki, żeby zdjąć ubrania, kiedy Akira zatrzymał je i przypomniał o małym, ale bardzo ważnym elemencie.
- Sam sobie wybiorę - burknął pod nosem i zamknął się w kabinie, czując zniesmaczenie przypomnieniem ze strony biznesmena. Położył obok Suzukiego ubrania i kazał czekać na niego tutaj, żeby nie męczył stopy, a on sam rozejrzy się po sklepie za czymś jeszcze.

Będąc samemu między regałami odzieży czuł się nieco pewniej. Pozwolił sobie wybrać sporo rzeczy plus obowiązkową bieliznę. Obładowany ubraniami oraz dodatkami i akcesoriami zajrzał nieśmiało tam, gdzie pozostawił Akirę. Mężczyzna siedział rozluźniony i czekał na niego, nie zrażając się albo próbując nie zrażać się nieobecnością chłopaka. Zabrali całą przyszłą garderobę i udali się do kasy.  Kiedy kasjerka przywitała ich serdecznym uśmiechem i zaczęła kasować na  obszernej ladzie, jeszcze obszerniejszy stos ubrań, Takanori poczuł się dziwnie. Poczuł zawroty głowy i zemdliło go trochę, bo miał wrażenie, jakby był… Suzuki wyjął kartę płatniczą z portfela i podał kobiecie, żeby wsunęła do czytnika, po czym wpisał pin. Jakby nigdy nic. Jakby to dwuznacznie nie wyglądało.

- Czasem czuję się, jakbym miał córkę - wyjaśnił ekspedientce, pomimo że nie pytała. Uznał, że samo spojrzenie kobiety było wystarczająco oskarżycielskie. 

Z trudem spakowali się do dużych reklamówek. Kupon rabatowy oddał Rukiemu, tłumacząc to "jakby chciał sobie jeszcze kupić coś ładnego". Chłopak nieśmiało napomknął coś o braku torebki, więc Akira z westchnięciem sięgnął po studencką listonoszkę z nadrukiem flagi UK.
 - Twój limit się wyczerpał na ten miesiąc - ostrzegł go, ale nie zbyt surowo. Takanori pokiwał do siebie głową i uśmiechnął się blado. Coś w głębi siebie właśnie odebrało mu radość z obfitego shoppingu, ale na zewnątrz udawał, jak tylko mógł, że biznesmen sprawił mu niemałą radość tym hojnym gestem.

- Suzuki-san…miał pan kiedyś prywatną…? No wie pan… - szli wzdłuż balustrady na drugim piętrze w stronę eleganckich butików z  odzieżą dla mężczyzn, ale wciąż nie była to typowa męska galanteria, gdzie pracowali subiekci.

Akira  namyślił się nad zadanym przez chłopaka pytaniem. 

