poniedziałek, 11 sierpnia 2014

1. Voice Over



* tytuł: Voice Over
* autor: Allisven&Enji
* gatunek: komedia, okruchy życia,
* rodziaj: special, fanfiction, 
* ostrzeżenia: nasz słaby dowcip, okazjonalnie seks,
* notka odautorska:

A oto nasz długo wyczekiwany przez Was special z okazji 50 000 wyświetleń. Jesteśmy bardzo wdzięczne, że nasze grono jest już tak liczne! Chciałyśmy również podziękować, że zawsze jesteście z nami i wspomnieć, że niedługo druga rocznica naszego bloga! Dwa lata. Jak ten czas szybko leci! (●´□`)♡

Pomysłodawcą na to opowiadanie jest Allis, gdyby nie ona, nigdy nie powstałoby to cudo. Pokładamy w tym fanficku duże nadzieje, dlatego prosimy o wyrozumiałość i docenienie jej pomysłu oraz naszych starań. Jesteśmy ciekawe, co o nim sądzicie. Dajcie nam koniecznie znać orz. Chciałyśmy, aby to 50 tysięcy nie było tylko liczbą, ale również gwarancją naszego poświęcenia.

PS Notkę dedykuję Sakku-chan, jako że była 50 000 osobą na blogu~ ♥





Trzeba znaleźć inną robotę.

Akira złapał się za głowę, oglądając z każdej strony i perspektywy - czy aby to nie złudzenie optyczne - list pozostawiony w skrzynce u drzwi jego garsoniery, napisany przez właściciela ich pawilonu mieszkalnego. Słyszał z osiedlowych plotek, że czynsz ma pójść w górę, ale żeby płacić takie sumy za metraż nieco większy - tak symbolicznie, nie żeby z dobroci serca - od dwuosobowej celi w więzieniu? Nawet nie miał jak podskoczyć i zagadać po sąsiedzku wynajemcę, aby troszkę go udobruchać, żeby pozwolił mu zapłacić nadpłatę w przyszłym miesiącu, a w tym jeszcze przyjaźnie „po staremu”, po minionej stawce. „Bo w końcu jak to tak. Ja? Dopiero studia skończyłem - dobrej, stałej roboty nie mam”. Ten numer nie przejdzie, bo mężczyzna, u którego dzierżawił tę mysią norkę, była jakaś szychą, robiącą w nieruchomościach i fizycznie pomieszkującą gdzieś we własnym pałacu w Meguro.

Zmierzwił swoje włosy i schował zwitek papieru do kieszeni. Nie ma rady, spikerzenie w radiu to już nie może być hobby. Ryżu z tego nie będzie ani tym bardziej na pączkujące rachunki. Pracował/dorabiał (niepotrzebne skreślić) w małej rozgłośni radiowej (bardziej lokalnej niż miejskiej) jako lektor, który podkładał głos do reklam. Był po studiach aktorskich - niesamowite prawda? Szkoda, że plebejskie szaraczki pracy i tak nie mają co w tym fachu oczekiwać. Dlatego też zapobiegliwie pracował nad emisją głosu, ażeby móc pracować anonimowo. Nie wiedzieć czemu, miasto ucięło część dochodów stacji (w myśl liberalizacji mediów – zarabiajcie z advertisingu), a zleceń reklamowych zrobiło się nagle tak jakby mniej…

Suzuki był świeżakiem - dobrym, bo dobrym, ale co z tego, jeśli wciąż świeżakiem w dodatku obcym z zewnątrz. Pewnie niedługo i tak na drodze redukcji kadry zleciałby ze stołka jako pierwszy - a zważywszy na dobrobyt materialny w tej psiej robocie to z rozkładanego taboreciku.
Zatęsknił do czasów, kiedy mógł opłacać akademik. Tanio, w centrum, a zaplecze rozrywkowe na kampusie jeszcze bardziej przednie niż w Roppongi. I piwa przynajmniej było pod dostatkiem. 

Otworzył lodówkę, ale jedyną dostępną w niej pozycją był plasterek sera gouda, dogrywający na ostatniej półce u góry. No tak. Kiedy nie ma alkoholu, to już jest naprawdę bieda niczym z Trzeciego Świata - chociaż nawet nie, bo tam pędzi się trunki z mleka kokosowego i ponoć nieźle dają w banię.

Przysiadł na krześle w kitchenie i omiótł zażenowanym spojrzeniem kawalerkę, która wyglądała jak jedno wielkie legowisko. Gawra niedźwiedzia. Niezwinięty futon, porozkopywana pościel, butelki po oranżadzie, talerze, opakowania po bigmacach z McDonaldsa oraz instant ramenie. Dobrze, że świerszczyki przynajmniej stały posegregowane w kącie najbardziej wysuniętym na północ, tworząc zwartą, solidną i dyskretną kolumienkę.
- Trzeba znaleźć robotę - powtórzył i odchylił się na nóżkach rachitycznego krzesełka. - I dziewczynę. Zdecydowanie dziewczynę.

*

Wyszukanie jakiegoś obiecującego ogłoszenia nie było trudne, trudniej było zachęcić jego autorów do zaproszenia się na rozmowę kwalifikacyjną. Dziesięć telefonów później, w końcu jakiś ekstatyczny męski głos przytaknął entuzjastycznie na jego (uwaga!) dobrą wolę przyjęcia pracy. Akira spojrzał raz jeszcze na swój telefon komórkowy, to na gazetę rozpostartą przed sobą. Numer się zgadzał, agencja również, oferowana posada też. Faktycznie, ten koleś po drugiej stronie potrzebował aktora głosowego do dubbingów w studio anime. „Bierz, póki dają”. Umówili się kompromisowo na następny dzień, w pokojowej dla obu stron godzinie południowej. Akira nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Praca głosem - czyli tak, jak dotychczas. Nic nowego. Zna dość dobrze reżyserkę dźwięku, więc zaplecze akustyczne jakieś ma - reszty pewnie nauczy się na etacie. Płaca całkiem przyzwoita, zestawiając ją z dotychczasowym wynagrodzeniem, będzie zarabiał niemalże kokosy. Zatarł swoje dłonie z radości, wyobrażając sobie tą piramidkę z czteropaków.

