wtorek, 5 sierpnia 2014

5. Borderline

ごきげんよう młodsze i starsze siostrzyczki! (ノ´ヮ´)ノ*:・゚✧

Jak nasze kochane reitukistki spędzają wakacje? Yaoi, mrożona herbata, nowe serie anime* i las wiatraków? Bo mniej więcej tak u nas wygląda letniskowanie~ Przez upały ciężej nam się pracuje, plus ciągłe wyjazdy, ale staramy się dać z siebie wszystko! 

W przygotowaniu wciąż pozostaje Haiku na Wachlarzu, notka do Dziennika Nimfomana oraz... Special na 50 000 wyświetleń! Miałyśmy go wstawić na czterdziestkę, ale zdecydowałyśmy, że lepiej z tym odrobinkę poczekać. 

A propos wyjazdu, najprawdopodobniej będzie można nas złapać na B6 w Krakowie. To jeszcze nic pewnego, dlatego z pewnością napiszemy drobne ogłoszenie, kiedy wszystko zostanie postanowione. Jeśli ktoś już wie, że będzie i jest chętny na spotkanie, niech da nam znać. Z chęcią wpadniemy się przywitać z naszymi kouhai i nie tylko~ ٩(^ᴗ^)۶

Mamy nadzieję, że jakkolwiek i gdziekolwiek spędzacie te wyjątkowo upalne wakacje, nasze fanfiction i słowa dopingu są z Wami. Pamiętajcie podczas wypoczynku o Waszych autorkach!

Secundo, zapraszamy na naszego aska. Jeśli ktoś chce nas o coś zapytać, a jest nieśmiały, youkoso!: >>ASK<<  

*(a propos serii anime, Enji wsiąknęła nieuleczalnie w Kuroshitsuji)



  

Wraz z dźwiękiem zamykanych drzwi, opadł rozemocjonowany na łóżko. Przykrył twarz rękoma, bo jego policzki wydały dorodne rumieńce. Ta rozkoszna chwila z Akirą osłodziła mu życie. Uśmiechał się pod nosem jak odurzony gazem rozweselającym i nie potrafił odpędzić  natarczywych myśli od osoby Suzukiego.
 - Agh! Zachowuję się jak zakochany nastolatek – żachnął się na głos, czochrając swoje włosy sfrustrowanym gestem, oddającym idealnie jego stan ducha. Może była to jedynie liczba, aczkolwiek dwudziestolatek nie zaliczał się już do szeregów beztroskiej młodzieży.

W ramach relaksu i zajęcia swoich myśli czymś innym niż dumanie nad Akirą, zaczął wypakowywać swoje ubrania i chować je do szafy, rozmieszczając z pedanterią na półkach. Wybrał jedne z kupionych spodenek i cienki, długi top, aby włożyć na siebie. Obejrzał się po pokoju za zegarem i zauważył, że ta cała zabawa z rozpakowywaniem, przeglądaniem, mierzeniem i układaniem łaszków, zajęła mu więcej czasu niżby się tego spodziewał. Nie był jednak jeszcze zapracowanym młodzieńcem. Dopóki z biznesmenem nie znajdą mu posadki, ma bezterminowe wakacje, które w połączeniu z brakiem jakiejkolwiek rozrywki, będą mu się dłużyć dożywotnio.

Wybrał się do salonu zmitrężyć czas przed telewizorem. Niestety rozrywka była raczej poniżej oczekiwań chłopaka, bo przerzucił się na kanały muzyczne. Słuchał rockowych bandów przez godzinę, oglądając jednocześnie ich teledyski. Ta niewybredna forma spędzania wolnego czasu uświadomiła mu jedno – jak bardzo nie lubiłby Suzukiego, w jego towarzystwie raczej nie grozi mu zabawienie się na śmierć. No, chyba, że zdecydują się na takie zabawy, które preferował sam gospodarz... Westchnął do siebie, robiąc sobie listę filmów do obejrzenia w telewizji na najbliższe kilka dni.

Jego dobroczyńca okazał się być jednak rutynoodporny. Codziennie zaraz po potraktowaniu się prysznicem i poranną kawą ze starterem, zamykał się w gabinecie, aby móc pracować do południa. W podobny sposób minęły im kolejnych pięć dni. Zajmowali się sobą, jedli wspólnie posiłki, czasem dokądś wybyli, aby zaczerpnąć świeżego powietrza (o ile w Tokio można mówić o takowym), a wieczorem Akira ponownie pracował stacjonarnie w swojej rezydencji, zajmując się tym samym, co na co dzień wykonywał w biurowcu. Oczywiście nie potrafił wyrzucić z głowy tego, co zaszło pomiędzy nim a Takanorim raptem na dniach, ani tych wszystkich świńskich myśli, jakie kłębiły się w jego głowie, wychwalając walory i możliwości ciała chłopaczka. Był na tyle zakorzeniony w swoich sadystycznych obyczajach, że nawet mając na względzie szacunek do Takanoriego, nie potrafił zerwać z nałogiem, który zdawał się wchodzić dodatkowo w relację z efebofilią, jaka obudziła się w nim, od kiedy tylko przygarnął przybłędę. Cóż, wciąż lepsze to niż shotacon

Dlatego też wedle swojego piątkowego zwyczaju, wieczorem włożył na siebie eleganckie ubrania, jakby wybierał się na jakiś ważny służbowy meeting. Do koperty wsunął podwojoną sumę za usługi Sakury – zaległe, jak i dzisiejsze. Z lekkim skrępowaniem zakomunikował młodzieńcowi, że wychodzi, starając się uniknąć trefnego tematu „dokąd i po co”. Kuli wciąż używał, ale nie były dla niego taką koniecznością jak wcześniej. Powoli zaczynał poruszać się po domu bez podpory, ale nadal był to atrybut niezbędny do wyjść na miasto. Przejrzał się bacznie w lustrze. Wyglądał schludnie i dostojnie, ale jego kontuzja rzucała się w oczy. Czuł się mniej męsko, a wręcz miał wrażenie, że jego widok rozczula, a nie budzi respektu nie wspominając o lęku. Nastręczała mu się myśl, że dzisiejszego wieczoru nie będzie w stanie zrobić tego „co do niego należało”, a raczej „co mu się należało".

Zajechał taksówką pod fronton znajomego lokalu Demonia Lounge. Przez jego plecy przeszedł dreszcz ekscytacji i podenerwowania, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. To dziwne, ale miał wrażenie, jakby przyjechał tu po raz pierwszy po bardzo długiej nieobecności, przy czym minął zaledwie jeden, standardowy tydzień. Czy był już innym człowiekiem? Przeszedł wewnętrzną metamorfozę? Umoralnił się? Zaczął żyć bardziej statecznie i nobliwie?

Wszelkie jego wątpliwości zostały rozwiane, kiedy ujrzał roznegliżowaną Sakurę w lateksowym kostiumie i z przygryzionym pejczem w wyszminkowanych ustach. Patrzyła na niego wygłodniale, ale z pewnym nietypowym dla jej masochistycznej natury cynicznym rozbawieniem. Poprawił wpijającą się w przedramię kulę i opadł na sofę bezgłośnie. Tak, nadal był tym chorym dewiantem, którego kręci ten nocny klimacik, tandetne zabawki i żałosne przebieranki.

 - No, no. Aleś się urządził Suzuki. Ostra zabawa była i mnie nie zaprosiłeś? - zachichotała. Była pod wpływem marihuany, czuł nawet ten lepki, słodki zapach w powietrzu. - Rozrzewniasz mnie, kocie.

Akira wciąż siedział skamieniały i przypatrywał się jej ciału. Sztucznym piersiom z czarnymi klipsami, gorsetowi underbust, szerokiej linii talii króliczycy albo bogini płodności... Był nad wyraz zrelaksowany.
- No dalej, nie krzykniesz na mnie? Nie pogrozisz mi, że mnie stłuczesz, jeśli „nie stulę swojego pyszczka”?
- Stęskniłem się.
- Jaki ty jesteś sentymentalny... rozbieraj się! - zachichotała uderzając szpicrutą w skórzane oparcie fotela, na którym siedział mężczyzna. - No co? Też się stęskniłam za twoim kutasem. 
Wczepiła w jego włosy swoje ostre, czarne, francuskie paznokcie, otuliła go zapachem, ciałem, żarem, przeszłością... Znowu był tym samym zwierzęciem. Święty Tomasz wierzył, że ludzie powstali z połączenia zwierzęcia i anioła. Suzuki wywodził się z upadłego anioła, był pół-zwierzęciem, pół-demonem. 