- Jasne. Nadal mam - odpowiedział, a Ruki aż przystanął w miejscu, spoglądając na niego swoim spłoszonym wzrokiem. - Nie... źle to rozumiesz. Nie w „ten” sposób. Jeśli pytasz o utrzymankę, to przecież ze mną mieszkasz. Wiesz, że nikt ze mną nie pomieszkuje poza tobą - dopiero po tym zdaniu zrozumiał cały sens obaw Takanoriego. Teraz on zwolnił kroku. - Och. Nie, nie mam namyśli ciebie - sprostował szybko. - Nie miałem pojęcia, że tak to brzmi. Po prostu mam stałą obsługę w Demonia Lounge. Tylko tyle - ściszył głos, bo przeszli przez bramki w butiku YOKOZAWA.
Akira skończył rozmowę z Rukim w momencie, kiedy męska część obsługi sklepu zaoferowała swój serwis.
- Witam, potrzebuję jakiejś eleganckiej koszuli dla tego panicza oraz spodni, może też być kamizelka. W miarę semi-formalny ubiór. Coś dla osoby w jego wieku - wyjaśnił bez specjalnego polotu w głosie Suzuki. Widać było od razu, że wywodził się z dyrektoriatu - za bardzo w krew weszło mu wydawanie rzeczowych próśb i rozkazów. 
- Psst, jeszcze buty - szepnął prawie niedosłyszalnie chłopak, wstydząc się, że znów musi o coś prosić budżet Suzukiego. Miał nadzieję, że kto jak kto, ale ten urzędas go zrozumie, iż sneakersy nie pasują do osoby pod krawatem. Ruki został odesłany do przebieralni i tam miał poczekać na obsługę. Rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia o garniturach. Zdecydowania lepiej będzie, jeśli to Akira wybierze coś wraz z ekspedientem. Panowie weszli do wąskiego korytarza, gdzie na maleńkiej kanapie siedział Takanori. Akira zajął jego miejsce, a chłopak wziął dwie propozycje uniformów do kabiny i tam je przymierzył.
- Wydaje mi się, że ten drugi był lepszy. Jest bardziej dopasowany - młodzieniec przeglądał się w dużym lustrze i starał się przekonać do swojej decyzji Suzukiego.
 - Garnitur ma pasować, a nie być dopasowanym.- sprostował go dyplomatycznie mężczyzna. - Naprawdę chcesz tak mocno wytaliowaną marynarkę?
- Na jedno wychodzi, bo tak i tak gapisz się na moje uda. Nie ważne czy materiał się opina, czy ładnie faluje… - Akira odchrząknął znacząco, co jednoznacznie uzmysłowiło mu, że troszkę przesadził ze słowami. Wybrali ten granitów, który spodobał się chłopakowi. Ruki zostawił Akirę, żeby zapłacił, a on sam zabrał torby z zakupami i ruszył do sklepów obuwniczych za parą eleganckich butów biznesowych i być może - jak miał nadzieję - Akira będzie tak miłosierny i kupi mu jeszcze jedną parę ekstra - conversów bądź vansów.

Mężczyzna pozwolił pójść przodem Rukiemu, a sam przysiadł przelotnie na ławce, aby odsapnąć. Poprawił wbijającą się kulę i przeczesał dłonią swoje blond włosy. W tej chwili dosiadła się do niego młoda mimoza razem ze swoją koleżanką prawdopodobnie z liceum - na to przynajmniej wskazywały mundurki. Kuse mundurki w wersji not really good schoolgirl. To przykuło zaintrygowane spojrzenie Akiry. Kiedy nastolatka spostrzegła się, że mężczyzna taksuje ją kątem oka, a raczej jej wyeksponowane, gładkie nogi w zakolanówkach, uśmiechnęła się zalotnie, przykładając palec do dolnej wargi.

- W czymś panu pomóc? - zapytała łagodnym głosikiem prawdziwej, komiksowej moe. - Widzę, że pana boli. To musi być bardzo nieprzyjemne... - spojrzała sugestywnie na zabandażowaną nogę biznesmena, udając sprytnie współczucie. - Ale Hiyori wie, co zrobić, aby było panu bardzo dobrze. O tak, Nieznajomy-san. Trochę przyjemności ukoi pański ból.

Akira, wstyd przyznać, wpadł w tą banalną, sprośną plątaninę słów. Poczuł, że zaczyna go swędzieć w kroku od nadmiernego zaciekawienia dziewczęcym ciałem. Odchrząknął i usiadł, zarzucając nogę na nogę niczym polityk.
 - Musi być ci zimno, skoro nie masz pończoszek. Może kupić ci jakieś?
-  Nie potrzebuję. Chyba że... to pan mi je włoży - zamrugała bałamutnie.

Zdążyło minąć dobre kilkanaście minut i Ruki zaczął się niepokoić, nie tylko dlatego, że zdążył już wybrać sobie ostatni element stroju wyjściowego, ale i być może właśnie dlatego, że martwił się czy nic po drodze nie stało się Akirze. Jakby nie patrzeć, nie był przyzwyczajony do chodzenia o kulach, a kafle były dość śliskie. Wyszedł ze sklepu przed bramki i zauważył obok Suzukiego dwie młode panienki, które…Zagotowało się w nim z oburzenia. Znał te wyuczone ruchy pełne interesownej kokieterii. Sam kiedyś też był bliski tej profesji, a w tym miejscu nie da się tego pomylić z okazyjnym sklepowym flirtem.
Poczuł buzującą zazdrość i poniekąd uczucie zdrady. Z wolna zbliżał się do ich trójki i równie spokojnie, aby nie zdradzić swojego rozdrażnienia, uśmiechnął się zalotnie do biznesmena, osaczonego przez nimfetki.
- Akira-san, wybrałem już sobie buty. Dasz mi kartę czy sam zapłacisz? - dziewczęta spojrzały na Rukiego, ale najwyraźniej nie chciały dać za wygraną. Chłopak proszącym, maślanym wzrokiem starał się odwrócić uwagę mężczyzny od tych dwóch zachłannych galerianek.