Nazajutrz podjechał na swoim skromnym rowerze pod kilkupiętrowy biurowiec studia animacji ANIMEPIX. Nie był imponujący - drapacz chmur to nie był, ale rozmiary parceli wskazywały na to, że faktycznie, mogła mieścić się tutaj jakaś poważniejsza działalność i to nie sterowana przez yakuzę. W recepcji przywitano go ciepłym „A to pan w sprawie tej rozmowy!” oraz serdecznym uśmiechem. Od razu poczuł się jak ktoś ważny, tym bardziej, że recepcjonistka była niczego sobie.
- Czwarte piętro, gabinet 104 pana Miyazakiego - nakierowała go, wręczając rozkładaną broszurkę z mapką studia. W środku zdawało się być trzykrotnie większe niż z zewnątrz. Nieważne - dobrze, że mieli windę. W biurze czekał już na niego jego pracodawca. Ukłonili się sobie i wymienili wizytówkami (na jego starych wciąż widniała adnotacja, że jest lektorem w radiostacji, z której zwolnił się raptem kilka dni temu).
- Witam, panie Suzuki. Bardzo się cieszę, że zgodził się pan wziąć ten etat. Potrzebujemy takich ludzi jak pan. Młodych entuzjastów, pełnych pasji i zdolnych do poświęceń - mężczyzna był nieco nerwowy, zupełnie jakby to on stresował się bardziej przed tą rozmową niźli sam aplikant.

- To robota moich marzeń. Miałbym jeszcze wybrzydzać?

Pracodawca uśmiechnął się pobłażliwie, jakby Suzuki opowiedział mu nie do końca śmieszny i smaczny kawał.

- Ekhm… Przedstawię ci naszego mentora do spraw nowicjuszy. Matsumoto-san, mógłbym prosić na chwilkę? - Miyazaki wezwał kogoś trzeciego, naciskając jeden z magicznych i nieokreślonych funkcją przycisków na swojej sekretarce od telefonu. 

Matsumoto jak zwykle siedział przy swoim stanowisku ze służbowym laptopem i mikrofonem podpiętym do niego. Testował sample swojego głosu w programie i odsłuchiwał się, aby sprawdzić efekty swoich ćwiczeń. Kiedy w głośniku przy jego telefonie odezwał się sam szef, podskoczył zaskoczony, łapiąc upuszczony mikrofon w locie. Takie sytuacje nie były na porządku dziennym. Ktoś sam - z własnej woli - do nich przyszedł? Niemożliwe. Imposshiburu. To musi być jakiś niesmaczny żart, pomimo że ich boss do kawalarzy nie należał (od czasu opowiedzenia niezręcznego dowcipu o Japończyku, Chińczyku i Rusie nie żartował nawet w Prima Aprilis). To może nawet i lepiej – nie miał nastroju na takie zabawy.

- Dzień dobry, Miyazaki-san. W czym mogę panu służyć? - zapukał cichutko, po czym uchylił drzwi zgrabnym ruchem dłoni i wszedł do środka. Mówił swoim słodkim, usłużnym głosem służbisty.
- Witaj. Mam tutaj dla ciebie ucznia. Zgłosił się do nas i powiedział, że to jego wymarzona praca. Chciałbym, żebyś mu pokazał, co i jak. Zachęcił go do podjęcia wyzwania, no i… - zrobił krótką pauzę i pochylił się w stronę Takanoriego, dokańczając wypowiedź niekulturalnie na ucho. Na dodatek przysłonił usta dłonią od strony, gdzie siedział Suzuki, aby przypadkiem nie usłyszał, o czym rozprawiają. - Przetestuj Suzukiego-sana - wyprostował się w markowy sposób, pokazując znów prezencję stanowiska, jakie obejmował. Matsumoto zrobił zszokowaną minę, po czym przybrał bardziej zmizerniały wyraz twarzy, choć nadal starał się delikatnie uśmiechać, aby nie spłoszyć, być może, nowego pracownika.

- W takim razie, zapraszam do studia nagrań - zwrócił się do Suzukiego, pochylając nad nim z dłońmi zaplecionymi na lędźwi. Jakby coś ukrywał. - Tam sobie porozmawiamy w intymniejszej atmosferze. Proszę za mną, na lewo.

Otworzył drzwi od reżyserki studia D, przekręcając klucz w zamku i wpuścił ich do przytulnego, wygłuszonego pokoju.
- Usiądź sobie gdzie chcesz. Przy konsoli albo w fotelu - polecił mu, a sam usiadł przy stoliku za mikserem. - No więc, Suzuki-san. Proszę, opowiedz mi coś o sobie. Przy okazji poznam cię trochę lepiej i posłucham twojego głosu - uśmiechnął się pokrzepiająco, chociaż grymas ten wyglądał na bardzo forsowny dla jego mimiki.

Akira od razu wiedział, gdzie szukać dla siebie zapasowego stołka w ciasnej reżyserce. Był obeznany ze studiem na tyle, aby wiedzieć, że należy go wysunąć spod konsolety. Tym samym zapunktował sobie w oczach swojego przewodnika, Matsumoto-sana. Swoją drogą, spoglądał na niego bardzo obiecująco, więc Akira był już niemal pewien, że dostanie ten angaż. Rozejrzał się po pokoju. Nie wyglądał na zbyt często używany – nigdzie na pulpicie nie było odcisków po kubkach na kawę. Może było to nieużywane studio, przearanżowane na pokój do rozmów kwalifikacyjnych?
- Skończyłem szkołę aktorską, ale nie umiałem znaleźć dla siebie miejsca na tamtejszym rynku. Jednakże na pewno mam już odpowiedni warsztat głosowy. Później pracowałem w rozgłośni radiowej HI-PARK 64 jako lektor podkładający głos w reklamach, ale… Prawdę powiedziawszy, ileż można reklamować proszek do prania i tabsy na prostatę, prawda? - wolał nie wspominać, że chodziło tylko i wyłącznie o zarobki i brak funduszy jego „gospodarstwa domowego” (czy raczej kawalerkowego). Przyjrzał się mężczyźnie uważnie. Od razu było widać, że był dziwną, nietuzinkową osobą, ale wciąż nie miał odwagi, aby spojrzeć na niego poza ramami jego twarzy. To niegrzeczne taksować sylwetkę kogoś obcego, w dodatku wyższego stanowiskiem. Było to dodatkowo o tyle trudniejsze, że on sam przyglądał mu się wnikliwie. - Chce mnie pan celowo zestresować? - zaśmiał się z dozą niezręczności w tonie.