Po raz kolejny to, co będzie, przestało mieć znaczenie. A skoro przyszłość jest konsekwencją teraźniejszości, jedno było w tamtej chwili pewne. Jest i będzie sadystą. Będzie nim, dopóki nim jest.

Wrócił zmęczony i melancholijnie wyciszony do rezydencji. Smak kobiecości Sakury w swoich ustach zabił mocnym drinkiem, jakim uraczył się u mamy-san. Był otępiały i śpiący, więc nawet nie szukając po pokojach Takanoriego, zaczął rozbierać się w drodze po schodach - zapominając się odrobinę, że nie jest sam - aby wejść jak najszybciej pod prysznic. W łazience ściągnął ze siebie jedynie wilgotne szorty. Umył się z taką uroczystością, jakby dokonywał ablucji. Nic z tego. Nawet najdłuższy prysznic pod wodą święconą nie był w stanie zmyć z niego brzemienia, które nosił. W wisielczym nastroju, udał się na spoczynek. 

*

Takanori powoli przyzwyczajał się do myśli, że za niedługo będzie chodził do pracy oraz… o tym drugim fakcie nie chciał myśleć. Pozwalał sobie na tą nęcącą, a zarazem złośliwą czynność - spoglądanie ukradkiem bądź też otwarcie na Suzukiego. Darzył go tym swoim zakochanym wzorkiem podbitym wdzięcznością i co dnia marzyło mu się, że kiedyś będzie po prostu jak w komedii romantycznej. 

W piątkowy wieczór nawet nie zapytał, dokąd jego pan się wybiera, kiedy wyszedł taki elegancki z domu – postanowił uszanować jego prywatność, poza tym strój wskazywał ewidentnie na formalny charakter appointmentu. W jego głowie zakorzenił się obrazek, gdzie Akira wraz z innymi biznesmenami pracują przy wielkim stole w sali konferencyjnej, a w międzyczasie zdradza swoim najbliższym współpracownikom, że ma w domu bardzo fajnego chłopaka, którego sam wychowuje na mężczyznę.

Dopiero po paru dniach, w ramach swoich obowiązków domowych, piorąc ich ubrania, wziął do rąk tę koszulę, w której wyszedł piątkowego wieczoru. Poczuł mdlący, słodkawy zapach, od którego zrobiło mu się niedobrze ze zdenerwowania. Wcale nie trzeba być narkomanem, żeby skojarzyć tą woń z psychoaktywnymi bliźniaczkami tytoniu – konopiami indyjskimi. Idąc dalej akord bazowy kobiecych perfum – prawdopodobnie ambra - i opar hormonów, wstrząsnęły jeszcze mocniej chłopakiem.  Zdał sobie sprawę, gdzie jego Akira tak naprawdę był. Dokąd się udał. Do kogo poszedł. Wrzucił z obrzydzeniem ubrania do bębna pralki i nastawił opcje prania, chociaż najchętniej wyrzuciłby tą koszulę do kosza na śmieci.
Był wściekły. Czuł się poniekąd zdradzony. Pamiętał dokładnie te słodkie słówka, którymi go pieścił - Mój znajdek. Mój chłopiec. Moja przybłęda. Była to przemycona obietnica na spoufalenie się.

 - Byłeś u tej dziwki? - wmaszerował do gabinetu Suzukiego przez uchylone drzwi. Podniesionym głosem zwrócił jego uwagę na siebie. Zaciskał palce na kancie biurka i gotował się w sobie ze złości. – Dlaczego? Przecież my… Ech. Tak słabo zrobiłem ci laskę? Tak? Mam się bardziej przyłożyć?
- Nie zapukałeś - skarcił go, nie odrywając oczu od swojego macbooka, na którym zajmował się analizowaniem marketingu firmy. Był w nie najlepszym humorze, ponieważ po tygodniu zwolnienia lekarskiego odzwyczaił się od porannych pobudek, dojazdu do pracy i tłuczenia się w biurze wśród reszty kadry. - Prosiłbym, abyś za każdym razem pukał, kiedy chcesz zakłócić moją pracę. To pomieszczenie biurowe - Takanori wywrócił oczami na jego marudzenie starego piernika, który udaje, że jego siedzenie dupą na krześle jest tak niezwykle męczące.

- Byłeś u tej dziwki? - powtórzył swoje pytanie z pozorną cierpliwością.
- Tak, byłem u Sakury. Musiałem jej zwrócić to, co ty mi ukradłeś. Nie wiem, czy o tym pamiętasz - Suzuki odpowiadał mu ze spokojem, który był wynikiem znużenia pracą, nie wewnętrznej dyscypliny. - Wolałbym, żebyś nazywał ją prostytutką.

Chłopak był rozgoryczony. Znowu unosił się swoimi młodzieńczymi humorkami.
 - Dać ci na nią namiary? Strasznie zdenerwowany jesteś. Już ona cię odpręży. - Takanori przygryzł wargi z obrzydzeniem, słysząc słowa mężczyzny. - Było bardzo przyjemnie – Suzuki kontynuował, odpowiadając na jego wspomnienie o ustnej przysłudze. - Uwielbiam seks oralny - wyznał mu bez ogródek, prostując się w profilowanym oparciu krzesła. - Ale spójrzmy prawdzie w oczy, jeden oral nie zaspokoi mnie na pół roku. Mam dość częstą potrzebę, no i... sam wiesz jak jest. Mężczyzna czuje czasem chęć... obcowania, a nie tylko obciągnięcia.
 - Wiem przecież, ja tylko… - chciał mu tak wiele wygarnąć. Wykrzyczeć. Jednocześnie wiedział, że to niemożliwe. Jakaś część niego pragnęła śmiało rzucić „kochaj się ze mną!”, ale natychmiast przypominał sobie ten ból, kiedy go… Nadal czuł szczypanie między pośladkami, które nieświadomie zacisnął, jakby ze strachu przed kolejnym gwałtem.
Zagryzał wargi, żeby nie krzyknąć na niego, wylewając swoje rozgoryczenie. Nie chciał niepotrzebnie go denerwować ani rozdrażniać, tym bardziej, że zdawał się być nie w humorze. Czuł przeraźliwą niemoc z tego powodu i to doprowadzało go do niemego szału. Był tak sfrustrowany, że chciał jednocześnie płakać, kochać się z nim, uderzyć go, zabić siebie albo ich obu.  Wciągnął powietrze ze świstem i wybiegł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Cały dygotał, targany sprzecznymi emocjami. Nie dwiema, lecz całym grosem gryzących się nawzajem uczuć, które kotowały się w nim.
 - Akira… - szepnął słabo półgębkiem, opierając o ścianę plecami. Nie potrafił wygrać ze sobą. Z tą idiotyczną, a jednocześnie tak elementarną potrzebą bycia kochanym. Znów wparował mu do gabinetu. Usłyszał jego upomnienie „prosiłem, żebyś pukał!”, ale zignorował jego kąśliwą uwagę i oplótł się rękoma wokół szyi mężczyzny. Przytulił się tak, jak tego potrzebował. Czule i z taką ilością pasji, jaką można przekazać w zwykły uścisku. 
Suzuki pogodził się już z faktem, że nie potrafił zrozumieć dzisiejszej młodzieży, nawet jeśli nie był taki stary. Należał właściwie do fazy pośredniej między młodym a starym pokoleniem. Zachowanie Takanoriego było dla niego nie tyle sprzeczne i chaotyczne, co zwyczajnie ryzykowne, przeczące determinizmowi. Pogłaskał go nieśmiało po klejącej się do niego przymilnie czuprynie.
 - Lepiej będzie, jeżeli mnie puścisz - wyszeptał powoli, czując że jego krocze zaczyna go znów piec od krwi, która zabulgotała w okolicy jego podbrzusza, jakby zastanawiała się, czy spłynąć w dół czy jeszcze poczekać. - Trochę się we mnie gotuje. Nie mogę dopuścić, żebym cię znów skrzywdził. Jesteś dla mnie ważny - oznajmił i delikatnie zsunął go z własnych kolan. - Idź się wyspać. Jutro wcześnie wstajesz, bo zawożę cię na kurs. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś?
Takanori puścił go posłusznie. Przez tą chwilę zdążył się już uspokoić i odzyskać wewnętrzną równowagę. Poczuł się nawet zmęczony własnym stłumionym szałem, toteż z ogromną chęcią położył się spać. Sen usypiał nie tylko jego, ale również niespokojne emocje i uśmierzał na moment stres. 
 - Wiem. Dobrze pamiętam - odpowiedział mu łagodnie. Właściwie sam nie wiedział, czy miał na myśli kurs, czy to jak został skrzywdzony. Musiał jednak przyznać, że pochlebiało mu odrobinę to, jak podnieca go, nie robiąc nic szczególnego. Samo przywarcie ciałem, nie powinno choćby poruszyć dojrzałego mężczyzny.
Pożegnał się z Suzukim krótkim „dobranoc”.