Suzuki wreszcie odważył się spojrzeć na swojego podopiecznego. Oczy chłopca świdrowały zachłannością dwa razy większą niż wówczas między sklepowymi półkami, kiedy przeglądał ubrania.
- Co? Bierz, jeśli chcesz. Jest debetowa, więc używaj do woli, aż się rozmagnesuje - podał mu niedbale kawałek plastiku opatrzony jego parafką. Takanori zdębiał. Poczuł, że robi mu się przykro, kiedy widział zafascynowane spojrzenie Suzukiego utkwione w młodych, jędrnych piersiach licealistek ułożonych w staniczku z różową koronką. 
- Suzuki-san... - szepnął cicho, ale mężczyzna go nie usłyszał. Do oczu napłynęły mu łzy ośmieszenia i złości, kiedy usłyszał strzępek rozmów tej rozchichotanej trójki. Wiedział, że musi go od nich odciągnąć, bo to mogło skończyć się katastrofą. Jeśli nie własnym wdziękiem, to brutalną prawdą. - Mnie możesz traktować jak dziwkę, ale chcesz zrobić krzywdę tym dziewczynom? One są niepełnoletnie - uprzedził go. Na ten komunikat Akira zastrzygł uszami i poderwał się z miejsca. Ruki miał rację. Jego wyraz twarzy stał się mniej chętny i poważniejszy. Oprzytomniał z tego podekscytowania.
- Przepraszam, muszę iść - oznajmił i powoli odszedł za Takanorim, który mocno go wyprzedził, aby nie patrzeć mu w oczy.

- Pff, pedał - usłyszeli, jak jedna z licealistek obrzuca Suzukiego wyzwiskiem. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że faktycznie mógłby je skrzywdzić, gdyby nie interwencja chłopaka. Gniew i podniecenie to silna mieszanka. Bez wątpienia obudziłaby w nim bestię. - To... co mówiłeś? - spróbował skleić prowizoryczną rozmowę.

Kiedy Suzukiemu udało się dogonić Takanoriego, chłopak odwrócił jedynie zaszklony wzrok i poprowadził go w milczeniu do butiku. Wskazał równie sztywnym ruchem buty, które sobie wybrał. Akira zapłaci za obie pary, nic nie mówiąc. Chyba znów poczuł się winny. Ruki nie pozwolił nic nieść mężczyźnie, wystarczyło, że musiał kuśtykać. Przysiedli na jednej z ławeczek luźno porozstawianych przed centrum, żeby poczekać na zamówioną taksówkę. Nie odzywali się do siebie. Ruki siedział daleko od biznesmena. Ta lepka cisza podsycała jego palące uczucie, które wcale nie było przyjemne. Było wręcz jadowite. Cały czas starał się przestać o nim myśleć, ale ono niczym toksyna atakowało  układ nerwowy. Nie rozchodziło się tylko o dzisiejszy dzień. Otarł powieki rękawem, powstrzymując wysączenie łez i wziął parę głębszych wdechów, żeby się dobitnie uspokoić i wziąć w garść. Przed wybuchem płaczu uratowała go taksówka, która znienacka podjechała na parking, więc pomógł wsiąść Akirze do środka, po czym dołączył się zajmując miejsce obok Suzukiego. Do końca ich podróży trwał w całkowitej  beznamiętności. W drodze powrotnej przez myśl przeszedł mu bardzo obrzydliwy pomysł. Mimo tego, że  był bardzo paskudny, chciał go wcielić w życie. Nie widział żadnych innych możliwości. Zwyczajnie chciał być doceniony, a w takiej sytuacji musiał się chwytać każdej szansy, nawet tej najbardziej skrajnej...