Takanori zakasłał w swój ostentacyjny sposób, uśmiechając się przebiegle pod nosem. Jak on nie znosił takich żółtodziobów. Był wobec innych raczej chłodny i bardzo zdystansowany, a ten cały Akira był nazbyt otwarty jak na aplikanta, co mu się nie podobało. Zwracał się do niego tak, jakby byli równi stanowiskiem czy chociażby wiekiem, czego Matsumoto mu nie omieszkał wytknąć.
- Hm, Suzuki-san, jestem od ciebie starszy. Proszę, nie traktuj mnie tak… - zrobił krótką pauzę, szukając odpowiedniego słowa – ...bezceremonialnie - dokończył. Był na tyle rozjuszony jego beztroską młodzieńczością - o której sam już dawno zapomniał - że mściwie postanowił rzucić go na głęboką wodę. - To może spróbujemy jakiegoś skryptu? - wyszedł z propozycją.

- W porządku... Matsumoto-san – poprawił się, robiąc bliżej nieokreśloną minę. Nie spodziewał się, że ten mężczyzna mógł być od niego w ogóle starszy. Nie mówiąc o jakiejś znacznej różnicy wieku. Z postury przypominał raczej chłopca, a z twarzy dojrzewającego chłopaka. Był niezwykle androginiczny i chudy – stwierdził, kiedy to w końcu zdecydował się na oględziny jego ciała w czasie zmierzania w stronę kabin nagraniowych. Musiał być też bardzo przenikliwy, obdarzony błyskotliwą iskrą, skoro tak szybko zdążył policzyć i zapamiętać jego wiek, ledwie zerkając ukradkiem do jego życiorysu. 

Takanori zaprosił Akirę gestem dłoni do kabiny, a sam przejrzał kilka egzemplarzy przykładowych dialogów, które leżały w czarnym koszyku. 
 - Oh! Ten. Idealnie - wymruczał do siebie, zabierając ze sobą dwie kopie tego samego scenariusza.

Podał młodzikowi papiurzyska i usiadł obok niego, nakładając słuchawki na jedno ucho, aby mieć odsłuch na siebie i Akirę.
- Strona dziesiąta, wers dwieście czterdzieści. Przeczytaj sobie cały arkusz i zaczynamy. Ja będę Mizushim, a ty Kizatarim - poinstruował go, licząc na to, że się zwyczajnie wyłoży i zapadnie pod ziemię zaraz po tym, jak Matsumoto wyda się z siebie pierwszy odgłos. A dokładniej, jęki. Jęk rozkoszy.

Suzuki wziął podany mu scenopis do ręki i zaczął go wertować znudzonym wzrokiem. Mimowolnie z każdym kolejnym wersem jego źrenice coraz bardziej się rozszerzały, a na czole zaczęło sperlać coraz więcej kropel potu. Miał wrażenie, że przełknął ślinę tak głośno, iż Takanori usłyszał to w swoich słuchawkach, w wyniku ściągnięcia tego dźwięku przez mikrofon.  
- Przepraszam... To w porządku zaczynać scenę od środka? - zapytał, próbując jakoś ratować swoją godność.
- Ależ nie rozumiem, Akira-san. Przecież to jest początek sceny – wskazał właściwy numer w skrypcie. - Takie nastąpiło cięcie w scenopisie. Hm, to jak? Gotowy? - mężczyzna posłał mu uśmiech, który jednak nie wyrażał żadnych pozytywnych odczuć. Poczuł się zamknięty w klatce z gąbczastej włókniny na ścianach. Odkaszlnął i pokiwał głową w taki sposób, że nie było to ani zaprzeczenie, ani potwierdzenie. Jego interlokutor nie dbał o to i po prostu spojrzał wyczekująco. To Akira zaczynał.  
- Już sam widok mnie podnieca. Zawsze robisz taką minę, Mizu-chan? 

- To nie tak… On po prostu jest… duży - szepnął swoim przesłodkim, zduszonym głosikiem Matsumoto, co tak kontrastowało z jego twarzą jak czerń z bielą. Nie patrzył na Akirę. Słyszał, jak drży mu głos i widział kątem oka, kiedy pocierał ze zdenerwowania swój kark. Mężczyzna dalej ciągnął swoją kwestię. – Czuję się dziwnie, Kizatari-kun… ach… ya-yamero! - ten jęk Takanoriego, był jak wisienka na torcie. Zajęczał raz i drugi przez ściśnięte gardło, wydobywając z siebie erotyczny szept, którym było imię jego fikcyjnego kochanka.

Akira poczuł się skonfundowany. Jego wzrok skakał to na Takanoriego, to na skrypt, próbując nadążyć za scenariuszem. Poczuł, jak jego dłonie się pocą i zostawiają mokre plamy na sztywnej oprawie introligatorskiej. Odkaszlnął cicho, czując, jak każda najdrobniejsza sekunda dłuży się w nieskończoność. W jego głowie wydawało mu się, że przeokropnie pauzuje i spowalnia pace całej akcji.

- Mizushi... - westchnął najpierw przez ściśnięte gardło, ale szybko je oczyścił śliną i powtórzył raz jeszcze, czując przeszywające go jak... Nie, nie chciał wiedzieć, co do tej sceny pasowało, aby być „przeszywającym”. - Mizushi... Spójrz na mnie... Nie chowaj twarzy.

Poczuł, że w tym miejscu pasowałoby zrobić pauzę logiczną, ale ku jego zdziwieniu, Matsumoto parł dalej z dialogiem.

- To takie zawstydzające. Przestań!

- Ja... - zająknął się, a aktor od razu zastrzygł uszami jak wprawny muzyk nadwrażliwy na najmniejszy fałsz. Doskonale wyczuł, że tej kwestii nie było w skrypcie. - Znaczy... - jego policzki piekły go tak mocno, jakby opalał się cały dzień na plaży bez filtru i właśnie odczuwał tego skutki. Jego twarz była jak oparzona i miał tylko nadzieję, że śniada cera jakoś kamuflowała rumieńce. - Nie wstydź się. To tylko ja. J-jesteś taki... gorący.