*

Zajęcia z kursu trwały zamiennie, od rana do południa lub w porze popołudniowej do wieczora. Dzisiaj akurat plan był wyznaczony na dziewiątą. Na szkoleniu uczył się wszystkiego od podstaw, ale ćwiczenia były bardzo syntetyczne i wymagały wiele pracy. Czuł się nieco pewniej ze zdobywaną wiedzą i właściwie jego humor uległ już znacznej poprawie - w końcu na początku będzie pracował w firmie Suzukiego, aby nabrać pewności zawodowej i doświadczenia. Może jako grafik, może po prostu sekretarz. Kiedy wychodził z gmachu uczelni po skończonych zajęciach, czuł swego rodzaju dumę. 
 - Będę grafikiem Akiry - mruczał do siebie, idąc w stronę przystanku autobusowego. Był ciekawy jak będzie im się razem pracowało, nawet jeżeli była to daleka perspektywa. Praca w jednym biurowcu. Być może nawet pomieszczeniu. W tym momencie stwierdził, że jest niezaprzeczalnie zakochany. Nie wiedział czy powinien zacząć się obawiać, czy jednak dać szansę tej miłostce. W końcu Suzuki jest sadystą. Nie było wątpliwości, że jego uczucie jest jednostronne.
 -To tylko zauroczenie. Przejdzie mi, nie wpadaj w panikę - przekonywał się o ulotności swojego zakochania. W głębi siebie wcale nie chciał jej stracić – było to coś co, pomimo swojej irracjonalności, uskrzydlało go. Pozwalał sobie żyć gdybaniem nad „może kiedyś...”. 
Jeśli chodziło o Akirę, mężczyzna mógł w końcu odetchnąć z ulgą, kiedy zaczął dojeżdżać do biura, a Takanori wybywał do wieczora na kursy przygotowawcze. Nie miał na myśli tego, że jego osoba zaczęła być dla niego uciążliwa. Po prostu chłopak coraz rzadziej hamował się z okazywaniem swoich popędliwych uczuć i młodzieńczą zapalczywością. Zdawał się zapominać, do czego Akira tak naprawdę jest zdolny. Jaka bestia jest w nim uśpiona i tylko czeka, aż ktoś wyciągnie do niej pieszczotliwie rękę. De facto, śmiałe gesty Takanoriego w stronę biznesmena budziły w nim wszystkie możliwe instynkty. Suzuki ściskał mocniej kubek z kawą, kiedy chłopak nęcił go, chociażby nieświadomie prowokując do wyuzdanych fantazji. Czasem był nawet zmuszony odejść od wspólnego posiłku, uciekając do swojego aseksualnego azylu (gabinetu), aby odciąć się od źródła niesamowitych widoków na Takanoriego.

O tym, że nie jest w stanie dłużej się powstrzymywać, przekonał go niekontrolowany incydent podczas najzwyklejszego w świecie śniadania. Kiedy młodzieniec schylał się, aby włożyć naczynia do zmywarki, w mężczyźnie coś pękło jak przestrojona struna w gitarze. Chwycił z całej siły za nadgarstki Takanoriego i przyparł go do blatów kuchennych. Przerażony chłopak zastygł, a Akira zaczął gryźć go perwersyjnie po smukłej szyi, szepcząc gorączkowo, że jest tylko jego i zaraz go posiądzie…w panice odepchnął Suzukiego z całych sił od siebie, mierząc w przeponę. Tchnął niemal niedosłyszalne „przepraszam” i uciekł do swojego pokoju, czując, że ze strachu nogi odmawiają mu posłuszeństwa, stąpając ciężko po schodach.

Serce mężczyzny tętniło szybko i rytmicznie, jak kopyta wierzchowca uderzające w galopie o asfalt. Podparł się o blat i próbując wyrównać swój rozszalały oddech, namyślał, do czego właściwie przed chwilę doszło. Miał wrażenie, że na chwilę opuściła go świadomość, dając się zastąpić instynktem. Otarł pot z czoła kuchennym ręcznikiem i stwierdził, że niezwłocznie potrzebuje chłodnego prysznicu, bo jego ciało wciąż było niespokojne i rozpalone. Zupełnie jakby je ktoś naszprycował mocnym afrodyzjakiem. 

Traktując się letnim prysznicem odświeżył nie tylko swoją skórę, ale również brudne myśli. Kiedy skończył się przygotowywać do pracy, wybrał na swoim smartfonie numer Takanoriego. Chciał przed wyjściem upewnić się, że wszystko jest w porządku i przeprosić, że go zaatakował. Kolejne mijające impulsy głucho pobrzmiewały w słuchawce, więc z zatroskanym westchnięciem anulował połączenie, aby niepotrzebnie nie niepokoić chłopaka. Najprawdopodobniej zwyczajnie się go bał.

Miał nadzieję, że nie przeraził go na tyle, że znów zechce uciec - tym razem na stałe. 
Nie miał czasu zastanawiać się nad tą kwestą dłużej, bo zbliżała się godzina jego wyjazdu do biura. Spakował swoją aktówkę, laptopa i włożył na szyję krawat. Rozejrzał się po mieszkaniu, ale nigdzie nie było widać śladu Takanoriego. Westchnął do siebie i powiedział jedynie głośno, aby „Zamknął za nim drzwi wejściowe”. 

Na parkingu przed biurowcem sięgnął jednak po raz kolejny po swój telefon. Milczenie ze strony chłopaka nie dawało mu spokoju, więc postanowił napisać do niego kilka słów w SMS-ie. 
„Przepraszam, ostatnio jestem zdenerwowany. Mam dużo pracy. Chciałbym, żebyś wiedział, że jeśli tylko zachowam się agresywnie możesz nie krępować się, aby mnie uderzyć. Zamów sobie coś na obiad, wrócę dopiero wieczorem. Nie czekaj, zjem na mieście.”. 

W czasie appointmentu z zespołem analityków, nie potrafił się skupić. Był rozstrojony, nerwowy i z łatwością się dekoncentrował. Poprawił swój ciasny kołnierzyk od koszuli i pomyślał mimochodem o Sakurze. Potrzebował jej tak bardzo, jak jeszcze nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. W przeszłości była to bardziej forma rozrywki niż konieczność. Teraz jednak ta kobieta stała się jego stabilizatorem. Wymówił się z meetingu potrzebą skorzystania z toalety i wymknął się do męskiej ubikacji, aby wykonać po kryjomu telefon do kurtyzany.
 - Sakura? – zapytał niepewnie, kiedy tylko kobiecy głos odezwał się w słuchawce. 
 - Suzuki? Och, nigdy do mnie nie dzwoniłeś za potrzebą. Coś się stało? 
 - Masz czas wieczorem? 
 - Chcesz ze mnie zrobić call-girl? – zaśmiała się w swój pijacki sposób. 
 - Mogę z ciebie zrobić, co tylko zechcę. Płacę za to.
 - Mmm, jak ostro. To o której i gdzie? 
 - Wyślę ci wiadomość. Muszę kończyć. 

Umówił się z Sakurą na piątą wieczorem. Postarał się odświeżyć naprędce przed jej przyjazdem i przygotować sypialnię. Był znacznie bardziej skrępowany niż kiedy odważył się ją pierwszy raz uderzyć. Popuścił ostatni guzik od koszuli i próbował się zrelaksować rytmicznym oddechem.

Kobieta zjawiła się dziesięć minut po ustalonej godzinie, wymawiając tym, że taksówkarz zgubił drogę. Pod płaszczem miała modne, wielkomiejskie ubranie, nie wyróżniające się niczym od garderoby reszty trzydziestoletnich Japonek. Elegancka tunika z przedłużanymi połami, kocie legginsy, a na stopach lity od Jeoffrey’a Campbella. Nie był to z pewnością kostium prostytutki ani nawet kobiety lżejszej obyczajowości. 

 - Gdzie mogę się przebrać? – zapytała, wyjmując z listonoszki od YSL-a płócienną zakupową torbę, w której najpewniej znajdował się strój showgirl. Traktowała swój zawód ordynarnie, bez sensacji. Zupełnie, jakby miała się przebrać w robocze ubranie budowlańca, a nie bieliznę erotyczną. Uniform to uniform. Wręcz trywialnie zdarzało jej się mawiać, że strój się nigdy nie liczy, ważna jest jego zawartość. Najważniejsze, żeby dobrze wyglądać au naturel. 

