niedziela, 31 sierpnia 2014

Latte Art [OS]


* tytuł: Latte Art,
* autor: Enji,
* gatunek: raczej lemon,
* rodzaj: oneshot, fanfiction,
* ostrzeżenia: seks, kawoholizm,
* notka odautorska: Etto...Tym razem odzywa się do Was ta druga, cicha adminka - Allisven!
Z okazji tego, że większość z Was ma jutro rozpoczęcie roku szkolnego postanowiłyśmy Wam coś dać. Coś lekkiego, przyjemnego, na odstresowanie  (*´・v・) Przyznaję, że troszkę zawaliłyśmy grafik, ale sporo się działo...! Nadrobimy to. Przysięgam ;n; A póki co częstujcie się tym krótkim one-shotem! Nie dajcie się w szkole i jak to mówi Reita-san- Odrabiajcie swoje zadania domowe!

(My sobie  jeszcze "powakacjujemy" B). Studenckie życie!~)
Miłego czytania!


~*~



Ja byłem klientem. Stałym, prawie stałym klientem – chociaż moja platynowa karta członkowska mówiła, że już definitywnie nim jestem. Można było zaryzykować stwierdzeniem, że już nie tylko klientem, a członkiem personelu, gościem, bywalcem, lokatorem. On był pracownikiem. Baristą konkretnie, żeby nie umniejszać niczego jego kunsztowi kawowemu. Ja byłem projektantem wnętrz. On był projektantem smaków i latte art. Ja byłem z Kansai. On był z Kantou. Ja siedziałem przy stoliku i piłem kawę. On stał za kontuarem, krzątał się, rozmawiał, czasem klął na pracownicę – ale na tyle cicho i jedynie na zapleczu, że tylko ja to słyszałem – i przede wszystkim parzył espresso. Uwielbiałem ten zapach, chociaż jego przyprawiał o obrzmienie nozdrzy oraz zatok. Wyklinał go, maskował za perfumami bvulagri, łudząc się, że go nie czuć. Było czuć. Czasem również śmierdział papierosami, ale zbyt rzadko, aby nazwać go palaczem. Nie wiedziałem, czy to on po prostu nieregularnie popalał, czy może miał dziewczynę bądź kochankę, która to robiła. I nie wiem, którą wersję wolałem bardziej. Byłem przeciwnikiem papierosów, ale byłem też – może nawet i przede wszystkim – gejem. Podkochiwałem się w nim potajemnie, chociaż przed sobą samym nazywałem to generalnie fascynacją. To zbyt trywialne i banalne jak na projektanta wnętrz, aby zakochiwać się platoniczną miłostką w jakimś kawiarzu. Projektant i barista. Jak to w ogóle brzmi. Gdybym chociaż był pisarzem...

Ale ja nawet pióra nie potrafiłem dobrze trzymać w dłoni, żeby się nie splamić atramentem, a co dopiero próbować się nim artystycznie posługiwać. Pewnie to widać, po mojej koślawej, grafomaniackiej narracji niczym z gejowskiego harlequina. Przepraszam, jeśli źle się wam czyta, a macie do tego prawo, bo mnie źle się pisze.

Przysiaduję w tym Coffee Bistro już drugi rok – wybaczcie, jeśli zabrzmiało, jakbym mówił o odsiadce w więzieniu, ale momentami tak właśnie się czuję. Jak więzień mojej bezsensownej miłostki. Każdy – nawet nowi, sezonowi członkowie kadry – wie, w jaki dzień tygodnia, który z syropów do kawy mi dodać oraz jakie ciastko podać na okrasę. Dzisiaj był czwartek, więc piłem średnie latte z syropem czekoladowym, zagryzając je imbirowym, kruchym ciasteczkiem w kształcie słonika. Przyszedłem dzisiaj później, koło trzeciej popołudniu, bo mój amant miał właśnie na drugą zmianę. Rzadko robił popołudniówki, czego żałowałem, bo tylko wtedy mogłem z nim posiedzieć do samego wieczora, aż do zamknięcia kawiarni.

Suzuki Akira, ale częściej nazywają go po prostu Ray, chociaż ja nigdy się na to nie odważę i bynajmniej nie dlatego, że nigdy nie będę dla niego bliższym znajomym, a dlatego, że brzmiało to po prostu idiotycznie. Jak można kogoś o imieniu Akira nazwać Rayem? Jak i po co, skoro to jedno z najlepiej brzmiących imion w japońszczyźnie? No więc, Akira nie był właścicielem całego lokalu, ale awansował niedawno na kierownika po tym, jak starego zwolnili dyscyplinarnie za urządzanie zniżek licznemu gronu swoich mniej lub bardziej znajomych. Mało to swoje złe i dobre strony.

W duchu cieszyłem się, bo Suzuki pracował dłużej i częściej wpadał bezokazyjnie jako wizytator, aby dozorować pracę świeżaków. Z drugiej strony był bardziej nerwowy i mniej przykładał się do swojego stanowiska baristy. Może to tylko siła sugestii, ale wydawało mi się, że kiedyś jego latte było o niebo smaczniejsze. Tak, to na pewno autosugestia. W końcu po dwóch latach pielgrzymowania do tej samej kawiarni, kawa ta bądź jakakolwiek inna musiała się w końcu znudzić i stracić swój mistyczny czar. Kiedyś piłem ją na modłę artysty, teraz był to bardziej rytualizm. Chęć podładowania akumulatorów kofeiną.

Zbliżała się godzina zamknięcia. Migracja klienteli się zmniejszyła. Ruch się przerzedził. Zostali tylko ci, którzy mieli jeszcze coś do zrobienia oraz ci, którzy nie mieli nic do zrobienia i nie wiedzieli, co ze sobą począć. Ja jak zwykle siedziałem ze swoim białym macbookiem i udawałem, że mam huk roboty, chociaż ostatni zlecony mi projekt wykończyłem na początku tego tygodnia. Zamiast wisieć na programie do projektowania wnętrz 3D, grałem w pasjansa i pisałem na twitterze ze swoją znajomą z Ameryki. Było tak mało ludzi, że aż zrobiło się kameralne i można było poczuć swego rodzaju solidarną więź z pozostałą w kawiarni klientelą. Zupełnie jakbyśmy byli jakimś bractwem czy coś w tym rodzaju. Pewnie dlatego, kiedy ktoś ośmielił się wejść do lokalu i zaburzyć tę telepatyczną więź, niemal wszyscy się obrócili w stronę drzwi frontowych.

Niski mężczyzna. Trochę spedalony, ale nie do końca, bo... Sam nie wiedziałem dlaczego. Niby fashionista, niby schludny, ale jakoś tak niegustownie ubrany. W dodatku miał twarz kogoś bardziej myślącego analitycznie, matematycznie, logicznie niż kreatywnie. A może po prostu wyglądał nieprzyjemnie i nawet jeżeli był kimś z ruchu queer, to nie wzbudzał mojej sympatii, nie mówiąc o czymś więcej. Podszedł drobnym, ale zdecydowanym krokiem do stanowiska baristy i chociaż nie mówił specjalnie głośno – nawet trochę seplenił jakimś dziwnym dialektem – to nie było w całym bistro osoby, która by go nie usłyszała.

- Akira, ty sukinsynu! Sądzisz, że jeżeli nie będziesz odbierał telefonu siódmy dzień z rzędu, to ja cię nie znajdę?!

Suzuki zamiast zblednąć, poczerwieniał na twarzy. Nie mógł wybuchnąć gniewem, to było jasne, że robienie antyreklamy kosztem życia prywatnego odpadało, dlatego pokazał energicznym gestem drzwi, dając do zrozumienia kurduplowi, że nie będzie z nim tutaj rozmawiał. Lecz kurdupel nie wyglądał na takiego, co chce rozmawiać. A już na pewno nie za drzwiami, chociaż technicznie mu to nie robiło różnicy, bo nie wyglądał na takiego, co chce się zemścić za wszelką cenę.

- Reiruhi, nie tutaj, proszę cię – syknął przez zęby, rzucając ścierką do wycierania filiżanek.

- Nie, nie. Ja tylko na chwileczkę – Kurdupel był wredny, ale faktycznie nie wydawał się chcieć zabierać mu, a przede wszystkim sobie czasu. - Chciałem powiedzieć, że gówno mnie obchodzi, co masz do powiedzenia. To nie jest twój pierwszy numer. Znam lepszych kolesi niż ty. Tak czy inaczej z nami koniec. Jeśli chcesz zabrać rzeczy, które u mnie zostawiłeś, to stoją w kartonie na korytarzu. Dużo tego nie ma, ale to tylko dowód na to, jak niewiele nas łączyło.

Kiedy skończył deklamować swoją jadowitą gadkę, po prostu obrócił się na pięcie i wyszedł. Dzwoneczek za nim zdawał się wyjątkowo długo pobrzękiwać. A nie. To po prostu Suzuki wyleciał za nim przez te same drzwi, ale bynajmniej nie po to, aby gonić swojego ex-chłopaka, ale żeby zapalić w spokoju.

Z wrażenia zamknąłem laptopa. Niewiarygodne. W jednej chwili miałem wrażenie, że coś się zmieniło, nawet jeżeli ta cała sytuacja, która działa się na moich oczach nie dotyczyła mnie fizycznie. No jasne. Nie dotyczyła fizycznie, ale jak najbardziej uczuciowo. Akira był gejem. Gejem lubiącym pasywów. Wolnym gejem, który właśnie stracił chłopaka. Niesamowite. Tylko tak to potrafiłem podsumować, ale nie ukrywam, nie jestem zbyt emocjonalną osobą, co zresztą widać, skoro przez dwa lata nie zdobyłem się na to, aby coś zrobić ze swoimi wyrywającymi się spod kontroli uczuciami.

Przesiadłem się do kontuaru, aby być jak najbliżej Akiry, kiedy ten w końcu wróci z papierosa. Jego twarz była lekko poszarzała, ale chyba ze zmęczenia, a nie smutku. Można było nawet na niej wyczytać pewien rodzaj ulgi, bo mięśnie mimiczne miał mniej spięte niż wcześniej. Widząc, że się przemieściłem ze swoim sprzętem, spojrzał na mnie podejrzliwie i trochę sceptycznie, próbując to powiązać jakoś ze sceną, która rozegrała się pięć minut temu. Nie mogąc mnie o nic konkretnego obwinić w swoich myślach, zabrał się za wypłukiwanie spieniacza mleka.

Tego dnia naturalnie czekałem do zamknięcia. Zawsze zabierałem się sam, widząc, że barista chowa część ekwipunku na zaplecze, zamyka kasę, wyjmuje kasetkę z dzisiejszym obrotem i zanosi do sejfu. Dzisiaj siedziałem na upartego i czekałem, aż Akira odezwie się, żeby mnie wyprosić.

- Matsumoto-san... Chcesz mnie o coś zapytać? - zwrócił się do mnie, jednak nie po to, żeby prosić o opuszczenie lokalu. Zaskoczył mnie. Moje serce zabiło mocniej, bo zdałem sobie sprawę, że wciąż pamięta moje nazwisko, chociaż przedstawiłem mu się raz, na początku.

- Ja... Nie, chyba nie chciałem o nic zapytać – nie skłamałem.

- W takim razie, po co pan tu wciąż siedzi, jakby na coś czekał – spojrzał na mnie o dziwo łagodnie. Myślałem, że będzie się irytował, bowiem wiedziałem, że należał do ludzi niecierpliwych i impulsywnych.

- Może nie chciałem zapytać, ale... Ten mężczyzna, co tu był...

- Reiruhi? A więc o niego chodzi? Głupia sytuacja... Dowalił się do mnie i za dużo sobie wyobrażał... - urwał w połowie, ale widać było, że chciał powiedzieć więcej. - Przespaliśmy się ze sobą. Tylko tyle. No, może nie raz... ale ja nigdy nie mówiłem mu, że chcę od niego czegoś więcej.

- Rozumiem – pokiwałem głową. Akira poczuł, że ma we mnie oparcie. Chyba już zrozumiał, że jedziemy na jednym wózku LGBT.

- Ostatnio byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet siły na seks. A głupio tak przychodzić do kochanka tylko po to, aby się przespać w łóżku obok bez tknięcia się nawet palcem...

Zacząłem pakować laptopa i swój skoroszyt. Mężczyzna przyglądał się mi i połapał wlot, że zabieram się już do wyjścia.

- Nie miałbyś ochoty... pójść do mnie?

Uniosłem zaskoczony głowę. Patrzyliśmy sobie krótko, chociaż głęboko w oczy. Być może dlatego od razu zrozumiałem, o co mu chodzi. Chodziło mu o seks. Był wygłodniały, bo od tygodnia tego nie robił, a już nie miał nikogo, kto by się na to pisał. Ten jego seks miał być bez zobowiązań, więc pewnie dlatego był tak kurtuazyjny i dlatego od razu powiedział mi, że jego związek z Reiruhim był luźny, oparty na fizycznym pożądaniu.

Zgodziłem się niemal bez wahania. On nie spał z nikim od tygodnia, a ja od bagatela dwóch lat. Nie byłem spragniony samego zaspokojenia, ale najzwyklejszego kontaktu z obcym ciałem. Z drugą osobą. Z kimś, kto będzie reagował na mój dotyk.

Suzuki mieszkał niedaleko. Podwiózł nas na swoim dość sporym skuterze. Kiedy weszliśmy do jego małego mieszkania... Chociaż byłe projektantem wnętrz, zestresowałem się tak bardzo i podekscytowałem jednocześnie, że nie zwróciłem najmniejszej uwagi na aranżację jego lokum. Jedyne, co mi się rzuciło w oczy, to fototapety na ścianach zamiast czegoś bardziej tradycyjnego.

Zaproponował mi herbaty – z góry przeprosił, ale nie miał ani ziarenka kawy w swoim mieszaniu, bo nie mógł już na nią patrzeć, ani tym bardziej wąchać. Zgodziłem się, chociaż tak naprawdę nie na herbatę tu przyszliśmy, ani tym bardziej na tea party nie mieliśmy ochoty. Czajnik gotował się chyba w nieskończoność. W międzyczasie milczeliśmy, chociaż – co nierealne – nasze milczenie trwało krócej niż zagotowanie się wody. Akira postawił parujący kubek z owocową ekspresówką i zapytał, czy chcę cukru.

Nie odpowiedziałem mu. Wziąłem do ręki gorącą herbatę i odstawiłem na stolik – ironicznie nazywający się kawowym. Nie miałem zamiaru jej pić, ani w ogóle słodzić i ktoś w końcu musiał o tym powiadomić Akirę. A że siedzieliśmy tutaj we dwóch, tylko ja mogłem się tego podjąć.

- Wiesz... nie jestem taki jak reszta – spojrzałem na mężczyznę, który odrobinę się skrzywił, bojąc, że przejrzałem jego nieczyste zamiary, a teraz mu wygarnę w twarz, że jest zboczoną świnią. - Nie potrzebuję tego wszystkiego. Tych... uprzejmości, aby się zgodzić.

- Zgodzić, ale na co? - próbował stworzyć pozory, że jego plan nie jest aż tak uwidoczniony.

- Akira... - wstałem i podszedłem do niego. Nie odważyłem się go dotknąć, ale zapytałem jednoznacznie. - Gdzie masz sypialnię?

Zaprowadził mnie do niej bez słowa, ale w przeciwieństwie do tych wszystkich jednonocnych napaleńców, nie zaczął mnie desperacko rozbierać. Zamiast tego – co było dla mnie nowością – zapytał mnie uprzejmym głosem.

- Wolisz jak cię ktoś rozbiera, czy chcesz iść do łazienki, sam to zrobić? - po jego twarzy było widać, że mu to autentycznie obojętne. Nie nalegał na ekscytującą grę wstępną. Przeprosiłem go więc na chwilę, chcąc się rozebrać w toalecie. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do lustra. Byłem koszmarnie zestresowany i już zacząłem się bać, że odbije się to na jakości naszego stosunku.

Przyjrzałem się swojej twarzy. To z pewnością nie jest ktoś, kto mógłby pociągać Akirę. To samo powtarzałem sobie przy każdym kolejno zdjętym elemencie mojej garderoby. Kiedy byłem już zupełnie nagi, rzuciłem ostatnie, niedbałe spojrzenie w stronę lustra. Facet jak facet – pomyślałem, próbując sobie dodać otuchy i owinąłem się dużym ręcznikiem, aby nie pokazywać się mu na waleta zbyt wcześnie.

Wróciłem do sypialni i przysiadłem powoli na materacu. Akira już tam leżał nagi i obserwował mnie w napięciu, ale zamiast się na niego rzucić jak zwierzę, pożerałem go najpierw wzrokiem. Miał średniej wielkości stopę, mocne łydki i jeszcze mocniejsze uda, jego męskość... nie potrafiłem jej ocenić w spoczynku, nie wydawała się obrzmiała, miednicę miał wąską, tors układał się w niemal idealne V wraz z umięśnionymi barkami. Sutki miał kremowe, a skórę lekko opaloną. Jedyną niepokojącą cechą były odrobinę wystające żebra i...

- Coś nie tak? - zapytał, przysuwając się do mnie, aby „pomóc mi” zdjąć ten niechciany ręcznik. Pozwoliłem mu to zrobić. To było dziwne, a nawet może się wydawać niepodniecające, lecz w gruncie rzeczy było inaczej. Nie było narastania ekscytacji. Nie było momentu przyzwyczajania się do nagości. Zdejmowałeś w jednej chwili całe odzienie i byłeś zupełnie goły przed swoim kochankiem. Czujesz jak płoniesz natychmiast, intensywnym ogniem. Czujesz jego wzrok wszędzie. Nie koncentruje się na jednej części ciała, lecz oplątuje je wszystkie, jakby chciał w jak najkrótszym czasie zobaczyć jak najwięcej. I co najważniejsze... czujesz jego nagość od razu w całości. Na każdym skrawku ciała. Nie było żadnego jeansu, bawełny, sztruksu... Był organiczny, pulsujący, gładki i gorący materiał, gdzieniegdzie odrobinę mechaty. To przyprawiło mnie o intensywny skurcz w jamie brzucha.

Akira zaczął ssać powoli moje sutki, bo chyba one spodobały mu się najbardziej, gdyż były niespotykanie różowe. Westchnąłem i plątałem palce w blond czuprynę mężczyzny. Jego włosy pachniały kawą, ale nie tą parzoną. Bardziej jak nadzienie w słodkich czekoladkach. Całowałem je chętnie, bo sprawiało mi to niemałą przyjemność. Odnalazłem jego dłoń i włożyłem sobie jeden palec do ust. Nie tylko pachniał, ale również smakował mieloną arabiką, co niebywale mnie kręciło. On cały... był naładowany zmysłowymi aromatami i esencjami. Miałem złudne wrażenie, że nawet jego sperma będzie smakowała jak cudowna, mocna kawa. Gorzka robusta, która każdego stawia na nogi. Był też oczywiście posmak tytoniu, który gubił się w goryczy ziaren kawowca.

- Takanori... wystarczy – zaśmiał się nerwowo Akira, wyjmując mi z buzi palec, jakby zabierał dziecku cukierek.

- Nie odbieraj mi się... - protestowałem. - Chcę, żebyś mnie już wypełnił cały. Po brzegi. Zrób to, błagam – szeptałem rozgorączkowany, wypinając się do niego na czworakach. Nie chciałem robić tego na pieska, dlatego poczułem wdzięczność, kiedy Akira obrócił mnie na bok, żeby zrobić to na łyżeczkę.

- Dobrze – mruknął gardłowo, ale zamiast szykować się do wejścia we mnie, wsunął się między moje nogi i włożył moje prącie w swoje gorące usta. Krzyknąłem rozpalony, bo nie byłem na to przygotowany. Faktycznie mnie przepełniał. Jego gorąca ślina sprawiała, że cała reszta ciała, znajdująca się na zewnątrz, drżała z zimna i ekstazy. Moje mięśnie nie radziły sobie z ssącym ruchem ust chłopaka. Nie były mocne, raczej rytmiczne i wyważone, ale to wystarczało, aby preejakulat ze mnie wypłynął. Zawstydziłem się, bo bałem, że Akira nie należał do osób, które połykają nasienie. Kochanek jednak nie poskarżył się. Czując, że doprowadził mnie do skrajności: skrajnego bólu, skrajnego podniecenia, skrajnej twardości; sięgnął po swojego podniesionego lekko penisa. Zaczął go wybudzać, masturbując się delikatnie. Nie mogłem na to patrzeć, całe moje ciało się wiło i buntowało. Zaprotestowałem, próbowałem go dotknąć, proponując, że to ja go podniecę, ale Akira stanowczo odmówił.

- Gdybyś to zrobił, doszedłbym ci w dłoni. Jestem naprawdę nakręcony - szeptał, wciąż pocierając swojego penisa. Aż ślina napłynęła mi do ust, bo chciałem móc zrobić mu laskę, kiedy zobaczyłem, jak duży naprawdę jest.

Seks zapowiadał się być nieśpieszny, dokładny, gdy tymczasem, kiedy tylko Suzuki dostał wzwodu, zaczęła się naprawdę... ostra jazda. Miał dobry lubrykant. Nie znałem tej firmy, ale faktycznie pomogła mi się rozewrzeć. Palce Akiry tylko trochę się poocierały w moim wnętrzu, chcąc nie rozciągnąć mnie, a rozprowadzić żel, który sam zrobił swoje.

Ku mojej udręce, nałożył na swoją męskość prezerwatywę. Miałem nadzieję, że chociaż jest cienka. Wsunął się we mnie. Dawno nie miałem w sobie nic tak twardego. Zapomniałem jak to jest, mieć w sobie mężczyznę, więc od razu zacząłem dygotać spazmatycznie. Te żyły... był gruby, dlatego czułem tak wyraźnie jego kształt w swoim wnętrzu. Sapnąłem i schowałem usta w poduszce. Było wspaniale. Idealnie. Nie przypominało to ani jednej mojej zabawy z dildem. Kiedy sam to robiłem, nikt nie parł na moje biodra, nie poruszał całym moim ciałem do takiego stanu, że aż trzęsły mi się mięśnie, a prostata pulsowała. Kiedy czułem ból, zwalniałem. Zaś Akira nie przestawał, sprawiając, że moja jamka obrzmiewała pocierana energicznie. Byłem znacznie bardziej wyczulony niż kiedy miałem w sobie sztuczny członek.

- Takanori... mów coś... - poprosił mnie, przytrzymując moje udo w górze, aby lepiej się wślizgiwać. I te ocierające się o moje twarde pośladki jądra... tego też nigdy nie było. Ani moja miednica nigdy się nie poruszała, bynajmniej nie w taki zwierzęcy sposób. Obudził się we mnie jakiś kocur, bo jak zawsze starałem się być dla siebie delikatny, teraz pozwoliłem się niemal poniewierać. Przyspieszyłem, jęcząc w głos, aż pobrzmiewałem między cichymi ścianami. Akira zrozumiał, więc sam również przyspieszył. Tego było dla mnie za wiele. Całe moje ciało ociekło potem. Wysiłek był ogromny. Zaczęło się tak niewinnie, po czym zaczęliśmy się pieprzyć jak zwierzęta... Nie widziałem mojego kochanka, ale wyobrażałem sobie, jak właśnie w tej chwili wygląda i co czuje. Jest mu po prostu zajebiście, nie oszczędzając się w słowach. Niby jest we mnie, niby leży na boku, a tak naprawdę szybuje w przestrzeni własnej rozkoszy. Czuje napierające ciśnienie w swoim podbrzuszu, z którym walczy, aby nie wystrzelić zbyt szybko, pomimo swojego postu. Nie udaje mu się, ale na szczęście ja odleciałem przed nim... Przynajmniej tak mi się wydaje, bo mogłem poczuć tylko własną spermę, która wypływała na zewnątrz. Kiedy wyszedł ze mnie, obróciłem się w jego stronę.

Liczyłem, że może coś powie... ale jak zwykle. Liczyłem, ale się przeliczyłem. A szkoda.

Myślałem, że zasugeruje mi chociaż jakąś zniżkę na kawę w Coffee Bistro. Albo co ważniejsze.

Żebym został na noc.

Nie powiedział jednak niczego, tylko nachylił się nade mną, aby móc pocałować moje usta. On nie tylko pachniał i smakował jak kawa, ale dodawał energii jak mocna mała czarna...

- A może teraz napijesz się herbaty? - zapytał anielskim głosem. Pokręciłem głową.

- Na herbacie nie zrobisz swojego latte art. Uwielbiam twoje serduszka.



[THE END]






7 komentarzy:

  1. Ale... ale to jest nieskończone T_T

    Super, podobało mi się~ Strasznie rozśmieszył mnie ten ''Ray'', jakby Ray było za bardzo męskie, więc powstał Rei, hahahs. Albo ''był gruby''. To musi wyglądać komicznie... tu mu żebra widać, dupa wąska i gruby robal. Oby nie trąba słoniowa!

    Jakby ktoś pytał ''czemu nie lubię oneshotów''... no, właśnie dlatego. Bo jest przyjemna historia, a nagle bam, urywa się. Dał mu tą zniżkę na kawę? Rysował mu serduszka na kawie? Zaprosił raz jeszcze? Co mu odpowiedział na kawowe serduszka? Wyprosił go? Został na noc? Na drugi dzień Taka też poszedł na kawę, czy stchórzył? Jeśli nie, to jak wyglądała ich rozmowa? *Musieli się odezwać!*
    Za dużo pytań. Chcę wiedzieć! :c

    Ps. Mam wam za złe, że dodałyście to, jak spałam!
    Świetne, dziękuję i pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale... ale przecież jest THE END! ;x

      Hej, nasz Reita to taka chudzinka! Kiedyś było widać mu żebra, nie zaprzeczycie! Chciałam, żeby było naturalnie, w końcu "gruby robal" (co?! xDDD) składa się z mięśni, które nie są wstanie schudnąć... Z resztą... Ya know... A dobra, daruję sobie. W każdym razie - męski Reita tylko, że nie przypakowany. Idziemy dalej.

      To samo powiedziała mi Allis, więc bardzo możliwe, że kiedyś napiszę sequela. Mam ogólny zarys fabularny, postacie... No właśnie, z postaciami jest problem, bo mam w planach wcielić taką jedną, która jest dość dyskusyjna, a nie chcę, żeby mi zarzucono demencję starczą xD"

      Dlatego mamy kompozycję otwartą, możesz sama sobie odpowiedzieć na pytania! Czy to nie piękne? Tyle zakończeń ilu czytelników? :c

      Go-gomenasai! Musiałam to przejrzeć, czy nie ma większych błędów.
      Pozdrawiam również i przepraszam za niemrawy komentarz, ale czuję się tak, jakbym miała zapaść w sen zimowy~ /Enji

      Usuń
  2. Nie mogłam nie skomentować - zapach kawy mnie tu przyciągnął~
    Pomysł fajny, coś nowego. Podoba mi się. Lubię twory, gdzie postaci nie są muzykami tG, bo to już się zrobiło nudne. Czyta się lekko i przyjemnie.
    Zabrzmi to głupio, ale spodobała mi się część ze skuterem - każdy daje Akirze najnowszy model motoru sportowego lub ekstra samochód za nieziemskie sumy. Za to plus.
    Scena, gdy już są w domu Raya (trzymajmy się tekstu) - zostanie jednym z moich ulubionych opisów seksu.
    Przyczepię się do jednej rzeczy - imię ex-chłoptasia Akiry - brzmi mi nieziemsko sztucznie. Ale być może i taki stwór istnieje, nie znam każdego imienia na terenie JPN.
    Serduszka na kawie były uroczym motywem, miłe zakończenie.
    Weny i pomysłów wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawa... Przydałaby mi się teraz, bo czuję, że zaraz zwinę się w kłębek na biurku i zasnę ;;

      Generalnie zawsze faworyzowałam AU i chyba tylko w przypadku anime, pokuszę się te we właściwych realiach, ale tak to wolę AU. Można stworzyć niemalże wszystko od podstaw ;w;

      Chciałam vespę, ale jest pedałkowata i trochę mała. Uznałam po prostu, że tak po włosku do baristy bardziej pasuje skuterek niż dziki i drapieżny motocykl. Poza tym, skoro ktoś mieszka blisko, to po co ma do pracy podjeżdżać harleyem albo bentleyem? .-.

      He-he *hentai laugh*

      Z tym imieniem pewnie wiąże się jakaś historia. Są dwie opcje. Albo byłam zbyt zmęczona, aby myśleć nad imieniem (a pisałam tego OS koło 2 w nocy) i przekręciłam jakieś konkretne imię, albo to imię jakoś celowo wcieliłam, zapożyczając z jakiejś książki/anime/opowiadania i już nie pamiętam ani po co, ani dlaczego... Zamysł był jeden - miało brzmieć idiotycznie i chyba się udało. xD"
      Przez chwilę jednak kiedy betowałam to faktycznie, chciałam je zmienić.

      Arigatou! Również weny i pomysłów~! /Enji

      Usuń
  3. Super shot ^^ mimo że tylko o seks chodziło, to jakieś takie inne niż normalne tego typu shoty, więc <3 bardzo mi się podobało : D
    //Yūko-3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję. Też mi się wydaje, że wyszło nieco inne niż reszta one-shotów (których wciąż nie potrafię pisać ;x).

      Miło Cię znów widzieć na blogu, Yuuko! Jak mniemam, wakacje były udane ;3 /Enji

      Usuń