Takanori zamrugał kilkakrotnie powiekami, słysząc, że Akirze coś się pomyliło i mówi nie to, co wskazywał mu skrypt. Nie spoglądał jednak na niego zbyt pretensjonalnie, a jedynie spozierał kątem oka. Jego partner szybko się poprawił, ale i tak w oczach Matsumoto tym potknięciem stracił bardzo dużo. Było to dla niego na tyle nieznośne, że przerwał ich sesję, mówiąc, a raczej krzycząc:
- Litości! Skryptu, który masz przed oczami, nie potrafisz się trzymać? - dopytał rozżalonym głosem. - Ech... Powiedz to jak seme. Wiesz kto to seme? Co to w ogóle jest yaoi? Może mam cię podszkolić? Bierzesz się za pracę, o której nie masz bladego pojęcia - pokręcił zrezygnowany głową, irytując na się tak nieprofesjonalnym i niefrasobliwym​ zachowaniem Akiry. - Będę cię pieprzył! - krzyknął swoim twardym, namiętnym głosem. - No dalej. Powtórz - agitował go, patrząc na niego przeszywająco swoim ognistym wzrokiem. Pomimo tego, że nie znosił żółtodziobów ani tym bardziej samego Akiry, to jednak brakowało im pracowników i głosów w ich sekcji. Musiał go podszkolić. Pokazać, gdzie jego miejsce, czego ma się nauczyć we własnym zakresie i zachęcić do zostania z nimi oraz przyjęcia tej plamiącej dumę męskich hetero pracy w dziale yaoi.

Suzukiemu nie podobało się to, w jaki sposób spoglądał na niego jego mentor. Był pretensjonalny. Nawet jego wzrok był na tyle impertynencki, że aż przeszkadzający. Zamknął z trzaskiem cienki, testowy skrypt i zacisnął na nim mocno paznokcie, aż jego knykcie pobielały, a ścięgna odznaczyły się pomiędzy grubymi żyłami.
- Z całym szacunkiem, Matsumoto-san, ale czy to w porządku rzucać rekruta na głęboką wodę? Yaoi to chyba nie jest sam seks, przecież mógłbym...
- Sceny pocałunku też są bardzo intymne, wstydnisiu.
- Mógłbym grać role drugoplanowe...
- Czyli wycofujesz się? Szkoda, bo głos masz naprawdę odpowiedni – Takanori zdjął słuchawki z uszu i zawiesił je na specjalnym statywie.
Matsumoto obśmiał nowego rekruta, słysząc jego nędzne wyjaśnienia. To nie sąd. Tutaj nie trzeba się tłumaczyć. Jednak podsycanie Akiry dało skutki.

W całej postawie przydzielonego mu interviewera najbardziej irytowały Akirę nie jego urągające kwestie czy nawet ton głosu. Jego postawa, ruchy ciała były prowokujące i wyzywające, zupełnie jakby na chwilę sam wcielał się w postać z anime. To deprymowało Akirę, ale jednocześnie...
Przysunął się raptownie w stronę swojego odwróconego senpaia i wychrypiał w jego ucho upragnioną przezeń kwestię.

- No chodź tu. Będę cię pieprzył... - wysyczał gniewnie nad nim, nachylając się w jego stronę, aby lepiej słyszał ten zaciekły ton głosu. Nie zauważył nawet, kiedy oparł się łokciem o jego pulpit na scenopisy. Zaszokowany mężczyzna obrócił się w jego stronę, a w jego oczach odbijało się znacznie więcej niż refleksy podziwu i zaskoczenia.
- Hm, no dobrze. Trochę zbyt agresywnie, ale... ujdzie – odparł, a po chwili dodał, jakby chciał zreflektować swoją nieuzasadnioną łagodność. - Ujdzie, jeśli miałoby to być seinen o mafii handlującej prostytutkami – parsknął. - Brak ci pasji i emocjonalności, ale... da się to osiągnąć. Oczywiście, ciężką pracą i ćwiczeniami.

Takanori był zszokowany. Naturalnie. Nie dał jednak tego po sobie poznać, nawet jeśli przez moment przeszło mu przez myśl, że mówi to bezpośredniego do niego jako Takanoriego a nie Mizushiego.
- To w sumie tyle na dzisiaj. Przekażę panu Miyazakiemu, że będzie z ciebie coś i porozmawiacie sobie na temat umowy - senpai wstał i wyszedł z kabiny dźwiękoszczelnej, odkładając na pulpit niepotrzebny skrypt. Zanim jednak odszedł, chciał doprowadzić pewną kwestię do końca i uzmysłowić coś Akirze.
- A tak w ogóle… - zaczął, wyglądając zza szklanych drzwi. - To nikt tutaj nie jest gejem. Ale to dział z yaoi. Wyłącznie yaoi! Ewentualnie shounen-ai - postawił nacisk na to, aby nie było żadnych niedomówień. - Więc dobrze przemyśl sobie wszystko. Jesteś znośny… - chciał jeszcze coś dodać, jakby łagodząco, a może nawet zachęcająco, ale jedynie zacmokał wargami i wyszedł, udając się do Miyazakiego-sana.

Nikt tutaj nie jest gejem? A skąd on niby to wie? Pytają na rozmowie kwalifikacyjnej o orientację seksualną? - skwasił się w duchu, wciąż nie czując, że dostał tę robotę. Właściwie, była to pierwsza fucha, która napawała go lękiem egzystencjalnym przed wyjściem z domu. To możliwe, żeby przez nową robotę miał zadatki na hikikomori?

Nonsens, nie będzie tak źle. Ten kurdupel chciał cię tylko nastraszyć, Suzuki. Niemożliwe, żeby w każdym animcu się pieprzyli. Poza tym, jesteś już dorosły i samoświadomy, a przede wszystkim biedny jak mysz świątynna.

Usiadł na tym samym krześle w tym samym biurze, co jeszcze chwilę temu przed castingiem (bo słowo „przesłuchanie” źle mu się kojarzyło, mimo że było bardziej adekwatne).
- Miyazaki-san, tryb pracy będzie sesyjny czy cykliczny? - zapytał, zaciekawiony czy będzie zmuszony przesiadywać w tym studiu jak w więzieniu dzień w dzień czy jedynie od projektu. Celowo wzrokiem unikał Matsumoto-senpaia, który stał u drzwi niczym cerber w wersji chihuahua, bo przy jego wzroście raczej ciężko być piekielnym ogarem. Czuł na sobie jego oceniające spojrzenie, ale nie łamał się pod nim.  