Takanori otworzył drzwi i wpuścił właściciela przodem. Podszepnął mu sugestywnie, żeby poszedł do sypialni zrelaksować się, bo nie powinien tak nadwyrężać stopy. On w tym czasie postanowił zrobić mu kawy. Nagrzał ekspres i czekał niecierpliwie, aż robot kuchenny zaparzy filiżankę espresso dla gospodarza. Przysiadł na krześle i z niemałą przykrością stwierdził, że z nerwów zaczyna się pocić. Zdjął bluzę i przeszedł się po kuchni kilka razy, żeby nieco ochłonąć i ostudzić swoje pory.

 - Przyniosłem kawki - wszedł niepewnym krokiem do sypialni Suzukiego, stawiając tacę na szafeczce nocnej. Wypoczywający mężczyzna podziękował mu i poprosił o przyniesienie maści oraz nowych bandaży. Takanori pozwolił sobie wyręczyć mężczyznę w zmianie opatrunku. Widział, że stopa wyglądała znacznie lepiej. Nie była już praktycznie w ogóle opuchnięta, choć wyraźnie lekko purpurowa. Nałożył maść na dłonie i rozprowadził delikatnie po obrzękniętym stawie. Zawinął go  cienki bandaż i wytarł dłonie w chusteczki.
 - Czujesz się już lepiej? - przysiadł na skraju łóżka i troskliwie zapytał, powstrzymując się przed dotknięciem jego włosów. Nawet jeśli on jeszcze wczoraj... Dzisiaj ta pokusa wróciła ze zdwojoną siłą.
-  Zdecydowanie. Ale ten cały wypad do galerii… Mój bank jest dla ciebie nieczynny w najbliższym czasie - odpowiedział żartobliwie chłopakowi i upił łyk kawy.
- Odpocznij sobie - polecił mu bardzo oziębłym głosem. Przysunął się bliżej Akiry i sięgnął dłońmi do jego krawatu. Obluzował go dwoma palcami i obsunął z kołnierzyka. Mężczyzna sam rozpiął sobie dwa pierwsze guziki, żeby koszulę przy podgardlu. Takanori odstawił jego filiżankę z kawą, złapał za męskie dłonie i ujął swoimi, patrząc Akirze głęboko w oczy, nie chcąc tracić z nim kontaktu wzrokowego.

-  Takanori-kun, nie musisz przecież mnie niańczyć - próbował jakoś werbalnie mu uzmysłowić, że obie ręce ma w pełni zdrowe. Chłopak nie wziął do siebie uprzedzeń gospodarza. Rozwiązał mu krawat jak uczniakowi, jeszcze by brakowało, aby rozpiął mu koszulę. Akira uznał, że to niebezpieczne, więc wyręczył go z tego przywileju.

 - Wybacz... - mruknął półgębkiem Takanori i sprawnym ruchem oplótł krawatem przeguby Suzukiego. Wskoczył mu na kolana i unieruchomił, przywiązując go do zagłówka.

- Hej! Co ty...?! - szarpnął się, kiedy Ruki skrępował jego nogi oraz ręce. Pociągnął za ciemny pasek obwiązanymi nadgarstkami, ale chłopak nie ugiął się. Naprężył krawat i mocnym supłem zawiązał o wezgłówek łóżka. Z koniuszków palców Akiry odbiegła cała krew. Lecz nie ze strachu przed tym, że Takanori będzie chciał się teraz zemścić, okraść go bądź... Poczuł w kroczu przypływ z podniecenia. Wbrew jego ciętym zakazom, chłopak zaczął masować go w czułym kroku, patrząc mu w oczy z lodowatą zaciętością. Czy to w taki bezlitosny wyglądała jego twarz, kiedy dobierał się w brutalny sposób do swoich kochanic?
 - Takanori! Przestań! To niebezpieczne! - syknął, szarpiąc mocno za krawat, wykonujący w tej chwili rolę pęt, które nie chciały się ani rozwiązać, ani rozerwać.

- Mam cię też zakneblować?! – krzyknął w stronę Akiry i zacisnął mocniej palce na opiętym w spodniach penisie. Rzeczywiście mężczyzna zamarł, obserwując przerażony ruchu dłoni chłopaka. Był wobec niego niedelikatny, a wręcz traktował go niedbale jak przedmiot. Rozpiął szarpnięciem pasek, szczękając agresywnie metalową klamrą i pośpiesznie wysunął go, odrzucając na ziemię. Akira aż ścisnął dłonie w pięści, wyobrażając sobie, co mógłby przy jego pomocy zrobić. Uwielbiał głos naprężonej skóry, brzęk sprzączki i głuchy odgłos podczas uderzeń...

Ruki zsunął się z kolana między uda Suzukiego, posyłając mu groźne spojrzenie, żeby czasem nie przeszło mu przez myśl uderzyć go, kiedy on będzie pieścił go swoimi ustami. Opuścił jego spodnie z bioder, aby odsłonić lekko podniesionego członka w bieliźnie. Pochylił się w jego stronę i zaczął delikatnie dotykać językiem obłe wybrzuszenie. Tak, aby bokserki nasiąknęły jego lepką śliną. Całował go mokrymi wargami, podgryzał, chwytając za materiał i ciągnąc w zębach, aby potem puścić jak ciekawskie szczenię. Zapobiegawczo zaplótł swoją nóżkę na łydce biznesmena, żeby się zbytnio nie wierzgał, kiedy będzie sprawiał mu przyjemność. Miał nadzieję, że chorą nogą nie będzie miał zamiaru wykonać żadnego ruchu. Zsunął bokserki i wyjął nabrzmiałą od zabaw męskość. Polizał go wzdłuż nasady kilkukrotnie, po czym zaczął ssać główkę. Kosmyki włosów opady mu na policzki i  przeszkadzały w "pracy". Nie wyjmując penisa z ust zaczesał niesforne pukle za ucho i położył się na brzuchu, żeby wygodniej mu było zajmować się mężczyzną. Takanori traktował go nad wyraz brutalnie. Jego słowa były ostre, ruchy drapieżne… Akira oczywiście zdębiał, ale nie ze strachu, lecz zaszokowania. Chciał się na nim zemścić? Wszystkie jego gesty były wprost wyjęte z magazynów S&M. A może… próbował naśladować jego partnerki? Chciał mu dogodzić, jednocześnie nie ryzykując tym, że zrobi mu krzywdę?
Syknął przez usta. Miał ochotę pogonić go, wyzywając od suk, ale ugryzł się w język. To był Takanori, jego mały Takanori… Obiecał mu, że może być przy nim bezpieczny. Przygryzł usta i odwrócił wzrok, kiedy łaskotał go koniuszkami warg przez bieliznę, mocząc ciepłą śliną. Tak blisko jego wnętrza, a tak daleko… Penis mu drżał w bokserkach z pragnienia.

Wspierał się na szeroko rozstawionych łokciach i wsuwał członka coraz głębiej, aż zaczął go połykać - dopóki nie poczuł gorzkiej spermy. Akira zapowietrzył się, kiedy w końcu go w siebie wciągnął, trąc mocno ustami. Zaczął unosić się i opadać, jakby kochał się… kochał? Pieprzył się z jedną ze swoich najlepszych panienek w burdelu. Nie potrafił się opanować, co poskutkowało mocnym, głębokim wytryskiem. Takanori przełknął nasienie i poluzował swoje gardło, wyjmując prącie z ust. Bez słowa wytłumaczenia sięgnął po chusteczki. Siedząc tyłem do Suzukiego otarł wierzch wargi i zakasłał, bo wydzielina podrażniła jego wrażliwy przełyk na tyle, że łezki stanęły mu w oczach. Nie były spowodowane tylko zachłyśnięciem. Niestety widok młodego, delikatnego chłopaka ssącego mu pulsującego kutasa okazał się być zbyt ekstremalny dla Akiry. Zaczerpnął mocno oddechu, napawając się faktem osiągnięcia orgazmu bez przemocy fizycznej.

Takanori wziął kilka dodatkowych arkuszy chusteczek do ręki. Przetarł wilgotną męskość mężczyzny i schował z niepoważną nobliwością do bielizny. Dopiero po tym zabiegu uwolnił gospodarza. Jednak rozwiązując krawat, nie potrafił powstrzymać się od gorzkiego płaczu.
Znienawidzi mnie za to - pomyślał i bezszelestnie wyszedł z sypialni, bojąc się chociażby wyjrzeć przez ramię za siebie. Poczeka na reprymendę w swoim – nie, w użyczonym mu – pokoju, zaraz po tym jak Suzuki się pozbiera. Chciał jak najszybciej ukryć się przed wzrokiem wszystkich. Tych niewidocznych wszystkich w jego głowie, którzy śmiali się z niego. Zawsze, kiedy odczuwał palący wstyd, miał wrażenie, że jest obserwowany przez setki osób ukrytych w ścianach. Schował się pod pościelą, zwijając w kłębek – kłębek nerwów – i użalał się nad sobą i chronicznym pechem.
- Dlaczego on nie może być normalny? Dlaczego nie może być dobrze? Dlaczego… Dlaczego..? - łkał cicho, chowając twarz w poduszkę, żeby zagłuszyć swoje żałosne piski niczym rozżalonego kilkulatka.

*

Mężczyzna nie zdołał się pozbierać od razu. Wciąż przed oczami stał mu obraz załzawionego chłopaka, który chwilę wcześniej sprawiał mu oralnie przyjemność. Jego delikatne usta umazane spermą i śliną. To jak ocierał je chusteczką, a następnie ściągał nią łzy z policzków.
Powoli wstał z łóżka. Nieco śnięty melancholią po orgazmie i widoku, jaki zastał tuż po nim - po tej paradoksalnie przyjemnej chwili – zdjął z siebie koszulę i pozostał w samym podkoszulku, a następnie udał się do sypialni chłopaka. Zapukał cicho, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi, wślizgnął się do środka. Zastał go na łóżku zwiniętego pod kołdrą w pozycji płodowej. Ścisnęło go w klatce piersiowej w ten sam sposób, jak wówczas gdy zobaczył go po raz pierwszy w swoim samochodzie. Znów uzmysłowił sobie, że tak naprawdę Takanori jest kruszynką, zabłąkaną znajdką, która chce zostać przez kogoś udomowiona, pokochana, oswojona. Przysiadł na materacu i przyglądał się sylwetce chłopaka pod pościelą, która w tej pozycji przypominała bezbronny embrion. Poruszyła się nieznacznie, ale wkrótce znów znieruchomiała. Najprawdopodobniej ze strachu.
 - Taka-kun - potrząsnął ostrożnie jego biodrem. - Takanori... wyjdź, proszę. Chciałbym porozmawiać        - powtórzył i znów zakołysał jego ciałem. Nastolatek nieśmiało wyjrzał ze swojej kryjówki. Widząc, że Akira jest zupełnie spokojny i opanowany, zaryzykował wyjściem spod kołdry. Miał popuchnięte powieki. Nie patrzył na niego, ale Akira i tak ujął jego twarz w swoje duże dłonie. Podniósł ją tak, aby spojrzał na niego. - Dlaczego to zrobiłeś? - chłopak próbował się od niego odsunąć, ale nie pozwolił na to. - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - mężczyzna znów zbliżył się do Takanoriego. Uważnie go obserwował. - Jesteś dla mnie jak syn. Chcę być dla Ciebie dobry. Opiekować się tobą najlepiej, jak potrafię. Całkowicie bezinteresownie. Ja... chciałem się odwdzięczyć za to, co ci zrobiłem. A ty mi to utrudniasz.

 - Zostaw…- wyrwał się z jego dłoni i odwrócił twarz w przeciwnym kierunku. Przez ten krótki moment, kiedy trzymał go za policzki między swoimi szorstkimi palcami, miał złudną nadzieję, że go pocałuje.  - Żeby ci było przyjemnie – żachnął, uśmiechając kwaśno do swoich myśli. Co on sobie wyobrażał? Że Akira przyjdzie, wejdzie mu pod kołdrę i będą się pieścić jak kochankowie? Śmieszne. Jedno obciąganko do niczego nie zobowiązuje, tym bardziej takiego zboka. - Dzieci nie robią orala rodzicom. I… wcale nie czuję się jak twój syn. Właściwie, nie wiem czy w ogóle chciałbym nic być - miął w dłoni chusteczkę, po czym wysiąkał w nią nos. Przetarł palcem dolną powiekę, pod którym zdążyło zebrać się kilka drobnych łez. Idź już. Zostaw mnie samego - prosił go słabym głosem. Przewalił się na drugi bok i położył, przykrywając kołdrą, obwieszczając, że czas widzenia się już skończył.

Suzukiego zabolały słowa Takanoriego i to do żywego. Naprawdę chciał być dla niego kimś na wzór ojca. Życiowego przewodnika. Seniora. 

 - Nie prosiłem cię o to. Nie miałem jak cię powstrzymać. Nie słuchałeś mnie – przypomniał mu kąśliwym tonem. Oczywiście. Kto chciałby mieć za ojca takiego zwyrodnialca, który gwałci cię, kiedy tylko odrobinę się podnieci i straci nad sobą kontrolę. Na pewno chciał mu powiedzieć, że się nim brzydzi, ale ze strachu i z konieczności robi to, aby mu dogodzić. Tak naprawdę pewnie w głębi swojego serduszka go nienawidził - za to, że jest zdany na jego łaskę. W dodatku, wciąż nie potrafił mu zapomnieć tego, jak go wykorzystał niczym najgorszą szmatę. 
 - Dobrze. Porozmawiamy innym razem – zabierał się do wyjścia, łapiąc za swoją kulę wspartą obok łóżka Takanoriego.

Chłopak zacisnął mocniej powieki. Wyraźnie snuł nad czymś namiętne rozważania. Teraz albo nigdy - dopingował się gorączkowo w myślach. Zwinnym ruchem wyskoczył spod pościeli i złapał za rękę Suzukiego. Pociągnął go w dół, ażeby opadł na łóżko. Rzucił mu się w objęcia, zarzucając ramiona na jego mocny kark. Omotał go dość ciasno rękoma, szepcząc mu na ucho jego imię.
- Akira… - wsunął zaróżowiony pąsem nosek między jego blond włosy i po prostu wdychał zapach mężczyzny. Suzuki zawsze pachniał tak intensywnie. Żałował, że przez jego przypadłość nigdy nie będzie mógł tak beztrosko się do niego zbliżyć i napawać jego męskością, tą feromonową aurą. Kawałek po kawałku. Od miękkości włosów, po kolor skóry, ciepły oddech, gorzką ślinę...

Mężczyzna położył dłoń na biodrze chłopaka. Ruki cichutko sapnął mu do ucha. Kąsał swoją wargę i zacisnął palce na jego topie. Powinien to zakończyć.

Akira zamarł w bezruchu, kiedy oplatał go ramionami, przytulając się do niego jak w najukochańszą osobę. Jak w pluszowego misia, mamę, tatę, starszego brata bądź po prostu…
Jak w kochanka – dotarło do niego w końcu, co było źródłem dziwnego zachowania Takanoriego wobec jego osoby. Tak sprzecznego, tak gwałtownego. Dwubiegunowego. Przygarnął go do siebie i wtulił swoje usta w jego puszystą czuprynkę. Trwali tak dłuższą chwilę. Było im błogo cieleśnie, chociaż w ich myślach szalał huragan wątpliwości. Wiedział, że i w ciele Takanoriego było wiele niepokoju. To jak reagował na jego najlżejszy dotyk, umocniło go w przekonaniu, że pragnie Suzukiego. Faktycznie nie jako ojca, ale jako swojego kochanka. 
 - Dlaczego akurat ja… Przecież jestem potworem – zdobył się na odwagę wyszeptać to, powoli głaszcząc plecy Rukiego. – Jesteś moją Znajdką. Tylko moją. Nikomu cię nie oddam. Nikomu nie pozwolę cię dotknąć – powiedział to na głos, zapewne upojony tą chwilą jak czasoprzestrzennym narkotykiem. Kiedy pomyślał, że chciał i miałby go oddać innemu mężczyźnie, który dotykałby go zachłannie – może czulej niż Akira – ale mimo wszystko lubieżnie, wstępowała w niego furia. To on go odkrył. To on go wychowuje. Jest tylko jego. – Jesteś moją prywatną… - chłopak cofnął twarz, słysząc te dwuznaczne słowa. Był pewny, że powie „dziwką”, ale Suzuki odparł serdecznie – Przybłędą. Niech sobie znajdą własne – przypieczętował to drobnym pocałunkiem na jego górnej wardze.

Takanori wzruszył się wyznaniem Akiry. Suche wargi mężczyzny dotknęły jego. Przez bardzo krótki moment, ale wystarczający, żeby emocje wezbrały w jego ciele. Ujął jego szczękę między swoje dłonie i pocałował go łagodnie.
- Nie przerywaj mi, proszę - zatrzymał się i wyprosił cichutko u Suzukiego jeszcze chwilkę intymności. Zależało mu na tym. Nieprędko będzie mógł w taki sposób się z nim obchodzić i na tyle sobie pozwalać w jego obecności. Całował go niespiesznie. Pozwolił sobie wsunąć język między jego wargi i bardzo subtelnie nim manewrował we wnętrzu ust mężczyzny, czekając z zaciekawieniem na reakcję.

Oddawał mu pocałunki, chcąc nieco oddalić od siebie czarne myśli związane z faktem, że Ruki traktuje siebie jak prywatną utrzymankę Suzukiego. Zastanawiał się, czy wytrwa przy nim do piątku - do wizyty u Sakury - i czy zdoła utrzymać go od siebie na dystans. W końcu całowali się nieraz, ale pewnego smutnego dnia doprowadziło to do naprawdę przykrego incydentu. Kto wie, co nastąpi przy następnym razie. Teraz Akirę hamowała kontuzja i zmęczenie z jej powodu. Co się stanie, kiedy wyzdrowieje? Odsunął się powoli od Takanoriego, aby przyzwyczaił się do odległości między nimi i nie zapragnął się wpić w niego raz jeszcze.

- Chyba na mnie już pora.- Akira zauważył słuszny fakt, zaraz po tym jak ich twarze się od siebie oddaliły. Obaj wyglądali na podekscytowanych.

Ruki przytaknął tylko skinieniem. Nie mógł wymagać więcej, chociaż był podniecony. Zapewne oczy świeciły mu się od pożądania – chociaż jak tutaj nie pożądać takiego mężczyzny? Być może w czeluściach swojej osobowości skrywał mrok, ale na zewnątrz promieniował wigorem i atrakcyjnością. Był trującym owocem wabiącym chętne i wygłodniałe ptaki.


Suzuki w swój zwyczajowy sposób wymówił się zmęczeniem i życzył mu miłego wieczoru. W końcu było jeszcze wcześnie. Jeszcze wiele mogło się dziś wydarzyć, chociaż ze wszystkich atrakcji oferowanych przez dzień, on wybrał drzemkę. Poszedł spać na parę godzin, aby móc zabrać się do pracy w gabinecie.

8 komentarzy:

  1. Oh! Oh! Nareszcie, Taka <3 Suzuki masz racje on jest tylko twój i tak ma zostać :3
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyliście mnie. Enji-senpai ciągle wmawiała mi, że to będzie nudne, a wcale nie było. Na koniec zrobilo się tak milutko :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nudne na tle tego, co się będzie działo dalej ;)
      Dzię ku je my~ /Enji

      Usuń
  3. Tak myślałam, że Ruki do niego wróci. Ale nie spodziewałam się takiego zachowania po nim. Ciekawie jak będzie dalej, chyba Reita nauczy się panować nad sobą albo Ruki polubi s i m

    OdpowiedzUsuń
  4. Moze Rei pojdzie na terapie i Ru bedzie go wpspieral? U.U

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    dawno tutaj nie zaglądałam niestety... brak czasu przez duże „b” mi doskwiera opowiadanie bardzo mi się podoba, ciekawią mnie ich dalsze relacje, czyta się płynnie, pomysł jest świetny...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale znamy uczucie "braku czasu"...ale blog zawsze czeka otwarty na wolną chwilę czytelników :3
      Dziękuję za miły komentarz i przypominam, że to jest sesja! Piszemy ją i inne we dwie ^^"
      /Allisven

      Usuń
  6. *.* KOCHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń