*
beta: Aguś,
* gatunek: okruchy życia, obyczajówka,
trochę wątków erotycznych (a w sumie sporo) i socjologicznych (nigdy nie umiem
określić gatunku jednowyrazowo. Albo inaczej: nigdy nie umiem napisać czegoś,
co można określić jednowyrazowo: żadnego one shoot, fluffy… Męczące?)
* ostrzeżenia: seksbranża
(prostytucja), realizm, dwa spaprane życia, dwóch facetów (pracoholika i
artysty bez przyszłości), wulgaryzmy i to dość gęsto; zastanawiałam się nad
recydywą, ale to chyba za mocne określenie na kradzieże sklepowe.
Kolejna niczym nie wyróżniająca
się, bezpardonowa opowieść o półświatku nieletnich, zarabiających ciałem. Jaka
jest geneza ich postępowania? Chciwość czy ostateczność?
Przepraszam, że tak sucho, ale
pisane w… specyficznych warunkach.
Fick dedykuję Sakku, jako że
natchnienie i pomysł przyszły podczas gadulcowych rozważań z nią ;]. Nie wiem,
czy to powód do radości, mieć dedykację pod czymś takim, o takiej treści… no
ale. Jeśli Gocha się cieszy, to ja też :3
DOWNLOAD E-REITUKI:
To
był chujowy dzień. I bynajmniej nie rozchodziło się o jakiś rewelacyjny popyt
kutasów, które dano mu do obciągnięcia, ale raczej ich brak, plus warunki
pracy, jakie dziś mu przysługiwały. Zaczynała się kaminazuki[1].
Słońce w położeniu zenitalnym szczypało w oczy chłopaka, wlewając się przez
szyby atrium przed butikami, znajdującym się przy głównej arterii. Na dodatek chyba
nawaliła klimatyzacja w tym zapyziałym, nijakim centrum handlowym przy
dzielnicy Shibuya – pfu, „centrum handlowe” tylko z nazwy.
Dziś
już nikt tutaj nie przychodził pooglądać przecenione spodnie z zeszłego sezonu.
Obecnie ta galeria była już niczym innym jak handlowo-usługowym sex shopem.
Burdelem w pigułce. Galerianki były przecież jak sex-jidouhambaiki[2].
W drodze do/z pracy, przelotnie zawsze można było zahaczyć o jeden „automat”
(bo tak traktowały swoją pracę panie z branży: automatycznie) i wybrać jedną z
opcji: batonik (ręczne obciąganie) lub lodzik (wiadoma alternatywa). Rzadziej w
skąpym menu znajdował się furu kōsu[3].
Kiedy
jeleń zdecydował się już na wybraną usługę (chociaż najczęściej każdy klient wcześniej
wiedział czego chce lub – częściej – na co go stać), scenariusz był jednorodny:
wpłata (jaki automat najpierw wydaje towar, a potem oczekuje na kasę?) w
postaci rzeczowej, ale zdarzali się desperaci, którzy oferowali walutę z braku
laku. Potem chronologicznie: kabina w męskim, ekspresowa robótka i
orgazm-instant. Żadnego pożegnania. Kto żegna jidouhambaiki poza
schizofrenikiem?
Ruki
nienawidził kaminazuki, ale dawała ona szersze możliwości i swobody –
zawsze mógł wyjść w teren niż wychładzać organizm przy ruchomych schodach w
przeciągu klimatyzacji. Kto poprosiłby zasmarkaną galeriankę o zrobienie loda?
To łamało przecież podstawowe zasady higieniczne. Jeszcze śmieszniejszą sprawą
byłaby galerianka życząca sobie zamiast botków, krople na katar lub
antybiotyki. Rukiego nie było stać na samodzielne opłacanie sobie dodatkowych
luksusów jak lekarstwa. Ledwo starczało mu na czynsz i jakieś-tam-żarcie –
chociaż lepiej nazwać jego racje żywnościowe po prostu „karmą”.
Chłopak
stał przy swojej zwyczajowej miejscówce – niedaleko fontanny, która bardziej
przypominała spryskiwacz ogrodowy albo jeszcze bardziej sikającego penisa –
bynajmniej dla osoby ze skrzywieniem zawodowym Rukiego.