- Sesyjnie – odpowiedziano mu lakonicznie. Miyazaki spojrzał na Matsumoto, próbując sobie przypomnieć pewną rzecz z nim związaną, ale nie potrafił, więc kontynuował. - Rzadko kiedy dostajemy skrypty do stricte anime yaoi. Jest ich stosunkowo mało… - mówił, jakby zmartwionym głosem, choć kąciki ust drgnęły mu w euforii. Takanori jednak uśmiechał się perwersyjnie pełną gębą, bo doskonale wiedział, co za chwilę powie Miyazaki. - Najczęściej nagrywamy do gier o tematyce yaoi lub tak zwane CD dramy lub radio dramy, powiązane z nimi tudzież krótkie dwu lub trzyodcinkowe OVA zachęcające do kupna danej mangi yaoi – haniebne słowo „yaoi” padało bezwstydnie z ust przełożonego niemal co trzecie słowo i ani razu jego mina nie była przy tym zdegustowana czy obrzydzona. Jakby podobała mu się ta cała otoczka związana z tym urągającym gatunkiem. - Taaak… To co tam ostatnio nagrywaliście, Matsumoto-san? Nakreśl pokrótce jakiś scenariusz Suzukiemu, żeby miał rozeznanie. - Takanori naturalnie, uśmiechnął się słodko i zachęcająco, mimo że to, co miał zamiar powiedzieć, wcale nie było zachęcające.

- Ostatnio jest moda na seijin i smut. Dużo pikanterii i scen łóżkowych. Większość naszych tekstów obejmuje onomatopeje, ale bywają też dramy czy eroge o bardziej wymagającej fabule - zaczął swoim poważnym, ciepłym głosem, choć dało się wyczuć nutkę złośliwości. - Wiele tekstu do nauki poza „Ach! Mocniej!" czy „Jesteś taki gorący w środku" nie będziesz miał do wykucia. Często pracujemy ze scenariuszem, który dostajemy do poćwiczenia w domu - spojrzał na Akirę wzorkiem badającym jego ekspresję twarzy i uśmiechnął się, jakby chciał mu powiedzieć, że się do tego nie nadaje i tylko zajmuje wakat komuś sensowniejszemu, o mocniejszych nerwach.

Akira powstrzymywał się przed pokazaniem im wprost, że to go degustuje.
- Nie musi mi pan cytować kwestii, Matsumoto-san – upomniał go taktownie, unikając w ciągu dalszym jego okpiwającego go wzroku. Jego przyszły senpai bez wątpienia należał do tych spaczonych seksualnie i zawodowo (seksualnie-zawodowo, w tym fachu nie było różnicy) aktorów głosowych, którzy podejmowali się projektów dotyczących serii o sadomasochizmie z machnięciem ręki. I wolał nie dokańczać, czemu miało służyć to „machnięcie ręki”. - Jeśli mogę, poproszę o kserokopię umowy. Muszę to przemyśleć na spokojnie – przy kilku głębszych – dodał w myślach, próbując zakłócić przyprawiający go o mdłości słowotok swojego przełożonego -  Dam panu odpowiedź w ciągu dwudziestu czterech godzin. Jeśli mogę, nie będę zajmował dłużej czasu, shitsureishimasu – odkłonił się na odchodne i nie czekając na jakikolwiek odzew, dosłownie uciekł z biura. Lobbing lobbingiem, ale żeby molestować seksualnie aplikującego? Prychnął pod nosem i wydłużył krok, chcąc jak najszybciej wrócić do domu i zaszyć się pod kołdrą ze swoim ulubionym ramenem w kubku i małym piwem na popitkę.  

Odpiął swój rower ze stojaka i odjechał z parkingu studia, czując w sercu ulgę. Ku jego nieszczęściu zaczęło padać, więc skoczył przejezdne do jednej z sieciówek, aby kupić swoje specjały na dzisiejszą kolację oraz jednorazowy parasol. Zdecydował się na zupkę nisssin yakisoba i puszkę małego asahi – wstyd powiedzieć, ale narobił sobie na nie smaka. Z wypracowaną do perfekcji jazdą, trzymając się jedną ręką kierownicy, a drugą dzierżąc parasolkę, bezkolizyjnie dojechał do pawilonu, w którym mieszkał. Przypiął swój rower do stojaka pod schodami, aby nie zamókł i zniknął w swojej przytulnej i niezwykle zasyfionej kanciapie, u progu której ledwo znalazł swoje kapcie w tej miniaturce wysypiska śmieci. Zaczął wypakowywać swoją skromną obiadokolację oraz teczkę, mieszczącą w sobie dokument zawarcia paktu z diabłem.  

- Nie ma kurwa takiej opcji – westchnął i odrzucił znienawidzoną teczkę na kupkę z gazetkami porno (tam gdzie jej miejsce – pomyślał). - Przecież gdybym sobie w końcu znalazł jakąś dziewczynę, to co ja bym jej powiedział? Nonsens – rzucił się na futon, czekając, aż woda na jego rarytasy zacznie się gotować.

Jednak nazajutrz nie był już aż tak oporny i wybredny, kiedy przyszło mu obejrzeć swoją lodówkę ponownie od środka, w poszukiwaniu czegoś zjadliwego.  

- Anko w puszce i trochę ryżu. Z braku laku będą z tego onigiri – przemówił do siebie niczym wytworny kucharz i wsypał przepłukany ryż do swojego suihanki1. Westchnął do siebie. O pustym żołądku był znacznie mniej zaparty i dumny. A raczej jedyne, co było zaparte w jego ciele, to wnętrzności... - Załapię jakąś robotę na roznoszenie ulotek, żeby mieć co jeść na ten tydzień, ale później... - spojrzał na stertę gazetek, które poza zajmowaniem miejsca, nie miały żadnego przydzielonego zadania (już dawno nie czytywał świerszczyków na papierze) i pokręcił głową z dezaprobatą. - Upadłem na głowę... Ale lepiej upaść na głowę niż zdechnąć z głodu.  

Sięgnął po teczkę znajdującą się na samej górze piętrzącego się stosu i odnalazł wizytówki, które mu wręczono. Nieśmiało wykręcił numer do Miyazakiego-sana, ale wedle naturalnej kolei rzeczy, jak to szef, nie odebrał.

- Jeśli nie on, to selekcja naturalna – spróbował się przekonać do zadzwonienia do tego napastliwego, sadystycznego senpaia, którego nazwiska już nawet nie pamiętał. Nie miał głowy do imion na M, a niestety limit jego pamięci trwałej wyczerpał już pan Miyazaki. Spojrzał na znaki, ale za cholerę, nie potrafił ich rozszyfrować, a burczenie w żołądku bynajmniej mu nie pomagało. Z pewnością musiał to być pseudonim artystyczny, bo tak wymyślatych kanji nie widział od czasów studiów. Postanowił sobie, że jak tylko się uda, będzie unikał zwracania się do niego wprost, a jeśli to zagranie nie powiedzie się, użyje skromnego senpai. - Halo? Z tej strony Suzuki Akira... Aplikujący na stanowisko aktora głosowego. Byłem wczoraj u państwa w biurze w sprawie zapytania o wakat... Podczas przeglądania umowy o pracę nasunęło mi się jedno pytanie. Jest to rodzaj umowy o dzieło, ale nigdzie nie jest podana moja miesięczna stawka – wydukał na jednym wdechu.

Kiedy telefon Takanoriego zadzwonił w porze na drugie śniadanie, był bardzo skołowany i niechętny do odebrania, ale myśl, że to może być coś ważnego była silniejsza. Cenił sobie przede wszystkim, poza dobrą organizacją i punktualnością, swoją wyrobioną „markę” pracowitości i dyspozycyjności. Był dobry, w tym co robił, nieważne co to było.
- Akira Suz… - powtórzył zaskoczony połączeniem od nieznajomego - Ach! Tak, tak - odchrząknął, odkładając filiżankę z cappuccino na mały zdobiony spodeczek. Jego zaskoczenie zbędnie i tymczasowo osłodziło jego szorstki ton.

- A i owszem. Dlatego jest to tylko umowa o dzieło. Każdy dostaje wedle zasług. Nie wiemy, czy jesteś dobry, jakie będzie zapotrzebowanie na te półrocze, ile wyniesie budżet do dyspozycji. Na razie jeszcze sobie nie zasłużyłeś na choćby jena, więc radzę ci to przemyśleć, bo ta praca jest bardzo sezonowa i kapryśna. Oczywiście z głodu nie umrzesz. A jeśli jesteś dobry, to możesz dostać premię lub zaproszenie do projektów innych wydawnictw. W twoim przypadku, możesz na razie liczyć jedynie na role postaci pobocznych, a dużo za to nie dostaniesz. Na pewno nie tyle, co zgarniają odgrywający maina - przechadzał się po gabinecie w kółko i starał się nie być przesadnie niemiłym, chociaż czuł, że powoli puszczają mu nerwy.

- Słuchasz mnie w ogóle?! - krzyknął, bo nie wiedział, jak ma zinterpretować tę ciszę. - Nie pozwolę ci zepsuć naszego teamu. Pracuję tam, odkąd wyrzucili mnie z liceum i nie zgadzam się, aby jakiś szczyl obniżył nam poziom, bo nie potrafi ocenić swoich możliwości! Więc albo będziesz pracował nad sobą i staniesz się tak dobry jak my, albo zapomnij o tej robocie, bo i tak wylecisz po pierwszym projekcie. To nie jest fastfoodbar, że nie potrzebujesz żadnych umiejętności. Rozumiesz? To nie są żarty. To jest praca na całe życie. Seiyuu zostaje się na zawsze - zamilknął, łapiąc panicznie oddech, a następnie dodał. - Stawka minimalna to dwieście tysięcy jen. Czy coś jeszcze chciałbyś wiedzieć? - dopytał względnie spokojnym - bo tylko uspokojonym - głosem. chociaż w środku gotował się ze złości. Suzuki wydawał mu się taki mętny, bez życia, iskry. Zupełnie nijaki, wręcz nudny! Seiyuu musi być wariacki, wielobarwny i przede wszystkim zmienny. Kto tak flegmatyczny będzie mógł wziąć udział w seiyuu evencie?

Akirę zatkało, słysząc to pełne jadu perorowanie. Był tylko niewinnym post-studentem, który był na przymusowej diecie bezpieniężnej. Aplikantem, który łapał się ostatniego koła ratunkowego, które zamiast biało-czerwone było tęczowe. Dlaczego ten neurotyczny aktorzyna wydzierał się na niego przez telefon tylko dlatego, że zapytał, jaka jest stawka minimalna? Ziewnął przeciągle i odsunął słuchawkę od swojego ucha, w międzyczasie zalewając wrzątkiem swoją lekką, poranną zupkę. Zaczął mieszać pęczniejące w kubeczku noodle, podmuchując w nie, aby szybciej ostygły. 

- Hm? Tak, słucham pana. Nie musi się pan tak denerwować. Jeszcze krzykiem zedrze pan swój anielski głos i nie będzie mógł pracować. To ile w końcu wynosi ta stawka? - podpytał, nabierając makaron w hashi i pakując w swoje wygłodniałe „szóstego smaku” (czyli glutaminianu) usta. Jego interlokutora najwyraźnej zatkało, dlatego też uśmiechnął się delikatnie, poprawiając sobie humor błyskawiczną obiadokolacją. – Dwieście tysięcy jen? Ujdzie. Dziękuję zatem i miłego wieczoru – rozłączył się pierwszy i spojrzał zbulwersowany na głuchą słuchawkę. - Tsk, kono yaro – sarknął, łapiąc naruto w pałeczki i otrzepując go z rosołu. - Mam nadzieję, że lepszy z niego senpai niż pracownik Biura Obsługi Klienta. W call center to by sobie nie dorobił – ironizował pod nosem, czując w środku siebie buzującą żółć. Takie gwiazdeczki, które osiągnęły bezbolesny sukces, nigdy nie zrozumieją prostych ludzi, których wątpliwa ścieżka kariery została wybrukowana próbami i błędami. - W sumie na rękę mi ta cała „umowa o dzieło”. Jeśli pierwszy projekt nie będzie mi leżał, zawsze może być moim ostatnim, a doświadczenie zawodowe pozostaje – uśmiechnął się wątło do swojego odbicia w bulionie o brudnobrązowej barwie. Jeśli do końca życia nie chce jeść nafaszerowanego całą tablicą Mendelejewa ramenu, musi szybko znaleźć stałą robotę. Nie należał do grona pesymistów, ale jakkolwiek się nie przekonywał, coś nie chciało mu się wierzyć, aby długo zagrzał miejsce w studiu ANIMEPIX.

Następnego dnia z samego rana wsiadł na swój jednośladowiec napędzany siłą własnych nóg i promując ekologiczny transport, zajechał pod ten niepozorny, szary budynek, w którym mieściła się fabryka babskiej pornografii. Kto by pomyślał, że w tym najzwyklejszym w świecie biurowcu molestuje się seksualnie młodych mężczyzn, którym marzyło się dubbingowanie anime? Złapał się za pasek swojej torby, aby dodać sobie odwagi i nie uciec spod automatycznych drzwi z piskiem.
- Dzień dobry panie Miyazaki, przywiozłem podpisaną umowę - odparł na wpół dumnie, a na wpół cholernie tchórzliwie, wchodząc dziarsko do biura swojego przyszłego szefa. Mina mężczyzny pokazała mu jasno, jak słabo wierzono w jego powrót.
- To... Wspaniale. Bardzo się cieszę – odparł niemrawo boss, powoli wychodząc z szoku.
- Jeśli mógłbym, chciałbym postawić dwa małe warunki – dodał enigmatycznie, trzymając teczkę kurczowo w dłoniach, aby nikt mu jej czasem nie wyszarpnął.

Matsumoto czuł, że dzisiejszego dnia musi być w pracy, pomimo że nie było to wcale konieczne, bo skończył już nagrywanie do swojego projektu. Coś wisiało w powietrzu, a on nie potrafił tego zignorować.

- Matsumoto-san? - usłyszał nieznany głos za sobą. Był to mężczyzna z innego resortu, na to wskazywał napis na jego identyfikatorze, przypiętym do kieszeni przy jego błękitnej koszuli.

- Tak. W czym mogę pomóc, Yokimo-san? - dopytał zaskoczonym, łagodnym głosem, który nie każdemu było dane usłyszeć.
- Czy Miyazaki jest w swoim biurze? Mam duży problem! - Takanori pokiwał głową potakująco. Był przejęty i pewny, że to właśnie to była ta atrakcja dnia, która tak mocno frapowała od wczoraj jego niespokojną intuicję.
- Miyazaki-san… - zaczął Matsumoto, ale pracownik z wydziału reklam wyprzedził go, tłumacząc, w czym leży problem. Zapomnieli wykupić czasu studyjnego u lektorów z sąsiedniego radia, mających nagrać reklamę do ich najnowszej CD dramy, która miała zostać wydana w najnowszym numerze magazynu „Josei! Yosei!”

- Suzuki, opowiesz mi o swoich warunkach później, bo teraz mam dla ciebie robotę - szef obrócił się w krześle, aby spojrzeć na Akirę i obwieścić mu informację, która zatrząsnęła obecnymi w jego biurze. Miyazaki i pracownik z działu reklam westchnęli z ulgą, mając odpowiedniego lektora, który znał się na rzeczy. Zaś sam Suzuki i Matsumoto byli mocno zaskoczeni. Tu również z podziałem, ponieważ Akira ze strachu, a senpai ze złości. W końcu to jego powinni wziąć do tej roli. Miał lepsze warunki, głos, wprawę…

Spojrzał pogardliwie na nowego pracownika, który już pierwszego dnia zdołał mu wyszarpnąć kawałek mięsa i obdarował złośliwym grymasem, mówiącym wyraźnie - Nie spieprz tego.



______________________________________

1(ang. rice cooker) popularny japoński robot kuchenny do gotowania ryżu.

10 komentarzy:

  1. W sumie nie spodziewałam się, że będzie chodziło o głos do yaoiców... rzecz jasna podejrzane było to, że coś mu tam szeptał do ucha, ale uznałam, że to jakiś burdel pod przykrywką i zaraz go zwiążą pod szantażem, że jak nie będzie się tam puszczał, to powiedzą jego znajomym, że gra w pornolach, w tym poinformują i rodzinę. Ale jednak nie :D Jak w końcu zaczaiłam o co chodzi, zaczęłam się po prostu śmiać. Biedaczek. I jeszcze ta myśl z mojej strony, że nigdy tej upragnionej dziewczyny nie znajdzie *przyszłego kochanka ma obok siebie, hello*
    Ale wy macie pomysły, nie mogę .w.
    Naprawdę nie mogę się doczekać, jak to się rozwinie!
    W dodatku nie wiem, czy się cieszę, że rozpoczynacie coś nowego. Długo trzeba czekać na nowe rozdziały, a teraz jeszcze kolejka się wydłuża... Cieszę się oczywiście niezmiernie, uwielbiam wszystko, co piszecie, ale sam fakt, że trzeba coraz dłużej czekać trochę mnie męczy, jestem niecierpliwa!

    Ale kocham was z całego serca, właśnie płakałam nad moim losem, bo cierpiałam na poważny brak reituki, a wszystko co znalazłam, czekało na ciąg dalszy, czyli wracamy do punktu wyjścia.
    A wy mi *nam* to dałyście ot tak, akurat dzisiaj.
    *pada na podłogę* Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *podnosi z podłogi i otrzepuje jej kolanka* Nie rób tak więcej, Yuuriko-kouhai, tak nie wolno, pobrudzisz spodenki .m.
      Uff, kamień z serca, że pomysł jednak się spodobał. Yokatta. Sama uważam, że ta idea Allis jest świetna... Znaczy, po prostu jeszcze czegoś takiego w internecie nie widziałam, ale może za słabo znam internety!
      Haha, o tym nie pomyślałam! Faktycznie - naiwny Akira odpowiada na każde ogłoszenie w gazecie bez zastanowienia. Chciałabym zobaczyć jego minę, gdyby wylądował w jakieś przyczepie na wprost kamery bez gaci. xD
      Kolejka się nie wydłuży, spokojnie. To bardziej opowiadanie, pisane przez dwie osoby niż sesja. Będzie raczej krótkie, to jest krótsze niż sesja i wrzucane bez kolejki (nie wiem, czy to dobrze, czy źle...) .n.
      Arigatou za ciepłe słówka. Zawsze można liczyć na stałych czytelników! ♥ /Enji

      Usuń
    2. Ojej, pierwszy raz ktoś mnie podniósł z podłogi! Dziękuję ;w;

      W dodatku muszę dopisać coś, o czym zapomniałam wcześniej D:

      Oj, bym się chyba z Akim dogadała, skoro taki syfiarz z niego... *rozgląda się po swoim pokoju*, ale zupką instant by się podzielił, też pewnie kiedyś zginę z głodu, albo od tej chemii D:
      Mam tylko nadzieję, że mu tam Ru wysprząta, ja niestety sprzątaczki nie mam :x Jak ma się syf, to ktokolwiek wejdzie do domu, pyta się, czy może posprzątać. Naprawdę. Miałam tak kilka razy XD

      Nie będzie opóźniać? To dobrze~! Nie mogę się doczekać, aż wstawicie kontynuację... wszystkiego.

      Ale takie wpakowanie go w porno to też dobry pomysł. Oduczyłby się tak pochopnie odpowiadać na ogłoszenia!

      Usuń
    3. Oby pierwszy i ostatni! Znaczy się, po prostu więcej nie upadaj, a nie, żeby nikt Cię nie podnosił, Yuu-chan! xD"
      Z Twoich twitterowych opowiadań - sądzę, że owszem, dogadałabyś się, haha! A wiesz, że ponoć - pfu, jakie ponoć? Na pewno! - te rameny w kubeczku (zalewajki) w Japonii są tak wykur... fnrg3wrwe, nasze z vifona czy te koreańskie byłyby tam najtańszym ochłapem. Co się dziwić - w końcu ojczyzna "zupek chińskich". D:
      "Nie będzie" - z nami nic nie wiadomo, niestety. Chociaż daję Wam gwarancję, że Zaliczenie będzie następne na 100%.
      Hm, też tak uważam. Chciałabym zobaczyć Reitę jako pornstar. Właściwie, to tak trochę... wygląda jak... no właśnie... /Enji

      Usuń
  2. Yaoi! Akira seiyuu! Nie podejrzewałam, naprawdę. Nietuzinkowy pomysł i... kurczę, genialny! W paru momentach naprawdę się uśmiałam. Chyba najbardziej w tym: ,,-Trzeba znaleźć robotę (...) I dziewczynę. Zdecydowanie dziewczynę.''. Och, Akira. Gdybyś tylko wiedział...
    Współczuję mu trochę. Bo w sumie nie ma innego wyboru, jak bycie skazanym na upierdliwego *ahem* ''senpai'', każącego bezceremonialnie jęczeć w mikrofon na pierwszym przesłucha... znaczy, castingu. Choć lepsze to, niż śmierć głodowa. Jeszcze w tak młodym wieku...
    Szczerze, myślałam, że to odgrywanie ról ze strony Taki byłoby czymś w rodzaju wypróbowania Akiry. Pod kątem orientacji. U know. Sprawdzenie, czy grają do jednej bramki, czy nie. I wtedy jakiś podstępny plan Taki (jeśli chodzi o uwiedzenie Akisia na przykład) mógłby mieć zastosowanie! O.
    W ogóle, tak czytam, czytam i przewinęło mi się ''pakt z diabłem''. Enji, robisz to specjalnie, prawda? ;n;
    Ah, teraz kontynuacja. i... pierwszy raz nie domyślam się, co mogłoby być dalej. Okej, na pewno rywalizacja, ale... Neh, zostaje mi czekać. Cierpliwie. Wystawiacie mą cierpliwość na ogromną próbę, serio xD Ale warto czekać! Dziękuję za wspaniałą porcję Reituki, której zaczynało mi brakować. A niedobór Reituki jest czymś strasznym. Wybawicielki~! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz! Jeszcze potrafimy zaskoczyć! A raczej Allis, to jej pomysł. Sama bym na to nie wpadła - to taki oczywisty pomysł, a jednocześnie tak inny .-.
      Haha, taki mem do tego: "On jeszcze nie wie". ( :
      Byłby to dobry pomysł, z tym castingiem, tylko że... Ale nie mogę powiedzieć, spoilery są złe~ Okaże się niebawem! *smirk*
      Ty wszędzie mnie złapiesz! Skąd wiedziałaś?! To prawda, że fangirle łączy wspólna jaźń (i feelsy) xD"
      どうぞ!To nasz obowiązek, aby dostarczać entertainmentu! A my dziękujemy ślicznie za sążnisty komentarz ♥ /Enji

      Usuń
  3. Aki... seiyuu... będzie podkładał głos w anime... a w dodatku w 'gejowskim anime'... yaoi... Skąd w waszych ślicznych główkach powstają takie boskie pomysły? Ach, ja chcę więcej~ I Akiś chyba naprawdę musi omdlewać z tego głodu, skoro już nawet jego męska duma nie odpycha go od tej roboty, hah. I Taka.. 'senpai'... Jezusiczku drogi... Nie wiem czemu, ale wyobraziłam sobie, że lata po tym biurze w o wiele za dużej marynarce, której przydługie rękawki zwisają sobie bezradnie, chowając jego drobne rączki pod materiałem.. I jeszcze ta zacięta minka obrażonej księżniczki na buźce... Dla mnie on nigdy nie jest straszny! TO SŁODYCZ W NAJCZYSTRZEJ POSTACI~ Choć czasem ( znaczy zawsze) ma 'mode perv on' Tak jak teraz, wymuszać na tym biedaku spod składanego taboretu odtwarzanie 'odgłosów łóżkowych', dobrze, że mu nie kazał naśladować skrzypienia łóżka #-# Mówcie, co chcecie, dla mnie Taka zawsze jest rozkoszny.. A Akira po prostu jeszcze o tym nie wie.. :3 Chcę więcej, ładnie proszę~ Naprawdę mi się podobało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mehehehe!~ W mojej główce właściwie :> (no Enji też czasem wymyśla xd) Jak ktoś jest dla mnie miły i czuję, że jest w porządku to bywa, że pomagam i sypię pomysłami!
      Why? xD Czemu takiego? Znaczy na swój sposób mnie też to kręci c; Ale Takanori będzie tam chodził normalnie ubrany ;)
      SKRZEPIENIA ŁÓŻKA! OMG XD ZABIŁAŚ MNIE!
      Ah~ Oczywiście, że będzie więcej. Dokładnie ile to nie wiem, ale jeszcze, jeszcze...jeszcze ;>
      Allisven

      Usuń
  4. To był bardzo ciekawy one shot.Tematyka była ciekawa, genialny pomysł ze studiem do nagrywania głosu. Paringu jakby w sumie nie było, a trochę liczyłam na seksy XD Przyjemnie się czytało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Rei-kouhai! To nie jest one shot! ; ; Co prawda, nie napisałam nigdzie, że jest to chapterowiec, ale że zwykło OS również. Bezpiecznie uznam, że to ja wprowadziłam w błąd.
      Ależ wszystko w swoim czasie, to dopiero pierwszy rozdział! Myślę, że jeszcze będzie pora na seksy i nie-seksy C: /Enji

      Usuń