Akira wskazał jej toaletę. Sakura wróciła dość szybko jak na kogoś, kto jest kobietą, która musi dbać jak żadna inna o idealny wygląd. W końcu była luksusową kurtyzaną dzianych snobów. Nie mogła sobie pozwolić na żadne cielesne niedociągnięcia.
 - Mogę jeszcze szybko zapalić? 
Suzuki obserwował ją z niezwykłym spokojem jak na osobę, która w środku posiada ciemny, sadystyczny rewers. 
 - Jeśli to nie joint, to pal – przyzwolił jej, więc kobieta zanurzyła blady ustnik w swoich ciemnoczerwonych ustach. Nie spieszyło jej się, zupełnie jakby mieli nieskończenie wiele czasu. Zupełnie jakby nie mieli lada moment rżnąć się jak zwierzęta, tylko pieczołowicie zająć księgowością firmy Suzukiego. 

Leniwe ćmienie papierosa nie było jednak w stanie odwlec w czasie całego sex-przedstawienia, którego odegranie zajęło im znacznie dłużej niż Suzuki to sobie wcześniej wykalkulował. 
 - Będę mieć siniaki – stwierdziła Sakura, patrząc na różowe ślady na swoich żebrach. Westchnęła  umęczonym oddechem i zasłoniła je bawełnianą tuniką, jakby nigdy nic. – Ostatnio jesteś znacznie bardziej brutalny i napalony… 
 - Przeszkadza ci to? – fuknął na nią i zmierzył wzrokiem. – Jesteś suką, sama się na to pisałaś. 
 - Czasem mam wrażenie, że jestem tylko twoją suką. Tak mnie traktujesz – odpowiedziała mu i założyła na ramię torebkę.

*
Leżał na swoim łóżku, wpatrując w sufit, na którym jego wyobraźnia projektowała wspomnienia z ostatniej chwili. Wciąż czuł na swojej skórze szyi twarde ugryzienie mężczyzny i parzący oddech. Przejechał palcem po piekącym miejscu i rozpoznał delikatny półokrąg pozostawiony po zębach. Drobne wypustki układały się w różowy kształt półksiężyca. 

W powietrzu rozbrzmiał dzwonek połączenia, które zignorował, ale następna w kolejce była wiadomość tekstowa, która wyła polifonicznym dzwonkiem do upadłego, dopóty jej nie odczytał. Nie wiedział, co powinien mu odpisać, bo każdy SMS przykładowo układany w jego głowie brzmiał kretyńsko i niepoprawnie. Wystraszył się go w tamtej chwili, to fakt. Przestał czuć się pewnie i nie opuszczał go instynktowny lęk, że kiedyś posunie się do tego samego, a wówczas nie uda mu się go tak łatwo powstrzymać. Być może wcale, a wówczas... Przełknął nerwowo ślinę i wypchnął czarne myśli z głowy wizją dzisiejszego kursu, który sprawiał mu niebywałą frajdę.

Krzątał się jeszcze przez jakiś czasu po pustej rezydencji, bez żadnego jasno wytyczonego celu.  Gdzieś w granicach południa wybył na miasto. Zjadł obiad w pobliskim punkcie gastronomicznym, jak polecił mu Suzuki i zanim się obejrzał, musiał spieszyć na zajęcia, które odbywały się w gmachu na drugim końcu dzielnicy. Dzisiejszym tematem kursu była grafika wektorowa i podczas projektowania prostych wektorów, Takanoriemu wpadł do głowy pomysł, że może byłoby dobrym gestem zaprojektować dla Akiry koszulkę. Wiedział, że do pracy uczęszczał jedynie wytwornie w garniturach, ale po domu nie był zmuszony chadzać bufońsko w koszuli. Może przekonałby się do nieco bardziej sportowej garderoby, gdyby była bardzo designerska? 

Wysiadł z autobusu i szybkim krokiem ruszył w stronę posiadłości Suzukiego. Ludzie zawsze spoglądali na niego z dziwną podejrzliwością w oczach, kiedy zabierał się do wysiadki na przystanku obok tego luksusowego osiedla. Zawsze starał się zignorować te opiniotwórcze i opiniodawcze spojrzenia starszych pań. Przyspieszył kroku, aby zostawić grupkę salarymanów za sobą. Chciał móc już się pochwalić Akirze o swoich postępach i przy okazji pokazać, że nie ma do niego awersji za nerwowy poranek, który mu sprezentował. Oczywiście, był też głodny, więc zaczął rozważać przygotowanie im sytej kolacji. Może dorsza usmażonego na patelni do grillowania? 

-  Akira? - zawołał od progu gospodarza względnie spokojnym głosem, sięgając do sznurówek swoich vansów, aby je rozsupłać. Względnie spokojnym, bo wchodząc do foyer zauważył kątem oka parę damskich butów. Nie były to oklepane botki, czółenka czy balerinki jakie teraz noszą skromne młode kobiety. Po cichu usprawiedliwiał to sobie, niespodziewaną wizytą siostry, sąsiadki, inwestorki, bizneswoman, kogokolwiek, byle nie…
 - Co ona tu robi? - pisnął złamanym głosem. Zmusił się do spojrzenia na stojącą obok Suzukiego kobietę. Wystarczyło, że się jej pobieżnie przyjrzał i od razu wiedział, z kim ma do czynienia. To była prostytutka Akiry. 

Sakura, zaintrygowana tą personą non grata, otaksowała go swoim wzrokiem znacznie wnikliwiej niż zrobił to z nią Takanori. Jego zaczęł się mglić od zbierających łez. Nie potrafił panować nad swoimi emocjami tak, jakby tego chciał. Akira zdawał się być nieszczególnie poruszony tym, że ich przyłapał. O ile można było mówić o przyłapaniu.
 - Muszę wyjść - oznajmij sucho, nie chcąc patrzeć na tą dwójkę. - Bawcie się dobrze – rzucił gniewnie i skierował się do wyjścia. Mężczyzna złapał go za rękę, ale wyszarpnął mu się i wybiegł  z domu. 

Akira nie spodziewał się, że chłopak tak pospieszy się z powrotem. Widocznie udało mu się złapać wcześniejszy autobus albo to oni stracili poczucie czasu, będąc zajęci sobą. Próbował zatrzymać zdruzgotanego Takanoriego, aby mu wszystko wyjaśnić, ale on  w swój charakterystyczny sposób zinterpretował całe zajście po swojemu i to mu wystarczyło, aby zechcieć uciec od  gospodarza. Z resztą. Jak można było to inaczej zinterpretować? Wszystko było jasne - pieprzył się z prostytutką.

Suzuki zacisnął pięści, a jego wnętrzności zadrżały w bezradności. Zaczął nerwowo wkładać na swoje ramiona ciemny płaszcz. 
- Poczekaj! - Sakura próbowała go zatrzymać, widząc jego rozgorączkowanie. 
- Nie! To wszystko moja wina. Powinienem być bardziej dyskretny. On jest zbyt delikatny... - mamrotał. 
- No stój! Uspokój się, Suzuki. Wróci, jak ochłonie, to tylko małolat. Zresztą i tak nie ma gdzie się podziać. 
Akira zatrzymał się w połowie ruchu, rozważając słowa kobiety. 
- Kim on właściwie dla ciebie jest? - dorzuciła niewygodne pytanie do puli tych wszystkich oczywistości.
Suzuki nie znał odpowiedzi, więc jej nie udzielił... Potrafił opowiadać tylko o tym, że się o niego martwi, pragnie się nim opiekować i sprawiać, że czuje się bezpiecznie. Jednak nie o to pytała go Sakura. 
- Chodź, napij się czegoś. 
- Nie mogę alkoholu. Być może będę potrzebował samochodu. 
- To gdzie kładziesz herbatę ziołową? - zmieniła temat. Zaparzyła mu mieszankę uspokajającą na bazie melisy i usiadła z nim przy stole. Nie miała zamiaru zostawać w jego mieszkaniu dłużej niżby było to potrzebne, bo jej obecność była już zbędna. Na dodatek, ich relacje mogły przejść na zbyt poufałe i osobiste grunty. Oboje nie mogli stracić profesjonalizmu. Sakura nadal potrzebowała być tą ponętną, dziką Sakurą. Kobietą z Przemijającego Świata. Dzielnicy Rozkoszy. Nieosiągalną na co dzień. Z drugiej strony, odrobinę się bała, że przez ten nieprzyjemny incydent Akira już więcej nie będzie miał ochoty korzystać z jej usług. 
- Robię to tylko po to, żeby go nie krzywdzić - wyjaśnił jej po dłuższym czasie, nie zwracając uwagi na to, że o nic go nie pytała. - On nie potrafi tego zrozumieć. Myśli, że sadyzm to coś nierealnego, a przynajmniej nie pojmuje, że to choroba. 
Sakura pokiwała głową.
- Może zapisz się na terapię?
Mężczyzna nie odpowiedział. Przesiedzieli tak jeszcze dłuższą chwilę, po czym kobieta ubrała się i oznajmiła, że musi już wracać do lokalu. Suzuki zapłacił jej w milczeniu i rozstali się bez słowa. W jego głowie nadal jednak bębniła ta jedna fraza: „Zapisz się na terapię”. Czy to faktycznie może być remedium na wszystkie ich kłopoty?
I gdzie właściwie teraz był jego mały Takanori?