Ssał
w buzi malinowego lizaka. Nie tylko dlatego, że lubił słodycze, ale był to
sygnał, znak wodny jego branży. Bonusowo ubarwiał tą banalną czynność niemal
pornograficzną manierą. Nie tyle lizał lizaka, co uprawiał z nim seks oralny.
Okrążał językiem swoje usta, kołował nim bezwstydnie po wyjętym lizaku, po czym
uśmiechał się sztucznie do przechodniów płci męskiej. Jedni szli dalej,
ignorując go – i zapewne byli to zdrowi faceci z wyczulonym wskaźnikiem
moralności i bez dewiacji typu efebo-, nimfo- czy pedofilia. Drudzy patrzyli
pogardliwie na jego wyuzdane zachowanie i przeganiali do szkoły, grożąc
policją. Inni – zatwardziałe heteroświnie – odwracali głowę w kierunku
dziewcząt, które afiszowały się z fotkami z purikury[4]
ich wydepilowanych specjalnie do zdjęcia, różowych cipek. Chociaż
ekshibicjonistyczne gówniary, autorki całej porno fotogalerii na piętrze,
cenniki miały wygórowane i tak były bardziej „zjadliwe”.
Taka
już była potęga silikonowych piersi. Pewnie gdyby Ruki miałby cycki, nie stałby
teraz i nie przegrzewał moszny w tym podupadłym centrum, ale pozowałby do
jakiejś sesji do katalogu z damską bielizną. Na razie ze swoim kurduplastym
wzrostem mógł z powodzeniem reklamować tylko majteczki chłopięce w przedziale
wiekowym 6-13 lat. Do bielizny męskiej brakowało mu „medialnego” penisa – czyli
takiego, co spełnia nie tyle standardy krajowe, co zachodnie. Ale Ruki nie
użalał się nad sobą. Nie był z tego powodu upośledzony. Brał tyle, ile mu
oferowano jak na jego warunki fizyczne. Nie wybrzydzał.
Chociaż
bezdyskusyjnie był facetem, to wśród rzeszy jego klienteli nie było żadnej
kobiety. Jeden, jedyny raz – i na szczęście ostatni – obsługiwał dziewczynę.
Sam nie znał dokładnie przyczyny jej wizyty. Stanęła pewnego dnia przed nim
drobna, zafarbowana na bursztynowy rudy, kołując żałośnie dużym palcem u nogi
po podłodze. Mogła mieć najwyżej osiemnaście lat, chociaż upierała się przy
dwudziestu dwóch – Ruki postanowił jej nijak nie legitymować, bo byłoby to
żenujące dla nich dwóch. Z litości zaproponował układ – farba do włosów,
identyczna do tej, jaką sobie zaaplikowała, w zamian za palcówkę. Po podobnym
doświadczeniu – a raczej z racji wcześniejszego jego braku – postanowił zamknąć
swój warsztat dla pań. Nie poszło mu źle, jeśli chodziło o spełnienie zlecenia,
ale było to wyraźnie zawstydzające. Z roli pracownika, czuł jakby zamienił się
w klienta, w dodatku był to jedyny raz, kiedy mu stanął w pracy. Nie mógł sobie
pozwolić na takie wpadki, bo to mąciło cały profesjonalizm.
Chyba
wśród kolejnych przechodniów w końcu wyłowił jednego zainteresowanego.
Salaryman w czarnym i nudnie nieoryginalnym garniturze zatrzymał się chwilowo,
jakby chciał sprawdzić czy nie rozwiązał mu się lakierek, spozierając niepewnie
w stronę Rukiego. Chłopak, widząc jego niezdecydowanie, odwrócił się aluzyjnie
tyłem i poprawił na swoich pośladkach ciasno opięte rurki. Pracownik przełożył
swoją skórzanopodobną aktówkę do drugiej ręki – nie wiadomo czemu ten gest miał
służyć – i w końcu odważył się podejść w stronę mizdrzącego się chłopaka.
– Ile? – zapytał konspiracyjnie, czym wywołał
na ustach Rukiego przebiegły półuśmieszek. Mozolnie wysunął ze swoich ust
lizaka, niespiesznie oblizując ostatni raz, aby narobić apetytu przyszłemu
klientowi.
– Zależy, na co masz ochotę… – odpowiedział
wolno, wyciągając patyczek w stronę mężczyzny.
Salaryman
milczał, jakby się namyślał nad konsekwencjami finansowymi swojego
przedsięwzięcia. Ruki widząc brak współpracy ze strony mężczyzny, postanowił go
odrobinę pobudzić… Otaksował go wzrokiem od stóp, do końcówek jego postawionych
włosów. Był szczupły, schludny, zadbany – zapewne dopiero szedł do biura i
chciał zrelaksować się przed dniówką za komputerem (najwidoczniej samo
oglądanie pornografii w godzinach pracy wcale mu nie pomagało). Mężczyzna był
farbowanym blondynem z ciekawą fryzurą, dość wysokiego wzrostu – strzelał, że
może mieć 15 cm
w zwodzie, ewentualnie plus minus dwa centymetry. Ruki zastanawiał się, co
miałby jako-taką ochotę mu zrobić, bo był ciekawym okazem. Z nudów chyba nawet
mógłby się posilić na loda z własnej, nieprzymuszonej woli. Chciałby usłyszeć
jak barwnie będzie jęczał – tak, zdecydowanie ktoś taki, jak on musiał być
głośny. Czasem było to żenujące, czasem urozmaicało jego pracę. Przyjemnie było
słyszeć pochwały na temat jego sprawowania.
– Może lizaka? – wyartykułował tą kwestię przygryzieniem
główki cukierka.
– Ettoo…
– Nie masz ochoty na lizaczka?
– Mam, ale…
Ruki
westchnął.
– Tak, byłem szczepiony. Tak, depiluję się.
Nie, nie przenoszę syfów – wyrecytował od niechcenia. – Pokazać bliznę po
szczepieniu? Na pośladku?
– Sam obejrzę.
Chłopak
uśmiechnął się mimochodem, ogłaszając sukces.
– Rozumiem, że chcesz czegoś więcej…
– A ty, czego byś chciał? – odbił piłeczkę.
Chyba nie chciał na głos korespondować o tym, co miał za chwilę zrobić mu Ruki.
Straszny wstydniś. Może to i lepiej. Nie był napalonym, rozwiązłym dupkiem. I
nie był żonaty ani zaręczony – nie miał obrączki na palcu.
– Myślę, że przydałby się jakieś okulary
przeciwsłoneczne, bo ocipieję. Strasznie mnie razi.
Ruki
wziął pod rękę biznesmena, uśmiechając się czarodziejsko. Mężczyzna miał duże,
chropowate dłonie – na krótką chwilę przeraził go ich dotyk. Zupełnie inne, niż
mają pracownicy biura. Takich palców nie zyskuje się przez monotonne klepanie w
klawisze i potajemną masturbację pod sekretarzykiem. Ale co najważniejsze –
były cieplutkie. Ręce Rukiego z reguły bywały chłodne. Jedni to lubili –
wzdychali, czując tą różnicę temperatur na swoim penisie – drudzy zaciskali
zęby. On jednak trzymając tą męską dłoń na krótką chwilę poczuł jak nawiedza go
ochota, aby poczuć swoje prącie w jej wnętrzu. To gorąco między i w palcach…
Sprawiałoby, że topiłby się, kiedy by go tarł.
Wprowadził
swojego sponsora do jednego z butików. Ostatnio widział tam ciekawą kolekcję
okularów przeciwsłonecznych po obniżonej cenie z racji zakończenia sezonu
wiosennoletniego.
Podeszli
do stojaków z wystawionym asortymentem i Ruki od razu poderwał okulary, które
akurat rzuciły mu się w oczy. Zanim nasunął je na nos, obejrzał dokładnie z
każdej strony.
– Podobają ci się? – zapytał jelenia,
pokazując okulary pierwszego wyboru.
– Chyba są zbyt ozdobne, jak dla mnie. Nie grają
z poważnym stylem…
– Wcale nie. Metalowe wstawki będą pasować do
twojego ponurego garniaka. Trochę go rozświetlą. Wyglądałbyś jak alfons –
mrugnął filuternie i już wspiął się na paluszki, aby nałożyć mu okulary, ale w
pół ruchu zauważył, że przeszkodzi mu w tym maska chirurgiczna na twarzy.
– Nie jestem alfonsem – poprawił Rukiego. – To
ja ci płacę…
– Ale ty jesteś marudny – wygiął usta
znudzony. – Wezmę inne. Te nie będą mi pasować do owalu twarzy.
– A które będą?
– Hm – chłopak postukał się po dolnej wardze,
przesuwając spojrzeniem powoli po żeberkach podstawki. Przy okazji zaczął
poprawiać sobie zjeżdżające wyzywająco z bioder rurki, naciągając mozolnie na
pośladki. Salaryman położył swoje spojrzenie na jego tyłku. – Chyba te z
białymi oprawkami…
Ruki
stanął na palcach u stóp, wyprężając się jak kot, aby sięgnąć po okulary na
ostatniej półce. Mężczyzna oblizał dolną wargę, patrząc na ściśniętą materiałem
i wysiłkiem pupę chłopka.
– Pomogę ci – zaoferował salaryman, niby to
bezinteresownie…
Taa,
bezinteresownie… – mruknął do siebie w myślach, czując jak przysuwa do
niego swój owy „interes”, ocierając się nim o jego pośladki. Ruki przymknął
powieki, bo przeszył go ciepły dreszcz. Tak, wyraźnie było czuć „to” przez
materiał.
– To te? – zapytał mężczyzna, pokazując
chłopakowi jakieś damskie okulary. Ruki zamrugał powiekami. Wyraźnie się z nim
droczył, bo dokładnie mu pokazał, który model go interesuje.
– Nie, to nie te – uśmiechnął się przebiegle.
– Chodzi mi o te z białymi oprawkami. Czy mógłbyś mi je zdjąć? Tam, na
ostatniej półce. Ja chyba nie dosięgnę.
Mężczyzna
nie musiał nawet spoglądać, które mu pokazuje. Posłusznie podał je blondynowi,
ponownie ścierając się z jego pośladkami.
Jeszcze
trochę, a mu stanie – pomyślał z triumfem. – Skoro chciał się poocierać,
to pobawimy się odrobinkę…
Nałożył
okulary na nos i przyjrzał się pobieżnie w lusterku.
– Nie, nie podobają mi się. Odłóż je –
stwierdził wybrednie, nawet dobrze się nie przyjrzawszy swojemu odbiciu.
Mężczyzna
musiał wyczuć, że sprowokował go niepotrzebnie do igraszek, mimo to bez
komentarza spełnił jego prośbę, po raz kolejny przesuwając penisem wzdłuż jego
tylnych partii.
– Hm, a może te z dołu by pasowały? –
wymruczał do siebie, schylając się tak, aby wypiąć swój kuszący tyłek w stronę
sponsora.
Mężczyzna
odchrząknął, usunął się nieco w tył i naciągnął mocniej marynarkę na swoje
jądra, mówiąc niewerbalnie pass. Ruki powątpiewał, aby mu stanął, ale i tak ten
gest mocno go rozbawił.
– Zdecydowałeś się już? – ponaglał go, zdając
sobie zapewne sprawę, że czas ucieka nieubłaganie i lada chwila może się
spóźnić.
Ruki
stosował ten chwyt niejednokrotnie, przedłużając swoje zakupy, ile tylko
pozwalała cierpliwość jelenia – wszystko po to, aby pozostało mu jak najmniej
„godzin pracy”. Bojący się karygodnego spóźnienia do biura pracoholicy musieli
później jak najbardziej sprężyć się, aby dojść – w obu tego słowa znaczeniach. Chłopak
korzystał z tego tricku wtedy, kiedy miał do czynienia z ludźmi… a raczej
humanoidami, istotami człekokształtnymi, tudzież reliktami australopiteków. A
mówiąc bardziej potocznie: z brzydalami.
Mężczyzna,
który właśnie stał za jego plecami (czy też tyłkiem) i upominał, aby się
sprężył, nie wyglądał wcale w sposób tabu, jakby to określiły media. Innymi
słowy – dało się na niego całkiem swobodnie popatrzeć. Młody, nie za wysoki,
nie za niski, szczupły, elegancko ubrany, chociaż dość wielkomiejsko. Jego
twarz zdradzała cechy androgeniczne – być może dlatego Ruki z przyjemnością
będzie patrzył jak oddaje się rozkoszy podczas ssania jego fiuta.
Wybrał
w końcu okulary średnio pasujące do niego stylistycznie, ale miał nadzieję, że
w jego pokaźnej garderobie (bo jego szafa nie tylko była szafą) znajdzie się
coś dopasowanego.
Wyszli
z butiku do głównej arterii. Ruki przesunął nowe okulary na czoło, aby móc
przyjrzeć się swojemu klientowi. Wyglądał na zdenerwowanego – trochę jak uczeń
idący na swoje pierwsze wagary.
Już
ja go rozluźnię – pomyślał z satysfakcją i chwycił za rękę swojego
jelenia. Z potulnym uśmiechem
zaprowadził go do męskiej toalety, na drugim piętrze. Zniknęli za drzwiami
oznaczonymi trójkątem. W pomieszczeniu chuchnęła na nich klimatyzacja. W
kabinach o tej porze nikogo nie było – pora masowych nacisków na pęcherz
rozpocznie się o 12.00 po przerwie śniadaniowej. Wyborny czas.
Ruki
odwrócił się do salarymana i wciągnął go do kabiny – położonej najdalej od
wejścia, co czyniło ją najlepszym warsztatem jego robótek. Zatrzasnął zasuwkę w
drzwiach. W środku było mało miejsca, ale wystarczająco dla osoby jego
gabarytów.
Pokiwał
głową znacząco i przysunął się do swojego klienta. Nie było czasu do stracenia.
Czas to pieniądz – motto jego branży. Rozpiął mu koszulę i zaczął wodzić ustami
po jego sutkach. Mężczyzna westchnął, kiedy język chłopaka okręcał się po
brodawkach. Złapał jego twarz w dłonie i przysunął się do ust Rukiego, które
rozwarły się zaskoczone, kiedy wsunął mu w nie język. Całował go mocno,
przyciskając do swojego ciała. Chłopak odsunął się zdecydowanie, oblizując wargi.
– Bez całowania – ostrzegł go.
– Przepraszam. Nie mam takiego doświadczenia
jak ty – mruknął gardłowo, ale potulnie.
– Z czasem nabierzesz, tygrysie – syknął mu w
usta, rozpinając jego rozporek. Szybkim ruchem wszedł ręką w spodnie mężczyzny,
sprawiając, że ten stęknął. – Twoja rola jest łatwa. Po prostu stój – mruknął,
chwytając za jego prącie i zaczynając posuwać ręką.
Klientowi
stężały mięśnie twarzy. Oparł się o kabinę. Do jego nagiej klatki przywarł
drobny korpus Rukiego. Delikatna dłoń pocierała sztywniejący narząd, dopóki nie
zaczął sam stać. Nie wiedzieć czemu, ale kiedy zobaczył jego kutasa cała ta
fascynacja jego osobą mu przeszła. Stracił swój entuzjazm. Czego więc się
spodziewał? Fiut jak fiut. Sztywny, różowy, czasem żylasty…
Posłał
mu przenikliwe spojrzenie, patrząc w jego oczy, kiedy klękał przed nim.
Mężczyzna również na niego patrzył. Także wtedy, kiedy oblizywał jego męskość
kolistym ruchem i pochłonął ją. Salaryman zacisnął usta. Nie wydał żadnego
odgłosu, ku zdziwieniu Rukiego. Postanowił zrobić wszystko, aby doprowadzić
tego nudziarza do jęczenia jak dziwka.
Zaczął
ssać monotonnie jego szczyt. Zacisnął wokół niego podniebienie i zaczął
poruszać głową w tył i przód. Nadal było głucho. Mężczyzna wplótł dłonie we
włosy chłopaka i zaczął je delikatnie szarpać.
Ruki
ścisnął jego jądra, wciągając penisa ustami i wypuszczając. Rozluźnił gardło i
włożył go w przełyk. Ruszał głową, manewrując nim w swoim wnętrzu. Ssał go bez
pamięci. Tak bardzo się tym pochłonął, że nawet nie zauważył, jak doprowadził
go do końca. Przełknął jego spermę jednym haustem i odsunął niepocieszony. Był
z siebie niezadowolony. Jego klient nawet nie stęknął. Oddychał ciężko, ale był
twardy jak skała. Niewzruszony. Cóż za nudziarz! Ruki poczuł w sobie
wzbierający nieuzasadniony, szczeniacki gniew.
Wykrzywił
swoją twarz grymasem. Mężczyźnie to nie umknęło, mimo że był zajęty zapinaniem
rozporka.
– Nie zasmakowałem ci, co? – zapytał cicho,
półżartobliwie.
– Spoko, nie przyprawiałeś mnie o odruchy
wymiotne. Wiesz… nie wkładałeś go po migdałki. A uwierz, zdarzali się tacy –
wzruszył zobojętniale ramionami. – Więc nie było źle.
Kiedy
klient doprowadzał się do porządku, trwała między nimi tandetna cisza.
Wymuszona, trochę nie na miejscu.
– Jestem Akira – wypalił w przypływie
szczerości. – Suzuki Akira.
Ruki
ściągnął do siebie brwi. Że co proszę? A po co zdradzał mu dane personalne?
– Ojej. Może jeszcze się wymienimy
wizytówkami![5] Cholera,
chyba nie wziąłem swoich… zaraz. Ja nie mam wizytówek – złapał się teatralnie
za głowę i roześmiał nieuprzejmie.
– To źle. Nie robisz sobie reklamy – skwitował
to beznamiętnie.
– Zboczeńcy są wszędzie. Nie potrzebuję
billboardów – odpowiedział mu, odblokowując kabinę.
– Nie jestem zboczony.
Akira
spojrzał wnikliwie w oczy Rukiego, jakby chciał mu coś telepatycznie przekazać.
Chłopak nie zrozumiał – nie umiał czytać w myślach. Tak samo, jak nie umiał
wielu innych rzeczy – i wcale nie zamierzał się ich uczyć. Teraz, kiedy poznał
imię swojego nowego klienta był pewien, że będą spotykać się częściej. Tak
bynajmniej podpowiadał mu zdrowy rozsądek. Ile było w tym prawdy?
W
ten sposób poznał więc Suzukiego Akirę. Ponurego, zagadkowego salarymana, który
pomimo swojej pospolitości… Jak to Ruki ocenił w swojej blond czuprynce „był
jakiś dziwny”.
[1] Okres październikowowrześniowy, gdy niebo w
Japonii jest bezchmurne.
[2] Jap. automaty, najczęściej z napojami lub
przekąskami (chociaż w Japonii asortyment sięga aż po kondomy, podpaski i leki
na ból głowy).
[3] Od ang. full course czyli pełny zestaw.
[4] Butka fotograficzna, najczęściej w pasażach
handlowych.
[5] Japońska „tradycja”. Mówi się, że wizytówka w
Japonii jest postrzegana jak dusza. Mówiąc krótko, to coś bardzo ważnego.
Woah *.* kocham cię za to i blagam o więcej! Niby o prostytucji, a już mi się podoba. *.*
OdpowiedzUsuńPlease pisz szybko!!!
taionnoakarigazette.blogspot.com
//Yuuko-san
Ha, ostatnio zaczęłam myśleć ''kiedy tu pojawi się suckboy'' i booom! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to będzie dokończone.
Co za intuicja.
UsuńMimo wszystko lubię tego ficka, kiedyś miałam pomysł na kontynuowanie go, ale muszę go całkowicie zmienić, bo będzie przypominał BORDERLINE, a tego nie chcę. Także czekam na zastrzyk pomysłów, tym bardziej, że sponsoring to temat rzeka~ /Enji c;
Okej, skoro już czytam, chyba wreszcie powinnam napisać jakiś komentarz.
OdpowiedzUsuńEnji, Ty utalentowana bestio! Nie wiem, jak to robisz, ale potrafisz mnie wciągnąć w każde swoje opowiadanie. Nigdy nie byłam fanką sesji - schemat cofania się z punktu widzenia bohatera A do punktu widzenia bohatera B mnie męczy - ale reszta Twoich "dzieci" jest świetna. Wydajesz się oczytana, nie ulegasz schematom i potrafisz ciekawie wykreować swoje postacie. Gratulacje~
Jednak nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pomarudziła. Zwróćcie uwagę - tu zwracam się do obu autorek bloga - na słowo "tę". W języku pisanym nie mówi się (pisanym... mówi? .-.) "tą książkę" (w mówionym, ku mojemu wielkiemu ubolewaniu, jest to dozwolone). Anyway, jeśli słowo kończy się na "ę", używamy słowa "tę". I koniec kropka~
Inna sprawa to słowo "bynajmniej" będące wzmocnieniem zaprzeczenia. Na początku tekstu było użyte poprawnie, pod koniec coś się powaliło. "Tak bynajmniej podpowiadał mu zdrowy rozsądek." A może nie wyczułam jakiejś ironii? Chociaż w takim wypadku też by to było niepoprawne. Przynajmniej tak mi się zdaje, specem nie jestem.
W każdym razie pozdrawiam i życzę weny.
Nie tyle zdolna, co po prostu wyćwiczony wyjadacz... Ćwicz, a będzie Ci dane~
UsuńBardzo mi miło! Zakładam, że czytałaś więcej moich opowiadań Cieszę się, że skusiłaś się na komentarz, to bardzo motywuje takiego lenia i nieroba jak ja... I przepraszam, że teraz będę troszkę niegrzeczna, ale mogłabyś podać nicka pod jakim Cię skojarzę (tylko Enji nie zna swoich znajomych...)? Nazwa Twojego konta niewiele mi mówi, gomene :<. A wiem, że musimy się znać, bo... bo tak! Intuicja mi to mówi (i Twoje bio na G+).
Tak, sesje potrafią być męczące. Też nie lubię tej inwersji czasowej w tego typu tekstach, staram się to minimalizować, ale często jest nie do zdarcia, szkoda, bo jestem sentymentalna, jeśli chodzi o sesje. Zawierają one coś, czego sama nie potrafię zaaranżować. Improwizorkę!
Przepraszam, ten fick ma (żeby nie skłamać) chyba koło 2-3 lat i moja wiedza z polskiego chyba troszkę ewoluowała (mam nadzieję! W końcu zdałam roz. pol. na 80% uff...), także chyba w nowszych tekstach bardziej panuję nad gramatyką. Na pewno już widzę różnicę między "bynajmniej" i "przynajmniej", co mnie cieszy. A ta zasada z "tę" na pewno się przyda! Wydaje mi się, że u mnie to wciąż intuicyjne, ale przyznam się, że mam do teraz kłopoty z odmianą niektórych rzeczowników. A fe.
Jeszcze raz dziękuję za poprawę i prosiłabym o przedstawienie się (chociaż mi głupio, że mam pustkę w głowie, z kim wymieniam komentarze ._.) <3 /Enji
Jestem zaskoczona, jak Ruki umie ocenić ile będzie miał w zwodzie jego klient XD. Prawda jest pokazana w tym opowiadaniu, zwłaszcza w takich upadłych dzielnicach, gdzie czai się od kurew.
OdpowiedzUsuńTo w CV się nazywa "doświadczenie zawodowe" albo "umiejętności". Chłopczyna po prostu obeznany w fachu ;D
UsuńDziwne, nigdy nie widziałam galerianki u mnie w mieście. Nie, żebym chciała... A propos. Mam burdel po drugiej stronie ulicy. Nie wiem, po co to mówię...
Aha! I dziękujemy bardzo za wiadomość <3 ale o tym szerzej, kiedy już odpiszemy na nią. c; /Enji
O rany! *.* Podpisuję się pod wypowiedzią pierwszą. JA CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!!!!! Ale mi narobiłyście smaczka, nie ma co. Na prawdę. Nie przez sam fakt, że mu to zrobił, ale tematyką i sposobem opisywania zdarzeń - bo to było wszystko takie suche, za suche i to mi się podobało (w sensie ta bezuczuciowość). Chciałabym, by akcja się jakoś rozwinęła, oczywiście też, by Ruki potem rzucił ten biznes dla Akiry, może i nieco dramatyzmu też (i zapewne tak będzie). No, taaaak... Był jego klientem, ale nie do końca ogarniam Akirę. No, bo zapłacił mu, potraktował tak jak każdy, jak po prostu męską dziwkę i nic więcej, chciał to z nim zrobić, po czym daje mu aluzje, że on chce go poznać, nie jest zboczeńcem. W sumie to nadal zastanawiam się nad zdaniem, co też chciał mu telepatycznie przekazać, bo nie rozumiem, co chciał mu przekazać po jednorazowym numerku?
OdpowiedzUsuń