*
Chłopak czuł się upokorzony. Nie potrafił wyrzucić ze swojej głowy erotycznej sylwetki tej kobiety, ani tych obrazów, które sam wysnuł, kiedy zastanawiał się płomiennie, co będą razem robić… 

Płakał. Był to typowo męski płacz zranionego mężczyzny. Cichy i wzbudzający żal, ale wcale go nie potrzebujący. Biegł przed siebie nieforsownym truchtem, a wiatr osuszał nieprzyjemnie jego łzy, aż do nagiej, słonej skóry.
 - Oh, witam młodzieńca! Coś się stało?
Dobiegł do miasta. Nie był w centrum, ale znajdował się w tej części, gdzie nie brakowało już małych sklepów, kameralnych barów czy salonów gier. 
 - Jedno piwo poproszę - zamówił u barmana kufel, ignorując jego natarczywe pytanie. Oczy miał jeszcze odrobinę czerwone, ale w półmroku knajpy było to zupełnie do przeoczenia. To samo było z perkatym noskiem. Już nie płakał, ale nadal kotłowało się w nim zbyt wiele negatywnych emocji. Chciał zapić swój smutek. Byle czym. Byle jak. 
 - Jedno imbirowe piwo, proszę - mężczyzna zza kontuaru postawił przed nim dużą szklankę. Opróżnił ją kilkoma haustami, a później następną i następną. Nie szczędził sobie hektolitrów. Naprawdę chciał się upić.
 - Proszę jeszcze jedno - powoli doprowadzał się do stanu, kiedy to przestawał trzeźwieć, co dało się zauważyć nawet na pierwszy, niedbały rzut oka.
 - Wybacz mi chłopcze, ale nie dam ci więcej. Jesteś już pijany - zwrócił się do Takanoriego uprzejmie, aby nie drażnić młodzieńca pod wpływem.
 - Nie jestem pijany! Jeszcze nie! - obruszył się na barmana. Był w taki podłym nastroju, że jeśli nie dadzą mu tutaj, to pójdzie do innego baru. Zapłacił rachunek i opuścił lokal. Nawet nie odpowiedział na pożegnanie obsługi.
Był świadomy tego, że w żadnym barze nie dadzą mu już ani kropli alkoholu. Był już mocno wstawiony, co rzucało się w oczy. Chodził pokracznie, a im bardziej się starał sprawiać pozory, tym bardziej się demaskował ze swoim upojeniem. Szedł wzdłuż, czasem w poprzek chodnika, a po oczach raziły go neony pobliskiego sklepu. CONVENIENCE STORE 24/7 – napis wiszący nad wejściem z automatycznymi drzwiami przykuł jego uwagę. Wszedł tam bezrefleksyjnie. Podszedł od razu do kasy i poprosił o kilka puszek piwa asabi. Zdecydowałby się nawet na wódkę, ale niestety, kończyło mu się jego skromne kieszonkowe, jakie Suzuki wydzielił mu na obiady. Niestety, kasjerka spostrzegła – a wręcz wyczuła - że jest już podpity i odmówiła mu sprzedania napoju alkoholowego, grzecznie wskazując tabliczkę z takim zakazem. 
 - Jak to mi pani nie sprzeda?! Jestem pełnoletni! Mam ze sobą nawet dowód…! - krzyczał na zdegustowaną ekspedientkę. Zaczął szukać w swojej torbie oprawy na dokumenty, ale kobieta zawołała ochroniarza. 
 - Proszę wyjść - mężczyzna w mundurze zaszedł go od tyłu i łagodnym głosem wyprosił z dyskontu.
 - Nie wyjdę, dopóki nie dostanę alkoholu! - Ruszył butnie w stronę półki z puszkowanym piwem, ale ochroniarz w porę go pochwycił i próbował wyprowadzić. Doszło między nimi do nieszkodliwej szarpaniny, aż z pomocą musiał przyjść klient, bo chłopak był gotowy przejść do prawdziwych rękoczynów.

Do sieciówki została wezwany radiowóz, którym zabrano awanturnika na komisariat. 
 - Twoi rodzice wiedzą, że uciekłeś i szwendasz się po mieście całkiem nietrzeźwy?- zapytał jeden z funkcjonariuszy, popijając kawę, która miała go utrzymać na chodzie przez resztę nocnej szychty. Drugi policjant zaś usadowił go na stołku.
 - Nie mam rodziców… - mruknął cicho pod nosem. Już nie był agresywny. Wyciszył się pod wpływem zażenowania całą sytuacją. A raczej zwyczajnie zmęczył kłótnią. Alkohol go znużył.
 - Po kogoś jednak musimy zadzwonić, no chyba, że chcesz spędzić nockę na komisariacie, dopóki nie wytrzeźwiejesz [1]. Po twoim ubiorze śmiało mogę stwierdzić, że nie jesteś bezdomny - komisarz otaksował prezencję Takanoriego i starał się zachęcić do współpracy. Młodzieniec milczał. Jedyną osobą, jaka się nim opiekowała był On... 
 - Dobrze, skoro nie chcesz powiedzieć, poczekamy, aż ci się przejaśni w główce. Nie mamy zamiaru ci matkować, odwożąc do domu - ostrzegł go zniecierpliwiony mundurowy. 
 - Suzuki Akira - polecił do kogo mają zadzwonić. Policjanci wybrali numer i przeprosili za późny telefon  oraz podali powód, dla którego niepokoją go o tak późnej godzinie. 
*

Akira oczekiwał telefonu o tej porze, jednak z numeru Takanoriego. Tym czasem na wyświetlaczu pokazał mu się komunikat o połączeniu nadchodzącym od zastrzeżonego abonenta. Westchnął zmęczony, mając nadzieję, że to nie żaden z jego kolegów-biznesmenów, który się spił i będzie próbował go wyciągnąć na jakąś mocną imprezę ze striptizerkami, ziołem, bourbonem i... a z resztą. Niech sobie dzwoni. To tylko kolejny zaćpany dupek, który uważa, że konopie indyjskie to remedium na wszystkie zmartwienia, nawet upadający budżet firmy, z którego - o ironio - finansuje sobie prywatne zapasy tego "medykamentu".
Niestety, telefon zadzwonił ponownie, więc był zmuszony odebrać dla własnego spokoju. 
- Dzień dobry, tutaj funkcjonariusz Kato Shun z komendy policji w dystrykcie Shinagawa - przedstawił się tajemniczy głos. Akira już na wstępie wiedział, że za moment zostanie uraczony ciekawą historią na temat swojej Znajdki. Przeczesał palcami wilgotną od potu grzywkę i wpatrywał tępo w kubek z resztą ziołowej herbaty. W myślach starał się powoli ułożyć plan i schemat wypowiedzi, jaki wciśnie policjantom. Bo kim on właściwie był dla Takanoriego? Sponsorem? Nauczycielem? Pracodawcą? Mentorem? Hostem? Swoją biografię modyfikował także podczas jazdy samochodem na najbliższy posterunek policji. Portierka w sekretariacie wskazała mu odpowiedni gabinet. Do środka został wprowadzony przez innego funkcjonariusza. 
Przy małym stoliku zastał dwóch innych policjantów, a po drugiej jego stronie wyżutego i absolutnie spitego Takanoriego, który sprzeczał się o coś z jednym z mundurowych. Kiedy zobaczył Suzukiego najpierw napuszył się, ale po chwili spuścił głowę jak winowajca. 
- Nie s-ssłuchaj ich! Oni kamią! Ja n-nie jesse pjjany! - plątał mu się nieudolnie język. Suzuki zignorował go, uznawszy, że zachowuje się żałośnie nie z własnej winy. Pijany mógłby powiedzieć za dużo o jego preferencjach seksualnych, a to mogłoby zainteresować policjantów... Musiał zachować ostrożność. Wolał go nie prowokować do zbędnej dyskusji. Swoją drogą... zmarnowany, spocony i skuty młodzieniec wyglądał w nieziemski sposób podniecająco. 
- To pan jest Suzukim Akirą?
- Tak, w rzeczy samej.
Mundurowy wskazał mu krzesło i zaproponował kawy. Akira odmówił. Chciał jak najszybciej stąd odjechać, nie robiąc nikomu, a tym bardziej sobie, zbędnych kłopotów.
- Kim pan jest dla Matsumoto-kuna? 
- Wynajmuje u mnie lokal na piętrze, stancję. Jestem wynajemcą - odpowiedział z dystansem. 
Policjanci spojrzeli po sobie. Chyba mu uwierzyli. 
- Przepraszamy, że musieliśmy pana niepokoić. Wcześniej był notowany tylko za włóczęgę. Musieliśmy sprawdzić, czy nie jest... bezdomnym. Normalnie odwieźlibyśmy go pod adres zamieszkania.
Akira próbował zachować spokój i obojętność, ale w głębi bawiła go "troska" policjantów. Oczywiście, śmieszyło go to ironicznie. Wytłumaczył, w swój złotousty sposób, dwóm funkcjonariuszom kilka istotnych kwestii. Chyba to kupili, bo tylko wypisali młodemu mandat za zakłócanie ciszy nocnej i rozkuli go, wypuszczając bez konieczności dłuższego aresztu. Suzuki nie miał zamiaru być łagodnym dla chłopaka, pomimo że jego żałosny stan wzbudzał jedynie litość. Przekroczył  limit jego pobłażliwości. Za dużo sobie ostatnio używał. Tym bardziej, że za mandat będzie zmuszony zapłacić on. Nie chodziło rzecz jasna o te grosze, ale dyshonor oraz brak szacunku, jaki sobą reprezentował.
- Właź do środka - rozkazał szorstko, otwierając mu drzwi od samochodu. - Zapnij pas. I nie chcę nawet słyszeć o tym, że nie potrafisz. Schlałeś się jak świnia.
Suzuki trzymał go pod ramieniem, bo sam nie potrafił ustać prosto. Przez tą godzinę spędzoną na posterunku, alkohol zdążył się lepiej wchłonąć w jego organizm, zaburzając dogłębnie jego percepcję oraz zmysł równowagi. 
 - No dopsze! Wjem! - Mocował się chwilę z pasami, ale w końcu udało mu się je zapiąć.
Akira siedział na miejscu kierowcy i nie odezwał się choćby półsłówkiem do chłopaka, demonstrując mu swoją dezaprobatę. Takanori z kolei unosił się dumą pijanego mężczyzny o zranionym sercu. Odwrócił zaszklony od alkoholu wzrok w stronę szyby i przymknął powieki, bo podróż, wraz ze sporą ilością promili, go usypiała.
Nie dane było mu jednak ucięcie sobie drzemki. Jak tylko zajechali pod posiadłość, mężczyzna zbudził go swoim szorstkim głosem i wyciągnął z volvo, ciągnąc za ramię. 
 - Eeeej puśś no! Puśś mie! Sam bede iśś! - odsunął się od Akiry i starał samemu dojść do frontonu, unikając towarzystwa gospodarza. Dlatego też, kiedy dobił do drzwi wejściowych, zaczął biec w stronę schodów na piętro. 
- A ty dokąd, jaśnie pani? - zatrzymał go, łapiąc kurczowo za nadgarstek. - Może i jesteś totalnie nawalony, ale ja sobie chętnie z tobą porozmawiam. Dzisiaj przekroczyłeś swój limit bycia rozpieszczonym bezrobotnym - pociągnął go w stronę salonu i nakazał, aby usiadł. Zagrodził mu wyjście swoją osobą, gdyby tylko przyszło mu do głowy uciekać. Skrzyżował ręce na piersi i patrzył na niego zmęczonym, ale surowym spojrzeniem. 
- I co? Tak źle ci u mnie na garnuszku? Niedawno nie miałeś czego do ust włożyć poza kuta... męskim ptaszkiem, a teraz przepijasz moje pieniądze w barach? Gdybyś jeszcze miał powód! Ale ty zwyczajnie jesteś niewdzięcznym egoistą - zaczął perorować wytykając mu wszystkie błędy i nadużycia jego gościnności. Chłopak posunął się za daleko w swoich nieodpowiedzialnych, niefrasobliwych wybrykach. Wszedł mu swoją osobą na głowę i najwyraźniej sądził, że ma prawo robić, co tylko mu się wiernie podoba, skoro jest gościem. Wliczając w to dyktatorstwo i destrukcję życia prywatnego Suzukiego. I pomyśleć, że na początku ich znajomości był zagubionym aniołkiem, który płakał ze wzruszenia na widok ciepłego posiłku. - Naprawdę nie potrafisz zrozumieć, że to z myślą o tobie korzystam z usług zwykłej prostytutki? A zresztą, o czym ja mówię! Może mam jeszcze się pytać ciebie, kilkanaście lat młodszego, o to czy mogę się zaspokoić, czy mam się masturbować pod prysznicem, żeby nie być wobec ciebie agresywnym?! Żebyś mógł czuć się swobodnie i bezpiecznie tak, jak ci obiecałem?! Właśnie, bezpieczeństwo! To dobro, którego nie da się w pełni kupić. Doceń to. Mogę ci pożyczyć pieniądze, dach nad głową, a nawet samochód, ale bezpieczeństwa nie da się pożyczyć! - zrobił pauzę, szukając jakiejś konkluzji. - Skoro tak bardzo boli cię fakt, że korzystam z usług dziwek... Sam dawaj mi dupy. Przynajmniej mi spłacisz wszystko w naturze.
 - Odejdź! - prosił go rozhisteryzowanym głosem, żeby się odsunął. Akira go osaczył. Takanori dusił się jego osobą, głosem, brutalnymi słowami... Skulił się w sobie, słysząc donośny i nieustępliwy ton głosu mężczyzny, który zawsze był dla niego taki serdeczny. Zrobiło mu się cholernie przykro, słysząc ostrą reprymendę. Był pijany, ale rozumiał, co się do niego mówiło. Dodatkowo nawał emocji potęgował etanol w jego krwi, który automatycznie spuścił jego wszelkie hamulce. - Przepraszam… ja wiem… ja nie chciałem... – bełkotał przez łzy. - Było mi przykro… ona była taka ładna, dzika. Wiem, że mnie nie chcesz. Nikt mnie nie chce - schował twarz w dłoniach i pociągał nosem raz po raz. Nie potrafił nie spojrzeć na Suzukiego, kiedy ten zaproponował mu złośliwie, żeby mu się oddawał w zamian za utrzymanie. Zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro, bo obaj byli świadomi, że nigdy tego nie zrobi. Było to dla niego zbyt duże wyzwanie. Nie był wstanie podźwignąć zdegenerowanych upodobań biznesmena.
Akira spuścił nieco z tonu. Jak przed chwilą dumnie się prostował, teraz pozwolił swojemu kręgosłupowi na chwilę relaksu. Odetchnął swobodnie i zamilknął na trochę, aby móc wyrównać swój niespokojny oddech.
- Nie jestem na ciebie zły, bo jesteś pijany. Nie jestem też zły za mandat, wydane pieniądze czy nawet tą pokazówkę przy Sakurze. Jestem zły dlatego, że myślisz tylko o sobie i nie potrafisz docenić tego, co i tak masz - wyjaśnił mu spokojniej. - A teraz idź się umyć i idź spać. Powinieneś wytrzeźwieć... Dobranoc - pożegnał się z nim, życząc miłej nocy.

Przez kilka godzin jeszcze pracował w swoim gabinecie, a kiedy skończył, postanowi przynieść Takanoriemu do pokoju kilka medykamentów, które jutro rano mogą mu się przydać. Chłopak spał głębokim snem, a jego pokój cuchnął niemiłosiernie alkoholem. Wyglądało na to, że wcale nie udało mu się wziąć prysznicu, o który go poprosił. Może to i lepiej, że zredukował ryzyko roztrzaskania sobie na kafelkach tej krnąbrnej główki. Wywietrzył zatęchłą sypialnię, a na szafce obok łóżka zostawił wiśniowy jogurt pitny, tabletki przeciwbólowe, butelkę wody oraz krótką wiadomość, że zwolnił go z jutrzejszych zajęć u prowadzącego, uprzedzając o niespodziewanej chorobie.  

Wyszedł czym prędzej z jego pokoju, bo widok nieświadomego, znieczulonego dogłębnie trunkami chłopaka, doprowadzał go ponownie do ekstremalnych fantazji. 



______________________________________
[1] Z tego, co słyszałam, takie luksusy jak Izba Wytrzeźwień, są tylko w Polsce. Nie mam pojęcia, jak postępuje się z takimi osobnikami w innych państwach, więc wolałam użyć niedosłownego stwierdzenia.



11 komentarzy:

  1. Whoaaa... Ciekawie, naprawdę ciekawie. Ruki rzeczywiście zachowuje się jak zakochana po uszy nastolatka, trochę dziecinnie, ale za to uroczo. Jak zwykle nie znoszę kobiecych postaci w yaoi, tak teraz... Sakura wcale mnie nie odpycha...Dziwne... Długi i interesujący rozdział, podoba mi się, congratulations! Pojawiło się trochę błędów, ale nie zachwiały sensu całości. Czekam na dalszy ciąg i oczywiście Haiku na wachlarzu.
    PS Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wypina dumnie pierś* Bo damskie postaci to moja działka *nieskromna* Zawsze powtarzałam, że mogę tworzyć bohaterki do anime... Ale tak już całkiem poważnie - a-ri-ga-tou~ Obawiałam się, że każdy będzie mi w nią rzucał brzydszą wersją "dziwki" (tą na K). (_ _ )
      Trzeba było się jakoś zrewanżować za czas oczekiwania! Literówki i błędy staram się jeszcze poprawiać w czasie przeglądania, ale gdyby coś się rzuciło w oczy, byłabym wdzięczna za skorygowanie.
      Wzajemnie, wypoczywaj! .3. /Enji

      Usuń
  2. Bardzo byłam ciekawa kolejnej części. Oczywiście nie zawiodłam się. Cóż obydwojgu z nich jest cieżko. Takanori potrzebuje miłości i uczucia, których mimo wszystko Akira nie może mu dać, jednak stara się aby mimo jego fetyszu był bezpieczny. Taka powinien to docenić
    Przez te upały ciężko nawet sklecić jakiś dłuższy komentarz -_-. Och będzie nowy "nimofoman" :D Mmm special na 50 000 ciekawe co to będzie... No i "Haiku..." Moje kokoro się raduje, bo od rana ma same czarne myślli.
    Na koniec pozdrawiam i życzę weny oraz miłych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie tytułowy Borderline. Balansowanie na Granicy bezpieczeństwa i komfortu. Starcie o to, kto pierwszy ją przekroczy i po co .u.
      Prawda? Przez te upały płaczę, kiedy muszę przeczytać coś dłuższego, a co dopiero to zredagować. Ale robimy, co w naszej mocy!
      Wyczekujcie speciala, bo pokładamy w nim sporo oczekiwań. Mamy tylko nadzieję, że go docenicie .c.
      Oh, może przez te burze? Ja też ostatnio czuję się bardzo skołowana i rozbita. W takim razie, niedługo pojawi się mały pocieszacz. c:
      Wzajemnie, wypoczywaj i twórz (twórz wypoczywając? wypoczywaj tworząc?) :3 /Enji

      Usuń
  3. No i jestem~
    Enji wsiąknęła nieuleczalnie w Kuroshitsuji... wciągając w to także inne duszyczki *ahem*. Za co w sumie jestem jej bardzo wdzięczna. Czymże byłoby życie bez shippowania SebaCiel... *wzdycha*
    Przepraszam, wrócę do rzeczy. Zwykle mam tendencję do schodzenia z tematu głównego.
    Należą się Wam wielkie gratulacje i podziw, że mimo niewielu komentarzy tworzycie takie świetne opowiadania. Nie żeby jedno miało wpływ na drugie, bardziej o chęciach mowa. Ale jak zwykle się nie zawiodłam! Przyjemnością jest takie czekanie na kolejne opublikowanie któregoś z opowiadań~ (∩゚∀`)
    Szczerze, już miałam nadzieję na sprostowanie fabuły. Jednak nie byłyby to Wasze opowiadania bez jej pogmatwania. W tym wypadku mam na myśli charakter Akiry, będący tą przeszkodą. Jednak ma to swój ''urok''. Nie znoszę banalnych opowiadań (tak, wiem, że przed chwilą napomknęłam o nadziei na poprawę relacji Taka-Akira. Czasem gadam bez sensu, norma~), a takie zakręcenie biegu wydarzeń nie dość, że wydłuża opko, to jeszcze sprawia, że jest ciekawsze. Same zalety!
    Uwielbiam sposób, w jaki wykreowana została postać Taki. Faktycznie, jak taki zakochany nastolatek. I to wmawianie sobie, że mu przejdzie... Urocze. Jak na ukesia przystało. Jednak szkoda mi go było, gdy Akira znów pojechał do Sakury. A potem zaprosił ją do domu... Serio, Aki, gdzie ty masz mózg... Dobra, wszyscy wiemy gdzie .n. Z drugiej strony przeczuwam, że Sakura odegra dość ważną rolę w ich relacji. Może po cichu da do myślenia Akirze. No, no. Ciekawi mnie to. A jak wyjdzie, zobaczymy~
    Nie spodziewałam się kolejnego ''ataku'' na Maleństwo. Bidulek. Myślałam, że Akira będzie za nim biegał i przepraszał, a zamiast tego zaciągnął do siebie Sakurę, wyrządzając kolejne przykrości... Ugh.
    Ale żeby zapijać smutki... Hm, według mnie Aki potraktował go później zbyt ostro. Choć, nie da się ukryć, miał sporo racji. Nie mniej jednak sama miałam ciarki, gdy czytałam wszystkie te nieprzyjemności skierowane pod adres Taki .n.
    Cóż, jestem pełna podziwu, że rozdział był taaaki długi! Przynajmniej na jakiś czas zaspokoił mój Reitukowy głód .u. Część wyszła piekielnie dobrze~ d(d′∀`*)

    Czekam na Haiku, czekam na kolejną notkę z serii ,,dziennika Nimfomana'' (jestem ciekawa tematu tejże notki~), no i Zaliczenie, o którym pisałam już z Enji-senpai. Special jest ogromną niespodzianką *przypomina sobie wspaniałość pod tytułem ,,The Four''* (choć prawdę mówiąc nie pamiętam, czy był to special, czy nie. W każdym bądź razie majstersztyk wśród minipartówek~). Nah, oby tak dalej!
    Życzę miłych ( i twórczych) wakacji~ ♥
    //Shima.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i witaj~
      Mam nadzieję, że niedługo nie będą do nas napływać maile z zażaleniami o zlasowanie komuś mózgowia przeze mnie... Ale trzeba mieć, co robić w te wakacje, aby się nie zanudzić, tym bardziej, że nasze reituki próżnuje i nie daje znaku życia ostatnio .n.
      Nie ma czego gratulować! Pisanie sprawia nam przyjemność, a skoro tak, to dzielimy się nią z innymi. Nie oczekujemy niczego w zamian, jeśli ktoś poczuje potrzebę zostawienia komentarza, żeby wyrazić swoją opinię – cieszymy się, to nam daje motor do działania, dlatego zachęcamy, róbcie to, ale nie zmuszamy. Nigdy jednak nie zrozumiem zachowań pt. „3 komentarze = nowa notka”. Sądzę, że będziemy z Wami jeszcze długo. .u.
      Borderline jest najkrótszą sesją, ale to nie znaczy, że tak szybko się rozwiąże sytuacja (hoho, co to to nie!). Nie, nie. Sądzę, że to chyba jedna z najbardziej pogmatwanych sesji, chociaż każda ma w sobie wiele zamętu... Nie lubimy liniowości, to wszystko. Lubimy za to autentyzm, a wiemy, że prawdziwe życie też proste nie jest ;x
      Gratulacje za Takanoriego należą się Allis. Myślę, że udało się zachować jego słodkość i niewinność, pomimo niezbyt lekkiego życia i bytu... A często się zdarza, że przesładzają nam Rukiego w opowiadaniach, prawda?
      Akira po prostu nie miał czasu jechać do Sakury, ot co! Plus... A nie, nie mogę powiedzieć. Spoilerom mówimy nie~ W każdym razie: kluczowa rola jeszcze czeka na odegranie!
      Z tymi atakami to tak lekko nie może być. Tyle lat robić takie *kaszel* świństwa – nie ma jak przestać za pstryknięciem palcami. Tym bardziej, że przez ten cały czas każdy był na jego klaśnięcie (wyobraziłam sobie Sebastiana, który zamienił role z Cielem... Chyba tak wyglądałoby Borderline w czasach wiktoriańskich – demon-panicz (albo człowiek-panicz?) oraz parobek-człowiek. Oj działoby się... ._. ). Rozumiesz, te wszystkie „spotkanka” wtajemniczonych w BDSM zrobiły swoje... A w przepraszaniu przeszkadza mu duma. Męska duma .m.
      Aż tak? Nie odczułam podczas pisania, że jestem za ostra... Niepokojące! Aczkolwiek, nie zgadzam się! Uważam, że Takanori zasłużył na reprymendę, w końcu – żyje w takich niewyobrażalnych luksusach za darmo... Co prawda z sadystą, ale jednak „żyje”, a nie „wegetuje” w rynsztoku.
      Nie poczułam tego, że jest taki długi podczas betowania, może dlatego, że to jeden z bardziej ulubionych fragmentów, dlatego udało mi się z nim uporać dość sprawnie i bezłzawo .c.

      Special będzie bardzo specjalny! Będzie to coś innego niż dotychczas *powtarza to, co było już powiedziane* Oh, i faktycznie, muszę pomyśleć nad sequelem The Four. Już prawie zapomniałam, że to Ty je tak sowicie pochwaliłaś *rumieńce*.
      Wzajemnie, życzymy Tobie twórczych i miłych wakacji~ (ach, jest obiecane serduszko, więc swoje też wysyłam na handel organami ♥) //Enji

      Usuń
    2. Według pierwotnego pomysłu Yany Toboso Kuroshitsuji miało być hard yaoi, ale jej wydawca stwierdził, że w tej postaci się nie sprzeda. SEBACIEEEL~
      // Szczerze polecam mangę, dysponuje piękną kreską Yany, niepowtarzalnym klimatem i większą ilością wątków od anime ( statek Campania, szkoła etc. )
      Ogryzek z ostatniego rozdziału:
      - Sebastian, naprawdę chciałeś mnie zjeść?
      - Nie, byłem tylko na 90% pewny.
      On chciał zjeść CielakaPolecam :*
      PS Nie mogę się doczekać waszego nowego posta. Jesteście najlepsze! * tuli *

      Usuń
    3. *trzyma swojego fangirla na smyczy i stara się go nie puszczać*
      Wiesz... tego... *kaszel* Nie chcę nic mówić, ale: https://twitter.com/SafoEnji/status/477152310595178496/photo/1 *szepcze: I know what you're talking about :>*
      Nikt nie rysuje Sebastiana z taką - no dusza zabrzmi niewłaściwie, ale może iskrą, jak właśnie Toboso-sensei. Z tomu na tom jest coraz przystojniejszy! Wahałam się, czy kupić mangę, ale teraz zupełnie tego nie żałuję!
      Słyszałam o pierwszych planach, odnośnie mangi, aczkolwiek nie mogę znaleźć źródła i śmiem twierdzić, że to tylko plotka ;n;
      Przeczytałam na razie 17 tomów, 18 kupię na B6 i od razu zabiorę się za 19 po angielsku, ale nie uciekłam na tumblrze od spoilerów, oj nie. Kultowy tekst już, uwielbiam jego przeróbki:
      - Sebastianie, możesz przygarnąć kota.
      - Na-na prawdę?!
      - Lol nie. Mówiłem tylko 90% serio. xD
      SebaCiel (muszę w końcu jakieś na próbę napisać) \m,/
      Uwielbiam to, jak Yana Toboso (oraz też poniekąd Daisuke Ono - seiyuu Sebastiana) po dwuznacznym nie-happy endzie II sezonu anime, zaczęła reperować wizerunek ich relacji jako demonów. Rysowała ich jako demony, kiedy się uśmiechają siedząc obok siebie na polanie, jak się przytulają, a Sebastian niemal całuje Ciela :3 (na pewno wiesz, ale muszę to przytoczyć).
      Haha, soon! (nie ma to jak być 90% serio w tweecie, pisząc o Kuroshitsuji :3).
      Dziękujemy Anonie-san i mamy nadzieję, że notka też się podobała! /Enji

      Usuń
    4. Bardzo nie lubię Sakury. A Satsu jeszcze bardziej nie cierpiałam.
      Jedyną postacią żeńską, którą lubiłam była Haruko, ale to chyba dlatego, że... ehkem... nie miała żadnych fizycznych ani uczuciowych kontaktów z Reitą.
      Oh, mam nadzieję że całość skończy się happy endem. :< Bo jak nie, to wolałabym, żeby bohaterowie umarli niż cierpieli psychicznie. Jestem chora. XD
      Czekam czekam czekam na następną notkę! ♥

      Usuń
    5. Ale... Ale Satsu sama była ofiarą, to Akira ją "wystawił" >: *wciąż jej broni*
      Pewnie dla Was Satsu to jak dla mnie Lizzy, więc mogę Was zrozumieć~
      Nie lubię bezsensownie zabijać. Uważam, że śmierć w dzisiejszych czasach - mimo wszystko - nie jest czymś tuzinkowym i o ile gatunek tego nie wymaga, nie ma co zabijać! Jest tyle sposobów, aby unieszczęśliwić. Z resztą, teraz co 4 fanfick jest o śmierci. .n.
      Na notkę i na dedyk do niej, co nie Szczęściarzu? ♥ /Enji

      Usuń
  4. Boże... Przecież ja oszaleję... Tak rzadko dajecie rozdziały, a jak już to przeczytałam, to czuję pustkę, bo... wciągnęło mnie bardzo! I teraz nie mam co czytać. : < (poczujcie ten ból w moim sercu, wykażcie choć trochę empatii ; _ ;) Mam nadzieję, że jeszcze coś z tego napiszecie, tym bardziej, że akcja widocznie stanęła, a nie ma dopisku zakończenia. No i, czekam na coś ,,od dawna'' - czyli kiedy Ruki otwarcie wyzna mu miłość, kiedy Reita uda się na terapie, czy Reita doprowadzi się kiedyś do takiego stanu, że stwierdzi, że Sakura ani żadna inna dziwka już mi nie wystarczy, że tak na prawdę chce tylko Reite, czy Reita uświadomi sobie, że go kocha, czy Ruki kiedykolwiek natknie się na swoich rodziców (oby nie, ale to chyba nieuniknione), no i ta jego praca. Tak na prawdę to nie potrafię sobie wyobrazić Rukiego wykonującego jakąś ,,normalną pracę'', to serio przypadek beznadziejny w moich oczach, czyli człowiek niezdatny do żadnej pracy (poza śpiewem i pisaniem). Nawet nie jestem sobie go wyobrazić jako zwykłego ekspedienta w sklepie jak kiedyś niby był.... Ruki to taka księżna, mu wolno wszystko. ^^ Choć jego życiorys jest przygnębiający.... :(( CZEKAM NA WYZNANIE MIŁOŚCI! CZUJĘ OGROMNY NIEDOSYT! NIE WYTRZYMAM TAK! NAWET JAK BĘDĘ CZYTAĆ KOLEJNE WASZE OPKA, WCIĄŻ W GŁOWIE BĘDĘ MIEĆ BORDERLINE I ZALICZENIE. No! Mam nadzieję, że jednak w trakcie nauki wytrzaśniecie choć odrobinkę wolnego czasu i domkniecie te opka, chociaż patrząc na częstotliwość dodawania notek, to nie wiem, czy i kiedy mogę się doczekać - jak wielu też się pewnie zastanawia nad tym - zakończenia. Ja wiem (na prawdę wiem jak trudno wytrzasnąć czas po liceum, niektórzy chodzą jeszcze do policealnych i dorabiają, część studiuje... a część już pracuje na ,,pełen etat'' i znam takich ludzi sporo co są bez matury i pracują i w ogóle ich nie rozumiem jak oni sobie swoją przyszłość wyobrażają bez matur jak kursów ani policealnej nie chce im się nawet ukończyć, ale co dopiero ja. :< Niby mam takie dobre oceny, ale i tak po maturze będę dodatkowy rok się dokształcać, by zdawać rozszerzenie z polaka(bo w mojej szkole nie zapewnili mi tej opcji, to znaczy opcji uczenia się, a wiadomo – samemu też nie ma się jak :< No i, praca, praca, praca. I studia. Nie wiem co gorsze, wieczorowe, czy dzienne, myślę że wieczorowe są najgorsze. > < A wracając do opka, to chyba Ruki sprawdziłby się jako grafik, on ma taki … gust... wyczucie estetyki i w ogóle. Ale ja na rw się po prostu nudzę niemiłosiernie, wolę inne przedmioty artystyczne. W tym rozdziale, aż mi się cisnęło na usta: No, powiedz mu to!!!!!!!!!!!!!! POWIEDZ!!!!!!!!!!!! (Ruki do Akiry). Cud, miód, orzeszki. Tylko się rozpływać nad tym opkiem (i płakać). ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń